ememkablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(55)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ememka.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Samotnie

Dystans całkowity:1193.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:67:53
Średnia prędkość:17.15 km/h
Maksymalna prędkość:55.00 km/h
Suma podjazdów:2746 m
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:54.25 km i 3h 13m
Więcej statystyk

Nad zatokę po pracy via Kirkliston

Piątek, 20 lutego 2015 Kategoria Do pracy, Okolice Edi, Samotnie
Km: 43.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:47 km/h: 15.45
Pr. maks.: 35.50 Temperatura: 4.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Giant Aktywność: Jazda na rowerze

Ponieważ pogoda dopisuje, po pracy postanowiłam wybrać się na przejażdżkę. Decyzja, gdzie pojechać nie była trudna, postanowiłam przejechać się ścieżką rowerową w miejscu dawnej linii kolejowej prowadzącej z Ratho do South Queensfery. Trasę pokonałam w tempie raczej ślimaczym, często się zatrzymując, aby porobić zdjęcia. Planuje stworzyć serię postów właśnie o  ścieżkach rowerowych powstałych w miejscach dawnych linii kolejowych, których w Edynburgu i okolicach było niegdyś mnóstwo, dlatego też potrzebuję udokumentować te trasy i zebrać materiał zdjęciowy. To wymaga nieco innego podejścia do jazdy, nie można sobie tylko pedałować, ale należy jechać powoli, rozglądać się i wypatrywać ciekawych miejsc do zobrazowania tematu i szukać odpowiedniej perspektywy do zrobienia zdjęcia. Jak widzicie praca nie jest łatwa i zajmuje sporo czasu, ale mnie nigdzie się nie spieszy, a taka "praca" to sama przyjemność, dlatego też  popołudnie, jak i wycieczkę uważam za bardzo udaną ;) 

Podczas tej przejażdżki poszukiwałam także oznak wiosny, co chyba mi się udało - krokusy i przebiśniegi widać nieomal wszędzie ;)
 





Ścieżka prosta jak strzała, można zaobserwować że wiodła tędy linia kolejowa, po charakterystycznych mostach i wiaduktach.





Wiosna przebija się tu i ówdzie, jednak moją uwagę zwróciły mchy i porosty, na jednym krzaku swoim niewprawnym okiem wypatrzyłam ich chyba 5 gatunków. 







Fajnie jest mieszkać w takiej zielonej krainie, gdzie drzewa i krzewy nie tracą liści na zimę.

I można też tu zobaczyć takie wspaniałe budowle w najróżniejszych ujęciach.








Po Szetlandach

Poniedziałek, 18 czerwca 2012 Kategoria Po Szkocji, Samotnie
Km: 109.00 Km teren: 0.00 Czas: 07:12 km/h: 15.14
Pr. maks.: 52.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Nie wiem jak to sie stalo, ze nie opublikowalam tych postow z mojej wyceiczki na Szetlandy? 
Pierwszy wpis o podrozy na ten najdalej na polnoc wysuniety przyczulek Wielkiej Brytanii jest tutaj.
Rano, po nocy spedzonej na promie wyladowalam na Szetlandach.


Zjechałam z promu, zjadłam śniadanie i postanowiłam ruszyć, zauważyłam jednak że mam miękką tylną oponę. Hmm, dziwne, dopompowałam i ruszyłam. W pierwszej kolejności postanowiłam udać się na południowy kraniec głównej wyspy.
Dzień był dość męczący, po całej nocy na promie, podczas której niewiele spałam, o 8 rano ruszyłam na podbój najbardziej na północ wysuniętych wysp Wielkiej Brytanii.
Jeszcze w samym Lerwick - stolicy wysp mozna natknac sie na ciekawy i dobrze zachowany zabytek - broch z epoki brazu (1000lat p.n.e.).


Na wyjeździe z miasta czekał mnie spory podjazd, na szczęście udało mi się go pokonać. Za miastem wybrałam malowniczą, boczną drogę, na końcu której ponownie czekał mnie stromy podjazd, gdyż droga ta opadała nieomalże na poziom morza. Na dodatek martwiło mnie to tylne koło z którego uchodziło powietrze, jednak nie do końca, dopompowywałam i jechałam dalej.
I tak jadąc na południe po pewnym czasie mijam 60 równoleżnik szerokości geograficznej północnej! Tak daleko mnie jeszcze nie było! :)


Postanowiłam dojechać do końca wyspy, a dopiero w drodze powrotnej zwiedzać, ponieważ nie byłam pewna ile czasu mi to wszystko zajmie.

Na południowym krańcu wyspy przecinam pas startowy lotniska w Sumburgu.


Zwiedzam bardzo ciekawe muzeum archeologiczne - Jarsholf. Ludnosc osiedlala sie w tym miejscu juz od epoki brazu, czyli jakichs 2500 lat p.n.e.


W okolicach latarni morksiej w Sumburgu gniazduje mnóstwo ptaków, w tym niesamowicie urokliwe maskonury (puffins). Można je fotografować z odległości nieco ponad metra;)

Zawracam i kieruję się z powrotem do Lerwick, wybieram jednak boczną drogę, aby nie jechać tą samą trasą, nie jest to łatwe, gdyż nie ma tu zbt wielu dróg;)


Na plaży wylegują się foki

A droga prowadzi w przód i w przód


Powszechny widok na Szetlandach - kuc szetlandzki

Początkowo poszukiwałam jakiegoś dzikiego miejsca do rozbicia się, było to jednak dość trudne, ponieważ wszystko jest pogrodzone. Ostatecznie postanowiłam rozbić się na polu namiotowym w Lerwick.


