Wpisy archiwalne w kategorii
Polska
Dystans całkowity: | 230.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 17:40 |
Średnia prędkość: | 13.02 km/h |
Maksymalna prędkość: | 55.00 km/h |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 76.67 km i 5h 53m |
Więcej statystyk |
Powrot ze zlotu
Niedziela, 20 maja 2012 Kategoria Długodystansowo, Polska
Km: | 65.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:00 | km/h: | 13.00 |
Pr. maks.: | 55.00 | Temperatura: | 32.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Giant | Aktywność: Jazda na rowerze |
Jak juz pisalam, poczatkowo mialam ambitny plan aby wrocic z Miedzygorza do Lodzi rowerem. Oczywiscie nie w jeden dzien, spokojnie sobie popedalowac, jadnak doswiadczenia kilku ostatnich dni i ogolne zmeczenie jakie mnie dopadlo, sprawilo ze zrezygnowalam z tego pomyslu i postanowilam jeszcze tego dnia wrocic do Lodzi pociagiem. Poczatkowo nawet nie wiedzialam jakie mam polaczenia, tak wiec spokojnie i niespiesznie wstalam, zjadlam sniadanie, zaczelam sie pakowac. W miedzyczasie dowiedzialam sie ze pociag mam ze Strzelina o 17.15. Postanowilam tam dojechac najkrotsza i najszybsza droga.
Ostatecznie spod schroniska wyjechalam tuz przed 11 jako chyba jedna z ostatnich osob wracajacych rowerem. Powoli zaczelam toczyc sie po kamienistetj drodze w dol do Miedzygorza. Nastepnie do Klodzka glowna droga. Poczatkowo jechalo sie bardzo dobrze, bylo nieustannie lekko z gorki, a do tego znacznie pomagal wiatr. Pogoda byla bardzo ladna, bylo cieplo, co jak sie pozniej okazalo stalo sie bardzo meczace.
Pierwszy odcinek Miedzygorze – Klodzko (dzieki wyzej wspomnianym czynnikom) pokonalam w rewelacyjnym (jak dla mnie czasie) 40km w niecale 2h. Poniewaz bylam nieco zmeczona weszlam na dworzec w Klodzku dowiedziec sie o jakies polaczenia, spedzialm tam nieco czasu, na pociag do Strzelina do 15 nie zamierzalam czekac, poniewaz nie wiadomo czy pozniej udalo by mi sie wsiasc do autobusu zastepczego z rowerem. Zadnej innej, lepszej opcji, wspolnie z panem z kasy/informacji nie wymyslilismy. Pozostalo gnac do Strzelina lub probowac lapac autobus zastepczy wczesniej. Wszystko zalezalo od tego jak bedzie mi sie jechalo. A jechalo sie coraz gorzej. Przede mna byl najgorszy odcinek (o czym jeszcze nie wiedzialam), straszne, dlugie i strome gorki na glownej trasie „8” miedzy Klodzkiem a Bardem, do tego zar lejacy sie z nieba.
Bylo ciezko i bylo goraco.
Byly miejsca – strome gorki, gdzie musialam czlapac boczkiem drogi (brak pobocza) i pchac rower pod gore. Tu jednak tez pobilam jakis swoj rekord predkosci jadac z sakwami (ponad 50km/h) nawet nie zwrocilam uwagi ze tak szybko jade i nie wiem kiedy tak sie rozpedzilam, bo staram sie kontrolowac predkosc i trzymac caly czas rece na hamulcach, ale gorka byla tak stroma ze przez moment puszczenia hamulcow i rower nabieral kosmicznych predkosci;) Zwrocilam uwage na szybkosc z jaka jechalam dopiero gdy poczulam jak zaczyna mi kolebac rowerem, co bylo niebezpieczne i moglo skonczyc sie wywrotka. Delikatnie przyhamowalam i pozniej juz sie bardziej pilnowalam. Jednak na wjezdzie do Barda – po kolejnym zjezdzie poczulam jakby swad palonej gumy i doszlam do wniosku ze to chyba z tak rozgrzanych hamulcow;)
Ten odcinek drogi, choc niezbyt dlugi, byl po prostu straszny, teremometr w liczniku zanotowal 32.5st, wzdluz drogi zadnych drzew czy lasu, ktore dawaly by choc nieco ochlody czy cienia. Spieklam sobie rece. Mialam kompletnie dosc.
