Wpisy archiwalne w kategorii
Fotograficznie
Dystans całkowity: | 1419.96 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 88:32 |
Średnia prędkość: | 16.04 km/h |
Maksymalna prędkość: | 54.00 km/h |
Suma podjazdów: | 1560 m |
Liczba aktywności: | 38 |
Średnio na aktywność: | 37.37 km i 2h 19m |
Więcej statystyk |
Hebrydy Zewnętrzne Dzień 2
Sobota, 18 czerwca 2016 Kategoria Fotograficznie, Po Szkocji, W towarzystwie
Km: | 57.70 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:40 | km/h: | 15.74 |
Pr. maks.: | 44.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Revolution | Aktywność: Jazda na rowerze |
Obudziliśmy się wcześnie, ale jeszcze trochę podogorywaliśmy, wstaliśmy jednak około 7, na piasku było jednak trochę twardo. Otworzyłam namiot i przywitał mnie taki widok:
W takich pięknych okolicznościach zjedliśmy śniadanie i spakowaliśmy się po czym poszliśmy na plażę zamoczyć nogi - woda była strasznie zimna, ale palec u nogi zamoczyłam w Atlantyku.
Ruszyliśmy w stronę promu, ale jeszcze po drodze zatrzymaliśmy się przy jedynym w swoim rodzaju lotnisku na plaży. Niestety w danej chwili nie było żadnego samolotu, było za wcześnie.
Po drodze na prom były oczywiście ładne widoczki. Czekając na prom K. ładował sprzęty, ja umyłam głowę i porobiłam coś przy rowerach (nasmarowałam łańcuchy, dopompowalam koła), proste rzeczy na które jakoś nie było czasu przed wyjazdem. Prom kosztował £5.90 i płynął 40 minut. Podczas przeprawy widzieliśmy mnóstwo wylegujących się na skałach fok.
Wyspa Eriskay przywitała nas przepiękną plażą i turkusową wodą. Tu postanowiliśmy zrobić sobie krotki popas, aby mieć sile na dalsze pedałowanie.
Podjazd z promu był dość stromy, ale za to z góry był wspaniały widok na plażę i zatoczkę.
Następnie podjechaliśmy do pubu nazwanego Politician na cześć statku który rozbił się u brzegów wyspy w lutym 1941 roku. Statek byl w drodze do Nowego Jorku, a na pokladzie mial ladunek 260 tysiecy butelek whisky. Po uratowaniu zalogi statku mieszkancy wyspy szybko zabrali sie za ratowanie ladunku, przed przybyciem wladz udalo sie im odzyskac okolo 24.000 butelek. Gdy przybyly wladze przeszukaly cala wyspe i kilka osob aresztowano za keadziez. Na podstawie tych wydarzen powstala powiesc i film. W kilku miejscach (przewodniki) pub ten był zachwalany, ze posiada wiele pamiątek z tego wraku, niestety okazało się, ze pub jest bardzo slaby, mocno przeciętny, nieciekawy, nudny, a wybór piw bardzo kiepski. Za to widoki z ogródka wspaniale! Z pubu ruszyliśmy dalej. Eriskay to bardzo mała wyspa i po chwili jechaliśmy już 1,5 kilometrową (1650m) groblą na kolejna wyspę - South Uist. Grobla powstala w 2001 roku w miejscu promu, aby ulatwic dostepnosc na wyspe, poniewaz liczba ludnosci ja zamieszkujaca spadla z 421 w 1931 do 133 w 2001. Grobla zostala wybodowana kosztem 9.4 miliona funtow, a do jej powstania zuzyto 700.000 ton kaminia.
Ruszyliśmy w dalszą drogę po Południowym Uist, tu chyba podobało mi się najbardziej - piękna słoneczna pogoda, turkusowa woda i zielone, kwitnące łąki - po prostu sielanka :) Poludniowa cześć tej wyspy jest bardzo ładna, wręcz sielankowa - wąska, kręta droga biegnie wzdłuż wybrzeża, a następnie pośród łąk (machair). Po pewnym czasie, gdy droga odbija nieco w głąb lądu, krajobraz staje się monotonny - po prawej pagóry, a po lewej łąki z nielicznie rozsianymi zabudowaniami i pastwiskami, małe jeziorka gdzieniegdzie porośnięte lilią wodną.