Wiecej zdjec, takze z nierowerowej czesci wycieczki TUTAJ.
/

Po Szetlandach

Poniedziałek, 18 czerwca 2012 Kategoria Po Szkocji, Samotnie
Km: 57.70 Km teren: 0.00 Czas: 03:40 km/h: 15.74
Pr. maks.: 55.00 Temperatura: 11.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Nastepnego dnia postanawiam wybrac sie na jazde po okolicy na lekko. Pogoda dopisuje, choc jest tylko 11 stopni. Widoczki zupelnie nie jak na dalekiej polnocy Szkocji ;) 







Pocztakowo planowalam jechac droga widoczna po drugiej stronie jeziora, jednak gdy zobaczylam jak pnie sie pod gore na dosc dlugim odcinku, zmodyfikowalam plan i pojechalam inna trasa;)



Choc nie ominely mnie inne podjazdy;)







Inni spedzaja wolny czas zupelnie inaczej;)



Wiecej zdjec, takze z nierowerowej czesci wycieczki TUTAJ.

/

Na Szetlandy

Niedziela, 17 czerwca 2012 Kategoria Po Szkocji, Samotnie
Km: 4.20 Km teren: 0.00 Czas: 00:25 km/h: 10.08
Pr. maks.: 24.10 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Postanowiłam wyruszyć na Szetlandy, bilety na pociąg i prom miałam już od jakiegoś czasu zarezewowane. W sobote rano wsiadłam w pociąg do Aberdeen, a następnie nocny prom do Lerwick na Szetlandach.



Wiecej zdjec, takze z nierowerowej części wycieczki
TUTAJ

Być sprytnym i jechać z wiatrem;)

Piątek, 30 marca 2012 Kategoria Do pracy, Okolice Edi, Samotnie
Km: 65.50 Km teren: 0.00 Czas: 03:26 km/h: 19.08
Pr. maks.: 44.00 Temperatura: 15.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 220m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
W piatek tradycyjnie skonczylam prace o 14 i postanowilam, korzystajac z pieknej, slonecznej pogody, pojechac na dluzsza wycieczke. Poniewaz wialo dosc mocno z zachodu, a ja nie mialam ochoty na walke z tym wiatrem, zdecydowalam pojechac kilka stacji pociagiem na zachod i wracac do Edynburga z wiatrem. Tak tez zrobilam, podjechalam na pobliska stacje, niestety na pociag musialam troche poczekac, poniewaz jeden zostal odwolany z przyczyn technicznych, kolejny byl za to mocno zatloczony, ale udalo mi sie do niego wcisnac. Dojechalam do miasteczka Falkirk. Nie jest ono zbyt urokliwe, raczej przemyslowe, mnostow tu roznego rodzaju hurtowni, magazynow, zakladow itp. Ciekawostka okolicy jest polaczenie dwóch kanalow, łączących zatokę Clyde i Forth. Przejechalam sie fragmentem, sciezki prowadzacej wzdluz kanalu glasgowickiego.

Kanał Clyde - Forth © ememka


Pozniej musialam nieco pokombinowac, bo jechałam złą stroną kanału, wlazłam więc na jego zbocze, a następnie przeskoczyc przez barierke na dosc ruchliwej drodze. Na szczescie wzdłuz wiodl szeroki chodnik/sciezki rowerowa, po ktorych jedzie sie zdecydowanie przyjemniej i bezpieczniej. Bo na ruchliwej drodze nigdy nie wiadomo czy ktorys kierowca nie wjedzie mi w cztery litery. I tak kluczac po tych przemyslowo – uslugowych terenach, przejechalam pod autostrada i ruszylam w kierunku miasteczka Grangemouth. Jest to wlasciewie osada, ktora opiera sie na jednym wielkim zakladzie przemyslowym – rafinerii ropy i zakladach chemicznych przetwarzajacych ropę.

Rafineria © ememka


Obszar tego zakladu wyglada troche jak stacja kosmiczna, wszedzie rury, rurki, rureczki, kominy i inne dziwne urzadzenia. (Musze kiedys wybrac sie tam noca, moze byc ciekawie oswietlone;) ) Jechalo sie bardzo przyjemnie i nawet nie chcialo mi sie zatrzymywac na robienie zdjec – jakos nie mialam natchnienia.

Kolejnym punktem wycieczki byla miejscowosc Bo’ness, znana z niewielkiego muzeum kolei parowej. Bylam juz tam kilka razy, ale poniewaz bardzo lubie kolej, szczegolnie parowa, postanowilam tam podjechac i zobaczyc co ciekawego slychac. Bylo juz pozno i stacyjka byla zamknieta, ale zatrzymalam sie obok, aby chwile odpoczac i moglam obserwowac, jak pan najpierw szufluje wegiel do lokomotywy, a pozniej spuszcza z niej wode;)

