Zlot rowerowy
Piątek, 18 maja 2012 Kategoria Długodystansowo, W towarzystwie, Polska
Km: | 120.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 09:00 | km/h: | 13.33 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Giant | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wiosenny przyjazd do Polski zaplanowalam tak, abym mogla wybrac sie na zlot forum rowerowego - poznac sie z ludzmi osobiscie, pojezdzic razem, posiedziec przy ognisku, napic sie piwa;) Wszystko udalo sie zaplanowac I zorganizowac I ostatecznie udalo mi sie dotrzec na zlot ;) jednak dojechanie nan wcale nie bylo latwe…
Zlot mial miejsce w Miedzygorzu. Postanowilam pojechac pociagiem do Strzelina i stamtad ruszyc rowerem na miejsce. W pociagu spotkalam Macka z forum, razem ruszylismy z Lodzi pociagiem o 5.15. W Ostrowcu dolaczyla do nas Magfa, a we Wroclawiu Pawel. Taka druzyna ruszylismy ze Strzelina. Jechalo sie dosc dobrze choc chwilami przeszkadzal wiatr. Przeszkadzaly rowniez pedzace z przeciwka ciezarowki wywolujace silny podmuch, ktory nieomalze zdmuchiwal z drogi. Jednak gdy zjechalismy na boczna droge jazda stala sie bardzo przyjemna.
W Kamiencu Zabkowickim, postanowilam odlaczyc sie od grupy, ktora zamierzala jechac przez Ladek Zdroj, przez solidne podjazdy i serpentyny, ja wypatrzylam sobie boczna droge biegnaca dolina Nysy Klodzkiej i niej zamierzalam sie trzymac do samej Bystrzycy. Doszlam do wniosku, ze droga ta nie bedzie tak mocno piela sie pod gorke, gorek mam dosc na codzien;)
(Zdjecie jest niestety tylko jedno, poniewaz nie mialam czasu, a potem takze sily, aby zrobic ich wiecej)
Nie do konca moje przewidywania sie sprawdzily, na dodatek na podstawie mapki z atlasu samochodowego dosc ciezko jedzie sie nieznanymi bocznymi drogami, dlatgo dwa razy pogubilam droge i zajelo mi troche czasu nim na nia spowrotem wrocilam;) trasa byla spokojna i bardzo malownicza, wila sie dolina rzeki, nieco wsipnajac sie na jej strome brzegi. Bylo cieplo i pogodnie i jechalo sie dobrze. Tak dotoczylam sie do Klodzka przez ktore udalo mi sie w miare bezproblemowo przejechac i nawet trafilam na te droge wyjazdowa ktora chcialam(!) ;)
Z Klodzka bardzo boczna droga jechalam w strone Bystrzycy mijajac rozne wioski. Pogoda nieco sie zmienila, a ja zaczelam czuc zmeczenie. Postanowilam zatrzymac sie, posilic i chwile odpoczac. Dzieki temu, patrzac na mape zauwazylam, ze znow minelam moj zjazd (droga byla tak mala i waska, ze mijajac ja pomyslalam ze to dojazd do kilku domow widocznych w oddali, jak sie jednak okazalo byla to normalna droga, ktora powinnam jechac). Zawrocilam, nadrobilam kawalek drogi i od tej pory juz nie bladzilam. Droga falujac, biegla dolinka coraz wezszej rzeczki. W okoklicach Bystrzycy czulam sie juz naprawde zmeczona, bolalo mnie siedzisko i ogolnie mialam dosc, a jak sie okazalo przede mna byl jeszcze kawal drogi i to jej najtrudniejszy i najciezszy odcinek.
Tuz przed Bystrzyca odbilam na glowna droge „33” i jechalam nia odcinek do Wilkanowa, gdzie odbilam w strone Miedzygorza. Na tej glownej drodze jest dosc szerokie pobocze, wiec powolutku sie nim toczylam, a przez krotki odcinek nawet pchalam rower, poneiwaz nie mialam sil pedalowac pod gorke.