Po przejechaniu kolejnej grobli znaleźliśmy się na kolejnej wyspie - Benbecula. Tu powoli zaczęliśmy rozglądać się za miejscem na nocleg. Jechaliśmy droga wzdłuż wybrzeża i mieliśmy nadzieje na podobne miejsce jak dzień wcześniej. Najpierw trafiliśmy na fajne miejsce, ale strasznie tam śmierdziało gnijącymi glonami wyrzuconymi na brzeg. Nie dało się tam wytrzymać, ruszyliśmy dalej z nadzieja, ze trafimy na bardziej przychylne miejsce. I nie pomyliliśmy się - po kilku kilometrach wypatrzyłam ściekę prowadząca w kierunku plaży i idealne miejsce na rozbicie namiotu.
Pod koniec dnia pogoda zaczęła się zmieniać i czekał nas deszczowy dzień.
Na Hebrydy Zewnetrzne
Piątek, 17 czerwca 2016 Kategoria Fotograficznie, Po Szkocji, W towarzystwie
Km: | 18.66 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:35 | km/h: | 11.79 |
Pr. maks.: | 36.00 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Revolution | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pobudka 5.05. Pakowanie, zbieranie się i na dworzec. Bilety miałam kupione i miejsca na rowery zarezerwowane już od dawna.
Pociąg do Glasgow 6.34, jechał nieco okrężną trasą w Glasgow ze względu na remont dworca Queen Street, ale zdążyliśmy na pociąg do Oban 8.21. Na dworcu spotkaliśmy się z bardzo miłą obsługą, która pomogła nam zapakować rowery i bagaże do pociągu. Podróż upłynęła nam bardzo milo i przyjemnie, relaksowaliśmy się i podziwialiśmy widoczki.
Pociąg do Glasgow 6.34, jechał nieco okrężną trasą w Glasgow ze względu na remont dworca Queen Street, ale zdążyliśmy na pociąg do Oban 8.21. Na dworcu spotkaliśmy się z bardzo miłą obsługą, która pomogła nam zapakować rowery i bagaże do pociągu. Podróż upłynęła nam bardzo milo i przyjemnie, relaksowaliśmy się i podziwialiśmy widoczki.
W Oban mieliśmy jakieś 2 godziny do promu. W międzyczasie zrobiłam jeszcze niezbędne zakupy na podróż, w tym spray Avon, który ponoć dobrze odstrasza meszki i jakieś piwko na drogę. Zanim wsiedliśmy na prom kopiliśmy jeszcze pyszne kanapki z owocami morza (krabem, krewetkami i wędzonym łososiem dla K., ja kupiłam sobie jeszcze sałatkę z krewetek - była pyszna) w malej budce tuż przy wejściu do budynku terminala promowego. Polecam to miejsce każdemu, kto zawita do Oban. Ryby i owoce są świeżutkie, prosto z morza, a kraby i homary jeszcze się ruszają. Próbowałam też gotowanych na miejscu małży, było to moje już któreś podejście do tego skorupiaka, początkowo było OK, zanim dogryzłam się do wnętrza - wyplułam, ble. Zdecydowanie to nie mój smak, nie wiem jak ludzie mogą się tym zajadać :/
Podczas przeprawy promem na wyspę Barra do Castlebay mieliśmy piękną i słoneczną pogodę i większą część trasy spędziliśmy na otwartym pokładzie wygrzewając się na słonku i podziwiając szkockie wybrzeże. Gdy prom wypłynął na otwarte morze zaczęło trochę bujać, ale na szczęście obyło się bez przygód. Po 4.5 godzinach ukazały się nam Hebrydy Zewnętrzne - najbardziej na zachód wysunięty szkocki archipelag składający się z około 200 wysepek, przy czym tylko 14 z nich jest zamieszkanych.