Muzeum kolei parowej © ememka


Lokomotywa © ememka


Z tego miejsca zaczely sie schody z jazda – z poziomu morza musialam wjechac wyzej, a nie wiedziec czemu mialam strasznie slbe nogi, nie moglam sobie poradzic z najmniejszym podjazdem;/ No ale jakos pomalutku, pomalutku wturlalam sie pod gorke. Palcem po mapie wyznaczylam sobie trase jakas boczna drozka, poniewaz nie chcialam jechac glowna droga. Okazalo sie ze ta droga to taka kamienista polna dojazdowka do jakichs gospodarstw, ale poniawaz nie lubie zawracac, postanowialm jechac i zobaczyc co bedzie dalej. Po dosc nieprzyjemnym, kamienistym odcinku nagle zaczal sie asfalt, taki kilometrowy odcinek rowniutkiego gladziutkiego asfaltu, ktory skonczyl sie rownie nagle jak sie zaczal. Znow polna droga, ktora wjechalam na teren jakiegos gospodarstwa. Glupio mi tak bylo krazyc miedzy domem a obora wiec zbytnio sie nie rozgladajac pojechalam polna droga dalej, ktora nieoczekiwanie skonczyla sie na skaju pola! Zla bylam ze bede jednak musiala teraz taki kawal wracac. Wyjelam mape i patrze gdzie jestem i jak ta droga powinna prowadzic, poniewaz wg planu jest przejezdna i ma ciaglosc. Okazalo sie ze wlasciwa drozka skreca za gospodarstwem w prawo, a ja pojehcalam w lewo. Cofnelam sie, wjechalam na wlasciwy szlak, ktory doprowadzil mnie tam gdzie chcialam. Na tej drodze troche zamarudzilam i srednia, do tej pory calkiem pozadna, znacznie mi spadla, no ale co zrobic, tak to jest jak chce sie jezdzic skrotami;)

Pola i mosty © ememka


Polna droga © ememka


Dalej na szczescie byl juz tylko asfalt;)

I tak zygzakiem i zakosami jechalam wytrwale i uparcie w strone miasta. Odcinki wschod – zachod byly ok, natomiast poprzeczne polnoc-poludnie byly niezbyt przyjemne, nie dosc ze z bocznym wiatrem, to zazwyczaj pod gorke. No ale uporawszy sie z tymi kilkoma podjazdami, czekal mnie dosc dlugi odcinek na wschod. W takich awrunkach i z zachodnim wiatrem bez problemu utrzymywalam predkosc okolo 40km/h (srednia szybciutko wzrosla). W miejscowosci Kirkliston, w poblizu lotniska, zatrzymalam sie na rozdrozu zastanwiajac sie ktoredy pojechac dalej. Poniewaz pora byla jeszcze w miare wczesna, pogoda nadal ladna, a mnie sie dobrze jechalo, postanowilam nadlozyc nieco drogi i pojechac droga, ktora jeszcze nie jechalam, a ktora prowadzi nad samo lotnisko. Jak sie okazalo jest tam taki punkt gdzie ludzie przyjezdzaja samochodami i obserwuja ladujace/startujace samoloty. Ja rowniez chwile sie pogapilam i ruszylam dalej.

Lotniskowy ruch © ememka


Odlot © ememka


Droga prowadzaca wzdluz lotniska doprowadzila mnie na obrzeza miasta i dalej juz tradycyjna trasa – sciezka rowerowa do domu. Choc po drodze postanowilam zahaczyc o Lidla, aby sie odpowiednio zaopatrzyc na weekend. Dzieki temu zobaczylam ze na ulicy w poblizu dworca, polozone sa juz tory tramwajowe! Nie moglam sie oprzec i musialam je uwiecznic;)

Tory tramwajowe © ememka


Dojechalam do domu juz nieco zmeczona, ale zadowola, ze po pracy udalo mi sie zaliczyc taka wycieczke. Tereny zupelnie inne, mniej widokowe, a bardziej przemyslowe, ale musicie przyznac, ze ma to tez swoje uroki;)


Eksploracja Midlothian

Niedziela, 18 marca 2012 Kategoria Długodystansowo, Fotograficznie, Okolice Edi, Samotnie
Km: 75.50 Km teren: 0.00 Czas: 03:56 km/h: 19.19
Pr. maks.: 45.00 Temperatura: 12.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 530m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Postanowiłam wykorzystać niesamowicie piękną i nieomalże bezwietrzną pogodę i wybrać się na dłuższą wycieczkę. Tym razem zaplanowałam sobie trasę na południe, żadko tam jeżdżę ponieważ są to tereny górzyste, a żeby się wydostać w tamtą stronę z miasta, też trzeba się nieźle napocić. Ale czułam się w formie, a innych pomysłów nie miałam, głównie z tego powodu, że większość bliższych terenów mam już objerzdżoną;) Początkowo wszytko szło dobrze, przygotowałam się, zapakowałam w nowy wypasiony plecak rowerowy, który kupiłam już jakiś czas temu, ale jeszcze nie miałam możliwości wypróbowania. Ruszyłam spod domu i od razu okazało się że z plecakiem jest coś mocno nie tak, ponieważ gdy zajmę pozycje na rowerze, stelaż wbija mi się w podstawę czaszki. Zatrzymywałam się i kilkakrotnie próbowałam go wyregulować, jednak zawsze coś było nie tak;/ Byłam tak zła, zirytowana, że nieomalże chciałam zawrócić i pojechać prosto do sklepu odać ten fatalny sprzęt. Doszłam jednak do wniosku, że szkoda mi takiej pięknej pogody, z plecakiem jeszcze powalczę, a pojadę go oddać następnego dnia. Ostatenicze udało mi się jakoś na tyle poluzować szelki, że całość się opuściła i już nic mnie nie uwierało. Jednak nadal zastanawiam się czy plecak zostawić czy jednak go oddać.
Tego dnia mimo bardzo udanej wycieczki wszystko mnie strasznie irytowało. Kolejną rzeczą która mi strasznie przeszkadzała był aparat zawieszony przez ramię. Nie chciałam go trzymać w plecaku, aby był do niego łatwy i szybki dostęp. Jednak majtający mi między nogami pokrowiec wcale nie pomagał w jeździe i jakoś nie pozwalał mi się skoncentrować;/ W końcu wkurzyłam się i schowałam z powrotem do plecaka, ale wyciąganie go na każdym postoju to marnowanie czasu i jest bardzo upierdliwe. Ostatecznie wpadłam na genialny w swej prostocie pomył! przymocowałam etui za pomocą rzepa służącego do przypięcia etui np. do paska, do ramy:) Potrzeba jest zdecydowanie matką wynalazku! Aparat był łatwodostępny, cały czas pod ręką, tak wygodnie że nawet używałam go podczas jazdy, bez potrzeby zatrzymywania się:)

