ememkablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(55)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ememka.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:2468.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:163:45
Średnia prędkość:15.07 km/h
Maksymalna prędkość:54.00 km/h
Suma podjazdów:4520 m
Suma kalorii:780 kcal
Liczba aktywności:62
Średnio na aktywność:39.81 km i 2h 38m
Więcej statystyk

Edynburskie festiwale

Sobota, 30 sierpnia 2014 Kategoria Po miescie, W towarzystwie
Km: 32.60 Km teren: 0.00 Czas: 02:11 km/h: 14.93
Pr. maks.: 33.60 Temperatura: 19.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Mieszczuch Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś postanowiliśmy przejechać się na Edynburską plażę ponieważ tam, na promenadzie miał odbywać się Big Beach Busk. Impreza podczas której różni artyści i muzycy amatorzy rozstawiają się na promenadzie i grają, na wszelkiego rodzaju instrumentach. Jednak, aby się tam dotać musieliśmy przejechać przez pół miasta. Postanowiliśmy pojechać może nieco dłuższą, ale za to bardzo przyjemną i spokojną trasą, czyli ścieżką rowerową wybudowaną w miejscu dawnej linii kolejowej.



O ile jazda ścieżką była dość przyjemna, mimo sporego ruchu zarówno innych cyklistów jak i pieszych (tak naprawdę jest to ciąg pieszo - rowerowy), to jazda ulicą to nieustanna walka i to nawet nie z samochodami co z innymi rowerzystami, a nawet motocyklistami! Ale po kolei - ze ścieżki musieliśmy wjechać na ulicę, chwilę nam to zajęło, bo ruch był spory i musieliśmy przepuścić wiele samochodów. Ok, spokojnie i nieśpiesznie dojechaliśmy do skrzyżowania, doganiając wszystkie te samochody. Staneliśmy na czerwonym, przed nami para rowerzystów, dziewczę w rozmiarze "6", spd, wypasiony rowerek, koleś też na jakimś lepszym sprzęcie. Myślę sobie, spoko nie będę się przepychać i wciskać na "pole position" w końcu jadę na mieszczuchu. Czekamy, zalapa sie żółte, zielone ruszamy, a dziewczę zamiast depnąć na tym swoim wypasionym rowerku, ledwo naciska te pedały i jedzie w żółwim tempie, a koleś zamiast jechać przed ub za nią, chyba byli na randce i dziewczyna bardzo mu sie podobała i nie mógł jej spuścić z oczu - jechał obok niej. Ulicą, gdzie jest spory ruch, przy krawężniku stoją zaparkowane samochody, a oni jak gdyby nic jadą sobie parami. To my, nawet na ścieżce rowerowej, nie jechaliśmy obok siebie, żeby nie utrudniać innym poruszania się, a ta parka ruchliwą ulicą jedzie sobie zajmując prawie szerokość pasa, zadowoleni z siebie i nieświadomi że komukolwiek przeszkadzają. Koleś w ogóle nie wiedział za co na neigo dzwonię i o co mi w ogóle chodzi ;) no masakra jakaś! Wkurzyłam się, wyprzedziłam to wlokące się i zapatrzone w siebie towarzystwo i ani się obejrzałam, a na liczniku mojego mieszczucha były 33km/h. 



Ale na tym nie koniec przygód;) Na tym samym odcinku natkneliśmy się na pewnego motocyklistę, którego najpierw przezpuściliśmy wbijając się na ulicę, a następnie staliśmy razem z nim na światłach razem z tą nr "6". Ruszyliśmy, każdy sobie jedzie, ja wyprzedzam tych na rowerach, dojerzdżamy do kolejnych świateł, a tam stoi też motocyklista. Światła się zmieniają jedziemy, następne światła, stoimy razem z motocyklistą. Ruszamy, jedziemy, kolejne światła, motocyklista się już chyba lekko wkurzył, bo ominął samochdy pasem dla rowerów i stanął w śluzie rowerowej i jak do tej pory te "wyścigi" mnie bawiły, tak to mnie bardzo wkurzyło. Dojechałam na światła i ponownie ustawiłam się przed nim. To go chyba ostatecznie wkurzyło bo przygazował, a ja już byłam nieco zmęczona i na następnych światłach już go nie dogoniliśmy, ale niewiele brakowało;) Także jazda po mieście samochodem czy w tym wypadku motocyklem sprowadza się do średniej kilkunastu km/h ;) 
Nieco zmęczeni tymi przepychankami i jazdą po ulicach dojechaliśmy nad zatokę i na edynburską plażę. 









