Wpisy archiwalne w kategorii
Samotnie
Dystans całkowity: | 1193.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 67:53 |
Średnia prędkość: | 17.15 km/h |
Maksymalna prędkość: | 55.00 km/h |
Suma podjazdów: | 2746 m |
Liczba aktywności: | 22 |
Średnio na aktywność: | 54.25 km i 3h 13m |
Więcej statystyk |
Przejażdżka po pracy
Piątek, 10 lutego 2012 Kategoria Do pracy, Po miescie, Samotnie
Km: | 29.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 37.00 | Temperatura: | 7.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Revolution | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś po pracy postanowiłam w końcu wybrać się na jakąś przejażdżkę, ponieważ już od bardzo dawna nigdzie nie jeździłam poza dojazdami do pracy. Nie mogłam się zdecydować dokąd pojechać, ostatecznie postanowiłam popedałować w okolice lotniska, a później jechać tam, gdzie mnie koła poniosą;) Pogoda nie była najlepsza, szaro-buro i ponuro (co widać po zdjęciach), w miarę ciepło, a co najważniejsze bezwietrznie (!) więc krótka przejażdżka była jak najbardziej wskazana.
I tak zwiedziłam tyły lotniska i część cargo, poobserwowałam lądujące i startujące samoloty i ruszyłam dalej.
Przejeżdżając obok wielkiego parku trafiłam na pierwsze oznaki wiosny.
Następnie zdecydowałam pojechać nad zatokę i okrężną drogą wrócić do domu. W dzielnicy Cramond, tuż nad zatoką znajdują się pozostałości fortu rzymskiego.
Następnie ruszyłam szeroką promenadą wzdłuż zatoki, odbiłam w wąską ścieżkę, przebiłam się przez potwornie zaśmiecone chaszcze i wjechałam na tradycyjną trasę, czyli ścieżkę rowerową.
Jazda o tej porze roku ma jedną zaletę, a może raczej wadę, wszystko widać, liście niczego nie ukrywają, czyli jednym słowem ukazuje się cały brud i śmietnik, widać jaką masę śmieci ludzie wywalają po prostu prosto w krzaki. Strasznie mnie to wkurza!
I na zkończenie, jeszcze kilka słów o odczuwaniu temperatury, jak napisałam było około 7 stopni (nas zatoką może nieco mniej) i właściwie było mi ciepło, a nawet gorąco w korpus i ręce, gdy wróciłam do domu koszulka była mokra, jednak straszniezmarzły mi stopy, szczególnie palce, które musiałam normalnie odmrażać sobie podczas kąpieli. Ech nie wiem jakie buty i skarpetki powinnam nosić:(
/
I tak zwiedziłam tyły lotniska i część cargo, poobserwowałam lądujące i startujące samoloty i ruszyłam dalej.
Cisza© ememka
Cargo© ememka
Lądowanie© ememka
Uliczka© ememka
Przejeżdżając obok wielkiego parku trafiłam na pierwsze oznaki wiosny.
Oznaki wiosny© ememka
Oznaki wiosny© ememka
Następnie zdecydowałam pojechać nad zatokę i okrężną drogą wrócić do domu. W dzielnicy Cramond, tuż nad zatoką znajdują się pozostałości fortu rzymskiego.
Fort rzymski© ememka
Wieża Cramond© ememka
Ujście rzeki© ememka
Wyspa Cramond© ememka
Rzeźba© ememka
Następnie ruszyłam szeroką promenadą wzdłuż zatoki, odbiłam w wąską ścieżkę, przebiłam się przez potwornie zaśmiecone chaszcze i wjechałam na tradycyjną trasę, czyli ścieżkę rowerową.
Promenada© ememka
Jazda o tej porze roku ma jedną zaletę, a może raczej wadę, wszystko widać, liście niczego nie ukrywają, czyli jednym słowem ukazuje się cały brud i śmietnik, widać jaką masę śmieci ludzie wywalają po prostu prosto w krzaki. Strasznie mnie to wkurza!
I na zkończenie, jeszcze kilka słów o odczuwaniu temperatury, jak napisałam było około 7 stopni (nas zatoką może nieco mniej) i właściwie było mi ciepło, a nawet gorąco w korpus i ręce, gdy wróciłam do domu koszulka była mokra, jednak straszniezmarzły mi stopy, szczególnie palce, które musiałam normalnie odmrażać sobie podczas kąpieli. Ech nie wiem jakie buty i skarpetki powinnam nosić:(
/
Bangour Village Hospital
Piątek, 30 września 2011 Kategoria Fotograficznie, Okolice Edi, Samotnie
Km: | 58.70 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:16 | km/h: | 17.97 |
Pr. maks.: | 47.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po pracy postanowiłam wybrać się na przejażdżkę. Plany były inne, ale ostatecznie pojechałam powłóczyć się po starym kompleksie szpitalnym. Wszyske budynki sa co prawda zablokowane i nie można do nich wejść, jednak obszar ten stanowi wspaniały teren spacerowy.
Ścieżka rowerowa© ememka
Parking rowerowy© ememka
Bangour Village Hispital© ememka
Bangour Village Hospital© ememka
Komin© ememka
Sklep© ememka
Budynek szpitalny© ememka
Budynek szpitalny© ememka
Przystanek© ememka
Jesiennie© ememka
Dookoła Pentland Hills
Sobota, 30 lipca 2011 Kategoria Długodystansowo, Samotnie, Po Szkocji
Km: | 93.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:00 | km/h: | 18.60 |
Pr. maks.: | 45.50 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś postanowiłam wyruszyć na południe. Jest to kierunek, którego zazwyczaj unikam, ponieważ pełno tam górek. Jednak dziś postanowiłam wybrać się na nieco bardziej wymagającą wycieczkę i objechać wzgórza Pentland.
Początkowo jakoś nie mogłam się wybrać, mimo że wstałam o 9, udało mi się wyruszyć o 12. Już ruszając nie byłam przekonana czy uda mi się pokonać tę trasę, byłam zmęczona i chyba nie bardzo miałam ochotę pedałować. Ale nic ruszyłam wiedząc że czeka mnie sporo podjazdów, a trasa nie będzie krótka ani łatwa. Ale pogoda była piękna, słonecznie, ciepło i prawie bezwietrznie.
Jechałam bez przekonania, myśląc że jak będzie mi się źle jechało to odbiję i wrócę do domu. Powoli posuwałam się na zachód, po 15-17km udało mi się wyjechać z miasta, ponieważ w tę stronę Edynburg jest bardzo rozciągnięty, a to ze względu na duża ilość wiosek, które w przeszłości rozwinęły się wzdłuż Water of Leith, a obecnie stanowią część miasta.
Kilka kilometrów poza granicami miasta znajduje się nieużywane lotnisko wojskowe, obecnie wykorzystywane przez miłośników szybowców i zdalnie sterowanych samolotów. Dziś udało mi się zaobserwować start, a nieco później lądowanie szybowca. Niesamowity widok.
Będąc jakieś 30km od domu miałam niewielkie załamanie i myślałam, aby zawrócić, ale pomyślałam sobie że trzeba być twardym, no a poza tym co ja będę robić w domu i popedałowałam dalej.
Z niecierpliwością czekałam, aby ukazało się przede mną miasteczko Carnwath, ponieważ od tego punktu zaczynała się droga powrotna. Po drodze mijali mnie, lub nadjeżdżali z przeciwka prawdziwi kolarze, jak się później okazało na tej trasie odbywał się wyścig. W samym Carnwarth odbywał się jakiś festyn.
Odbiłam w prawo i chwilę jechałam jakąś główniejszą drogą, ale to mi się bardzo nie podobało, ponieważ ruchy był spory, postanowiłam z niej jak najszybciej zjechać, dzięki temu udało mi się znaleźć bardzo fajną, mało uczęszczaną, boczną drogę. Jechałam przez chwile przez jakiś lasek, następnie przez pola i łąki, głównie łąki na których widziałam całe masy owiec i krów i tak w sumie przez całą trasę.
Niestety ta urocza, boczna droga skończyła się i przez parę kilometrów musiałam jechać główną drogą prowadzącą z Edynburga przez Biggar do autostrady w stronę Glasgow i Carlise. Na szczęście droga była szeroka a ruch raczej niewielki. W miasteczku West Linton postanowiłam odbić na kolejną boczną drogę, jednak znalezienie jej nie było wcale łatwe. Jadąc przez miasteczko, widziałam jedną uliczkę, która mogła być tą która prowadziła na moją trasę, jednak nie byłam co do tego przekonana i pojechałam prosto. Jednak coś mi nie pasowało i postanowiłam zapytać kogoś z okolicznych mieszkańców czy to dobra ścieżka w stronę Edynburga. Dzięki uprzejmości jakiegoś pana okazało się że moje podejrzenia były słuszne i że to nie ta którą planowałam jechać. Ale dzięki szczegółowym instrukcjom, jakie otrzymałam od wspomnianego tubylca, udało mi się wrócić na zaplanowana trasę. Okazało się, że droga ta prowadzi przez wrzosowiska, grzbietem wzgórza, podobnego do połoniny, z tą różnicą że jej szczytem prowadzi elegancka asfaltowa droga, która ciągnęła się przez 10 kilometrów.
Droga ta wyprowadziła mnie prawie w Penicuick skąd już znaną mi trasą dojechałam do Edynburga i do domu. Niestety ten ostatni odcinek był chyba najbardziej uciążliwy, ponieważ jechało mnóstwo samochodów, w związku z czym panował straszny hałas i generalnie jechało się niezbyt przyjemnie;/
Podsumowując, wycieczkę mogę uznać za udaną i czuję się dumna, że udało mi się pokonać tę trasę, choć początkowo jechało mi się ciężko i nie byłam do tej jazdy przekonana.
Początkowo jakoś nie mogłam się wybrać, mimo że wstałam o 9, udało mi się wyruszyć o 12. Już ruszając nie byłam przekonana czy uda mi się pokonać tę trasę, byłam zmęczona i chyba nie bardzo miałam ochotę pedałować. Ale nic ruszyłam wiedząc że czeka mnie sporo podjazdów, a trasa nie będzie krótka ani łatwa. Ale pogoda była piękna, słonecznie, ciepło i prawie bezwietrznie.