Mocowanie etui do aparatu © ememka


Mocowanie etui od aparatu © ememka


Kolejną rzeczą która niezmiernie mnie irytowała, choć może wydać się śmieszna, była dla mnie bardzo drażliwa. Jechałam w długich getrach, które przy kostce, nie wiedzieć po co mają wszyte ekspresy. Getry tak się jakoś układają w tym miejscu, że materiał się wygina, a końcówki ekspresów uderzają rytmicznie w korbę od pedałów. Szlag może człowieka trafić z tym stukaniem! Do tej pory miałam ten problem tylko z lewa nogawką, a dziś jak na złość stukały mi obie równomiernie, naprzemiennie pyk-pyk-pyk-pyk!!! Wrrr... Miałam ochotę je pourywać, ostatecznie skończyło się na bardziej subtelnej formie poradzenia sobie z tym problemem, a mianowicie wywinięciem nogawek;) Sprytne nie? :) Tak więc po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów w niezbyt komfortowych warunkach i ostatecznym uporaniem się z irytującymi detalami, mogłam w końcu cieszyć się jazdą i pięknymi widokami.
Jak wspomniałam, najpierw musiałam się wydostać z miasta i ciekawa część wycieczki rozpoczęła się w miejscowości Loanhead (znanej mi lepiej z centrum handlowego i IKEI;)) Błądząc nieco po miasteczku szukałam ścieżki rowerowej, która miała prowadzić dawnym wiaduktem kolejowym do Roslin. Po kilku nietrafionych próbach i kilkukrotnym sprawdzaniu mapy w końcu udało mi się wjechać na wymarzoną ścieżkę. Jest to kolejna ścieżka rowerowa utworzona w miejscu dawnej linii kolejowej. Połączenia kolejowe pokrywały niegdyś gęstą siecią te tereny, a kursujące po nich pociągi przewoziły wydobywany na tych terenach węgiel i rudę żelaza do miast i ośrodków produkcyjnych, była to także ruchliwa linia osobowa.



Mój pojazd © ememka


Bilston Glen Viaduct © ememka


Widok z wiaduktu w dół © ememka


Widoczek z wiaduktu © ememka


Bitwa pod Roslin 1303 © ememka


Po przejechaniu wiaduktu kierowałam się ścieżką w stronę Roslin (tak, tak tego Roslin rozsławionego prze Dana Browna w jego najbardziej chyba znanej książce "Kod Leonarda da Vinci". Odwiedziłam ja jakiś czas temu i muszę przyznać, że naprawdę robi niesamowite wrażenie!). Tym razem jednak nie pojechałam do kościółka, ponieważ moja trasa prowadziła nieco inaczej. Kawałeczek za miejscowością Roslin skręciłam w lewo kierując się w dół doliny rzeczki North Esk. Była to karkołomna jazda. Ostro w dół i prawdziwe serpentyny, no właściwie to jedna "agrafka", ale nie spodziewałam się czegoś takiego! Na szczęście po przeciwnej stronie doliny droga wznosiła się łagodniej.

Kręta droga © ememka


Kolejny odcinek prowadził nieco bardziej ruchliwą drogą, ale na szczęście tylko 4km. Następnie odbiłam znów w lewo i tu już było pięknie. Cicha, wąska, spokojna droga prowadząca przez łąki na których pasły się stada owiec. Widoki dookoła po prostu wspaniałe Po lewej biegnące nieco ukośnie pasmo Pentland Hills, a przede mną zbliżające się Moorfoot Hills, za plecami Edynburg i zatoka Forth.

Widoczek na Pentlandy © ememka


Moorfoot Hills © ememka


Pasące się owieczki © ememka


Samotne drzewo © ememka


Kręta droga © ememka




Kierując się dalej na południe po pewnym czasie ponownie skręciłam w lewo powoli domykając pętlę i zbliżając się do najdalej na południe wysuniętego punktu mojej wycieczki, czyli nijako punktu docelowego - zbiornika retencyjnego Gladhouse. Wzdłuż jego północnego brzegu wiedzie wspaniała, równiutka asfaltowa droga. Jezioro wyglądało wspaniale, przy tak słonecznej pogodzie i błękitnym niebie, woda miała kolor indygo. Znalazłam miejsce na piknik i postanowiłam urządzić sobie popas, ponieważ żołądek zaczął się tego pilnie domagać. Zjadłam kanapkę, chwilę odpoczęłam, popstrykałam kilka zdjęć i ruszyłam dalej.