Na deptaku był spory ruch także nie dało się jechać i ten odcinek musieliśmy się przespacerować. Było jednak na co popatrzeć i czego posłuchać więc wcale się nam nie nudziło.







Po tym jak skończyliśmy spacer nadmorską promenadą, postanowiliśmy pojechać na Leith na Mela Festival. Okazało się jednak, że na festiwal trzba kupić wejściówki, a na dodatek kolejka była strasznie długa. Co więcej na teren festiwalu nie można był wprowadzić rowerów, więc to wszytko nas zniechęciło i nie zdecydowaliśmy się na wejście. Zamiast tego posiedzieliśmy sobie chwilę w parku i wypiliśmy po piwku. Przyuważyłam także jedną panią, która pouczała dziecko, aby rzucać śmieci pod drzewko. No tak mnie to zirytowało, że zwróciłam jej uwagę, żeby nie śmieciła, że kosze na śmieci są w pobliżu, udała że w ogóle nie wie o co mi chodzi. I jeszcze mi pogroziła, że ja tu w parku piję alkohol, na co ja jej, że mogę, to piję ( tu nie ma zakazu spożywania alkoholu w miejscach publicznych). Jak widzicie debili nie brakuje i niestety wszędzie aż się od nich roi:/ Uff.



Do domu potanowiliśmy wrócić taką samą drogą, czyli ścieżką rowerową. Po drodze zatrzymaliśmy się na drobne zakupy. 



Acha, i jeszcze na zakończenie wszędzie w mieście można natknąć się na propagandę związaną ze zbliżającym się szkockim referendum. Kampania "Yes" jest bardzo silna i wszechobecna w przeciwieństwie do kapmanii "No". Bardzo jestem ciekawa wyników referendum, a to już za niecałe 3 tygodnie.


Rowerem po mieście

Niedziela, 3 sierpnia 2014 Kategoria W towarzystwie, Po miescie
Km: 24.50 Km teren: 0.00 Czas: 01:49 km/h: 13.49
Pr. maks.: 37.00 Temperatura: 20.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 780kcal Podjazdy: 950m Sprzęt: Mieszczuch Aktywność: Jazda na rowerze
W niedziele po raz pierwszy w tym roku udało się nam razem wybrać na krótką przejażdżkę po mieście. Ja na swoim nowym mieszczuchu, muszę przyznać, że jeździ się na nim rewelacyjnie ;)
Postanowiliśmy przejechać się trochę po mieście, odkryć nowe miejsca i nowe ścieżki rowerowe.
Najpierw podjechaliśmy pod górę Arthura i zjechaliśmy w dół wzdłuż Salisburys Craigs na drugą stronę Parku Holyrood.


I tak klucząc nieco po mieście dotarliśmy w miejsce, w którym jeszcze nigdy nie byliśmy, a mianowicie do parku Lochend. Kiedyś była to posiadłość ziemska, znajdował się tu zameczek, a później duży dom właścicieli tych terenów. Do dziś zachował się jedynie gołębnik, gołębie były wówczas powszechnie hodowane i stanowiły podstawowy składnik diety.




Jadąc ścieżką rowerową wybudowaną w miejscu dawnej linii kolejowej, która wije i kluczy między osiedlami dojechaliśmy prawie nad zatokę. Udało się nam przejechać nowym mostkiem, dzięki któremu zjechaliśmy do parku Leith Links, gdzie ponoć narodziła się gra w golfa.



Tuż obok znajdowały się ogródki działkowe, gdzie wypatrzyliśmy takie oto ogromne osty - oset jest symbolem Szkocji.

Z północnej części miasta wróciliśmy do domu inną ścieżką rowerową, podobnie jak poprzednią zbudowaną w miejscu dawnej linii kolejowej. Na zdjęciu poniżej widać jeszcze zachowany peron, a budynek na wiadukcie, to dawna stacja kolejowa.