W Bardzie odbilam w boczna droge, tu przynajmniej jechalo sie nieco lepiej, maly rych, troche cienia, a droga bardziej plaska. Jazda zaczela byc znow przyjemna, drzewa dawaly nieco cienia, nawet troche odpoczelam. Poniewaz czas niebezpiecznie sie kurczyl, postanowilam dojechac do Kamienca Zabkowickiego i tam probowac wbic sie za wszelka cene w autobus zastepczy do Strzelina. Boczne drogi byly swietne, obsadzone szparelami drzew, jazda jak marzenie, gdyby nie ciagle zerkanie na zegarek. Do Kamienca dojechalam sporo przed czasem, pani w okienku bez problemu sprzedala mi bilet do Lodzi i bilet na rower mowiac ze moge go zabrac do autobusu. Kierowca na szczescie tez nie mial obiekcji, choc cos tam mamrotal pod nosem, ze kolej nie powinna sie na to zgadzac. No to ja mu na to ze to jest transport zastepczy do pociagu bym ten rower wziela wiec i do autobusu musi sie zmiescic i udalo sie. Odetchnelam z ulga, rozsiadlam sie i zaczelam odpoczywac – zaczela sie moja wielogodzinna podroz do domu.
W zwiazku z pospiechem, nie udalo mi sie nawet pocykac zbyt wielu zdjec:
Ostatecznie spod schroniska wyjechalam tuz przed 11 jako chyba jedna z ostatnich osob wracajacych rowerem. Powoli zaczelam toczyc sie po kamienistetj drodze w dol do Miedzygorza. Nastepnie do Klodzka glowna droga. Poczatkowo jechalo sie bardzo dobrze, bylo nieustannie lekko z gorki, a do tego znacznie pomagal wiatr. Pogoda byla bardzo ladna, bylo cieplo, co jak sie pozniej okazalo stalo sie bardzo meczace.
Pierwszy odcinek Miedzygorze – Klodzko (dzieki wyzej wspomnianym czynnikom) pokonalam w rewelacyjnym (jak dla mnie czasie) 40km w niecale 2h. Poniewaz bylam nieco zmeczona weszlam na dworzec w Klodzku dowiedziec sie o jakies polaczenia, spedzialm tam nieco czasu, na pociag do Strzelina do 15 nie zamierzalam czekac, poniewaz nie wiadomo czy pozniej udalo by mi sie wsiasc do autobusu zastepczego z rowerem. Zadnej innej, lepszej opcji, wspolnie z panem z kasy/informacji nie wymyslilismy. Pozostalo gnac do Strzelina lub probowac lapac autobus zastepczy wczesniej. Wszystko zalezalo od tego jak bedzie mi sie jechalo. A jechalo sie coraz gorzej. Przede mna byl najgorszy odcinek (o czym jeszcze nie wiedzialam), straszne, dlugie i strome gorki na glownej trasie „8” miedzy Klodzkiem a Bardem, do tego zar lejacy sie z nieba.
Bylo ciezko i bylo goraco.
Byly miejsca – strome gorki, gdzie musialam czlapac boczkiem drogi (brak pobocza) i pchac rower pod gore. Tu jednak tez pobilam jakis swoj rekord predkosci jadac z sakwami (ponad 50km/h) nawet nie zwrocilam uwagi ze tak szybko jade i nie wiem kiedy tak sie rozpedzilam, bo staram sie kontrolowac predkosc i trzymac caly czas rece na hamulcach, ale gorka byla tak stroma ze przez moment puszczenia hamulcow i rower nabieral kosmicznych predkosci;) Zwrocilam uwage na szybkosc z jaka jechalam dopiero gdy poczulam jak zaczyna mi kolebac rowerem, co bylo niebezpieczne i moglo skonczyc sie wywrotka. Delikatnie przyhamowalam i pozniej juz sie bardziej pilnowalam. Jednak na wjezdzie do Barda – po kolejnym zjezdzie poczulam jakby swad palonej gumy i doszlam do wniosku ze to chyba z tak rozgrzanych hamulcow;)
Ten odcinek drogi, choc niezbyt dlugi, byl po prostu straszny, teremometr w liczniku zanotowal 32.5st, wzdluz drogi zadnych drzew czy lasu, ktore dawaly by choc nieco ochlody czy cienia. Spieklam sobie rece. Mialam kompletnie dosc.