Po zejściu na ląd w Castlebay ruszyliśmy zachodnią drogą rozglądając się za miejscem na nocleg. Było jednak tak pięknie, a odpowiedniego miejsca na rozbicie namiotu jakoś nie mogliśmy namierzyć i tak sobie jechaliśmy i ani się spostrzegliśmy jak dojechaliśmy do przeciwległego krańca wyspy. Tu odbiliśmy w stronę lotniska Barra - jest to jedyne na świecie lotnisko z rozkładowymi (regularnymi) lotami, którego pas startowy usytuowany jest na plaży. Godziny odlotów i przylotów uzależnione są od pływów, ponieważ samolot może lądować tylko podczas odpływu, gdy woda odkrywa wielkie poklacie płytkiej zatoki pokrytej muszelkami.
Na przeciwko zabudowań lotniska wypatrzyłam ścieżkę wiodącą na plażę, stwierdziłam że będzie to świetne miejsce na rozbicie namiotu i nocleg. Faktycznie spało nam się bardzo dobrze, namiot stał na wydmie, a z niego mieliśmy wspaniały widok na cudowną i zupełnie pustą plażę. Wieczór był piękny, pogodny, ale troszkę chłodny, było 13 stopni. O godzinie 22.30 stałam przed namiotem, podziwiałam to wspaniale miejsce, a nadal było jeszcze zupełnie widno. Cudownie!
Barra to mała, ale bardzo urokliwa wyspa, z pięknymi, białymi plażami i zielonymi, skalistymi pagórami. Szkoda tylko że woda w oceanie jest taka zimna, bo te cudowne plaże bardzo kusiły aby się wykąpać. Odważyłam się jedynie następnego dnia rano zamoczyć nogi i muszę przyznać, że woda była lodowata.
Po miescie pozwiedzac edynburskie ryneczki
Sobota, 14 maja 2016 Kategoria Fotograficznie, Po miescie
Km: | 13.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:50 | km/h: | 15.96 |
Pr. maks.: | 36.50 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Giant | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pojechalam pozwiedzac edynburskie ryneczki, chcialam porobic troche zdjec do wpisu jaki o nich przygotowuje na moim drugim blogu Chodze i Zwiedzam, jednak pogoda mimo ze piekna, nie sprzyjala robieniu zdjec - zbyt ostre slonce, poza tym jakos ludzie mnie denerwowali, halas mi przeszkadzal i w ogole bylam jakas rozrzaniona i nic mi z mojego focenia nie wyszlo ;/ Musze sprobowac z nowu w ktorys weekend ;)
Kelpies & Pineapple House
Sobota, 23 maja 2015 Kategoria Atrakcje, Fotograficznie, Po Szkocji, W towarzystwie
Km: | 37.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:35 | km/h: | 14.44 |
Pr. maks.: | 40.40 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Mieszczuch | Aktywność: Jazda na rowerze |
W związku z pierwszym w tym sezonie ładnym i ciepłym weekendem, postanowiliśmy w końcu wybrać się na przejażdżkę rowerową do Falkirk, aby obejrzeć rzeźby "Kelpies".
Do Falkirk miasteczka położonego 40km na zachód od Edynburga pojechaliśmy pociągiem (ScotRail, bilet powrotny £9,40).
W okolicach Falkirk jest kilka ciekawych rzeczy do zobaczenia np. Falkirk Wheel - ogromna konstrukcja służąca do przenoszenia barek z jednego kanału do drugiego położonego na innej wysokości, w pobliżu przebiegał również mur Antoniusza (szkocka wersja muru Hardiana), dziś jednak chciałabym napisać o najnowszej atrakcji regionu - Kelpies - dwóch 30-metrowych konstrukcjach koni wyłaniających się z wody stworzonych przez Andy Scotta.
Kelpie w mitologii celtyckiej to nadnaturalne, wodne duchy zamieszkujące szkockie jeziora i rzeki. Miały one zdolność zmieniania swoich kształtów, najczęściej przybierały postać konia, jednak często "widywano" je także w postaci ludzkiej.