A tu inny fragment ścieżki.

I tak sobie jadę i rozglądam si na boki ;)

Wycieczka była bardzo udana, choć parę razy zmoczył nas przelotny deszcz. Jazda była bardzo przyjemna, choć muszę przyznać, że po przejechaniu tych 20 kilometrów czułam się nieco zmęczona, ale to chyba z braku kondycji ;)



Na zakupy

Sobota, 28 grudnia 2013 Kategoria W towarzystwie, Towarowo, Po miescie
Km: 7.34 Km teren: 0.00 Czas: 00:29 km/h: 15.19
Pr. maks.: 25.60 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Po raz pierwszy po ponad miesiacu wsiadlam na rower. Mimo ladnej i dosc cieplej pogody okutana bylam na maksa, lacznie z kominiarka naciagnieta prawie pod oczy, a to wszystko po to, aby ochronic moje biedne drogi oddechowe. Jechalam powoli i ostroznie, spacerowo, rekreacyjnie, sprawdzajac swoje mozliwosci po chorobie i dluzszym okresie niejezdzenia. Wybralismy sie na krotka przejarzdzke do centrum handlowego w celu kupienia prezentu dla znajomych do ktorych wybieramy sie na Sylwestra. Zakupy bardzo owocne, co mnie bardzo uszczesliwilo:) 
Jazda rowerem - rewelacyjna! Strasznie mi tego brakowalo! Mam nadzieje, ze po nowym roku zaczne juz normaknie i regularnie jezdzic:)

Rok zamykam z nizbyt imponujacym wynikiem, ale niestety nie udalo sie wykrecic wiecej :( Moze w przyszlym bedzie lepiej - trzymam kciuki;)

Z Dunbar do Edynburga

Niedziela, 21 lipca 2013 Kategoria Długodystansowo, W towarzystwie
Km: 65.00 Km teren: 0.00 Czas: 04:05 km/h: 15.92
Pr. maks.: 44.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Po spokojnej i dobrze prespanej nocy, niespiesznie zjedlismy sniadanie, zmienilam detke i zaczelismy sie zbierac. Jechalo sie dobrze, lekki wschodni wiatr pomagal, po poludniu wzmogl sie i pomagal jeszcze bardziej;)

Drogowskaz na sciezce rowerowej kawaleczek za Dunbar



Mijalismy takie oto sielskie krajobrazy



Ponownie boczne drogi



Hailes Castle



Sciezka rowerowa z Haddington do Longindrry w miejscu dawnej linii kolejowej, odcinek ten ma 6km.



Postoj na lunch



Przyplyw rozbijajacy sie o nabrzeze pod Mussleburgiem, w tle juz Edynburg



Nasze rumaki i relaksik ;)



Dzikie stada labedzi i innego ptactwa u ujscia rzeki w Esk w Musselburgu.



Kladka nad nieistniejaca linia kolejowa w okolicy Newcraighall.



http://www.bikemap.net/en/route/2248150-dunbar-to-edinburgh

Krotka wycieczka do Anglii

Sobota, 20 lipca 2013 Kategoria Długodystansowo, W towarzystwie
Km: 100.00 Km teren: 0.00 Czas: 07:17 km/h: 13.73
Pr. maks.: 44.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Kolejna blyskawicznie zaplanowana wycieczka. Jeszcze w piatek odbieralam drugi rower z serwsu, jezdzilam po miescie w poszukiwaniu karimat i zamawialam bilety na pociag na nastepny dzien ;) Tym razem, o dziwo bogowie mi sprzyjali, rower byl gotowy, karimaty udalo mi sie kupic takie jakie chcialam w pierwszym sklepie (!), a bilety nabylam po najnizszej mozliwej cenie (£4,50);)
Udalo sie nam wyruszyc w sobote skoro swit. Pociag o 7.00 do Berwick-upon-Tweed i juz 45 minut pozniej bylismy na miejscu. Objechalismy, wciaz uspione miasto, przejechalismy sie po murach miejskich i po drugiej stronie rzeki zatrzymalismy sie na sniadanie.