Jechałam bez przekonania, myśląc że jak będzie mi się źle jechało to odbiję i wrócę do domu. Powoli posuwałam się na zachód, po 15-17km udało mi się wyjechać z miasta, ponieważ w tę stronę Edynburg jest bardzo rozciągnięty, a to ze względu na duża ilość wiosek, które w przeszłości rozwinęły się wzdłuż Water of Leith, a obecnie stanowią część miasta.
Kilka kilometrów poza granicami miasta znajduje się nieużywane lotnisko wojskowe, obecnie wykorzystywane przez miłośników szybowców i zdalnie sterowanych samolotów. Dziś udało mi się zaobserwować start, a nieco później lądowanie szybowca. Niesamowity widok.
Będąc jakieś 30km od domu miałam niewielkie załamanie i myślałam, aby zawrócić, ale pomyślałam sobie że trzeba być twardym, no a poza tym co ja będę robić w domu i popedałowałam dalej.
Droga na południe© ememka
Z niecierpliwością czekałam, aby ukazało się przede mną miasteczko Carnwath, ponieważ od tego punktu zaczynała się droga powrotna. Po drodze mijali mnie, lub nadjeżdżali z przeciwka prawdziwi kolarze, jak się później okazało na tej trasie odbywał się wyścig. W samym Carnwarth odbywał się jakiś festyn.
Szkockie pagórki© ememka
Odbiłam w prawo i chwilę jechałam jakąś główniejszą drogą, ale to mi się bardzo nie podobało, ponieważ ruchy był spory, postanowiłam z niej jak najszybciej zjechać, dzięki temu udało mi się znaleźć bardzo fajną, mało uczęszczaną, boczną drogę. Jechałam przez chwile przez jakiś lasek, następnie przez pola i łąki, głównie łąki na których widziałam całe masy owiec i krów i tak w sumie przez całą trasę.
Pentland Hills© ememka
Pentland Hills© ememka
Droga przez Pentlandy© ememka
Niestety ta urocza, boczna droga skończyła się i przez parę kilometrów musiałam jechać główną drogą prowadzącą z Edynburga przez Biggar do autostrady w stronę Glasgow i Carlise. Na szczęście droga była szeroka a ruch raczej niewielki. W miasteczku West Linton postanowiłam odbić na kolejną boczną drogę, jednak znalezienie jej nie było wcale łatwe. Jadąc przez miasteczko, widziałam jedną uliczkę, która mogła być tą która prowadziła na moją trasę, jednak nie byłam co do tego przekonana i pojechałam prosto. Jednak coś mi nie pasowało i postanowiłam zapytać kogoś z okolicznych mieszkańców czy to dobra ścieżka w stronę Edynburga. Dzięki uprzejmości jakiegoś pana okazało się że moje podejrzenia były słuszne i że to nie ta którą planowałam jechać. Ale dzięki szczegółowym instrukcjom, jakie otrzymałam od wspomnianego tubylca, udało mi się wrócić na zaplanowana trasę. Okazało się, że droga ta prowadzi przez wrzosowiska, grzbietem wzgórza, podobnego do połoniny, z tą różnicą że jej szczytem prowadzi elegancka asfaltowa droga, która ciągnęła się przez 10 kilometrów.
Pentland Hills© ememka
Pentland Hills© ememka
Szkocja czy Hiszpania© ememka
Pentland Hills raz jeszcze© ememka
Droga ta wyprowadziła mnie prawie w Penicuick skąd już znaną mi trasą dojechałam do Edynburga i do domu. Niestety ten ostatni odcinek był chyba najbardziej uciążliwy, ponieważ jechało mnóstwo samochodów, w związku z czym panował straszny hałas i generalnie jechało się niezbyt przyjemnie;/
Niezwykły dom© ememka
Podsumowując, wycieczkę mogę uznać za udaną i czuję się dumna, że udało mi się pokonać tę trasę, choć początkowo jechało mi się ciężko i nie byłam do tej jazdy przekonana.
Praca i ku słońcu do zamku Blackness
Wtorek, 26 lipca 2011 Kategoria Do pracy, Okolice Edi, Po miescie, Samotnie
Km: | 59.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:08 | km/h: | 18.83 |
Pr. maks.: | 47.00 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Jak co dzień do pracy, ale pogoda była tak piękna, że po odbębnieniu swoich 7,5h postanowiłam wybrać się na wycieczkę. Podjechałam tylko do Tesco po suchy prowiant i wodę i ruszyłam na zachód. Jechało się wyśmienicie, lekki wiaterek w plecy, słonce w twarzy i ciepło.
Pierwotnie planowałam dojechać do Bo’ness, jednak w trakcie jazdy nieco skróciłam trasę bo było w sumie dość późno, a wieczorem i tak nie ma tam nic ciekawego bo ciuchcia nie jeździ Postanowiłam dojechać do zamku Blackness (Czarność) położonego nad samą zatoką.
I tak pedałowałam sobie na zachód, najpierw wzdłuż dość ruchliwej drogi wylotowej z Edynburga, ale to najszybsza opcja, aby wyjechać z miasta i ma swoje uroki, np. można obserwować lądujące/startujące samoloty, gdyż biegnie równolegle do pasa startowego.
Po jakimś czasie odbiłam w boczną drogę i zaczęłam zwiedzać, miałam zamiar popstrykać trochę zdjęć, bo pogoda była super i oświetlenie wyśmienite, niestety mój mały aparacik zaczął się buntować i raz działał raz nie, nie wiem czy to kwestia baterii czy to jego ostatnie chwile. Także niestety zdjęć mam mało, a szkoda bo ciekawe miejsca mijałam.
Najpierw postanowiłam pojechać skrótem, ale trasa ta była oznaczona jako ścieżka piesza. Minęłam remontowany zamek, a następnie ścieżka gdzieś zniknęła i musiałam przedzierać się przez pole golfowe, uważnie rozglądając się za nisko przelatującymi piłeczkami Udało się pokonać tę przeszkodę, następnie bocznymi drogami ruszyłam w stronę zatoki i zamku. Choć już trochę jeździłam po tych okolicach, to za każdym razem znajduję jakąś nową fajną drogę
Dojechałam do zamku, było ostro z górki, tu zrobiłam sobie chwilę odpoczynku, przejrzałam mapę zastanawiając się jaką drogą wracać. Nie chciałam jechać po śladach, żeby zobaczyć coś innego. Upatrzyłam ciekawą ścieżkę biegnącą wzdłuż brzegu zatoki aż do South Queensferry i do mostów, a stamtąd pojechać tradycyjnie ścieżką rowerową do domu.
Trasa okazała się fantastyczna – szeroka ścieżka biegła przez las (!) wspinając się i opadając, klucząc po lesie. Przecina ona posiadłość Hopetun House, gdzie widziałam niesamowite stado sarenek, biegające sobie luzem po terenie posiadłości;)
">Sarenki
<a href="http://photo.bikestats.eu/zdjecie,202352,stado-sarenek.html">[/url]
Dalej już znaną mi z innej wycieczki trasą wzdłuż zatoki do South Queensferry i dalej ścieżką do centrum Edynburga, tak jak przewidywałam przejechanie tego odcinka zajęło mi niecałą godzinę;)
Koło domu w otwartym jeszcze sklepie kupiłam sobie piwko na ugaszenie pragnienia i relaksu po tej spontanicznej wycieczce.
Ku słońcu© ememka
Pierwotnie planowałam dojechać do Bo’ness, jednak w trakcie jazdy nieco skróciłam trasę bo było w sumie dość późno, a wieczorem i tak nie ma tam nic ciekawego bo ciuchcia nie jeździ Postanowiłam dojechać do zamku Blackness (Czarność) położonego nad samą zatoką.
I tak pedałowałam sobie na zachód, najpierw wzdłuż dość ruchliwej drogi wylotowej z Edynburga, ale to najszybsza opcja, aby wyjechać z miasta i ma swoje uroki, np. można obserwować lądujące/startujące samoloty, gdyż biegnie równolegle do pasa startowego.
Gotowy do startu© ememka
Po jakimś czasie odbiłam w boczną drogę i zaczęłam zwiedzać, miałam zamiar popstrykać trochę zdjęć, bo pogoda była super i oświetlenie wyśmienite, niestety mój mały aparacik zaczął się buntować i raz działał raz nie, nie wiem czy to kwestia baterii czy to jego ostatnie chwile. Także niestety zdjęć mam mało, a szkoda bo ciekawe miejsca mijałam.
Najpierw postanowiłam pojechać skrótem, ale trasa ta była oznaczona jako ścieżka piesza. Minęłam remontowany zamek, a następnie ścieżka gdzieś zniknęła i musiałam przedzierać się przez pole golfowe, uważnie rozglądając się za nisko przelatującymi piłeczkami Udało się pokonać tę przeszkodę, następnie bocznymi drogami ruszyłam w stronę zatoki i zamku. Choć już trochę jeździłam po tych okolicach, to za każdym razem znajduję jakąś nową fajną drogę
Dojechałam do zamku, było ostro z górki, tu zrobiłam sobie chwilę odpoczynku, przejrzałam mapę zastanawiając się jaką drogą wracać. Nie chciałam jechać po śladach, żeby zobaczyć coś innego. Upatrzyłam ciekawą ścieżkę biegnącą wzdłuż brzegu zatoki aż do South Queensferry i do mostów, a stamtąd pojechać tradycyjnie ścieżką rowerową do domu.
Blackness Castle© ememka
Mosty na zatoce© ememka
Trasa okazała się fantastyczna – szeroka ścieżka biegła przez las (!) wspinając się i opadając, klucząc po lesie. Przecina ona posiadłość Hopetun House, gdzie widziałam niesamowite stado sarenek, biegające sobie luzem po terenie posiadłości;)
Ścieżka przez las© ememka
Drogowskaz© ememka
Hopetoun House© ememka
">Sarenki
<a href="http://photo.bikestats.eu/zdjecie,202352,stado-sarenek.html">
Stado sarenek© ememka
Stado sarenek© ememka
Stado sarenek© ememka
Dalej już znaną mi z innej wycieczki trasą wzdłuż zatoki do South Queensferry i dalej ścieżką do centrum Edynburga, tak jak przewidywałam przejechanie tego odcinka zajęło mi niecałą godzinę;)
Mosty© ememka
Koło domu w otwartym jeszcze sklepie kupiłam sobie piwko na ugaszenie pragnienia i relaksu po tej spontanicznej wycieczce.