Monument ten nie tylko nawiązuje do mitologicznych bestii, ale jest również upamiętnieniem koni, które pracowały w służbie człowieka umożliwiając rozwój ekonomiczny Szkocji w minionych wiekach. Konie były niezwykle cenne, odgrywały bowiem znaczącą role zarówno w rolnictwie jak i przemyśle, natomiast ich skojarzenie z kanałami jest jak najbardziej trafne, ponieważ służyły one jako siła pociągowa do holowania barek załadowanych węglem i innymi towarami.
Do dziś w tej okolicy znajduje się wiele farm gdzie hoduje się konie i prowadzi szkółki jeździeckie. Nawet miałam okazje przejechać obok kilku takich koni i bliżej się z nimi zapoznać - bardzo chętnie pozowały ;)
Z parku Helix, gdzie znajdują się Kelpies, ruszyliśmy dalej na północ, w kierunku kolejnego punktu wycieczki. Jechaliśmy cudownymi, wąskimi drogami, nieomalże pozbawionymi ruchu samochodowego, wśród pól, cały czas zachwycając się widokiem niezbyt odległych wzgórz i upajając oczy widokiem zieleni - to jest takie kojące i uspokajające. Takie widoki działają niezwykle relaksująco i mimo pewnemu wysiłkowi fizycznemu czuję, że odpoczywam.
Po 10 kilometrach dojechaliśmy do Pineapple House - letniej posiadlosci Lorda Dunmore z 1761 roku. Budynek zwieńczony jest kopułą w kształcie ananasa. Tu w cichym i spokojnym sadzie zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę, posililiśmy się, odpoczęliśmy, a także trochę poszaleliśmy :)
Było tu niezwykle przyjemnie, cicho i spokojnie. Specyficzne umiejscowienie zarówno budynku jak i sadu - na łagodnym, południowym zboczu oraz mur otaczający całość sprawiał, że było bezwietrznie i ciepło. To dzięki tym sprytnym zabiegom powstał specyficzny mikroklimat, dzięki któremu w szklarniach uprawiano tu niegdyś egzotyczne owoce i warzywa!
Trawa była tu tak wspaniała, gęsta i soczyście zielona, ze nie omieszkałam zrzucić butów i skarpetek i pobiegać po niej boso. Mówiąc szczerze w Polsce chyba w zadnym parku nie miałabym odwagi, aby tak biegać, tu nie mam takich obaw, nie boje się potłuczonego szkła czy psich odchodów, bo zwyczajnie ich tu nie ma (przynajmniej nigdy nie trafiłam). Uwielbiam chodzić boso po trawie - ona tak przyjemnie chłodzi stopy;)
W tym miejscu zawróciliśmy i skierowaliśmy się w drogę powrotną do Falkirk, aby pociągiem wrócić do Edynburga.
Wycieczka była bardzo udana, w sumie przejechaliśmy nieco ponad 30 kilometrów, wróciliśmy do domu trochę zmęczeni, ale bardzo zadowoleni i z mnóstwem pięknych obrazów w pamięci. Pogoda i humory dopisały, a to jest tutaj najważniejsze!
Doors Open Day #2 duzo zdjec :)
Niedziela, 28 września 2014 Kategoria Atrakcje, Fotograficznie, Po miescie
Km: | 25.60 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:17 | km/h: | 11.21 |
Pr. maks.: | 39.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Mieszczuch | Aktywność: Jazda na rowerze |
Drugi dzien weekendu Dni Otwartych w Edi przebiegal pod haslem zobaczyc jak najwiecej;) Choc musze przyznac, ze pierwszy dzien byl chyba ciekawszy :) Zapraszam na relacje fotograficzna ;)
Muzeum Strazy Pozarnej
City Chambers
The Hub
Stara klasa szkolna
Komisariat na Leith
Drukarnia
City Chambers
The Hub
Stara klasa szkolna
Komisariat na Leith
Drukarnia
Doors Open Day #1 duzo zdjec :)
Sobota, 27 września 2014 Kategoria Atrakcje, Fotograficznie, Po miescie
Km: | 12.60 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:11 | km/h: | 10.65 |
Pr. maks.: | 30.70 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Mieszczuch | Aktywność: Jazda na rowerze |
Raz do roku odbywa sie impreza Doors Open Day, czyli dzien otwartych drzwi, tak na prawde jest to weekend otwartych drzwi, podczas ktorego otwierane sa rozne budynki i instytucje normalnie niedostepne szerokiej publicznosci, a wejscie jest bezplatne. Bardzo lubie to wydarzenie, poniewaz daje mozliwosc porobienia zdjec w miejscach, gdzie normalnie raczej nie ma szans, aby sie dostac. Zawsze pilnie sie do tych dni przygotowuje, sprawdzam liste dostepnych atrakcji i w ktory dzien i w jakich godzinach beda otwarte, nastepnie przygotowuje mapke - trase zwiedzania, laduje aparat, wsiadam na rower i ruszam. Tak bylo i tym razem, a dzieki dobrej organizacji udalomi sie zwiedzic calkiem sporo miejsc. Ponizej przedstawiam zdjecia kilku ciekawszych obiektow. Dodam jescze tylko, ze zwiedzam te miejsca glownie pod wzgledem architektonicznym i wystroju wnetrz, czesto zabytkowych.