Natepnie ruszylismy na poludnie, sciezka rowerowa nr 1 w strone Holy Island, ktora byla celem naszej wycieczki.
Sciezka prowadzila szczytem klifu, polami i lakami.
Troche mnie to zaskoczylo, poniewaz jest to glowna sciezka rowerowa w Wielkiej Brytanii, biegnaca z poludnia na polnoc, stanowi takze czesc drogi rowerowej dookola Morza Polnocnego, a tymczasem miejscami wyglada tak:



















A tu juz przejazd na Holy Island, musielismy sie nieco straszczac, poniewaz zblizal sie przyplyw, podczas ktorego wyspa zostaje odcieta od stalego ladu.



Na wyspie zwiedzilismy twierdze, przeksztalcona w XX wieku na prywatna letnia siedzibe. Wspaniale miejsce!







Ponownie w Berwick-upon-Tweed, most na rzece Tweed, zaczynamy kierowac sie w strone Edynburga.



Sciezka rowerowa na trasie



Trasa prowadzila bocznymi drogami, na ktorych nie bylo praktycznie zadnego ruchu, na odcinku kilkunastu kilometrow, minal nas doslownie jeden samochod. A droga wygladala mniej wiecej tak



Wracamy do kraju, czyli na granicy angielsko - szkockiej.







Przez zdecydowana czase trasy towarzyszyly nam takie widoki, poniewaz sa to tereny wybitnie rolnicze, ale niezmiernie malownicze.



A tu jade sobie, jade i cykam zdjecia dookola :)



A tu uwaga - atakuja straszne, czerwone wiewiorki!



Mnogosc silowni wiatrowych, widac je ze znaczej odleglosci i nieco psuja krajobraz, ale trudno sie dziwic, ze wykorzystuje sie potencjal tej wietrznej krainy.



Po dlugim i karkolomnym zjezdzie trafilismy na droge na plaze, nie przypuszczalismy, ze tam w dole znajduje sie spory osrodek wypoczynkowy. Mimo ze bardzo ladnie polozony, nie zamierzalismy sie tam zatrzymywac, ale udalo sie nam zrobic zakupy (woda i piwko do wieczornego grila). Ponieaz przez kilkadziesiat kilometrow bocznymi drogami nie natknelismy sie na zaden sklep!





Po pewnym czasie dojechalismy w okolice Dunbar i elektrowni atomowej w Torness.



A tu juz nasz oboz i moj nowy namiot, kupiony w markecie za 20F. Kolor moze nieco rzuca sie w oczy, ale jest taki jak chcialam - iglo z przedsionkiem, na dodatek wystarczajaco duzy na dwie osoby + bagaze;)


/

Fotograficzna wycieczka do Culross

Sobota, 2 marca 2013 Kategoria Fotograficznie, Po Szkocji, W towarzystwie
Km: 77.00 Km teren: 0.00 Czas: 04:38 km/h: 16.62
Pr. maks.: 42.00 Temperatura: 8.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Kolejna wycieczka z grupa rowerowa tym razem polaczona z grupa fotograficzna ;)

Byla to spokojna jazda z wieloma postojami na robienie zdjec. Start w South Queensferry, miasteczku polozonym, jak wskazuje nazwa, na poludniowym brzegu zatoki. Trasa wycieczki prowadzila przez most na druga strone zatoki i nastepnie jej polnocnym brzegiem na zachod do wioski Culross, gdzie mielismy lunch i powrot ta sama droga. Pogoda dopisala niesamowicie, bylo cieplo, slonecznie, bezwietrzenie, prawdziwy wiosenny dzien. Udalo mi sie takze znalezc kilka oznak nadchodzacej wiosny;)

Na miejsce spotkania postanowilam dojechac rowerem, przeciez nie bede ten kawalek wlec sie pociagiem w koncu to tylko 15km, ktorych pokonanie zajelo mi 45 minut. Dojazd prowadzil znana mi doskonale, (a i Wam rowniez, z moich wczesniejszych opisow) sciezka rowerowa wspaniale prowadzaca z centrum miasta wprost na mosty.