Zbiornik Gladhouse © ememka


Gladhouse Reservoir © ememka


Rowerek nad jeziorkiem © ememka


Zbiornik Gladhouse © ememka


Rowerek nad jeziorkiem © ememka


Postanowiłam jednak nie jechać najprostszą drogą w stronę Edynburga, lecz nieco pokluczyć po okolicy. po drodze widziałam kilka starych wapienników oraz dwa kamieniołomy wydobywające chyba wapień. Nieco mnie to zaskoczyło ponieważ wydawało mi się, że te tereny zbudowane są głównie ze skał wulkanicznych. Jak się jednak okazuje występują tutaj także skały osadowe - muszę zgłębić to zagadnienie.

Stary wapiennik © ememka


Stary wapiennik © ememka


Widoczek na Pentlandy © ememka


zielono - niebiesko © ememka


Jechałam dość wysoko położoną drogą, i nic nie ograniczało mi widoku na północ w stronę Edynburga, dzięki czemu z dość dużej odległości udało mi się zobaczyć edynburską, tak charakterystyczną Górę Artura i Salisbury Craigs. Ponadto daleko na północnym-wschodzie widziałam również bardzo charakterystyczny wulkaniczny stożek Berwick Law położony w pobliżu miasteczka North Berwick - 40km na wschód od Edynburga! Widoczność tego dnia była wspaniała!

Arthur Seat i Salisbury Craigs z daleka © ememka


Jadę sobie, jadę i w pewnej chwili trafiam na ogromne pole, na którym rośnie dość dziwne warzywo - jest to brukiew. Jest to dość popularne w Szkocji (ale również w Szwecji i Finlandii) warzywo, przygotowuje się z niego między innymi tradycyjną potrawę "Neeps and Tatties" (brukiew z ziemniakami) podawana z tradycyjnym szkockim daniem - Haggisem. Warzywo to dodaje się również często do zup i gulaszy(ów?).

Pole brukwii © ememka


Wielki okaz © ememka


A teraz zagadka, co to jest i do czego służy;) Za prawidłową odpowiedź nagroda niespodzianka;)

Zagadka © ememka


Co to jest? © ememka


Jadąc wzdłuż murów jakiejś posiadłości dojechałam do mostu nad rzeką South Esk, która niedaleko tego miejsca łączy się ze wspomnianą wcześniej North Esk, płynie dalej jako Esk. Od tego miejsca jechałam krajową ścieżką rowerową nr 1 biegnącą z Londynu aż na Orkady.

Krajowa Ścieżka Rowerowa nr 1 © ememka


Ścieżka jest tutaj bardzo dobrze oznakowana, na wszystkich skrzyżowaniach o rozjazdach znajdują się drogowskazy, a na poszczególnych odcinkach drogi co jakiś czas tabliczki utwierdzające w przekonaniu, że nadal jedziemy tą ścieżką. I tak przez Bonnyrigg, odcinkiem ścieżki wytyczonym w miejscu kolejnej dawnej linii klejowej, dojechałam do miasteczka Eskbank. Po drodze zgubiłam ścieżkę rowerową nr 1 (chyba jednak nie jest aż tak dobrze oznakowana, przynajmniej w tym miejscu), nadal jadąc ścieżką rowerową, poprowadzoną jeszcze innym odgałęzieniem linii kolejowej (wyłożonym bardzo dobrym i gładkim asfaltem, pewnie dlatego nie zwróciłam uwagi na to, że ścieżka nr 1 odbija tu mocno w prawo) dojechałam do obwodnicy edynburskiej.

Ścieżka rowerowa © ememka


Tak sobie jadę © ememka




Jak się później okazało dobrze, że zboczyłam z drogi rowerowej nr 1 ponieważ zatacza ona od tego miejsca dużą pętlę przez Musselburgh i dopiero od wschodu prowadzi do centrum Edynburga, a ja byłam już dość zmęczona. Chciałam już jak najszybciej dojechać do domu, a czekał mnie najmniej przyjemny odcinek całej trasy (czemu dojazdy/powroty są najbardziej uciążliwe?). Jechałam dość ruchliwą ulicą wylotową z miasta. Zmęczenie dawało już o sobie znać i najmniejsze podjazdy ledwo, ledwo pokonywałam z prędkością 10km/h. Ponadto zaczęło wiać (w twarz), a słońce świeciło prosto w oczy, tak że nic nie było widać. Zrobiło się też chłodno i mocno przemarzłam. Klucząc po mieście, ponieważ nie chciałam jechać tą samą drogą, którą wyjeżdżałam, powoli i w bólach dojechałam w końcu do domu, ale ta końcówka to była walka i droga przez mękę.
Podsumowując, wycieczkę uważam za bardzo udaną, mimo początkowej irytacji i pewnych problemów z ogarnięciem sprzętu, ale dzięki temu wpadłam na idealny pomysł mocowania aparatu, plecak wyregulowałam, a długie getry wkrótce nie będą potrzebne;) Odkryłam całkiem nowe, nieznane mi dotąd tereny i jak się okazuje, warto wybierać się w tamtą stronę, gdyż jest ona bardzo urozmaicona, ciekawa i gwarantuje piękne widoki i stawia spore wymagania przed cyklistami. Można pojechać nawet dalej, jednak trzeba przeznaczyć na to jakiś weekend, lub tak zaplanować trasę, aby móc wrócić o własnych siłach, ponieważ mimo tego że niegdyś istniało tam wiele linii kolejowych, dziś nie ma po nich śladu. Zaczynają się tam górki i obszar jest słabo skomunikowany z Edynburgiem, a zapakowanie roweru do autobusu może okazać się problematyczne.
Kolejną wycieczkę planuję na południowy - wschód od Edynburga.