Droga dojazdowa do miedzygorza nie byla zla, czesciowo prowadzial po plaskim, byl na niej w sumie jeden solidny podjazd i pewnie gdyby nie zmeczenie z calego dnia, dalabym rade podjechac, tu jednak musialam odpuscic i troszke pomoc sobie idac na pieszo. Tylek bolal mnie juz solidnie i nie mialam sily krecic nogami. Gdy dojechalam do Miedzygorza poczulam duza ulge, poniewaz moja podroz miala sie juz prawie ku koncowi. Teraz tylko mialam odnalezc schronisko, gdzie mial sie odbyc zlot;) Nie przewidzialam jednak ze to bedzie najtrudniejsza czesc trasy. Nie do konca wiedzialam gdzie to schronisko sie znajduje, na jakiejs mapie w Miedzygorzu byla mapka pieszych szlakow, ale niewiele mozna bylo z niej wywnioskowac. Zapytalam jakichs miejscowych roboli jak sie tam dostac, pokierowali mnie na jakas droge mowiac ze tam jest jakies 5 kilometrow i ze ludzie chodza tam szlakiem, ktorym jest o wiele krocej. Gdy jednak chcialam skierowac sie na ten krotszy szlak wysmiali mnie i stwierdzili ze z rowerem z sakwami to tam sie raczej nie da. No nic postanowilam pojechac badz co badz droga. Droga piela sie ostro pod gorke i na dodatek lezalo na niej mnostwo ostrych i luznych kamieni co kompletnie uniemozliwialo jazde. Pielam sie mozolnie pod gore, pchajac ciezki rower. Wszystko bylo w miare Ok dopoki prowadzila jedna droga, przy rozwidleniu mialam pewien problem, ale wydawalo mi sie ze zobaczylam slady roweru i skrecilam w lewo tak jak one prowadzily, po jakims czasie zobaczylam jednak ze ta droga prowadzi szlak rowerowy i nieco stracilam nadzieje czy jade dobra droga. A na drodze zywego ducha, nie ma mapy, nie wiem nawet gdzie jestem. Po pewnym czasie zobaczylam jednak jakichs ludzi, zapytalam o droge do schroniska, nie bardzo wiedzieli gdzie to jest, na szczescie po chwili zobaczylam sakwiarzy z forum tez jadacych do schroniska, na dodatek na droge wyszedl ktos od nas, aby sprowadzic nas do schroniska.
Uff... dojechalam!
W bolach co prawda, ostatecznie od Strzelina zrobilam 120km, (o wiele wiecej niz pokazywalo mi google przy planowaniu trasy). Bylam strasznie zmeczona, wykonczylo mnie to 5 kilometrowe pchanie rowerow pod gore. W zwiazku z tym niezbyt dlugo wytrwalam przy ognisku. A dzialo sie wiele!
/
Zlot mial miejsce w Miedzygorzu. Postanowilam pojechac pociagiem do Strzelina i stamtad ruszyc rowerem na miejsce. W pociagu spotkalam Macka z forum, razem ruszylismy z Lodzi pociagiem o 5.15. W Ostrowcu dolaczyla do nas Magfa, a we Wroclawiu Pawel. Taka druzyna ruszylismy ze Strzelina. Jechalo sie dosc dobrze choc chwilami przeszkadzal wiatr. Przeszkadzaly rowniez pedzace z przeciwka ciezarowki wywolujace silny podmuch, ktory nieomalze zdmuchiwal z drogi. Jednak gdy zjechalismy na boczna droge jazda stala sie bardzo przyjemna.