Na parkingu pod Tesco spotkalam sie z pozostalymi uczestnikami wycieczki, bylo nas w sumie 12 osob. Czemu miejsce spotkania wyznaczono na parkingu, ano poniewaz czesc osob przywiozla swoje dwa kolka czterema kolkami;)
Tu krotka angdotka - jedna z uczestniczek, dziewczyna w moim wieku, rowniez zapakowala rower do samochodu i pojawila sie na parkingu nieco przed czasem. Poniewaz nie ma bagaznika na rower, aby zmiescic go do auta musiala zdjac kolo. Na parkingu przywitala sie ze wszystkimi, radosna i zadowolona z tak pieknej aury. No ale czas wypakwoac rower i go poskladac, sparawa banalnie prosta, owszem gdyby nie brak zasadniczej czesci - a mianowicie wzmiankowanego kola;)
Ale dziewczyna nie tracila werwy i zapalu i nie zamierzala zmarnowac tak pieknego dnia z powodu glupiego kola, zapakowala rower z powrotem do auta i pognala do domu po te jakze kluczowy element swoejgo pojazdu, po czym wrocila i zlapala nas po drugiej stronie zatoki, tuz za mostem. Takze jak widac nie ujechalismy daleko.
A my jechalismy bardzo powolnym, spacerowo - niedzielnym tempem, chwiliami mi to przeszkadzalo, ale jechalo z nami kilku niezbyt zaprawiopnych w bojach cyklistow, ktorzy mimo tak malej predkosci i tak malo co ducha nie wyzioneli.
Gdy juz w koncu udalo nam sie ruszyc z miejsca spotakania (okolo 10.30), przejechalismy zaledwie kawaleczek i zatrzymalismy sie na punkcie widokowym na mosty.
Jako ze ten widok znam bardzo dobrze, zaczelam rozgladac sie za innymi widokami i wpadl mi w oko ten oto cudowny rower - ostre kolo, to moja nowa milosc.



Nastepnie ruszylismy na most, tu juz nie moglam sie powstrzymac i cyknelam kilka fotek





Sciezka rowerowa na moscie



Widok na most kolejowy



Za mostem skrecilismy na zachod i kierowalismy sie w strone Culorss sciezka rowerowa nr 76. Czesto zatrzymujac sie i czekajac na maruderow.

Ominelismy jednostke wojskowa i baze morska
A tu zgadka:
Na ponizszym zdjeciu znajdz lodz podwodna;)



Sciezka pieknie wije sie bocznymi drogami i waskimi szlakami, czesto zbiegajac nad sama zatoke. A mijane przez nas wioski sa bardzo urokliwe, czyste, zadbane, jak z obrazka.



A takze piekne rowery, w tym oczywiscie moj;)



Udalo mi sie takze znalezc oznaki wiosny



W Culross zatrzymujemy sie na zasluzony lunch i piwko.



Po lunchu chwila na zwiedzanie miasteczka, a to trzeba przyznac jest bardzo urokliwe:







W drodze powrotnej zatrzymujemy sie zadziej, a i tempo jest zdecydowanie szybsze;)
Miala na to pewnie wplyw takze pogoda, poniewaz nieco sie zachmurzylo i nie bylo juz tak jasno i pogodnie.



Przejezdzajac ponownie przez most jedziemy jego druga strona (zachodnia), skad widac prace nad drugim mostem majacym zawisnac nad zatoka juz w 2016 roku.



Tuz za mostem rozdzielilismy sie i kazdy pojechal w swoja strone. Ja wrocilam do domu rowerem, pokonujac dodatekowe 15km.

Wiecej zdjec

/

Inner City Wilderness

Niedziela, 10 lutego 2013 Kategoria Po miescie, W towarzystwie
Km: 46.40 Km teren: 0.00 Czas: 03:15 km/h: 14.28
Pr. maks.: 34.00 Temperatura: 3.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
W ramach poszukiwania towarzystwa rowerowego, postanowiłam, poprzez internet, dołączyć do grupy cyklistów z okolic Edynburga na stronie meetup.com (może znacie?). Jest to serwis umożliwiający założenie dowolnej grupy, ludzie o podobnych zainteresowaniach mogą się tam zapisać i dołączyć, a następnie spotykać z innymi osobami dzielącymi te same zainteresowania. Polecam.
Była to moja pierwsza wycieczka z tą grupą i muszę przyznać, że byłam zadowolona. Ludzie są mili i przyjaźni i nikt nie narzeka że jest zimno, pod górkę i błotniście;) Przerój wiekowy jest spory, choć głównie są tam ludzie z nieco starczego pokolenia (40-50+), to była jedna dziewczyna w moim wieku, a także starsza pani około 60-tki. Podobnie rzecz się ma z rowerami (przeważały MTB), umiejętnościami i wytrzymałością, choć na tej trasie trudno było je ocenić. Trasę zaliczyłabym do spokojnych, niedzielnych przejażdżek, ale dzięki temu można było porozmawiać, poznać ludzi, no i zbytnio się nie zmęczyć.
Ponieważ trasa wiodła po Edynburgu myślałam, że będę się nudzić, jednak okazała się bardzo interesująca i zaskakująca - poznałam kilka całkiem nowych ścieżek (a zdawało mi się, że już zjeździłam całe miasto!).

