Inner City Wilderness
Niedziela, 10 lutego 2013 Kategoria Po miescie, W towarzystwie
Km: | 46.40 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:15 | km/h: | 14.28 |
Pr. maks.: | 34.00 | Temperatura: | 3.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Revolution | Aktywność: Jazda na rowerze |
W ramach poszukiwania towarzystwa rowerowego, postanowiłam, poprzez internet, dołączyć do grupy cyklistów z okolic Edynburga na stronie meetup.com (może znacie?). Jest to serwis umożliwiający założenie dowolnej grupy, ludzie o podobnych zainteresowaniach mogą się tam zapisać i dołączyć, a następnie spotykać z innymi osobami dzielącymi te same zainteresowania. Polecam.
Była to moja pierwsza wycieczka z tą grupą i muszę przyznać, że byłam zadowolona. Ludzie są mili i przyjaźni i nikt nie narzeka że jest zimno, pod górkę i błotniście;) Przerój wiekowy jest spory, choć głównie są tam ludzie z nieco starczego pokolenia (40-50+), to była jedna dziewczyna w moim wieku, a także starsza pani około 60-tki. Podobnie rzecz się ma z rowerami (przeważały MTB), umiejętnościami i wytrzymałością, choć na tej trasie trudno było je ocenić. Trasę zaliczyłabym do spokojnych, niedzielnych przejażdżek, ale dzięki temu można było porozmawiać, poznać ludzi, no i zbytnio się nie zmęczyć.
Ponieważ trasa wiodła po Edynburgu myślałam, że będę się nudzić, jednak okazała się bardzo interesująca i zaskakująca - poznałam kilka całkiem nowych ścieżek (a zdawało mi się, że już zjeździłam całe miasto!).
Tyle tytułem wstępu, a teraz przejdźmy do szczegółów. Trasa miała początek przy podnoszonym moście na kanale, niomal w centrum miasta. Jak zwykle byłam spóźniona, choć na szczęście nie ostatnia;) Ciężko jest się zebrać w sobie i wyjść z domu w sobotę rano:( na szczęście nie miałam zbyt daleko na miejsce zbiórki.
Ruszyliśmy wzdłuż kanału i tą trasą wydostaliśmy się za miasto. W międzyczasie zaczął padać śnieg, było zimno i nieprzyjemnie.
Po opuszczeniu ścieżki nad kanałem przejechaliśmy przez kampus uniwersytecki, następnie kluczyliśmy uliczkami jakiejś podmiejskiej sypialni, aby ostatecznie przedostać się nad rzeczkę Leith. Niektórzy zaczęli narzekać na chłód, zmazrnięte ręce i stopy. Mnie również zmarzły palce u nóg, starałam się nimi nieco ruszać w czasie jazdy, dreptać w czasie postojów, trochę pomagało. Jednak chyba nie było mi tak zimno jak niektórym.
Ruszyliśmy wzdłuż Water of Leith, ścieżka jest wygdna i szeroka, jednak o tej porze roku bardzo błotnista. Była to jednak jedna z atrakcji tego wyjazdu - im więcej błota i brudu tym ciekawiej;) Mimo tych niedogodności, dolinka jest wspaniała, bardzo urokliwa, taka ostoja dziczy w środku miasta.
Klucząc nadrzecznymi ścieżkami, często pokonując schody i krótkie ale dośćstrome podjazdy/zjazdy, które niestety występuja na tej trasie, nieco już głodni, zmarznięci i zmęczeni dotarlśmy do świetnego pubu, gdzie się napiliśmy i posililiśmy. Ja nawet za bardzo się objadłam i później trochę ciężko mi się pedałowało, ale tak to jest, gdy człowiek głodny, bez śniadania rzuci sie na takie pyszne jedzonko. A jedzenie w tym pubie było naprawdę rewelacyjne - tu ukłon w stronę organizatora - świetny wybór! W pubie było tak miło, że chętnie na tym skończyłabym wycieczkę, posiedziałabym i wypiła jeszcze kilka piw, ale niestety trzeba było ruszać dalej i dokończyć zaplanowaną trasę.