Milego ogladania:)
Milego ogladania:)
Centrum Sir Conana Artur Doyle'a
Stewart's Melville Collage
Instytut Fransucki w Szkocji
Fundacja Jamesa Maxwella
Assembly Rooms
Merchant's Hall
Supreme Courts
Talbot Rice Gallery (sztuka;))
Summerhall (sztuka;))
Stewart's Melville Collage
Instytut Fransucki w Szkocji
Fundacja Jamesa Maxwella
Assembly Rooms
Merchant's Hall
Supreme Courts
Talbot Rice Gallery (sztuka;))
Summerhall (sztuka;))
Festiwal w South Queensferry
Sobota, 6 września 2014 Kategoria Fotograficznie, Okolice Edi, W towarzystwie
Km: | 40.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:44 | km/h: | 14.93 |
Pr. maks.: | 40.80 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Mieszczuch | Aktywność: Jazda na rowerze |
Postanowilismy wybrac sie do South Queensferry na odbywajacy sie tem festiwal zwiazany z obchodami 50-lecia mostu nad zatoka - Forth Road Bridge.
South Queensferry to urocze miasteczko polozone, jak sama nazwa mowi po poludniowej stronie zatoki Forth. Polozone jest jakies 16km od centrum Edynbuga, a mozna sie tam dostac jadac wspanialymi, wolnymi od ruchu samochodowego sciezkami rowerowymi i bocznymi drogami.
Najpierw trzeba przekroczyc rzeke Almond, na zachodniej granicy miasta, przez stary kamienny mostek z XVI wieku, na ktorym niegdys pobierano myto.
Nastepnie jedziemy sciezka rowerowa wzdluz dwupasmowej drogi prowadzacej na mosty. Nie jest to zbyt przyjemny odcinek drogi, ale trzeba go pokonac, aby wjechac w ciekawsze i przyjemniejsze okolice. Tu spotkala mnie duza niespodzianka, poniewaz dawno tedy nie jechalam, okazalo sie ze ten odcinek zostal prebudowany. Sciezka byla tu bardzo waska i wyboista od korzeni drzew, obecnie zostala znacznie poszerzona i wyrownana, jedzie sie bez porownania lepiej ;)
Po pokonaniu kilku zjazdow i podjazdow, ostatecznie czekal nas wspanialy, choc stromy zjazd nad sama zatoke do miasteczka Queensferry, a towarzyszyly nam takei widoki:
Tu postanowilismy zrobic sobie chwile przerwy, odpoczac i napic sie czegos w pobliskim pubie.
Bardzo przytulny lokal poswiecony w duzej mierze promowi, ktory kursowal pomiedzy poludniowa, a polnocna strona zatoki przed wybudowaniem mostu.
Spacerujac przez miasto caly czas ma sie wspanialy widok na most kolejowy i samochodowy.
Trafilismy akurat na festiwal kulinarny, mozna bylo poprobowac roznych smakolykow, najwieksza popularnoscia cieszyly sie oczywiscie roznego rodzaju burgery ;)
Czy nie sadzicie, ze tutejsze puby wygladaja wspaniale?? :)
Nastepnie wymyslilam sobie, zebysmy wjechali na most i sie nim przejechali, a przy okazji zerkneli na budowe drugiego mostu, ktory ma zostac oddany do uzytku w 2016 roku, poniewaz ten 50-cio latek nie daje sobie rady ze znacznym natezeniem ruchu.