Tyle tytułem wstępu, a teraz przejdźmy do szczegółów. Trasa miała początek przy podnoszonym moście na kanale, niomal w centrum miasta. Jak zwykle byłam spóźniona, choć na szczęście nie ostatnia;) Ciężko jest się zebrać w sobie i wyjść z domu w sobotę rano:( na szczęście nie miałam zbyt daleko na miejsce zbiórki.



Ruszyliśmy wzdłuż kanału i tą trasą wydostaliśmy się za miasto. W międzyczasie zaczął padać śnieg, było zimno i nieprzyjemnie.



Po opuszczeniu ścieżki nad kanałem przejechaliśmy przez kampus uniwersytecki, następnie kluczyliśmy uliczkami jakiejś podmiejskiej sypialni, aby ostatecznie przedostać się nad rzeczkę Leith. Niektórzy zaczęli narzekać na chłód, zmazrnięte ręce i stopy. Mnie również zmarzły palce u nóg, starałam się nimi nieco ruszać w czasie jazdy, dreptać w czasie postojów, trochę pomagało. Jednak chyba nie było mi tak zimno jak niektórym.



Ruszyliśmy wzdłuż Water of Leith, ścieżka jest wygdna i szeroka, jednak o tej porze roku bardzo błotnista. Była to jednak jedna z atrakcji tego wyjazdu - im więcej błota i brudu tym ciekawiej;) Mimo tych niedogodności, dolinka jest wspaniała, bardzo urokliwa, taka ostoja dziczy w środku miasta.









Klucząc nadrzecznymi ścieżkami, często pokonując schody i krótkie ale dośćstrome podjazdy/zjazdy, które niestety występuja na tej trasie, nieco już głodni, zmarznięci i zmęczeni dotarlśmy do świetnego pubu, gdzie się napiliśmy i posililiśmy. Ja nawet za bardzo się objadłam i później trochę ciężko mi się pedałowało, ale tak to jest, gdy człowiek głodny, bez śniadania rzuci sie na takie pyszne jedzonko. A jedzenie w tym pubie było naprawdę rewelacyjne - tu ukłon w stronę organizatora - świetny wybór! W pubie było tak miło, że chętnie na tym skończyłabym wycieczkę, posiedziałabym i wypiła jeszcze kilka piw, ale niestety trzeba było ruszać dalej i dokończyć zaplanowaną trasę.
Wyjście na zewnątrz nie należało do przyjemności, znowu zimno i tym razem zaczęło siąpić. Część osób odłączyła się, a my mniejszą grupą pojechaliśmy dalej. Jechaliśmy po znanych mi ulicach, jednak po chwili skręciliśmy w jakąś małą wąską, choć asfaltową ścieżkę, której przejeżdżając obok nigdy bym nie zauważyła. Wiodła ona wzdłuż rzeczki,wiła się i kluczyła przez osiedla i w ten sposób przeprowadziła nas przez sporą część miasta. Dojechaliśmy do dzielnicy Morningside, przejechaliśmy na jej drugą stronę i pojechaliśmy dalej dolinką innej rzeczki. W ten sposób w łatwy i przyjemny sposób przedostaliśmy się do innej części miasta. I ponownie to samo uczucie, wiem gdzie jestem, jedziemy kawałek główną ulicą, ale po chwili skęcamy w prawo, w lewo i znowu jestem w całkiem nowym i nieznanym mi dotąd miejscu. Świetny skrót i po chwili jesteśmy dwie dzielnice dalej, przecinamy inną główną ulicę, którą znam, jednak ponownie odbijamy w bok i odkrywam kolejną genialną ścieżkę, która doprowadza nas do znanej mi doskonale Innocent Railway Path. Tamtędy, w znowu uszczuplonym gronie nie zatrzymując się kręcimy do punktu wyjściowego, czyli na most.