W Bardzie odbilam w boczna droge, tu przynajmniej jechalo sie nieco lepiej, maly rych, troche cienia, a droga bardziej plaska. Jazda zaczela byc znow przyjemna, drzewa dawaly nieco cienia, nawet troche odpoczelam. Poniewaz czas niebezpiecznie sie kurczyl, postanowilam dojechac do Kamienca Zabkowickiego i tam probowac wbic sie za wszelka cene w autobus zastepczy do Strzelina. Boczne drogi byly swietne, obsadzone szparelami drzew, jazda jak marzenie, gdyby nie ciagle zerkanie na zegarek. Do Kamienca dojechalam sporo przed czasem, pani w okienku bez problemu sprzedala mi bilet do Lodzi i bilet na rower mowiac ze moge go zabrac do autobusu. Kierowca na szczescie tez nie mial obiekcji, choc cos tam mamrotal pod nosem, ze kolej nie powinna sie na to zgadzac. No to ja mu na to ze to jest transport zastepczy do pociagu bym ten rower wziela wiec i do autobusu musi sie zmiescic i udalo sie. Odetchnelam z ulga, rozsiadlam sie i zaczelam odpoczywac – zaczela sie moja wielogodzinna podroz do domu.
W zwiazku z pospiechem, nie udalo mi sie nawet pocykac zbyt wielu zdjec:
Wycieczka zlotowa
Sobota, 19 maja 2012 Kategoria Polska, W towarzystwie
Km: | 45.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:40 | km/h: | 12.27 |
Pr. maks.: | 46.00 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Giant | Aktywność: Jazda na rowerze |
W sobote wybralismy sie duza zlotowa grupa na przejazdzke po okolicy. Dzien byl pogodny i bardzo goracy, a ja jak na zlosc zapomnialam czapki z daszkiem, ale tak to jest jak wszsytko robi sie na ostatnia chwile. Dojechalismy bocznymi drogami do Miedzylesia, tam grupa sie podzielila, jedni pojechali i w sumie zrobili dluzsza trase, drudzy zostali na zakupy i jedzenie i ostatecznie zrobili krotsza trase, choc bardzo ladna widokowo. Mialam pojechac krotsza i bardziej plaska trasa, ale zostalam zagadana i ani sie obejrzalam a juz pedalowalam pod gorke niewielka serpentynka. Cisne i depcze, powolutku jakies 9km/h, na najnizszym przelozeniu, a tu wyprzedza mnie ktos z zawrotna szybkoscia – kolega cisnie pod gorke jakies 30km/h wow!!! ;)
Ostatecznie udalo mi sie pokonac ten podjazd, zjazd natomiast byl swietny – dlugi, lekko nachylony, srednia dzieki temu znacznie podskoczyla;)
Do Miedzygorza jechalismy droga ktora idzie prosto pod gorke, przecinajac poziomice pod katem prostym, niby niezbyt ostry, ale dosc dlugi.
Do schroniska wraz z kilkoma innymi osobami zdecydowalismy sie isc szlakiem pieszym, chcialam koniecznie zobaczyc jak on wyglada, poza tym ta droga miala byc o wiele krotsza. Byla z nami osoba, ktora tedy szla i zapewniala, ze nie jest tak strasznie. I faktycznie znaczny odcinek szerokiej sciezki dalo sie przejechac, dopiero pozniej na pewnym odcinku zrobilo sie stromo i pojawily sie glazy – trzeba bylo pchac ostro pod gorke. Faktycznie z zaladowanym rowerem moglo to byc trudne zadanie, ale napewno nie niewykonalne (byli tacy ktorzy pokonali te trase z sakwami, na dodatek w nocy).
Po dotarci do obozu, bylo zdjecie grupowe, ognisko, piwko, kielbaski, siedzenie i fadanie do poznej nocy.
Oto kilka zdjec z tego dnia:
Ostatecznie udalo mi sie pokonac ten podjazd, zjazd natomiast byl swietny – dlugi, lekko nachylony, srednia dzieki temu znacznie podskoczyla;)
Do Miedzygorza jechalismy droga ktora idzie prosto pod gorke, przecinajac poziomice pod katem prostym, niby niezbyt ostry, ale dosc dlugi.
Do schroniska wraz z kilkoma innymi osobami zdecydowalismy sie isc szlakiem pieszym, chcialam koniecznie zobaczyc jak on wyglada, poza tym ta droga miala byc o wiele krotsza. Byla z nami osoba, ktora tedy szla i zapewniala, ze nie jest tak strasznie. I faktycznie znaczny odcinek szerokiej sciezki dalo sie przejechac, dopiero pozniej na pewnym odcinku zrobilo sie stromo i pojawily sie glazy – trzeba bylo pchac ostro pod gorke. Faktycznie z zaladowanym rowerem moglo to byc trudne zadanie, ale napewno nie niewykonalne (byli tacy ktorzy pokonali te trase z sakwami, na dodatek w nocy).