Nowa linia kolejowa i ścieżka rowerowa
Sobota, 2 lipca 2011 Kategoria Długodystansowo, Fotograficznie, Okolice Edi, Samotnie, Po Szkocji
Km: | 128.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:19 | km/h: | 17.49 |
Pr. maks.: | 42.50 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
W końcu pokonałam magiczna liczbę 100km;)
A zaczęło sie całkiem niewinnie - piękna pogoda, słonecznie cieplo i bezwietrzenie!!! co zdarza się tu naprawdę rzadko.
Obudziłam się wcześnie, jak na sobotę, bo już przed 8. Zaczęłam się szykować, bo miałam wielką ochotę pojeździć. W międzyczasie plany uległy pewnym zmianom i okazało sie, że może uda mi się pojechać w towarzystwie - niestety nie udało się i jak zwykle popedałowałam samotnie. Postanowiłam pojechać w stronę Glasgow i zobaczyć jak wygląda nowopowstała linia kolejowa oraz ścieżka rowerowa, która była zamknięta podczas mojej ubiegłorocznej wycieczki z Glasgow do Edynburga. Jednak najpierw musiałam tam dojechać... Postanowiłam w miarę możliwości unikać dużych podjazdów.
Z Edynburga wyjechałam wzdłuż kanału, ponieważ jest to najprostsza, najbardziej przyjemna i co najważniejsze płaska trasa;)
W ten sposób dojechałam do Broxburn i tam postanowiłam znaleść ścieżkę, która poprowadzi mnie do Livingston, gdzie chciałam wjechać na ścieżkę krajową nr 75 i nią kierować się w stronę Glasgow i zwiedzić jej nowy odcinek. Jednak po wyjechaniu z Broxburn, kierując się drogowskazami, nie trafiłam na planowaną ścieżkę, ale najpierw na ślepy zaułek, a następnie na inną ścieżkę, która jednak prowadziłą do Livingston. Miałam tylko nadzieję, że w tym miasteczku się nie pogubie, jak to miało miejsce poprzednim razem, kiedy się tam znalazłam;) Miasteczko to, to jakaś chora wizja planisty - urbanisty. Składa się z calej masy małych jednopiętrowych szeregowców, bardzo brzydkich na dodatek, a między nimi wiedzie cała masa ciągów pieszo - rowerowych, taka swoista utopia, w których łatwo się pogubić, ale jednocześbnie można przejechać całe, dość rozległe miasteczko i ominąć wszyskie ulice. Ścieżki poprowadzone są tunelami pod ulicami, lub kładkami nad nimi, krzyżują się, przecinają, plączą. Jednym słowem miasteczko - utopia rowerowa, jednak jeśli ktoś nie zna samego miasta, gdzie są jakie miejsca, oznakowanie na nic się nie zdaje:(
Jednakże ostatecznie udało mi sie odnaleść sieżkę rowerową nr 75, ktorą jechałam przez kolejne lkadziesiąt kilometrów. Ścieżka jest niesamowita, wije się przez miasto, ale w końcu wyprowadza z niego, wijąc się wśród krzaków, a w pewnym momencie był nawet lasek;) Ścieżka asfaltowa, szeroka, wolna od ruchu samochodowego, można jedynie czerpać przyjemność z jazdy;)
Po wyjechaniu z miasta, ścieżka wije się i kluczy, najpierw objerzdża jakaś destylarnie whisky, o ogromnej powierzchni, widać tylk hangary i trochę beczek na zewnątz, a w pewnym momencie bardzo ładnie zalatywało jakimś alkoholem;)
Dalej ścieżka kluczy przez jakieś nieużytki i ugory, jak wyczytałam z mapy powstała w miejscu dawnych linii kolejowych, najprawdopodobniej wyzyworzących urobek z istniejących tu niegdyś kopalni. A i czy wspomniałam, że ścieżka jest cały czas asfaltowa, bez żadnych ubytków? :)
W końcu dojechałam do Bathgate, gdzie zaczyna się wspomniany wcześniej nowy odcienek kolei i nowa ścieżka rowerowa.
To jest jednak w tym kraju zadziwiające, że w przeciwieństwie do innych krajów, gdzie zamyka się, teoretycznie nierentowne linie kolejowe, tu otwiera się nowe. I taka właśnie sytuacja miała miejsce tutaj. Niegdys istaniała tutaj linia kolejowa, jednak kilkadziesią lat temu została zamnknięta, jako mało wykorzystana. Cała infrastruktura została zlikwidowana, a w jej miejscu powstała ścieżka rowerowa. I tak było do zeszłego roku kiedy to zlikwidowano ścieżke, a na jej miesce ponownie położono tory, wybudowano stacje kolejowe, dzięki czemu powstała druga linia łącząca Edynburg z Glasgow. Podczas tej budowy nie zapomniano na szczęście o rowerzystach i budując nową linię kolejową wybudowano także nową ścieżkę rowerową z prawdziwego zdarzenia:) Nowe tory położono między Bathgate a Airdrie, odległe o nieco powyżej 22km, na tym odcinku powstała także szeroka, asfaltowa ścieżka rowerowa. Wolna od ruchu samochodowego i nie kolidująca z linią kolejową. Na marginesie dodam, że wszystkie linie kolejowe, na całej swojej długości są ogrodzone. Ścieżką tą, jak i całą infrastrukturą jestem po prostu oczaraowana, zachwycona i pełna entuzjazmy, dlatego też pedałowałam i pedałowałam i wcale nie miałam zamiaru zawracać;) To było jak jazda po fajnej bocznej drodze, z tym tylko że miało się pewność, że nie spotkamy żadnego szalonego kierowcy;)
W bardzo z francuska brzmiącej miejscowości Caldercruix, odbiłam z tej wspaniałej ścieżki rowerowej i skierowałam się na północ, stopniowo zawracając ku domowi, na liczniku bowiem było już ponad 60km.
Jechałam i jechałam aż dojechałam do...
Następnie, przeglądając mapę i starając się wybrać najbardziej optymalną drogę powrotną postanowiłam wrócić scieżką wzdłuż kanału. Wydała mi sie ona najlepsza, a z miejsca w którym się znajdowałam, także jedyna. Była to długa i męcząca jazda. W sumie całą trasę nad kanałem można uznać za jazdę terenową. Ścieżka z jakiegoś tłucznia, na dodatek na koniec dlugiej trasy nie bardzo mi służyła. Po 90 km byłam już naprawdę zmęczona, bolały mnie nogi (uda i nieco kolana i ścięgna pod kolanami), bolał mnie kręgosłup, mimo że dziś nie miałam plecaka, jedynie aparat, całą resztę rzeczy miałam w sakwach;) i co najważniejsze i najbardziej uciążliwe, strasznie bolał mnie tyłek:/ pod koniec tak że nie wiedziałam jak usiąść;/ Nie mam pojęcia jak możliwe jest przejechanie 200, 400 nie wspominając już o 500km na jednym siedzeniu;) Chyba mają tyłki z żelaza;)
Ale pomijając to wszystko jestem zmęczona i nieco obolała, ale bardzo zadowolona z mojego dzisiejszego wyczynu;) Mam nadzieję, że uda mi się pokonać więcej takich dystansów;)
/
A zaczęło sie całkiem niewinnie - piękna pogoda, słonecznie cieplo i bezwietrzenie!!! co zdarza się tu naprawdę rzadko.
Obudziłam się wcześnie, jak na sobotę, bo już przed 8. Zaczęłam się szykować, bo miałam wielką ochotę pojeździć. W międzyczasie plany uległy pewnym zmianom i okazało sie, że może uda mi się pojechać w towarzystwie - niestety nie udało się i jak zwykle popedałowałam samotnie. Postanowiłam pojechać w stronę Glasgow i zobaczyć jak wygląda nowopowstała linia kolejowa oraz ścieżka rowerowa, która była zamknięta podczas mojej ubiegłorocznej wycieczki z Glasgow do Edynburga. Jednak najpierw musiałam tam dojechać... Postanowiłam w miarę możliwości unikać dużych podjazdów.
Dziwna roslina© ememka
Z Edynburga wyjechałam wzdłuż kanału, ponieważ jest to najprostsza, najbardziej przyjemna i co najważniejsze płaska trasa;)
W ten sposób dojechałam do Broxburn i tam postanowiłam znaleść ścieżkę, która poprowadzi mnie do Livingston, gdzie chciałam wjechać na ścieżkę krajową nr 75 i nią kierować się w stronę Glasgow i zwiedzić jej nowy odcinek. Jednak po wyjechaniu z Broxburn, kierując się drogowskazami, nie trafiłam na planowaną ścieżkę, ale najpierw na ślepy zaułek, a następnie na inną ścieżkę, która jednak prowadziłą do Livingston. Miałam tylko nadzieję, że w tym miasteczku się nie pogubie, jak to miało miejsce poprzednim razem, kiedy się tam znalazłam;) Miasteczko to, to jakaś chora wizja planisty - urbanisty. Składa się z calej masy małych jednopiętrowych szeregowców, bardzo brzydkich na dodatek, a między nimi wiedzie cała masa ciągów pieszo - rowerowych, taka swoista utopia, w których łatwo się pogubić, ale jednocześbnie można przejechać całe, dość rozległe miasteczko i ominąć wszyskie ulice. Ścieżki poprowadzone są tunelami pod ulicami, lub kładkami nad nimi, krzyżują się, przecinają, plączą. Jednym słowem miasteczko - utopia rowerowa, jednak jeśli ktoś nie zna samego miasta, gdzie są jakie miejsca, oznakowanie na nic się nie zdaje:(
Ścieżka rowerowa pod© ememka
Kładka rowerowa© ememka
Kładka rowerowa© ememka
Kierunkowskaz© ememka
Drogowskazy© ememka
Jednakże ostatecznie udało mi sie odnaleść sieżkę rowerową nr 75, ktorą jechałam przez kolejne lkadziesiąt kilometrów. Ścieżka jest niesamowita, wije się przez miasto, ale w końcu wyprowadza z niego, wijąc się wśród krzaków, a w pewnym momencie był nawet lasek;) Ścieżka asfaltowa, szeroka, wolna od ruchu samochodowego, można jedynie czerpać przyjemność z jazdy;)
Ścieżka rowerowa© ememka
Ścieżka rowerowa© ememka
Ścieżka rowerowa© ememka
Kwiatek© ememka
Ścieżka rowerowa - dalszy ciąg© ememka
Po wyjechaniu z miasta, ścieżka wije się i kluczy, najpierw objerzdża jakaś destylarnie whisky, o ogromnej powierzchni, widać tylk hangary i trochę beczek na zewnątz, a w pewnym momencie bardzo ładnie zalatywało jakimś alkoholem;)
Dalej ścieżka kluczy przez jakieś nieużytki i ugory, jak wyczytałam z mapy powstała w miejscu dawnych linii kolejowych, najprawdopodobniej wyzyworzących urobek z istniejących tu niegdyś kopalni. A i czy wspomniałam, że ścieżka jest cały czas asfaltowa, bez żadnych ubytków? :)
Ścieżka rowrowa przez odłogi© ememka
Ścieżka rowerowa© ememka
W końcu dojechałam do Bathgate, gdzie zaczyna się wspomniany wcześniej nowy odcienek kolei i nowa ścieżka rowerowa.