PS. Odkryłam świetne możliwości bawienia sie filmikami na YT, dlatego też sądzę, że w najbliższym czasie w moich wpisach pojawi się więcej filmików;)

Po mieście i sklepach

Sobota, 3 marca 2012 Kategoria Po miescie, Samotnie
Km: 23.50 Km teren: 0.00 Czas: 01:10 km/h: 20.14
Pr. maks.: 40.00 Temperatura: 12.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś postanowiłam pojeździć lajtowo, po wczorajszej trasie czułam się trochę przeforsowana i bolały mnie kolana i cztery litery. Zdecydowałam się odwiedzić kilka sklepów w poszukiwaniu natchnienia na wykonaniu kilku rowerowych drobiazgów. Już piewrszy z nich można zobaczyć na moim blogu poświęconemu własnie takim pierdółkom Urokliwe Detale. Pokręciłam się więc po mieście, jednak jazda po centrum to koszmar. Główna ulica jest kompletnie rozkopana w związku z budową tramwai, a jazda między snującymi się przechodniami to lepsze niż slalom gigant. W końcu jednak udało mi się przebić przez centrum i wjechać na tradycyjną ścieżkę rowerową która wspaniale prowadzi na obrzeża miasta. Powrót tą samą ścieżką, następnie przez park i bocznymi uliczkami.

Do pracy i do Dunfermline

Piątek, 2 marca 2012 Kategoria Do pracy, Fotograficznie, Okolice Edi, Samotnie
Km: 60.50 Km teren: 0.00 Czas: 03:14 km/h: 18.71
Pr. maks.: 46.00 Temperatura: 12.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 350m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Slonecznie i bezwietrznie (!)
Do pracy jechalo sie zadziwiajaco lekko i przyjemnie, mimo "ciezkiej" glowy :/
Bije jakies rekordy predkosci ostatnio na tym odcinku;) No ale oczywiscie nie moze byc pelni szczescia - dwoch kolesi chcialo pojsc ze mna na czolowe na malej uliczce isedlowej, no bo kazdy musi jechac srodkiem i nikt nie zjedzie ani nawet o centymetr;/ A no i nie ma jak jezdzic z calkowicie zaparowanymi szybami pod slonce! Kawalek dalej jakis "mozg" zostal na skrzyzowaniu centralnie na przejsciu/przejezdzie. No jak widac na calym swiecie sa tacy "inteligenci".
A no i jeszcze jeden koles chcial sie ze mna scigac na ostateniej prostej do pracy (pozniej okazalo sie ze pracuje tam gdzie ja), ale niestety zostal w tyle;) No tyle atrakcji od rana, ciekawe co bedzie po poludniu, zapowiada sie ladna pogoda, wiec wybieram sie na jakas dluzsza przejazdzke, mam tylko nadzieje ze aura zbytnio sie nie zmieni:)

Update 10.30

Oczywiscie pogoda sie zmienila, po slonku ani sladu, dookola, az po horyzont zalegaja ciemne i ciezkie chmury;/ mam tylko nadzieje ze nie bedzie padac;/

Update 11.30

Wrrr, pada ;/

Final update

Przestało padać.
O 13.30 postanowiłam zakonczyć pracę na ten tydzień i ruszyć na wycieczkę bez względu na pogodę.
Okazało się, że jest bardzo ciepło i w mojej skorupce było mi zdecydowanie za ciepło, początkowo chciałam rozpiąc kurtkę tylko od dołu, ale ekspres odmówił współpracy, rozpiełam się więc całkiem i było ok;) Szybko się jednak okazało, że jest tak ciepło, że nawet w rozpiętej kurtce jest mi zbyt ciepło. Kurtka powędrowała do plecaka, a ja założyłam koszulę flanelową. I tu moja pochwała dla tych koszul,wydaje mi się w obecnych czasach niedocenianych i uważanych za przeżytek. Dziś w epoce gore-texów i innych sztucznych tworzyw, nie docenia się naturalnych, bawełnianych wyrobów, które tak wielu służyły przez tak wiele lat. Koszula flanelowa nie jest zbyt ciepła, ale w zupełności wystacza, aby nie było chłodno i nie przewiewało człowieka, a jednocześnie na tyle przewiewna i oddychająca, że się nie pocę. W samym krótkim rękawku byłoby mi jednak trochę chłodno no i nieco dziwnie mogłoby to wyglądać,a w koszuli przejechałam całą trasę, łącznie z późnym popołudniem i nie bylo mi ani za ciepło, ani za chłodno - po prostu w sam raz;)
Ale wracając do wycieczki...
Wyjechałam z miasta tradycyjną trasą - pod obwodnicą. Następnie skierowałam się w stronę lotniska, objechałam je i kierowałam się prosto na północ, na most, ponieważ moim celem było niewielkie miasteczko po drugiej stronie zatoki.
Jadąć wzdłuż lotniska natrafiłam na pole krokusów, ewidentny dowód zbliżającej się wiosny.

Pole krokusowe © ememka


Następnie czekał mnie dość ciężki podjazd w miejscowości Kirkliston, niezle się tam zasapałam, ale podjechałam, a na szczycie czekał na mnie taki domek datowany na rok 1682.