Po dotarci do obozu, bylo zdjecie grupowe, ognisko, piwko, kielbaski, siedzenie i fadanie do poznej nocy.
Oto kilka zdjec z tego dnia:
Zlot rowerowy
Piątek, 18 maja 2012 Kategoria Długodystansowo, W towarzystwie, Polska
Km: | 120.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 09:00 | km/h: | 13.33 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Giant | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wiosenny przyjazd do Polski zaplanowalam tak, abym mogla wybrac sie na zlot forum rowerowego - poznac sie z ludzmi osobiscie, pojezdzic razem, posiedziec przy ognisku, napic sie piwa;) Wszystko udalo sie zaplanowac I zorganizowac I ostatecznie udalo mi sie dotrzec na zlot ;) jednak dojechanie nan wcale nie bylo latwe…
Zlot mial miejsce w Miedzygorzu. Postanowilam pojechac pociagiem do Strzelina i stamtad ruszyc rowerem na miejsce. W pociagu spotkalam Macka z forum, razem ruszylismy z Lodzi pociagiem o 5.15. W Ostrowcu dolaczyla do nas Magfa, a we Wroclawiu Pawel. Taka druzyna ruszylismy ze Strzelina. Jechalo sie dosc dobrze choc chwilami przeszkadzal wiatr. Przeszkadzaly rowniez pedzace z przeciwka ciezarowki wywolujace silny podmuch, ktory nieomalze zdmuchiwal z drogi. Jednak gdy zjechalismy na boczna droge jazda stala sie bardzo przyjemna.
W Kamiencu Zabkowickim, postanowilam odlaczyc sie od grupy, ktora zamierzala jechac przez Ladek Zdroj, przez solidne podjazdy i serpentyny, ja wypatrzylam sobie boczna droge biegnaca dolina Nysy Klodzkiej i niej zamierzalam sie trzymac do samej Bystrzycy. Doszlam do wniosku, ze droga ta nie bedzie tak mocno piela sie pod gorke, gorek mam dosc na codzien;)
(Zdjecie jest niestety tylko jedno, poniewaz nie mialam czasu, a potem takze sily, aby zrobic ich wiecej)
Nie do konca moje przewidywania sie sprawdzily, na dodatek na podstawie mapki z atlasu samochodowego dosc ciezko jedzie sie nieznanymi bocznymi drogami, dlatgo dwa razy pogubilam droge i zajelo mi troche czasu nim na nia spowrotem wrocilam;) trasa byla spokojna i bardzo malownicza, wila sie dolina rzeki, nieco wsipnajac sie na jej strome brzegi. Bylo cieplo i pogodnie i jechalo sie dobrze. Tak dotoczylam sie do Klodzka przez ktore udalo mi sie w miare bezproblemowo przejechac i nawet trafilam na te droge wyjazdowa ktora chcialam(!) ;)
Z Klodzka bardzo boczna droga jechalam w strone Bystrzycy mijajac rozne wioski. Pogoda nieco sie zmienila, a ja zaczelam czuc zmeczenie. Postanowilam zatrzymac sie, posilic i chwile odpoczac. Dzieki temu, patrzac na mape zauwazylam, ze znow minelam moj zjazd (droga byla tak mala i waska, ze mijajac ja pomyslalam ze to dojazd do kilku domow widocznych w oddali, jak sie jednak okazalo byla to normalna droga, ktora powinnam jechac). Zawrocilam, nadrobilam kawalek drogi i od tej pory juz nie bladzilam. Droga falujac, biegla dolinka coraz wezszej rzeczki. W okoklicach Bystrzycy czulam sie juz naprawde zmeczona, bolalo mnie siedzisko i ogolnie mialam dosc, a jak sie okazalo przede mna byl jeszcze kawal drogi i to jej najtrudniejszy i najciezszy odcinek.
Tuz przed Bystrzyca odbilam na glowna droge „33” i jechalam nia odcinek do Wilkanowa, gdzie odbilam w strone Miedzygorza. Na tej glownej drodze jest dosc szerokie pobocze, wiec powolutku sie nim toczylam, a przez krotki odcinek nawet pchalam rower, poneiwaz nie mialam sil pedalowac pod gorke.