W sumie robimy zaledwie 45km, i choć mogłabym jeszcze jechać, czuję że jestem zmęczona. Pogoda i dość trudne warunki, błotniste ścieżki i kilka podjazdów zrobiły swoje, poza tym to moja pierwsza dłuższa wycieczka od dłuższego czasu. Początkowo nie byłam zachwycona tempem jazdy i trasą, ale w miare jej pokonywania zaczęła mi sie coraz bardziej podobać - odkryłam wiele wspaniałych ścieżek, o któych istnieniu nie miałam pojęcia i z pewnością na nie wróce, aby dokładnie ja obadać i spokojnie obfotografować;)

PS. Już z niecierpliwością czekam kolejnej wycieczki w przyszłym tygodniu, tym razem poza miastem.

Pchli Targ i inne zakupy

Niedziela, 28 października 2012 Kategoria Po miescie, Towarowo, W towarzystwie
Km: 17.10 Km teren: 0.00 Czas: 01:09 km/h: 14.87
Pr. maks.: 30.50 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Giant Aktywność: Jazda na rowerze
W niedziele wybralismy sie na Pchli Targ tu zwany Car Boot Sale. Sprzedajacych bylo sporo, kupujacych mnostwo, w tym sporo Polakow, w tym z malymi, dracymi sie dziecmi w wozkach! Koszmar! Poczatkowo chodzilam i jakos nic ciekawego nie udalo mi sie wypatrzec. Ostetecznie jednak kupilam dwie nowe ksiazki w bardzo promocyjnej cenie, gliniany dzbanuszek na herbate, ekspresy, drewniane guziki, takie tam duperelki;) Pozniej pojechalismy jescze do centrum handlowego i tam nakupowalam mase roznych rzeczy dwa czapko-berety, nie moglam sie zdecydowac ktory kolor wybrac, dlatego wzielam oba;) Narzute na lozko, stojak na ksiazki kucharskie, jakies ozdoby swiateczne, a to tylko z takich grubszych rzeczy;) Mysle, ze czesc z nich pojawi sie predzej czy pozniej na blogu wiec zapraszam do zagladania Urokliwe Detale ;)
W drodze powrotnej pogoda nieco sie zapsula i zaczeklo siapic. Chcac ominac centrum pojechalismy, calkiem niechcacy kolo Gory Artura, nie bylo by w tym nic zlego, gdyby nie to ze jechalam na zapakowanym na maksa Giancie z nadal zepsuta przednia przerzutka, ktora oczywiscie utknela na najwiekszym przelozeniu! Ponadto w tym rowerze sa jedynie przyhamowywacze, wiec jazda z gorki przynosi wiele dodatkowych wrazen;) No ale powolutku udalo mi sie dotoczyc do domu:)