To jest jednak w tym kraju zadziwiające, że w przeciwieństwie do innych krajów, gdzie zamyka się, teoretycznie nierentowne linie kolejowe, tu otwiera się nowe. I taka właśnie sytuacja miała miejsce tutaj. Niegdys istaniała tutaj linia kolejowa, jednak kilkadziesią lat temu została zamnknięta, jako mało wykorzystana. Cała infrastruktura została zlikwidowana, a w jej miejscu powstała ścieżka rowerowa. I tak było do zeszłego roku kiedy to zlikwidowano ścieżke, a na jej miesce ponownie położono tory, wybudowano stacje kolejowe, dzięki czemu powstała druga linia łącząca Edynburg z Glasgow. Podczas tej budowy nie zapomniano na szczęście o rowerzystach i budując nową linię kolejową wybudowano także nową ścieżkę rowerową z prawdziwego zdarzenia:) Nowe tory położono między Bathgate a Airdrie, odległe o nieco powyżej 22km, na tym odcinku powstała także szeroka, asfaltowa ścieżka rowerowa. Wolna od ruchu samochodowego i nie kolidująca z linią kolejową. Na marginesie dodam, że wszystkie linie kolejowe, na całej swojej długości są ogrodzone. Ścieżką tą, jak i całą infrastrukturą jestem po prostu oczaraowana, zachwycona i pełna entuzjazmy, dlatego też pedałowałam i pedałowałam i wcale nie miałam zamiaru zawracać;) To było jak jazda po fajnej bocznej drodze, z tym tylko że miało się pewność, że nie spotkamy żadnego szalonego kierowcy;)
Nowa Ścieżka Rowerowa© ememka
Nowa linia kolejowa i ścieżka rowerowa© ememka
Ścieżka rowerowa po horyzont© ememka
Ścieżka rowerowa po horyzont© ememka
W bardzo z francuska brzmiącej miejscowości Caldercruix, odbiłam z tej wspaniałej ścieżki rowerowej i skierowałam się na północ, stopniowo zawracając ku domowi, na liczniku bowiem było już ponad 60km.
Jechałam i jechałam aż dojechałam do...
California© ememka
Następnie, przeglądając mapę i starając się wybrać najbardziej optymalną drogę powrotną postanowiłam wrócić scieżką wzdłuż kanału. Wydała mi sie ona najlepsza, a z miejsca w którym się znajdowałam, także jedyna. Była to długa i męcząca jazda. W sumie całą trasę nad kanałem można uznać za jazdę terenową. Ścieżka z jakiegoś tłucznia, na dodatek na koniec dlugiej trasy nie bardzo mi służyła. Po 90 km byłam już naprawdę zmęczona, bolały mnie nogi (uda i nieco kolana i ścięgna pod kolanami), bolał mnie kręgosłup, mimo że dziś nie miałam plecaka, jedynie aparat, całą resztę rzeczy miałam w sakwach;) i co najważniejsze i najbardziej uciążliwe, strasznie bolał mnie tyłek:/ pod koniec tak że nie wiedziałam jak usiąść;/ Nie mam pojęcia jak możliwe jest przejechanie 200, 400 nie wspominając już o 500km na jednym siedzeniu;) Chyba mają tyłki z żelaza;)
Ale pomijając to wszystko jestem zmęczona i nieco obolała, ale bardzo zadowolona z mojego dzisiejszego wyczynu;) Mam nadzieję, że uda mi się pokonać więcej takich dystansów;)
Symbol Szkocji© ememka
Źrebak© ememka
128km© ememka
Oblewanie rekordu;)© ememka
/
Przypadkiem do Linlithgow
Sobota, 19 marca 2011 Kategoria Długodystansowo, Fotograficznie, Samotnie
Km: | 70.70 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:08 | km/h: | 17.10 |
Pr. maks.: | 39.00 | Temperatura: | 7.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Udało mi się obudzić w miarę wcześnie (jak na sobotę), a dokładniej obudził mnie listonosz;) Wyjrzałam za okno i postanowiłam koniecznie wykorzystać tak piękna pogodę na jakąś dłuższą wycieczkę.
Trochę czasu zeszło mi na przygotowaniach: prowiant na drogę i zaplanowanie trasy. Do wyboru mam właściwie tylko dwa kierunki: na wschód lub na zachód, ponieważ na północy jest zatoka, a na południu górki;) Popatrzyłam na pogodynkę, miało wiać umiarkowanie (18km/h) z WSW/WS. Postanowiłam pojechać na zachód, z myślą o tym że w drodze powrotnej będzie mi wiać w plecy i ułatwiać pedałowanie, gdy już będę trochę zmęczona, natomiast w tamtą stronę mogę mieć nieco pod wiatr. Jak się później okazało nie udało się to do końca, a na dodatek wg mnie wiało mocniej niż te 18km/h;/ Posiedziałam też trochę nad mapami, rozmyślając dokąd to ja mogłabym pojechać;) i trochę się rozmarzyłam, a moje pomysły okazały się nieco zbyt dalekie;)
Ostatecznie postanowiłam pojechać do Bo’ness, małej miejscowości nad zatoką, gdzie znajduje się muzeum kolei parowej, a stamtąd może jeszcze troszkę dalej do takiego przemysłowego miasteczka, ale jak to zwykle z planami bywa, z niewiadomych przyczyn, nic z nich nie wychodzi;) ale po kolei…
Ruszyłam z domu, znaną ścieżką rowerową ku północy. Ścieżka ta biegnie z centrum miasta na północ Edynburga lub na północny – zachód do urokliwej miejscowości nad zatoką – South Queensfery. Ścieżka ma jakieś kilkanaście kilometrów i jest odcięta od ruchu samochodowego.
W tym miejscu, nastąpił krótki postój, gdyż zrobiło mi się tak ciepło, że musiałam zrzucić koszule i szalik; )
Przede mną ostry zjazd na poziom morza. Tutaj takie podjazdy/zjazdy są normą, natomiast takie znaki należą do rzadkości.
South Queensferry to urokliwe miasteczko, w którym znajduje się mnóstwo knajpek, restauracyjek i pubów z widokiem na zatokę mosty.
Zrobiłam parę zdjęć, chwilkę odpoczęłam i ruszyłam dalej, jadąc nad samą zatoką w kierunku Hopetoun House. A na zatoce wielki ruch, statki pływają w tę i powrotem. Po przeciwnej stronie zatoki znajduje się spory port handlowy i promowy, oraz port marynarki wojennej, w którym ponoć znajdują się łodzie podwodne (ale to ściśle tajne)
Jest to wielka posiadłość z pałacem i otaczającym go parkiem. W okresie letnim jest udostępniony do zwiedzania. Podjechałam tam, żeby zobaczyć jak wygląda, ale niestety nie udało mi się do niego podjechać, widziałam go tylko z daleka, ale musze przyznać, że wygląda interesująco. Koniecznie będę musiała się tam wybrać ponownie latem i go zwiedzić Brama wjazdowa na teren posiadłości wygląda bardzo okazale.
Prowadzi tędy ścieżka rowerowa, omija ona jednak sam dom i prowadzi bokiem, przez krótki (na szczęście) odcinek nawet łąką po której włóczą się owieczki;) Na trasie spotyka się takie wynalazki, jak furtka na ścieżkę rowerową, która prowadzi przez tereny na których pasą się owieczki. W Polsce nie do pomyślenia, żeby rolnikowi deptać łąkę;)
Później trochę pobłądziłam, ponieważ chciałam przebić się na ścieżkę prowadzącą nad samą zatoką, ale nie mogłam jej znaleźć, postanowiłam więc zmodyfikować trasę i jechać dalej.
W trakcie tej wycieczki (zresztą chyba nie po raz pierwszy) przekonałam się, że jadąc rowerem, należy całkowicie ignorować ten znak.
Dzięki temu znalazłam fajną, nieomalże nieuczęszczaną drogę, po której, a raczej w poprzek której, tuż przed rowerem śmigały zajączki i kury;) Na dodatek był to niezły skrót i ominięcie dość ruchliwej drogi
W końcu dojechałam do znanej mi z wcześniejszych wycieczek restauracji. Jednak tym razem z niej nie skorzystałam (dieta) chwilę odpoczęłam, przyjrzałam się mapie, w którą stronę powinnam pojechać, bo drogi tutaj są jakieś takie zakręcone, że nie mogę się odnaleść;) Gdy w końcu zdecydowałam którędy mam jechać – ruszyłam. Droga super, równiutki asfalt, z górki, choć dość silny boczny wiatr. Wszystko było, OK aż do momentu, gdy droga skręciła, raz że było pod wiatr, dwa pod górkę! No ale taki już nasz los;) Podjechałam pod tę górkę, na końcu tej drogi można było jechać w prawo lub lewo, ja niewiele myśląc, skręciłam w lewo, bo była tam całkiem porządna ścieżka rowerowa (i pewnie na dodatek było z górki;)) jadę sobie, co prawda z górki ale pod wiatr;/ wrr już teraz naprawdę silny i mocno mnie hamujący, aż tu nagle zobaczyłam tablicę miejscowości Linlithgow, gdzie nie planowałam jechać Zatrzymałam się, zerknęłam na mapę – no tak oczywiście zamiast w prawo skręciłam w lewo i dlatego znalazłam się tu gdzie się znalazłam. No cóż, tak widocznie miało być, pomyślałam sobie. Postanowiłam podjechać pod ruiny pałacu jakie się znajdują w tym mieście, tam chwilę odpocząć, napić się i coś przekąsić i ruszyć w drogę powrotną.