Droga dojazdowa do miedzygorza nie byla zla, czesciowo prowadzial po plaskim, byl na niej w sumie jeden solidny podjazd i pewnie gdyby nie zmeczenie z calego dnia, dalabym rade podjechac, tu jednak musialam odpuscic i troszke pomoc sobie idac na pieszo. Tylek bolal mnie juz solidnie i nie mialam sily krecic nogami. Gdy dojechalam do Miedzygorza poczulam duza ulge, poniewaz moja podroz miala sie juz prawie ku koncowi. Teraz tylko mialam odnalezc schronisko, gdzie mial sie odbyc zlot;) Nie przewidzialam jednak ze to bedzie najtrudniejsza czesc trasy. Nie do konca wiedzialam gdzie to schronisko sie znajduje, na jakiejs mapie w Miedzygorzu byla mapka pieszych szlakow, ale niewiele mozna bylo z niej wywnioskowac. Zapytalam jakichs miejscowych roboli jak sie tam dostac, pokierowali mnie na jakas droge mowiac ze tam jest jakies 5 kilometrow i ze ludzie chodza tam szlakiem, ktorym jest o wiele krocej. Gdy jednak chcialam skierowac sie na ten krotszy szlak wysmiali mnie i stwierdzili ze z rowerem z sakwami to tam sie raczej nie da. No nic postanowilam pojechac badz co badz droga. Droga piela sie ostro pod gorke i na dodatek lezalo na niej mnostwo ostrych i luznych kamieni co kompletnie uniemozliwialo jazde. Pielam sie mozolnie pod gore, pchajac ciezki rower. Wszystko bylo w miare Ok dopoki prowadzila jedna droga, przy rozwidleniu mialam pewien problem, ale wydawalo mi sie ze zobaczylam slady roweru i skrecilam w lewo tak jak one prowadzily, po jakims czasie zobaczylam jednak ze ta droga prowadzi szlak rowerowy i nieco stracilam nadzieje czy jade dobra droga. A na drodze zywego ducha, nie ma mapy, nie wiem nawet gdzie jestem. Po pewnym czasie zobaczylam jednak jakichs ludzi, zapytalam o droge do schroniska, nie bardzo wiedzieli gdzie to jest, na szczescie po chwili zobaczylam sakwiarzy z forum tez jadacych do schroniska, na dodatek na droge wyszedl ktos od nas, aby sprowadzic nas do schroniska.
Uff... dojechalam!
W bolach co prawda, ostatecznie od Strzelina zrobilam 120km, (o wiele wiecej niz pokazywalo mi google przy planowaniu trasy). Bylam strasznie zmeczona, wykonczylo mnie to 5 kilometrowe pchanie rowerow pod gore. W zwiazku z tym niezbyt dlugo wytrwalam przy ognisku. A dzialo sie wiele!
/
Zlot mial miejsce w Miedzygorzu. Postanowilam pojechac pociagiem do Strzelina i stamtad ruszyc rowerem na miejsce. W pociagu spotkalam Macka z forum, razem ruszylismy z Lodzi pociagiem o 5.15. W Ostrowcu dolaczyla do nas Magfa, a we Wroclawiu Pawel. Taka druzyna ruszylismy ze Strzelina. Jechalo sie dosc dobrze choc chwilami przeszkadzal wiatr. Przeszkadzaly rowniez pedzace z przeciwka ciezarowki wywolujace silny podmuch, ktory nieomalze zdmuchiwal z drogi. Jednak gdy zjechalismy na boczna droge jazda stala sie bardzo przyjemna.