Stary dom © ememka


Przejechałam przez to niezbyt ciekawe miasteczko i ruszyłam dalej w stronę mostu. Po drodze, na polach i łąkach widziałam wiele bażantów, to chyba ich pora, wszędzie ich pełno.

Bażanty © ememka


Za miasteczkiem zaczęła się bardzo fajna ścieżka rowerowa - asfaltowa i szeroka:)

Ścieżka rowerowa © ememka


Po tej ścieżce dotoczyłam się prawie na most, jeszcze tylko kilka fotek z tablicą i mostem i zaraz będę po drugiej stronie zatoki.

Forth Road Bridge © ememka


Forth Road Bridge © ememka


Forth Road Bridge © ememka


Rail Brodge © ememka


Z punktu widokowego zjechałam prosto na most i mozolnie zaczęłam sie na niego wspinać (bo tu nawet mosty są pod górkę:)) jazda po moście to niesamowite przeżycie, sporo luftu pod kołami i taka zielona falująca woda. Na dodatek gdy na moście się stanie to czuć jak cały drży i wibruje, a to jest bardzo głupie uczucie.
Po drugiej stronie zatoki najpierw fajny zjazd, a następnie kilka podjazdów, w tym najcięższy, w połowie którego ustałam przed samym Dunfermline. Ustałam, ale odpoczełam, wrzuciłam lekkie przełożenie (czytaj - pedałuje nieomalże w miejscu) i podjechałam;) Potem było już lekko. Przejechałam jakims kolejnym odcinkiem bardzo fajnie zrobionej ścieżki rowerowej, a następnie pasem dla rowerzystów wyodrębnionym z jezdni, wjechałam na osiedle i odnalazłam ulicę i dom na której mieszka moja koleżanka. Przekazałam jej to co dla niej miałam, zamieniłyśmy kilka słów i każda pojechała w swoją stronę.

Stromy podjazd © ememka


Ścieżka rowerowa © ememka


Drogę powrotną zaplanowałam przez miasteczko Rosyth, znane z portu cargo i promowego do Brugii oraz portu marynarki wojennej, ponoc cumuja tu łodzie podwodne. Tym razem jednak wybrałam drogę nie bokami, ale przez centrum i okazało się, że choć tereny portowo-przemysłwoe są mało ciekawe (jak chyba każde) to centrum jest ładne, ciekawe i zadbane.

Na obrzeżach trafiłam na jakiś zaklad przemysłowy, który był napędzany między innymi takim oto wiatrakiem. Nie zdawałam że one są takie wielkie.

Energia wiatrowa © ememka


W drodze powrotnej przez zatokę jeszcze kilka ujęć mostu, w tym także kolejowego

Forth Rail Bridge © ememka


Miasteczko w dole to North Queensferry, bo znajduje się po północnej stronie zatoki, po południowej znajduje sie South Queensferry, a jak nazwa wskzuje znajdowała się tam niegdyś (zanim wybudowano mosty;)) przeprawa promowa, wykorzystująca naturalne formacje skalne.

Most wiszący © ememka


I na zakończenie zagadka - znajdz samolot :)

Zagadka © ememka


W Pentlandy

Piątek, 17 lutego 2012 Kategoria Do pracy, Okolice Edi, Po miescie, Samotnie
Km: 27.60 Km teren: 0.00 Czas: 01:43 km/h: 16.08
Pr. maks.: 41.50 Temperatura: 8.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 190m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Jak co piątek po pracy postanowiłam się gdzieś przejechać. Tym razem w przeciwną stronę niż to miało miejsce tydzień temu. Zaplanowałam sobie taką trasę, że o mało co ducha nie wyzionełam. Ale jak wymyśliłam tak zrobiłam.
Kilka naciśnięć na pedały i już jestem za miastem. W pierwzsej kolejności przejeżdzam obwodnicę, następnie kanał i jużjestem właściwie na wsi.

Kanał © ememka


Następnie kierowałam się na południe, ostro pod górkę chcąc wrócić do domu okrężną drogą przez Wzgórza Pentland. Było naprawdę ciężko i choć kilometraż nie jest zawrotny to jednak trasa była wymagająca.

Na początek podjazd taką oto uliczką. Jak jest stroma widać po domach i ich dachach.

Stroma uliczka © ememka


Jednak to była dopiero przygrywka, napradę stromo miało byś dopiero za jakiś czas.

Po pokonaniu tego podjazdu, zatrzymałam się i przysiadłam na ławeczce, aby chwilę odpocząć i złapać oddech. Tuż obok znajdowała się tabliczka z informacją o istniejącym niegdyś w tym miejscu punkcie pobierania opłat za podróżowanie drogą prowadzącą do Edynburga, (coś jak obecne bramki na autostradach;))

Miejsce pobieranie myta © ememka


Ruszyłam dalej, początkowo krótki zjazd w dolinę rzeczki Leith...


Water of Leith © ememka


...a potem było piekło - długi i ciężki podjazd.

Ostro w dół © ememka


tę część mam już za sobą,
a przede mną dalsza część tego morderczego podjazdu

Podjazd © ememka


Namęczyłam się i nasapałam, podjazdy pokonywałam na kilka razy, ale podjechałam! :) Z każdym postojem podziwiałam widoki, które stawały się coraz piękniejsze i obszerniejsze, widać było całe miasto i szerokie okolice.
Ostatecznie jednak moja mozolna wspinaczka została sowicie wynagrodzona wspaniałym zjazdem prawie do samgo domu, jakieś 7km;)

Wietrzna okolica © ememka


Po drzewie widać jak tu wieje.