Przejażdżka z siostrą 

Niedziela, 14 października 2012 Kategoria Po miescie, W towarzystwie
Km: 14.10 Km teren: 0.00 Czas: 00:59 km/h: 14.34
Pr. maks.: 28.40 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
W końcu odwiedziła mnie siostra, niestety tylko na weekend, ale dobre i to. W końcu sobie poplotkowałyśmy, połaziłyśmy po sklepach i po knajpach, ale najważniejsze i najfajniejsze w tym wszystkim, jest to że udało się nam pojechać na przejażdżkę rowerową. Niestety tylko na przejażdżkę, ponieważ akurat kiedy przyjechała - zepsuła się pogoda. Przez wcześniejsze dwa tygodnie było super - słońce, błękitne niebo i ani jednej chmurki, a gdy ona przyjechała - zaciągnęło się i zaczęło padać. Ech no już taki niefart. Ale w niedziele około 11 na krótko się rozjaśniło i momentalnie, podjęłam decyzję - idziemy na rower! Trasa miała być niedługa, ponieważ nie miałyśmy zbyt dużo czasu, tego dnia jeszcze musiał złapać samolot ;) no i okazało się też że siostra absolutnie nie ma kondycji;)
Postanowiłam pokazać jej jak wyglądają tutejsze ścieżki rowerowe - te wolne od ruchu, wybudowane w miejscu dawnych linii kolejowych. Bardzo jej się to podobało i z początkowo planowanej króciutkiej trasy, wyszła nieco dłuższa, bo dojechałyśmy aż nad zatokę.
Był piękny, słoneczny dzień, a jazda z siostrą to naprawdę świetna sprawa i bardzo się obie z tego cieszyłyśmy.
Dojechałyśmy nad zatokę, pstryknęłyśmy parę fotek i trzeba było wracać, bo czas nas gonił, a do domu pod górkę. No i tu wyszedł na jaw absolutny brak kondycji u mojej siostry - no ale tak to jest jak się cały czas szanowną panią autem wozi;) Ale mam cały czas nadzieję, że zacznie jeździć rowerem na codzień i za rok będzie dotrzymywała mi kroku i się tak nie zasapie;)

Wrażenia z jazdy, mimo że krótkiej, jak najbardziej pozytywne, wręcz super. Bardzo się ucieszyłam, że znalazłyśmy tę godzinną przerwę w chmurach i że udało nam się przejechać. Tak, znalazłyśmy dziurę w chmurach, bo od rana padało, a w chwilę po tym jak wróciłyśmy do domu, strasznie lunęło;) Także miałyśmy sporo fartu;)

Na koniec kilka fotek:

Ścieżka rowerowa © ememka


No to jedziemy © ememka


Jedziemy, jedziemy © ememka


Siostra w promieniach słońca © ememka


Sistars © ememka


Nad zatoką © ememka


Siostry nad zatoką © ememka


Siostry i rowery nad zatoką © ememka


Wracamy, aby zdążyć przed deszczem © ememka


I na zakończenie, nowa rzecz (przynajmniej dla mnie) na śieżce wypatrzyłam mapkę trasy dookoła Morza Północnego;) fajnie, że udało mi się przejechać pewną jej część;) może kiedyś uda się zaliczyć kolejne odcinki;)

Trasa rowerowa dookoła M. Północnego © ememka



PS. Siostra, jak to czytasz, to mam nadzieję, że i Tobie się podobało, no i czekam na kolejną przejażdżkę, może tym razem w Łodzi;)

Przez Lemmermuir Hills

Niedziela, 9 września 2012 Kategoria Długodystansowo, Po Szkocji, W towarzystwie
Km: 119.30 Km teren: 0.00 Czas: 07:16 km/h: 16.42
Pr. maks.: 54.00 Temperatura: 21.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 1040m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Drugi dzień wycieczki zapowiadał się jeszcze bardziej ciekawie. Piękne, nieznane tereny, wspaniała pogoda no i przeprawa przez Wzgórza Lemmermuir.

Od rana kluczymy nieco bocznymi drogami, aby wjechać na tą właściwą;)


Pogoda dopisuje, jest wręcz gorąco


Towarzyszą nam takie widoczki


Zaczyna się długi, ciężki i stromy podjazd na Lemmermuir Hills. Gdybym wiedziała, że będzie aż tak ciężko, to wybrałabym inną trasę, ale cóż bardzo chciałam zobaczyć te górki i muszę przyznać że w sumie było warto!



Wzgórza Lemmermuir są dzikie i bezludne. Rosną tam tylko wrzosy i błąkają się owce, ach no i jeszcze jest tam sporo wiatraków, ponieważ wieje tam niemiłosiernie. Wcześniej ani później tego dnia nie miałyśmy żadnych problemów z wiatrem, ale gdy wjechałyśmy na wzgórza, boczny wiatr spychał nas i nieomalże przewracał z rowerów.





Stare i moim zdaniem bardzo urokliwe, choć może mało czytelne drogowskazy



Ostry zjazd i już kierujemy się w stronę domu



Nieco więcej zdjęć TUTAJ

/

kategorie bloga

Moje rowery

Giant 2573 km
Revolution 6341 km
Mieszczuch 839 km

szukaj

archiwum