W Kamiencu Zabkowickim, postanowilam odlaczyc sie od grupy, ktora zamierzala jechac przez Ladek Zdroj, przez solidne podjazdy i serpentyny, ja wypatrzylam sobie boczna droge biegnaca dolina Nysy Klodzkiej i niej zamierzalam sie trzymac do samej Bystrzycy. Doszlam do wniosku, ze droga ta nie bedzie tak mocno piela sie pod gorke, gorek mam dosc na codzien;)
(Zdjecie jest niestety tylko jedno, poniewaz nie mialam czasu, a potem takze sily, aby zrobic ich wiecej)
Nie do konca moje przewidywania sie sprawdzily, na dodatek na podstawie mapki z atlasu samochodowego dosc ciezko jedzie sie nieznanymi bocznymi drogami, dlatgo dwa razy pogubilam droge i zajelo mi troche czasu nim na nia spowrotem wrocilam;) trasa byla spokojna i bardzo malownicza, wila sie dolina rzeki, nieco wsipnajac sie na jej strome brzegi. Bylo cieplo i pogodnie i jechalo sie dobrze. Tak dotoczylam sie do Klodzka przez ktore udalo mi sie w miare bezproblemowo przejechac i nawet trafilam na te droge wyjazdowa ktora chcialam(!) ;)
Z Klodzka bardzo boczna droga jechalam w strone Bystrzycy mijajac rozne wioski. Pogoda nieco sie zmienila, a ja zaczelam czuc zmeczenie. Postanowilam zatrzymac sie, posilic i chwile odpoczac. Dzieki temu, patrzac na mape zauwazylam, ze znow minelam moj zjazd (droga byla tak mala i waska, ze mijajac ja pomyslalam ze to dojazd do kilku domow widocznych w oddali, jak sie jednak okazalo byla to normalna droga, ktora powinnam jechac). Zawrocilam, nadrobilam kawalek drogi i od tej pory juz nie bladzilam. Droga falujac, biegla dolinka coraz wezszej rzeczki. W okoklicach Bystrzycy czulam sie juz naprawde zmeczona, bolalo mnie siedzisko i ogolnie mialam dosc, a jak sie okazalo przede mna byl jeszcze kawal drogi i to jej najtrudniejszy i najciezszy odcinek.
Tuz przed Bystrzyca odbilam na glowna droge „33” i jechalam nia odcinek do Wilkanowa, gdzie odbilam w strone Miedzygorza. Na tej glownej drodze jest dosc szerokie pobocze, wiec powolutku sie nim toczylam, a przez krotki odcinek nawet pchalam rower, poneiwaz nie mialam sil pedalowac pod gorke.
Droga dojazdowa do miedzygorza nie byla zla, czesciowo prowadzial po plaskim, byl na niej w sumie jeden solidny podjazd i pewnie gdyby nie zmeczenie z calego dnia, dalabym rade podjechac, tu jednak musialam odpuscic i troszke pomoc sobie idac na pieszo. Tylek bolal mnie juz solidnie i nie mialam sily krecic nogami. Gdy dojechalam do Miedzygorza poczulam duza ulge, poniewaz moja podroz miala sie juz prawie ku koncowi. Teraz tylko mialam odnalezc schronisko, gdzie mial sie odbyc zlot;) Nie przewidzialam jednak ze to bedzie najtrudniejsza czesc trasy. Nie do konca wiedzialam gdzie to schronisko sie znajduje, na jakiejs mapie w Miedzygorzu byla mapka pieszych szlakow, ale niewiele mozna bylo z niej wywnioskowac. Zapytalam jakichs miejscowych roboli jak sie tam dostac, pokierowali mnie na jakas droge mowiac ze tam jest jakies 5 kilometrow i ze ludzie chodza tam szlakiem, ktorym jest o wiele krocej. Gdy jednak chcialam skierowac sie na ten krotszy szlak wysmiali mnie i stwierdzili ze z rowerem z sakwami to tam sie raczej nie da. No nic postanowilam pojechac badz co badz droga. Droga piela sie ostro pod gorke i na dodatek lezalo na niej mnostwo ostrych i luznych kamieni co kompletnie uniemozliwialo jazde. Pielam sie mozolnie pod gore, pchajac ciezki rower. Wszystko bylo w miare Ok dopoki prowadzila jedna droga, przy rozwidleniu mialam pewien problem, ale wydawalo mi sie ze zobaczylam slady roweru i skrecilam w lewo tak jak one prowadzily, po jakims czasie zobaczylam jednak ze ta droga prowadzi szlak rowerowy i nieco stracilam nadzieje czy jade dobra droga. A na drodze zywego ducha, nie ma mapy, nie wiem nawet gdzie jestem. Po pewnym czasie zobaczylam jednak jakichs ludzi, zapytalam o droge do schroniska, nie bardzo wiedzieli gdzie to jest, na szczescie po chwili zobaczylam sakwiarzy z forum tez jadacych do schroniska, na dodatek na droge wyszedl ktos od nas, aby sprowadzic nas do schroniska.
Uff... dojechalam!
W bolach co prawda, ostatecznie od Strzelina zrobilam 120km, (o wiele wiecej niz pokazywalo mi google przy planowaniu trasy). Bylam strasznie zmeczona, wykonczylo mnie to 5 kilometrowe pchanie rowerow pod gore. W zwiazku z tym niezbyt dlugo wytrwalam przy ognisku. A dzialo sie wiele!
/