Wyjście na zewnątrz nie należało do przyjemności, znowu zimno i tym razem zaczęło siąpić. Część osób odłączyła się, a my mniejszą grupą pojechaliśmy dalej. Jechaliśmy po znanych mi ulicach, jednak po chwili skręciliśmy w jakąś małą wąską, choć asfaltową ścieżkę, której przejeżdżając obok nigdy bym nie zauważyła. Wiodła ona wzdłuż rzeczki,wiła się i kluczyła przez osiedla i w ten sposób przeprowadziła nas przez sporą część miasta. Dojechaliśmy do dzielnicy Morningside, przejechaliśmy na jej drugą stronę i pojechaliśmy dalej dolinką innej rzeczki. W ten sposób w łatwy i przyjemny sposób przedostaliśmy się do innej części miasta. I ponownie to samo uczucie, wiem gdzie jestem, jedziemy kawałek główną ulicą, ale po chwili skęcamy w prawo, w lewo i znowu jestem w całkiem nowym i nieznanym mi dotąd miejscu. Świetny skrót i po chwili jesteśmy dwie dzielnice dalej, przecinamy inną główną ulicę, którą znam, jednak ponownie odbijamy w bok i odkrywam kolejną genialną ścieżkę, która doprowadza nas do znanej mi doskonale Innocent Railway Path. Tamtędy, w znowu uszczuplonym gronie nie zatrzymując się kręcimy do punktu wyjściowego, czyli na most.
W sumie robimy zaledwie 45km, i choć mogłabym jeszcze jechać, czuję że jestem zmęczona. Pogoda i dość trudne warunki, błotniste ścieżki i kilka podjazdów zrobiły swoje, poza tym to moja pierwsza dłuższa wycieczka od dłuższego czasu. Początkowo nie byłam zachwycona tempem jazdy i trasą, ale w miare jej pokonywania zaczęła mi sie coraz bardziej podobać - odkryłam wiele wspaniałych ścieżek, o któych istnieniu nie miałam pojęcia i z pewnością na nie wróce, aby dokładnie ja obadać i spokojnie obfotografować;)
PS. Już z niecierpliwością czekam kolejnej wycieczki w przyszłym tygodniu, tym razem poza miastem.
Była to moja pierwsza wycieczka z tą grupą i muszę przyznać, że byłam zadowolona. Ludzie są mili i przyjaźni i nikt nie narzeka że jest zimno, pod górkę i błotniście;) Przerój wiekowy jest spory, choć głównie są tam ludzie z nieco starczego pokolenia (40-50+), to była jedna dziewczyna w moim wieku, a także starsza pani około 60-tki. Podobnie rzecz się ma z rowerami (przeważały MTB), umiejętnościami i wytrzymałością, choć na tej trasie trudno było je ocenić. Trasę zaliczyłabym do spokojnych, niedzielnych przejażdżek, ale dzięki temu można było porozmawiać, poznać ludzi, no i zbytnio się nie zmęczyć.
Ponieważ trasa wiodła po Edynburgu myślałam, że będę się nudzić, jednak okazała się bardzo interesująca i zaskakująca - poznałam kilka całkiem nowych ścieżek (a zdawało mi się, że już zjeździłam całe miasto!).
Tyle tytułem wstępu, a teraz przejdźmy do szczegółów. Trasa miała początek przy podnoszonym moście na kanale, niomal w centrum miasta. Jak zwykle byłam spóźniona, choć na szczęście nie ostatnia;) Ciężko jest się zebrać w sobie i wyjść z domu w sobotę rano:( na szczęście nie miałam zbyt daleko na miejsce zbiórki.
Ruszyliśmy wzdłuż kanału i tą trasą wydostaliśmy się za miasto. W międzyczasie zaczął padać śnieg, było zimno i nieprzyjemnie.