Pod mostem:
na moscie:
Budowa wre:
Po pokonaniu mostu stajemy od razu w Krolestwie Fife (takie wojewodztwo).
Nie zabawiamy tam jednak dlugo, przechodzimy na druga strone mostu i wracamy na poludniowa strone zatoki, po dordze zapoznajac sie ze szczegolowymi zaleceniami dotyczacymi bezpieczenstwa ;)
Z tej strony mostu mamy taki wspanialy widok na most kolejowy:
Po zjechaniu z mostu, ogladamy sie za siebie i:
Oto most ktory wlasnie przekroczylismy tam i z powrotem, w sumie 5km ;)
Ach, no i oczywiscie moja blekitna maszyna na tle mostow;)
Postanowilismy wrocic nieco inna trasa (choc czesciowo) i jak sie okazalo K. jej nie znal ;) trasa prowadzila nad sama zatoka przez Dalmeny Estate. Duza posiadlosc, gdzie znajduja sie pola, lasy, pole golfowe, prywatny zameczek, oraz okazala posiadlosc. Teren jest bardzo przyjemny i ma sie wrazenie, ze nie jest sie tuz pod miastem, ale na jakims odludziu.
Most z innej perspektywy:
Poczatkowo sciezka wiedzie przez bardzo przyjemny lasek:
Nad samym brzegiem, a w tle widac zarys Edynburga z wyraznie odcinajaca sie Gora Artura.
Pole golfowe i wspaniala zielona trawka :)
Dalsza czesc trasy wiodla wsrod pol, a przy rzece Almond wrocilismy na stary szlak i dobrze nam znana sciezka rowerowa wrocilismy do domu, po drodze dopkonujac niezbednych na wieczor zakupow;)
South Queensferry to urocze miasteczko polozone, jak sama nazwa mowi po poludniowej stronie zatoki Forth. Polozone jest jakies 16km od centrum Edynbuga, a mozna sie tam dostac jadac wspanialymi, wolnymi od ruchu samochodowego sciezkami rowerowymi i bocznymi drogami.
Najpierw trzeba przekroczyc rzeke Almond, na zachodniej granicy miasta, przez stary kamienny mostek z XVI wieku, na ktorym niegdys pobierano myto.
Nastepnie jedziemy sciezka rowerowa wzdluz dwupasmowej drogi prowadzacej na mosty. Nie jest to zbyt przyjemny odcinek drogi, ale trzeba go pokonac, aby wjechac w ciekawsze i przyjemniejsze okolice. Tu spotkala mnie duza niespodzianka, poniewaz dawno tedy nie jechalam, okazalo sie ze ten odcinek zostal prebudowany. Sciezka byla tu bardzo waska i wyboista od korzeni drzew, obecnie zostala znacznie poszerzona i wyrownana, jedzie sie bez porownania lepiej ;)
Po pokonaniu kilku zjazdow i podjazdow, ostatecznie czekal nas wspanialy, choc stromy zjazd nad sama zatoke do miasteczka Queensferry, a towarzyszyly nam takei widoki:
Tu postanowilismy zrobic sobie chwile przerwy, odpoczac i napic sie czegos w pobliskim pubie.
Bardzo przytulny lokal poswiecony w duzej mierze promowi, ktory kursowal pomiedzy poludniowa, a polnocna strona zatoki przed wybudowaniem mostu.
Spacerujac przez miasto caly czas ma sie wspanialy widok na most kolejowy i samochodowy.
Trafilismy akurat na festiwal kulinarny, mozna bylo poprobowac roznych smakolykow, najwieksza popularnoscia cieszyly sie oczywiscie roznego rodzaju burgery ;)
Czy nie sadzicie, ze tutejsze puby wygladaja wspaniale?? :)
Nastepnie wymyslilam sobie, zebysmy wjechali na most i sie nim przejechali, a przy okazji zerkneli na budowe drugiego mostu, ktory ma zostac oddany do uzytku w 2016 roku, poniewaz ten 50-cio latek nie daje sobie rady ze znacznym natezeniem ruchu.