<a href="http://photo.bikestats.eu/zdjecie,160537,urzad-miasta.html">[/url]
Bardzo chciało mi się pić, ponieważ nie wzięłam wody tylko herbatę, ponieważ za pierwszym razem gdy spojrzałam na pogodynkę, pokazywała on 0st, więc pomyślałam sobie, że herbatka będzie bardzo dobra, aby się rozgrzać. Szybko jednak się ociepliło i to do tego stopnia, że musiałam zdejmować niektóre warstwy odzieży, a herbata choć bardzo dobra, okazała się nie najlepsza na zaspokajanie rowerowego pragnienia;( W związku z tym musiałam znaleźć sklep, akurat trafiło się Tesco, patrzę są stojaki dla rowerów - super, tylko że akurat w tej chwili uświadomiłam sobie, że nie wzięłam blokady do roweru;/ Postanowiłam przejść się po mieście i znaleźć jakiś mały sklepik, gdzie mogłabym kupić wodę, że tak powiem z drzwi i mieć rower na oku. Po przejęciu całego centrum w końcu upatrzyłam taki sklepik, kupiłam wodę i poszłam nad jeziorko nad którym była masa ludzi z dziećmi, że ciężko było przejść. Ale udało mi się ominąć ten tłum i znaleźć w miarę spokojną ławkę u stóp pałacu.
Trochę odpoczęłam, najadłam się, choć zmarzłam w tym czasie, bo całkowicie się zachmurzyło, a do tego wiał dość silny, lodowaty wiatr. Myślałam, jaką drogą najlepiej będzie wrócić do domu i doszłam do wniosku, że pojadę wzdłuż kanału – wiatr będę miała w plecy, a drogę całkiem płaską;) To było dość istotne, ponieważ czułam się już trochę zmęczona, a doświadczenia ze wcześniejszych podjazdów na trasie nie były optymistyczne, wręcz przeciwnie;( Nie wiem albo mam jakieś słabe nogi, albo w ogóle jestem słaba, ale podjazd pod najmniejsza górkę mnie wykańcza Tak więc wygrała trasa prowadząca wzdłuż kanału, choć wiedziałam, że jej nawierzchnia nie jest rewelacyjna – to po prostu bita ścieżka, wyłożona jakimś tłuczniem lub żwirem (zależy na którym odcinku). Momentami, naprawdę żałowałam, że nie wylali na niej asfaltu, choć szerokości pół metra, ale jakie było moje zdziwienie, gdy w pewnym momencie, już nieco bliżej Edynburga, pojawił się on, czarny, gładki, niemoalże cieplutki, nowiutki asfalcik;) Prawie miałam ochotę paść na kolana i go ucałować.
Niestety ta nowa nawierzchnia jest dopiero kładziona i cieszyłam się nią zaledwie przez jakieś 200-300 metrów;( Jednak jazda na dobitych na maksa oponach do jazdy miejskiej, na ramie bez amortyzatora, po niezbyt równej i kamienistej nawierzchni nie należy do przyjemności. A taką właśnie miałam trasę na długości jakichś 20km.
Jadąc wzdłuż kanału początkowo faktycznie miałam wiatr w plecy i w miarę równą ścieżkę, jechało mi się na prawdę dobrze z prędkością około 25km/h. Jednak kanał jakoś tak kluczy, że w pewnym memencie wiało mi z boku, a po chwili znowu w twarz, akurat wtedy, gdy byłam już naprawdę zmęczona i nie miałam już ani siły, ani ochoty dodatkowo walczyć z wiatrem, który (teoretycznie) miał mi pomagać;) Pod koniec trasy, miałam dość, byłam zmęczona, na dodatek zaczęły mnie boleć plecy, nie wiem czy od plecaka, czy od dość długiego czasu spędzonego w „rowerowej” pozycji, a do tego doszła niewygoda z siedzeniem, chyba za bardzo pochwaliłam siodełko po ostatniej wycieczce i tym razem, nie wiedzieć dlaczego, dało mi się we znaki;/
Jednak mimo tych niedogodności, zakończyłam wycieczkę zadowolona, zarówno z trasy jak i przejechanego dystansu.
PS. Zapraszam na BLOGA
Trochę czasu zeszło mi na przygotowaniach: prowiant na drogę i zaplanowanie trasy. Do wyboru mam właściwie tylko dwa kierunki: na wschód lub na zachód, ponieważ na północy jest zatoka, a na południu górki;) Popatrzyłam na pogodynkę, miało wiać umiarkowanie (18km/h) z WSW/WS. Postanowiłam pojechać na zachód, z myślą o tym że w drodze powrotnej będzie mi wiać w plecy i ułatwiać pedałowanie, gdy już będę trochę zmęczona, natomiast w tamtą stronę mogę mieć nieco pod wiatr. Jak się później okazało nie udało się to do końca, a na dodatek wg mnie wiało mocniej niż te 18km/h;/ Posiedziałam też trochę nad mapami, rozmyślając dokąd to ja mogłabym pojechać;) i trochę się rozmarzyłam, a moje pomysły okazały się nieco zbyt dalekie;)
Ostatecznie postanowiłam pojechać do Bo’ness, małej miejscowości nad zatoką, gdzie znajduje się muzeum kolei parowej, a stamtąd może jeszcze troszkę dalej do takiego przemysłowego miasteczka, ale jak to zwykle z planami bywa, z niewiadomych przyczyn, nic z nich nie wychodzi;) ale po kolei…
Ruszyłam z domu, znaną ścieżką rowerową ku północy. Ścieżka ta biegnie z centrum miasta na północ Edynburga lub na północny – zachód do urokliwej miejscowości nad zatoką – South Queensfery. Ścieżka ma jakieś kilkanaście kilometrów i jest odcięta od ruchu samochodowego.
Ścieżka rowerowa© ememka
W tym miejscu, nastąpił krótki postój, gdyż zrobiło mi się tak ciepło, że musiałam zrzucić koszule i szalik; )
Ścieżka rowerowa poza miastem© ememka
No parking© ememka
Przede mną ostry zjazd na poziom morza. Tutaj takie podjazdy/zjazdy są normą, natomiast takie znaki należą do rzadkości.
Nachylenie zjadu© ememka
South Queensferry to urokliwe miasteczko, w którym znajduje się mnóstwo knajpek, restauracyjek i pubów z widokiem na zatokę mosty.
Forth Bridge© ememka
Forth Road Bridge© ememka
Czarna kamienica© ememka
Zrobiłam parę zdjęć, chwilkę odpoczęłam i ruszyłam dalej, jadąc nad samą zatoką w kierunku Hopetoun House. A na zatoce wielki ruch, statki pływają w tę i powrotem. Po przeciwnej stronie zatoki znajduje się spory port handlowy i promowy, oraz port marynarki wojennej, w którym ponoć znajdują się łodzie podwodne (ale to ściśle tajne)
Statek na zatoce© ememka
Statki pod mostami© ememka
Droga© ememka
Jest to wielka posiadłość z pałacem i otaczającym go parkiem. W okresie letnim jest udostępniony do zwiedzania. Podjechałam tam, żeby zobaczyć jak wygląda, ale niestety nie udało mi się do niego podjechać, widziałam go tylko z daleka, ale musze przyznać, że wygląda interesująco. Koniecznie będę musiała się tam wybrać ponownie latem i go zwiedzić Brama wjazdowa na teren posiadłości wygląda bardzo okazale.
Brama wjazdowa© ememka
Brama wjazdowa© ememka
Detal bramy© ememka
Hopetoun House© ememka
Prowadzi tędy ścieżka rowerowa, omija ona jednak sam dom i prowadzi bokiem, przez krótki (na szczęście) odcinek nawet łąką po której włóczą się owieczki;) Na trasie spotyka się takie wynalazki, jak furtka na ścieżkę rowerową, która prowadzi przez tereny na których pasą się owieczki. W Polsce nie do pomyślenia, żeby rolnikowi deptać łąkę;)
Furtka© ememka
Ścieżka rowerowa© ememka
Później trochę pobłądziłam, ponieważ chciałam przebić się na ścieżkę prowadzącą nad samą zatoką, ale nie mogłam jej znaleźć, postanowiłam więc zmodyfikować trasę i jechać dalej.
Dalsza droga© ememka
W trakcie tej wycieczki (zresztą chyba nie po raz pierwszy) przekonałam się, że jadąc rowerem, należy całkowicie ignorować ten znak.
Dzięki temu znalazłam fajną, nieomalże nieuczęszczaną drogę, po której, a raczej w poprzek której, tuż przed rowerem śmigały zajączki i kury;) Na dodatek był to niezły skrót i ominięcie dość ruchliwej drogi
W końcu dojechałam do znanej mi z wcześniejszych wycieczek restauracji. Jednak tym razem z niej nie skorzystałam (dieta) chwilę odpoczęłam, przyjrzałam się mapie, w którą stronę powinnam pojechać, bo drogi tutaj są jakieś takie zakręcone, że nie mogę się odnaleść;) Gdy w końcu zdecydowałam którędy mam jechać – ruszyłam. Droga super, równiutki asfalt, z górki, choć dość silny boczny wiatr. Wszystko było, OK aż do momentu, gdy droga skręciła, raz że było pod wiatr, dwa pod górkę! No ale taki już nasz los;) Podjechałam pod tę górkę, na końcu tej drogi można było jechać w prawo lub lewo, ja niewiele myśląc, skręciłam w lewo, bo była tam całkiem porządna ścieżka rowerowa (i pewnie na dodatek było z górki;)) jadę sobie, co prawda z górki ale pod wiatr;/ wrr już teraz naprawdę silny i mocno mnie hamujący, aż tu nagle zobaczyłam tablicę miejscowości Linlithgow, gdzie nie planowałam jechać Zatrzymałam się, zerknęłam na mapę – no tak oczywiście zamiast w prawo skręciłam w lewo i dlatego znalazłam się tu gdzie się znalazłam. No cóż, tak widocznie miało być, pomyślałam sobie. Postanowiłam podjechać pod ruiny pałacu jakie się znajdują w tym mieście, tam chwilę odpocząć, napić się i coś przekąsić i ruszyć w drogę powrotną.