Po opuszczeniu ścieżki nad kanałem przejechaliśmy przez kampus uniwersytecki, następnie kluczyliśmy uliczkami jakiejś podmiejskiej sypialni, aby ostatecznie przedostać się nad rzeczkę Leith. Niektórzy zaczęli narzekać na chłód, zmazrnięte ręce i stopy. Mnie również zmarzły palce u nóg, starałam się nimi nieco ruszać w czasie jazdy, dreptać w czasie postojów, trochę pomagało. Jednak chyba nie było mi tak zimno jak niektórym.
Ruszyliśmy wzdłuż Water of Leith, ścieżka jest wygdna i szeroka, jednak o tej porze roku bardzo błotnista. Była to jednak jedna z atrakcji tego wyjazdu - im więcej błota i brudu tym ciekawiej;) Mimo tych niedogodności, dolinka jest wspaniała, bardzo urokliwa, taka ostoja dziczy w środku miasta.
Klucząc nadrzecznymi ścieżkami, często pokonując schody i krótkie ale dośćstrome podjazdy/zjazdy, które niestety występuja na tej trasie, nieco już głodni, zmarznięci i zmęczeni dotarlśmy do świetnego pubu, gdzie się napiliśmy i posililiśmy. Ja nawet za bardzo się objadłam i później trochę ciężko mi się pedałowało, ale tak to jest, gdy człowiek głodny, bez śniadania rzuci sie na takie pyszne jedzonko. A jedzenie w tym pubie było naprawdę rewelacyjne - tu ukłon w stronę organizatora - świetny wybór! W pubie było tak miło, że chętnie na tym skończyłabym wycieczkę, posiedziałabym i wypiła jeszcze kilka piw, ale niestety trzeba było ruszać dalej i dokończyć zaplanowaną trasę.
Wyjście na zewnątrz nie należało do przyjemności, znowu zimno i tym razem zaczęło siąpić. Część osób odłączyła się, a my mniejszą grupą pojechaliśmy dalej. Jechaliśmy po znanych mi ulicach, jednak po chwili skręciliśmy w jakąś małą wąską, choć asfaltową ścieżkę, której przejeżdżając obok nigdy bym nie zauważyła. Wiodła ona wzdłuż rzeczki,wiła się i kluczyła przez osiedla i w ten sposób przeprowadziła nas przez sporą część miasta. Dojechaliśmy do dzielnicy Morningside, przejechaliśmy na jej drugą stronę i pojechaliśmy dalej dolinką innej rzeczki. W ten sposób w łatwy i przyjemny sposób przedostaliśmy się do innej części miasta. I ponownie to samo uczucie, wiem gdzie jestem, jedziemy kawałek główną ulicą, ale po chwili skęcamy w prawo, w lewo i znowu jestem w całkiem nowym i nieznanym mi dotąd miejscu. Świetny skrót i po chwili jesteśmy dwie dzielnice dalej, przecinamy inną główną ulicę, którą znam, jednak ponownie odbijamy w bok i odkrywam kolejną genialną ścieżkę, która doprowadza nas do znanej mi doskonale Innocent Railway Path. Tamtędy, w znowu uszczuplonym gronie nie zatrzymując się kręcimy do punktu wyjściowego, czyli na most.
W sumie robimy zaledwie 45km, i choć mogłabym jeszcze jechać, czuję że jestem zmęczona. Pogoda i dość trudne warunki, błotniste ścieżki i kilka podjazdów zrobiły swoje, poza tym to moja pierwsza dłuższa wycieczka od dłuższego czasu. Początkowo nie byłam zachwycona tempem jazdy i trasą, ale w miare jej pokonywania zaczęła mi sie coraz bardziej podobać - odkryłam wiele wspaniałych ścieżek, o któych istnieniu nie miałam pojęcia i z pewnością na nie wróce, aby dokładnie ja obadać i spokojnie obfotografować;)
PS. Już z niecierpliwością czekam kolejnej wycieczki w przyszłym tygodniu, tym razem poza miastem.