Pod mostem:
na moscie:
Budowa wre:
Po pokonaniu mostu stajemy od razu w Krolestwie Fife (takie wojewodztwo).
Nie zabawiamy tam jednak dlugo, przechodzimy na druga strone mostu i wracamy na poludniowa strone zatoki, po dordze zapoznajac sie ze szczegolowymi zaleceniami dotyczacymi bezpieczenstwa ;)
Z tej strony mostu mamy taki wspanialy widok na most kolejowy:
Po zjechaniu z mostu, ogladamy sie za siebie i:
Oto most ktory wlasnie przekroczylismy tam i z powrotem, w sumie 5km ;)
Ach, no i oczywiscie moja blekitna maszyna na tle mostow;)
Postanowilismy wrocic nieco inna trasa (choc czesciowo) i jak sie okazalo K. jej nie znal ;) trasa prowadzila nad sama zatoka przez Dalmeny Estate. Duza posiadlosc, gdzie znajduja sie pola, lasy, pole golfowe, prywatny zameczek, oraz okazala posiadlosc. Teren jest bardzo przyjemny i ma sie wrazenie, ze nie jest sie tuz pod miastem, ale na jakims odludziu.
Most z innej perspektywy:
Poczatkowo sciezka wiedzie przez bardzo przyjemny lasek:
Nad samym brzegiem, a w tle widac zarys Edynburga z wyraznie odcinajaca sie Gora Artura.
Pole golfowe i wspaniala zielona trawka :)
Dalsza czesc trasy wiodla wsrod pol, a przy rzece Almond wrocilismy na stary szlak i dobrze nam znana sciezka rowerowa wrocilismy do domu, po drodze dopkonujac niezbednych na wieczor zakupow;)
Fajerwerki na zakonczenie festiwalu
Niedziela, 31 sierpnia 2014 Kategoria Fotograficznie, Po miescie
Km: | 7.10 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:27 | km/h: | 15.78 |
Pr. maks.: | 30.80 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Mieszczuch | Aktywność: Jazda na rowerze |
Postanowilismy rowerami wybrac sie na pokaz fajerwerkow na zakonczenie festiwalu edynburskiego. Fajerwerki odpalane sa z zamku, dlatego tez postanowilismy za punkt obserwacyjny wybrac Calton Hill - wzgorze polozone na wschodnim krancu Princes Street, glownej ulicy miasta, ze wspanialym widokiem na zamek. Okazalo sie ze na to wzgorze sciagnelo pol miata, ale dzieki temu ze byluismy nieco wczesniej udalo nam sie zajac dobry punkt obserwacyjny i dogodny dla rozstawienia statywu;)
Powrot mielismy dosc kiepski, bo jakos nie pomyslalam, ze o tej porze, po pokaie fajerwerkow bedzie ciemno ;) Ale na szczescie udalo nam sie przemknac przez miasto bez zadnej szkody ;)
Powrot mielismy dosc kiepski, bo jakos nie pomyslalam, ze o tej porze, po pokaie fajerwerkow bedzie ciemno ;) Ale na szczescie udalo nam sie przemknac przez miasto bez zadnej szkody ;)
Fotograficzna wycieczka do Culross
Sobota, 2 marca 2013 Kategoria Fotograficznie, Po Szkocji, W towarzystwie
Km: | 77.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:38 | km/h: | 16.62 |
Pr. maks.: | 42.00 | Temperatura: | 8.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Revolution | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejna wycieczka z grupa rowerowa tym razem polaczona z grupa fotograficzna ;)
Byla to spokojna jazda z wieloma postojami na robienie zdjec. Start w South Queensferry, miasteczku polozonym, jak wskazuje nazwa, na poludniowym brzegu zatoki. Trasa wycieczki prowadzila przez most na druga strone zatoki i nastepnie jej polnocnym brzegiem na zachod do wioski Culross, gdzie mielismy lunch i powrot ta sama droga. Pogoda dopisala niesamowicie, bylo cieplo, slonecznie, bezwietrzenie, prawdziwy wiosenny dzien. Udalo mi sie takze znalezc kilka oznak nadchodzacej wiosny;)
Na miejsce spotkania postanowilam dojechac rowerem, przeciez nie bede ten kawalek wlec sie pociagiem w koncu to tylko 15km, ktorych pokonanie zajelo mi 45 minut. Dojazd prowadzil znana mi doskonale, (a i Wam rowniez, z moich wczesniejszych opisow) sciezka rowerowa wspaniale prowadzaca z centrum miasta wprost na mosty.