<a href="http://photo.bikestats.eu/zdjecie,160537,urzad-miasta.html">
Urzad miasta© ememka
Pałac w Linlithgow© ememka
Pałac Linlithgow© ememka
Bardzo chciało mi się pić, ponieważ nie wzięłam wody tylko herbatę, ponieważ za pierwszym razem gdy spojrzałam na pogodynkę, pokazywała on 0st, więc pomyślałam sobie, że herbatka będzie bardzo dobra, aby się rozgrzać. Szybko jednak się ociepliło i to do tego stopnia, że musiałam zdejmować niektóre warstwy odzieży, a herbata choć bardzo dobra, okazała się nie najlepsza na zaspokajanie rowerowego pragnienia;( W związku z tym musiałam znaleźć sklep, akurat trafiło się Tesco, patrzę są stojaki dla rowerów - super, tylko że akurat w tej chwili uświadomiłam sobie, że nie wzięłam blokady do roweru;/ Postanowiłam przejść się po mieście i znaleźć jakiś mały sklepik, gdzie mogłabym kupić wodę, że tak powiem z drzwi i mieć rower na oku. Po przejęciu całego centrum w końcu upatrzyłam taki sklepik, kupiłam wodę i poszłam nad jeziorko nad którym była masa ludzi z dziećmi, że ciężko było przejść. Ale udało mi się ominąć ten tłum i znaleźć w miarę spokojną ławkę u stóp pałacu.
Trochę odpoczęłam, najadłam się, choć zmarzłam w tym czasie, bo całkowicie się zachmurzyło, a do tego wiał dość silny, lodowaty wiatr. Myślałam, jaką drogą najlepiej będzie wrócić do domu i doszłam do wniosku, że pojadę wzdłuż kanału – wiatr będę miała w plecy, a drogę całkiem płaską;) To było dość istotne, ponieważ czułam się już trochę zmęczona, a doświadczenia ze wcześniejszych podjazdów na trasie nie były optymistyczne, wręcz przeciwnie;( Nie wiem albo mam jakieś słabe nogi, albo w ogóle jestem słaba, ale podjazd pod najmniejsza górkę mnie wykańcza Tak więc wygrała trasa prowadząca wzdłuż kanału, choć wiedziałam, że jej nawierzchnia nie jest rewelacyjna – to po prostu bita ścieżka, wyłożona jakimś tłuczniem lub żwirem (zależy na którym odcinku). Momentami, naprawdę żałowałam, że nie wylali na niej asfaltu, choć szerokości pół metra, ale jakie było moje zdziwienie, gdy w pewnym momencie, już nieco bliżej Edynburga, pojawił się on, czarny, gładki, niemoalże cieplutki, nowiutki asfalcik;) Prawie miałam ochotę paść na kolana i go ucałować.
Ścieżka rowerowa© ememka
Asfaltowa ścieżka rowerowa nad Kanałem© ememka
Niestety ta nowa nawierzchnia jest dopiero kładziona i cieszyłam się nią zaledwie przez jakieś 200-300 metrów;( Jednak jazda na dobitych na maksa oponach do jazdy miejskiej, na ramie bez amortyzatora, po niezbyt równej i kamienistej nawierzchni nie należy do przyjemności. A taką właśnie miałam trasę na długości jakichś 20km.
Znacznik drogowy© ememka
Jadąc wzdłuż kanału początkowo faktycznie miałam wiatr w plecy i w miarę równą ścieżkę, jechało mi się na prawdę dobrze z prędkością około 25km/h. Jednak kanał jakoś tak kluczy, że w pewnym memencie wiało mi z boku, a po chwili znowu w twarz, akurat wtedy, gdy byłam już naprawdę zmęczona i nie miałam już ani siły, ani ochoty dodatkowo walczyć z wiatrem, który (teoretycznie) miał mi pomagać;) Pod koniec trasy, miałam dość, byłam zmęczona, na dodatek zaczęły mnie boleć plecy, nie wiem czy od plecaka, czy od dość długiego czasu spędzonego w „rowerowej” pozycji, a do tego doszła niewygoda z siedzeniem, chyba za bardzo pochwaliłam siodełko po ostatniej wycieczce i tym razem, nie wiedzieć dlaczego, dało mi się we znaki;/
Jednak mimo tych niedogodności, zakończyłam wycieczkę zadowolona, zarówno z trasy jak i przejechanego dystansu.
PS. Zapraszam na BLOGA
Aberdour Castle
Sobota, 26 lutego 2011 Kategoria Fotograficznie, Okolice Edi, Samotnie
Km: | 36.40 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:12 | km/h: | 16.55 |
Pr. maks.: | 36.40 | Temperatura: | 12.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 190m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzis postanowilam wybrac sie na wycieczke:) Pogoda piekna, choc wiatr poczatkowo mnie troche odstraszal i nieco zwlekalam, w zwiazku z czym wyszlam z domu dopiero o 13. Postanowilam wybrac sie do zamku po drugiej stronie zatoki.
Poczatek trasy, do mostu na zatoce, tradycyjny i myslalam, ze nie bedzie na tej trasie zadnych problemow. Okazalo sie jednak, ze ogarnela mnie jakas taka niemoc, ze pokonanie najmniejszego podjazdu bylo duzym wyzwaniem. Dojechanie do mostu zabralo mi sporo czasu, ale to miedzy innymi przez postoje i robienie zdjec.
Po przejechaniu mostu znalazlam sie w "Krolestwie Fife" (cos jak nasze wojewodztwo;)) tutaj troszke sie pogubilam, bo przeoczylam znak, a nie mialam mapy:( bardzo nie lubie wybrac sie gdzies bez mapy:( tak wiec mialam goraca linie z pilotem, ktory siedzial przy kompie i sledzil trase, ktora chcialam jechac na
Po skorygowaniu trasy, wjechalam na super sciezke rowerowa, biegnaca tuz nad zatoka. W Dalgety Bay miejscowosci - sypialni, tuz nad woda staly sliczne domki, mniejsze i wieksze, a niektore na prawde wielkie i wypasione, na podjezdzie 4 furki w tym Maserati;) ah niektorym to sie powodzi;) Nastepnie trasa kluczyla przez rozlegle osiedle, nagle sciezka skreca w jakas waska sciezke miedzy dwoma domami i wije sie wzdluz zatoki, jade sobie jade, a tu nagle wylaniaja sie przede mna piekne kamienne ruiny jakiegos starego kosciolka, polozonego nad samym brzegu zatoki.
Po kilku fotkach ruszylam dalej szeroka asfaltowa alejka biegnaca pomiedzy polami. W zwiazku z piekna pogoda, bylo na niej dosc tloczno: spacerowicze, biegacze, starsi ludzie z kijkami, dzieci na rowerach lub hulajnogach, ludzie z psami, rowerzysci, jednym slowem wrecz tloczno;) Ale sciezka bardzo urokliwa, nastepnie natknelam sie na pole takich bialych kwiatkow, niestety nie wiem jak one sie nazywaja ;( (czy to przebisniegi?)
Nastepnie jeszcze troche pedalowania, dolek, gorka, pole golfowe i w koncu dojechalam do Aberdour - celu mojej wycieczki. Udalam sie na zamek, ale dotarlam tam o 16,10 a zamek do 16:(
Pokrecilam sie chwilke, ale pani byla jakas niemila i mnie wypraszala, wiec zawinelam sie i udalam sie na pobliski dworzec. Okazalo sie, ze pociag do Edynburga bedzie za 20min, postanowilam wiec poczekac. Bylo dosc pozno, a ja czulam sie taka zmeczona, ze pozwolilam sobie na te odrobine luksusu;)
Nie wiem czemu mnie tak strasznie wykanczaja podjazdy:( Jestem pewna ze po plaskim moglabym jechac i jechac, pewnie stukalabym setki, jak niektorzy tutaj, ale niestety na tych szkockich pagorkach po 30km mam dosc:(
PS. Pocieszajace jest to, ze w moim nowym rowerze mam wygodne siodelko, nic mnie nie boli, nie uwiera ani nie doskwiera i tyleczek nie boli;)
Poczatek trasy, do mostu na zatoce, tradycyjny i myslalam, ze nie bedzie na tej trasie zadnych problemow. Okazalo sie jednak, ze ogarnela mnie jakas taka niemoc, ze pokonanie najmniejszego podjazdu bylo duzym wyzwaniem. Dojechanie do mostu zabralo mi sporo czasu, ale to miedzy innymi przez postoje i robienie zdjec.
Kucyk© ememka
Kucyki© ememka
Kudlata bestia© ememka
Konskie oko© ememka
Nozdrza© ememka
Przebisniegi© ememka
Przebisniegi© ememka
Przebisnieg© ememka
Forth Road Bridge© ememka
Forth Road Bridge© ememka
Na moscie© ememka
Po przejechaniu mostu znalazlam sie w "Krolestwie Fife" (cos jak nasze wojewodztwo;)) tutaj troszke sie pogubilam, bo przeoczylam znak, a nie mialam mapy:( bardzo nie lubie wybrac sie gdzies bez mapy:( tak wiec mialam goraca linie z pilotem, ktory siedzial przy kompie i sledzil trase, ktora chcialam jechac na
Po skorygowaniu trasy, wjechalam na super sciezke rowerowa, biegnaca tuz nad zatoka. W Dalgety Bay miejscowosci - sypialni, tuz nad woda staly sliczne domki, mniejsze i wieksze, a niektore na prawde wielkie i wypasione, na podjezdzie 4 furki w tym Maserati;) ah niektorym to sie powodzi;) Nastepnie trasa kluczyla przez rozlegle osiedle, nagle sciezka skreca w jakas waska sciezke miedzy dwoma domami i wije sie wzdluz zatoki, jade sobie jade, a tu nagle wylaniaja sie przede mna piekne kamienne ruiny jakiegos starego kosciolka, polozonego nad samym brzegu zatoki.