W Kamiencu Zabkowickim, postanowilam odlaczyc sie od grupy, ktora zamierzala jechac przez Ladek Zdroj, przez solidne podjazdy i serpentyny, ja wypatrzylam sobie boczna droge biegnaca dolina Nysy Klodzkiej i niej zamierzalam sie trzymac do samej Bystrzycy. Doszlam do wniosku, ze droga ta nie bedzie tak mocno piela sie pod gorke, gorek mam dosc na codzien;)
(Zdjecie jest niestety tylko jedno, poniewaz nie mialam czasu, a potem takze sily, aby zrobic ich wiecej)
Nie do konca moje przewidywania sie sprawdzily, na dodatek na podstawie mapki z atlasu samochodowego dosc ciezko jedzie sie nieznanymi bocznymi drogami, dlatgo dwa razy pogubilam droge i zajelo mi troche czasu nim na nia spowrotem wrocilam;) trasa byla spokojna i bardzo malownicza, wila sie dolina rzeki, nieco wsipnajac sie na jej strome brzegi. Bylo cieplo i pogodnie i jechalo sie dobrze. Tak dotoczylam sie do Klodzka przez ktore udalo mi sie w miare bezproblemowo przejechac i nawet trafilam na te droge wyjazdowa ktora chcialam(!) ;)
Z Klodzka bardzo boczna droga jechalam w strone Bystrzycy mijajac rozne wioski. Pogoda nieco sie zmienila, a ja zaczelam czuc zmeczenie. Postanowilam zatrzymac sie, posilic i chwile odpoczac. Dzieki temu, patrzac na mape zauwazylam, ze znow minelam moj zjazd (droga byla tak mala i waska, ze mijajac ja pomyslalam ze to dojazd do kilku domow widocznych w oddali, jak sie jednak okazalo byla to normalna droga, ktora powinnam jechac). Zawrocilam, nadrobilam kawalek drogi i od tej pory juz nie bladzilam. Droga falujac, biegla dolinka coraz wezszej rzeczki. W okoklicach Bystrzycy czulam sie juz naprawde zmeczona, bolalo mnie siedzisko i ogolnie mialam dosc, a jak sie okazalo przede mna byl jeszcze kawal drogi i to jej najtrudniejszy i najciezszy odcinek.
Tuz przed Bystrzyca odbilam na glowna droge „33” i jechalam nia odcinek do Wilkanowa, gdzie odbilam w strone Miedzygorza. Na tej glownej drodze jest dosc szerokie pobocze, wiec powolutku sie nim toczylam, a przez krotki odcinek nawet pchalam rower, poneiwaz nie mialam sil pedalowac pod gorke.
Droga dojazdowa do miedzygorza nie byla zla, czesciowo prowadzial po plaskim, byl na niej w sumie jeden solidny podjazd i pewnie gdyby nie zmeczenie z calego dnia, dalabym rade podjechac, tu jednak musialam odpuscic i troszke pomoc sobie idac na pieszo. Tylek bolal mnie juz solidnie i nie mialam sily krecic nogami. Gdy dojechalam do Miedzygorza poczulam duza ulge, poniewaz moja podroz miala sie juz prawie ku koncowi. Teraz tylko mialam odnalezc schronisko, gdzie mial sie odbyc zlot;) Nie przewidzialam jednak ze to bedzie najtrudniejsza czesc trasy. Nie do konca wiedzialam gdzie to schronisko sie znajduje, na jakiejs mapie w Miedzygorzu byla mapka pieszych szlakow, ale niewiele mozna bylo z niej wywnioskowac. Zapytalam jakichs miejscowych roboli jak sie tam dostac, pokierowali mnie na jakas droge mowiac ze tam jest jakies 5 kilometrow i ze ludzie chodza tam szlakiem, ktorym jest o wiele krocej. Gdy jednak chcialam skierowac sie na ten krotszy szlak wysmiali mnie i stwierdzili ze z rowerem z sakwami to tam sie raczej nie da. No nic postanowilam pojechac badz co badz droga. Droga piela sie ostro pod gorke i na dodatek lezalo na niej mnostwo ostrych i luznych kamieni co kompletnie uniemozliwialo jazde. Pielam sie mozolnie pod gore, pchajac ciezki rower. Wszystko bylo w miare Ok dopoki prowadzila jedna droga, przy rozwidleniu mialam pewien problem, ale wydawalo mi sie ze zobaczylam slady roweru i skrecilam w lewo tak jak one prowadzily, po jakims czasie zobaczylam jednak ze ta droga prowadzi szlak rowerowy i nieco stracilam nadzieje czy jade dobra droga. A na drodze zywego ducha, nie ma mapy, nie wiem nawet gdzie jestem. Po pewnym czasie zobaczylam jednak jakichs ludzi, zapytalam o droge do schroniska, nie bardzo wiedzieli gdzie to jest, na szczescie po chwili zobaczylam sakwiarzy z forum tez jadacych do schroniska, na dodatek na droge wyszedl ktos od nas, aby sprowadzic nas do schroniska.
Uff... dojechalam!
W bolach co prawda, ostatecznie od Strzelina zrobilam 120km, (o wiele wiecej niz pokazywalo mi google przy planowaniu trasy). Bylam strasznie zmeczona, wykonczylo mnie to 5 kilometrowe pchanie rowerow pod gore. W zwiazku z tym niezbyt dlugo wytrwalam przy ognisku. A dzialo sie wiele!
/