Drzewo © ememka


Na trasie było też trochę terenu, choć ten rower nie nadaje się na błotniste i kamieniste polne drogi, zdecydowanie preferuje równiutki asfalcik;) Na szczęście ten wyboisty i kamienisty odcinek nie był zbyt długi.

Jak już mówiłam, przejeżdżając obwodnicę miasta przekracza się granicę i momentalnie przenosimy się na wieś - pola, łąki i wszędobylskie owce.

Owieczki © ememka


Przejeżdzając przez góry mijałam dwa zbiorniki retencyjne, w których woda jest tak czysta (przynajmniej optycznie) i ma tak niesamowity, szmaragdowy kolor, że ma się do niej ochotę wskoczyć:) Swoją drogą jeziorka, mimo że sztuczne są bardzo urokliwe.

Jeziorko © ememka


Jezioro © ememka


Z tego miejsca rozpościerał się fantastyczny widok na najbardziej charakterystyczną górę w okolicy, a położoną w centrum Edynburga - Górę Artura, o kształcie leżącego lwa.

Widok na Artura © ememka


i zbliżenie, czyż nie przypomina lwa?

Arthur's SEat © ememka


Na zakonczenie kilka optymistycznych fotek, potwierdzających że wiosna jest tuż, tuż.

Żółte kwiatki © ememka


Przebiśniegi © ememka


Kokosowe kwiatki © ememka


Te ostatnie kolczaste krzaki, mają cudowne żółte kwiatki pachnące jak ciasteczka kokosowe - uwielbiam je.

Podczas dość karkołomnego zjazdu o mały włos nie rozjechałam ślicznego dalmatyńczyka, który wyskoczył z przydrożnych chaszczy.
Już nieco bliżej domu zauważyłam na ulicy jakieś zamieszanie, był dym i policja. W pierwsej chwili myślałam, że to pali się samochód, ale przejeżdżając obok tego zdarzenia, doszłam do wnioku, że to chyba jakiś bezdomny chciał się podpalić!

Później pojechałam do sklepu zrobić zakupy na wieczór;)

/

Serwis, zakupy i dookoła Artura

Niedziela, 12 lutego 2012 Kategoria Po miescie, Samotnie
Km: 18.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:03 km/h: 17.14
Pr. maks.: 47.50 Temperatura: 8.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 170m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś postanowiłam wyczyścić nieco rower po piątkowej jeździe i udać się do serwisu, bo nieco zaniepokoiła mnie rdza wdzierająca się na ramę w okolicach dziurek do montowania bagażnika, ale tylko dwóch, wszytkie pozostałe otworki wyglądają w porząku. Niestety, aby to załatwić musiałam poczekać na menagera, bo akurat miał przerwę na lunch. Ten czas postanowiłam wykorzystać rowerowo i przejechać się po mieście. Początkowo nie miałam pomysłu gdzie pojechać i trochę się szwędałam to tu to tam, ale ostatecznie postanowiłam, że przejadę się w okolice góry Artura, bo strasznie mnie kusiły jej pięknie oświetlone zbocza. A gdy już byłam w jej okolicy, pomysłałam sobie, hmm czemu by nie objechać jej dookoła, a jest to nieco wymagający podjazd, choć asfaltowy;) Jak pomyślałam tak też uczyniłam;) Najpierw rewelacyjny zjazd, a później mozolne wspinanie się pod górę. Początkowo szło mi nienajgorzej, miałam "moc", niestety dość szybko uległa ona wyczerpaniu i później powoli i mozolnie wspinałam się na ten podjazd z minimalna prędkością. Ale udało się! Podjechałam! Następnie kolejny rewelacyjny zjazd i powrót do sklepu.
Pan zapewnił mnie, że to się zdarza, ale patrząc na moje niedowierzane i niezadowolenie, zaproponował że zrobi mi zaprawki. Zgodziłam i jeszcze poprosiłam, żeby zrobił mi to od ręki, a ja w tymczasie powłóczę się po sklepie (rowerowym oczywiście;)). Rower był dość szybko gotowy i to na tyle, że pan chodził po sklepie i mnie szukał chcąc mnie o tym poinformować:) A ja w sklepie upatrzyłam sobie cienkie rękawiczki, niestety nie są przeciwwiatrowe. Płacąc za nie zobaczyłam, że w plecaku z którym jeżdżę już od dobrych kilku lat, rozlazł się ekspres i to było motywem do zakupu plecaka, który oglądałam chwilę wcześniej obijając się po sklepie, początkowo nie miałam zamiaru go kupować, choć wpadł mi w oko. Plecaczek jest dość duży i pojemny, ma mnóstwo kieszonek, i schowków, można go w miarę potrzeb zmniejszyć lub powiększyć, a co najaważniejsze ma pożądny stelaż trzymający go z dala od pleców;) Zakup mam nadzieje dobry, ale nie pytajcie o cenę, bo chyba miałam chwilowe zaćmienie umysłu;)
Ponieważ wybierałam sie tylko do serwisu nie zabrałam aparatu, a wielka szkoda, bo oświetlone zbocza góry wyglądały wspaniale, poza tym widziałam kolejne oznaki wiosny - wychodzące z ziemi zółte krokusiki;)

/

kategorie bloga

Moje rowery

Giant 2573 km
Revolution 6341 km
Mieszczuch 839 km

szukaj

archiwum