Ruiny kosciolka© ememka
Ruiny kosciolka© ememka
Ruiny© ememka
Miejsce kontemplacji© ememka
Po kilku fotkach ruszylam dalej szeroka asfaltowa alejka biegnaca pomiedzy polami. W zwiazku z piekna pogoda, bylo na niej dosc tloczno: spacerowicze, biegacze, starsi ludzie z kijkami, dzieci na rowerach lub hulajnogach, ludzie z psami, rowerzysci, jednym slowem wrecz tloczno;) Ale sciezka bardzo urokliwa, nastepnie natknelam sie na pole takich bialych kwiatkow, niestety nie wiem jak one sie nazywaja ;( (czy to przebisniegi?)
Pole przebisniegow© ememka
Pole przebisniegow© ememka
Nastepnie jeszcze troche pedalowania, dolek, gorka, pole golfowe i w koncu dojechalam do Aberdour - celu mojej wycieczki. Udalam sie na zamek, ale dotarlam tam o 16,10 a zamek do 16:(
Aberdour Castle© ememka
Aberdour Castle© ememka
Na przestrzal© ememka
Golebnik© ememka
Miejsce piknikowe© ememka
Pokrecilam sie chwilke, ale pani byla jakas niemila i mnie wypraszala, wiec zawinelam sie i udalam sie na pobliski dworzec. Okazalo sie, ze pociag do Edynburga bedzie za 20min, postanowilam wiec poczekac. Bylo dosc pozno, a ja czulam sie taka zmeczona, ze pozwolilam sobie na te odrobine luksusu;)
Dworzec© ememka
Nie wiem czemu mnie tak strasznie wykanczaja podjazdy:( Jestem pewna ze po plaskim moglabym jechac i jechac, pewnie stukalabym setki, jak niektorzy tutaj, ale niestety na tych szkockich pagorkach po 30km mam dosc:(
PS. Pocieszajace jest to, ze w moim nowym rowerze mam wygodne siodelko, nic mnie nie boli, nie uwiera ani nie doskwiera i tyleczek nie boli;)
Praca i na zachod slonca na Mosty
Czwartek, 22 lipca 2010 Kategoria Do pracy, Fotograficznie, Okolice Edi, Po miescie, Samotnie
Km: | 44.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:44 | km/h: | 16.21 |
Pr. maks.: | 39.50 | Temperatura: | 11.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Praca. Pod wieczor wypogodzilo sie i o zachodzie slonca mialo byc pogodnie. Postanowilam pojechac nad zatoke, zrobic zdjecia mostow na tle pieknego nieba - taki byl plan, niestety jak to z planami bywa, nic z niego nie wyszlo, bo w miedzy czasie nadciagnely chmury i zadnego spektakularnego zachodu nie bylo:( a ja zmarzlam strasznie;/ zrobilam kilka fotek, ale bez entuzjazmu, bo bylam zdegustowana ta strasznie szybko zmieniajaca sie tutejsza aura;/
Mam nadzieje ze innym razem uda mi sie trafic na ladne, bezchmurne niebo;)
To fajna wycieczka i dystans taki w sam raz na wieczorna przejazdzke;) Trasa bardzo fajna bo w przewazajacej czesci sciezkami rowerowymi;)
Mam nadzieje ze innym razem uda mi sie trafic na ladne, bezchmurne niebo;)
To fajna wycieczka i dystans taki w sam raz na wieczorna przejazdzke;) Trasa bardzo fajna bo w przewazajacej czesci sciezkami rowerowymi;)
Forth Road Bridge© ememka
Forth Rail Bridge© ememka
Wg pogodynki to jest "pogodnie" ;)© ememka
Moja pierwsza "setka"!!!
Sobota, 22 maja 2010 Kategoria Samotnie, Długodystansowo, Po Szkocji
Km: | 98.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:40 | km/h: | 17.44 |
Pr. maks.: | 43.50 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 606m | Aktywność: Jazda na rowerze |
W końcu zrobiłam to!
Udało mi się przejechać moją pierwszą „setkę” (no prawie;)) Okazało się, że to wcale nie takie trudne. Postanowiłam przejechać trasę z Glasgow do Edynburga ścieżką rowerową nr 75. Pierwotnie planowałam pojechać z Edynburga do Glasgow, ale po sprawdzeniu pogody, a przede wszystkim wiatru postanowiłam pojechać w odwrotnym kierunku, aby mieć wiatr po swojej stronie, czyli w plecy;) Udałam się do Glasgow pociągiem, dojechałam nad rzekę Clyde, wzdłuż której prowadzi wspomniana ścieżka i ruszyłam w drogę powrotną do domu;)
Pogoda była wspaniała, około 25st, ponoć to był najcieplejszy weekend tego roku tu, na wyspach. Słonko przygrzewało mocno przez całą drogę i trochę się spiekłam.
Początkowo szeroka asfaltowa ścieżka wiodła w górę rzeki Clyde, jechało mi się bardzo dobrze w niezłym tempie.
Tak jadąc cały czas ścieżką rowerową dojechałam do miasteczka Coatbridge, gdzie znajduje się muzeum przemysłu tego regionu. Bardzo ciekawe miejsce, musze się tam wybrać z osobną wizytą, ponieważ dziś nie miałam czasu, byłam zaledwie w 1/3 drogi!
Po wyjechaniu z muzeum jakoś nie mogłam odnaleźć ścieżki, pojechałam więc główną drogą do następnej miejscowości. Tam na chwilę odnalazłam ścieżkę, ale szybko mi się ona zgubiła;/ po pewnym czasie znowu na nią trafiłam, ale tabliczki były zamalowywane. Okazało się, że znaczny odcinek ścieżki, która powstała w miejscu dawnej linii kolejowej, jest remontowany. Nie wiem czy tylko remont ścieżki czy też zamierzają kłaść tam ponownie tory. W związku z tym musiałam jechać drogą. Na szczęście ruch był niewielki a droga szeroka. Później doszłam do wniosku, że to nawet lepiej bo jechałam szybciej niż bym jechała ścieżką.
Było gorąco i około 44 kilometra miałam wielki kryzys, a to przecież nawet nie połowa drogi! Poczułam, że chyba jednak nie dam rady i zaczęłam się zastanawiać, gdzie jest najbliższa stacja;) Byłam zmęczona i bardzo bolało mnie siedzenie;/ na dodatek ten nieznośny upał, ale odpoczęłam trochę, popatrzyłam na mapę, napiłam się i powiedziałam sobie, co tam jeszcze kawałek pojadę;) No i jak tak zaczęłam pedałować to jakoś poszło później w końcówce trasy czułam się o wiele lepiej niż na tym czterdziestym kilometrze i stwierdziłam że nie czuję się zbytnio zmęczona i mogłabym jeszcze trochę popedałować;) może trzeba było pokonać jakąś barierę? A może to dlatego, że zrobiło się nieco chłodniej? No i wiatr w plecy też trochę pomagał;)
W miejscowości Bathgate postanowiłam nieco odbić ze szlaku, przejechać przez dość wysokie wzniesienie, ale po jego drugiej stronie znajdował się kompleks wielkiego opuszczonego szpital, który bardzo chciałam odwiedzić. Podjazd sobie darowałam, był naprawdę koszmarny (16%), a ja miałam już w nogach jakieś 70km. Ale za to zjazd był fantastyczny no i świetny punkt widokowy. Widziałam np. centrum dystrybucyjne TESCO, którego magazyny (jeden budynek) ciągną się na długości około 1,5km!
Po wspaniałym zjeździe zajechałam do wspomnianego opuszczonego szpitala, a właściwie wielkiego kompleksu złożonego z wielu budynków, sklepu, kościoła, itp. Jednym słowem cale miasteczko, wygląda trochę strasznie bo wszystkie okna są zabite i panuje tam straszna cisza. Robi to niesamowite wrażenie! Zrobiłam tam jedno kółko i trochę zdjęć i dodałam to miejsce do mojej coraz dłuższej listy „miejsc do odwiedzenia”.
Ruszyłam dalej w stronę domu, bo słońce się zniżało.
Skierowałam się w stronę miasteczka Livingston, bardzo brzydkiego i potwornie zakręconego z mnóstwem ulic i uliczek, rond i ścieżek rowerowych. Początkowo jechałam ścieżką, ale doszłam do wniosku że lepiej będzie jechać ulicami, bo jadąc ścieżką nie mam żadnego odniesienia i nie wiem gdzie jestem. Jadąc drogą też się co prawda zgubiłam, ale tylko raz;) W końcu jednak wyjechałam na drogę prowadzącą prosto do Edynburga i już się jej trzymałam. Gdy zobaczyłam drogowskaz Edinburgh 10(mil) miałam na liczniku 84km;) pomyślałam, że będzie równa „stówka”, ale odległość jest podana do centrum miasta, a ja mieszkam nieco wcześniej, ale już nie chciało mi się krążyć, aby „nabić” te 1,5km;)
MAPA
Na zakończenie jeszcze kilka słów o moich wrażeniach: jak pisałam wyżej było gorąco i ciężko, miałam chwile zwątpienia, ale powiedziałam sobie że muszę to zrobić, no i udało się! Po powrocie do domu nie byłam nawet zbytnio zmęczona, a następnego dnia nie byłam wcale obolała, choć dla zrównoważenia, spędziłam dzień wylegując się na słońcu;) Po przejechaniu trasy stwierdziłam, że to wcale nie trudne;) i jak to się mówi „pikuś” ;) no to do następnej „setki” ;)
Udało mi się przejechać moją pierwszą „setkę” (no prawie;)) Okazało się, że to wcale nie takie trudne. Postanowiłam przejechać trasę z Glasgow do Edynburga ścieżką rowerową nr 75. Pierwotnie planowałam pojechać z Edynburga do Glasgow, ale po sprawdzeniu pogody, a przede wszystkim wiatru postanowiłam pojechać w odwrotnym kierunku, aby mieć wiatr po swojej stronie, czyli w plecy;) Udałam się do Glasgow pociągiem, dojechałam nad rzekę Clyde, wzdłuż której prowadzi wspomniana ścieżka i ruszyłam w drogę powrotną do domu;)
Pogoda była wspaniała, około 25st, ponoć to był najcieplejszy weekend tego roku tu, na wyspach. Słonko przygrzewało mocno przez całą drogę i trochę się spiekłam.
Początkowo szeroka asfaltowa ścieżka wiodła w górę rzeki Clyde, jechało mi się bardzo dobrze w niezłym tempie.
Tak jadąc cały czas ścieżką rowerową dojechałam do miasteczka Coatbridge, gdzie znajduje się muzeum przemysłu tego regionu. Bardzo ciekawe miejsce, musze się tam wybrać z osobną wizytą, ponieważ dziś nie miałam czasu, byłam zaledwie w 1/3 drogi!
Żelazo, węgiel, stal© ememka
Coś jak UFO;)© ememka
Po wyjechaniu z muzeum jakoś nie mogłam odnaleźć ścieżki, pojechałam więc główną drogą do następnej miejscowości. Tam na chwilę odnalazłam ścieżkę, ale szybko mi się ona zgubiła;/ po pewnym czasie znowu na nią trafiłam, ale tabliczki były zamalowywane. Okazało się, że znaczny odcinek ścieżki, która powstała w miejscu dawnej linii kolejowej, jest remontowany. Nie wiem czy tylko remont ścieżki czy też zamierzają kłaść tam ponownie tory. W związku z tym musiałam jechać drogą. Na szczęście ruch był niewielki a droga szeroka. Później doszłam do wniosku, że to nawet lepiej bo jechałam szybciej niż bym jechała ścieżką.
Było gorąco i około 44 kilometra miałam wielki kryzys, a to przecież nawet nie połowa drogi! Poczułam, że chyba jednak nie dam rady i zaczęłam się zastanawiać, gdzie jest najbliższa stacja;) Byłam zmęczona i bardzo bolało mnie siedzenie;/ na dodatek ten nieznośny upał, ale odpoczęłam trochę, popatrzyłam na mapę, napiłam się i powiedziałam sobie, co tam jeszcze kawałek pojadę;) No i jak tak zaczęłam pedałować to jakoś poszło później w końcówce trasy czułam się o wiele lepiej niż na tym czterdziestym kilometrze i stwierdziłam że nie czuję się zbytnio zmęczona i mogłabym jeszcze trochę popedałować;) może trzeba było pokonać jakąś barierę? A może to dlatego, że zrobiło się nieco chłodniej? No i wiatr w plecy też trochę pomagał;)
W miejscowości Bathgate postanowiłam nieco odbić ze szlaku, przejechać przez dość wysokie wzniesienie, ale po jego drugiej stronie znajdował się kompleks wielkiego opuszczonego szpital, który bardzo chciałam odwiedzić. Podjazd sobie darowałam, był naprawdę koszmarny (16%), a ja miałam już w nogach jakieś 70km. Ale za to zjazd był fantastyczny no i świetny punkt widokowy. Widziałam np. centrum dystrybucyjne TESCO, którego magazyny (jeden budynek) ciągną się na długości około 1,5km!
Po wspaniałym zjeździe zajechałam do wspomnianego opuszczonego szpitala, a właściwie wielkiego kompleksu złożonego z wielu budynków, sklepu, kościoła, itp. Jednym słowem cale miasteczko, wygląda trochę strasznie bo wszystkie okna są zabite i panuje tam straszna cisza. Robi to niesamowite wrażenie! Zrobiłam tam jedno kółko i trochę zdjęć i dodałam to miejsce do mojej coraz dłuższej listy „miejsc do odwiedzenia”.
Opuszczony szpital© ememka
Ruszyłam dalej w stronę domu, bo słońce się zniżało.
Skierowałam się w stronę miasteczka Livingston, bardzo brzydkiego i potwornie zakręconego z mnóstwem ulic i uliczek, rond i ścieżek rowerowych. Początkowo jechałam ścieżką, ale doszłam do wniosku że lepiej będzie jechać ulicami, bo jadąc ścieżką nie mam żadnego odniesienia i nie wiem gdzie jestem. Jadąc drogą też się co prawda zgubiłam, ale tylko raz;) W końcu jednak wyjechałam na drogę prowadzącą prosto do Edynburga i już się jej trzymałam. Gdy zobaczyłam drogowskaz Edinburgh 10(mil) miałam na liczniku 84km;) pomyślałam, że będzie równa „stówka”, ale odległość jest podana do centrum miasta, a ja mieszkam nieco wcześniej, ale już nie chciało mi się krążyć, aby „nabić” te 1,5km;)
MAPA
Na zakończenie jeszcze kilka słów o moich wrażeniach: jak pisałam wyżej było gorąco i ciężko, miałam chwile zwątpienia, ale powiedziałam sobie że muszę to zrobić, no i udało się! Po powrocie do domu nie byłam nawet zbytnio zmęczona, a następnego dnia nie byłam wcale obolała, choć dla zrównoważenia, spędziłam dzień wylegując się na słońcu;) Po przejechaniu trasy stwierdziłam, że to wcale nie trudne;) i jak to się mówi „pikuś” ;) no to do następnej „setki” ;)
Do pracy i krótka przejażdżka po
Piątek, 21 maja 2010 Kategoria Samotnie, Po miescie, Fotograficznie, Do pracy
Km: | 33.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:00 | km/h: | 16.75 |
Pr. maks.: | 44.00 | Temperatura: | 21.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pogoda nadal wspaniała, panuje wręcz nienaturalny upał, po długim czasie chłodu trudno sie do tego przyzwyczaić. Ale już w przyszłym tygodniu ma się ochłodzić;) Trzeba więc jak najwięcej korzystać z tak niesamowitej aury;) Siedząc w pracy i nudząc się potwornie planowałam sobie wycieczki, drukowałam mapki i wyszukiwałam ciekawych miejsc w których jeszcze mnie nie było;) Te plany są jednak na dłuższe wyprawy, a po pracy wybrałam się na krótką przejażdżkę po najbliższej okolicy.
Udałam się na zachód – kilka minut od pracy, przejeżdżam pod obwodnicą i już jestem na wsi;) Przejechałam się bocznymi drogami, pośród pól kwitnącego rzepaku
Jadąc dalej, całkiem przypadkiem natknęłam się na jakiś opuszczony zakład, skład czy młyn czegoś Nie mam pojęcia co to mogło być (wyglądało trochę jak bunkier) może to pozostałości zabudowań po znajdującym się niegdyś w pobliżu kamieniołomie. Ponieważ lubię takie miejsca musiałam się tam zatrzymać i pofocić, choć muszę przyznać że było to trochę straszne, taka wielka hala z dziurawym dachem, który może zawalić się w każdej chwili, dziwnymi odgłosami, gruchającymi ptakami, jakimiś okropnymi nieużywanymi od lat urządzeniami… wspaniałe;)
Następnie postanowiłam skierować się w stronę domu, zatrzymałam się jednak na dłuższą chwilę na kładce nad obwodnicą/autostradą aby obserwować lądujące/startujące samoloty. Jest to świetny punkt obserwacyjny ponieważ znajduje się na przedłużeniu pasa startowego;)
Z tego miejsca czekała mnie niestety mało ciekawa jazda wzdłuż bardzo ruchliwej, wylotowej drogi z Edynburga, skręciłam z niej jak tylko było to możliwe i ponownie znalazłam się na bocznej drodze pośród pól;) Ostatni etap wycieczki przejechałam wzdłuż wspominanego już wielokrotnie kanału.
Na zakonczenie jeszcze kilka słów o mojej formie, a raczej jej braku... no właśnie chyba odzwyczaiłam sie od dłuższych wycieczek, przypomina mi o tym moje "siedzenie", z podjazdami tez jest cięzko;/ ech a może to po prostu starość;( w końcu przednia cyferka mi niedawno przeskoczyła;/ a tak marzy mi się zrobienie "seteczki":)
Udałam się na zachód – kilka minut od pracy, przejeżdżam pod obwodnicą i już jestem na wsi;) Przejechałam się bocznymi drogami, pośród pól kwitnącego rzepaku
Żółciutko© ememka
Jadąc dalej, całkiem przypadkiem natknęłam się na jakiś opuszczony zakład, skład czy młyn czegoś Nie mam pojęcia co to mogło być (wyglądało trochę jak bunkier) może to pozostałości zabudowań po znajdującym się niegdyś w pobliżu kamieniołomie. Ponieważ lubię takie miejsca musiałam się tam zatrzymać i pofocić, choć muszę przyznać że było to trochę straszne, taka wielka hala z dziurawym dachem, który może zawalić się w każdej chwili, dziwnymi odgłosami, gruchającymi ptakami, jakimiś okropnymi nieużywanymi od lat urządzeniami… wspaniałe;)
Opuszczony zakład czegoś tam© ememka
Następnie postanowiłam skierować się w stronę domu, zatrzymałam się jednak na dłuższą chwilę na kładce nad obwodnicą/autostradą aby obserwować lądujące/startujące samoloty. Jest to świetny punkt obserwacyjny ponieważ znajduje się na przedłużeniu pasa startowego;)
Kładka© ememka
Z tego miejsca czekała mnie niestety mało ciekawa jazda wzdłuż bardzo ruchliwej, wylotowej drogi z Edynburga, skręciłam z niej jak tylko było to możliwe i ponownie znalazłam się na bocznej drodze pośród pól;) Ostatni etap wycieczki przejechałam wzdłuż wspominanego już wielokrotnie kanału.
Na zakonczenie jeszcze kilka słów o mojej formie, a raczej jej braku... no właśnie chyba odzwyczaiłam sie od dłuższych wycieczek, przypomina mi o tym moje "siedzenie", z podjazdami tez jest cięzko;/ ech a może to po prostu starość;( w końcu przednia cyferka mi niedawno przeskoczyła;/ a tak marzy mi się zrobienie "seteczki":)