Na parkingu pod Tesco spotkalam sie z pozostalymi uczestnikami wycieczki, bylo nas w sumie 12 osob. Czemu miejsce spotkania wyznaczono na parkingu, ano poniewaz czesc osob przywiozla swoje dwa kolka czterema kolkami;)
Tu krotka angdotka - jedna z uczestniczek, dziewczyna w moim wieku, rowniez zapakowala rower do samochodu i pojawila sie na parkingu nieco przed czasem. Poniewaz nie ma bagaznika na rower, aby zmiescic go do auta musiala zdjac kolo. Na parkingu przywitala sie ze wszystkimi, radosna i zadowolona z tak pieknej aury. No ale czas wypakwoac rower i go poskladac, sparawa banalnie prosta, owszem gdyby nie brak zasadniczej czesci - a mianowicie wzmiankowanego kola;)
Ale dziewczyna nie tracila werwy i zapalu i nie zamierzala zmarnowac tak pieknego dnia z powodu glupiego kola, zapakowala rower z powrotem do auta i pognala do domu po te jakze kluczowy element swoejgo pojazdu, po czym wrocila i zlapala nas po drugiej stronie zatoki, tuz za mostem. Takze jak widac nie ujechalismy daleko.
A my jechalismy bardzo powolnym, spacerowo - niedzielnym tempem, chwiliami mi to przeszkadzalo, ale jechalo z nami kilku niezbyt zaprawiopnych w bojach cyklistow, ktorzy mimo tak malej predkosci i tak malo co ducha nie wyzioneli.
Gdy juz w koncu udalo nam sie ruszyc z miejsca spotakania (okolo 10.30), przejechalismy zaledwie kawaleczek i zatrzymalismy sie na punkcie widokowym na mosty.
Jako ze ten widok znam bardzo dobrze, zaczelam rozgladac sie za innymi widokami i wpadl mi w oko ten oto cudowny rower - ostre kolo, to moja nowa milosc.
Nastepnie ruszylismy na most, tu juz nie moglam sie powstrzymac i cyknelam kilka fotek
Sciezka rowerowa na moscie
Widok na most kolejowy
Za mostem skrecilismy na zachod i kierowalismy sie w strone Culorss sciezka rowerowa nr 76. Czesto zatrzymujac sie i czekajac na maruderow.
Ominelismy jednostke wojskowa i baze morska
A tu zgadka:
Na ponizszym zdjeciu znajdz lodz podwodna;)
Sciezka pieknie wije sie bocznymi drogami i waskimi szlakami, czesto zbiegajac nad sama zatoke. A mijane przez nas wioski sa bardzo urokliwe, czyste, zadbane, jak z obrazka.
A takze piekne rowery, w tym oczywiscie moj;)
Udalo mi sie takze znalezc oznaki wiosny
W Culross zatrzymujemy sie na zasluzony lunch i piwko.
Po lunchu chwila na zwiedzanie miasteczka, a to trzeba przyznac jest bardzo urokliwe:
W drodze powrotnej zatrzymujemy sie zadziej, a i tempo jest zdecydowanie szybsze;)
Miala na to pewnie wplyw takze pogoda, poniewaz nieco sie zachmurzylo i nie bylo juz tak jasno i pogodnie.
Przejezdzajac ponownie przez most jedziemy jego druga strona (zachodnia), skad widac prace nad drugim mostem majacym zawisnac nad zatoka juz w 2016 roku.
Tuz za mostem rozdzielilismy sie i kazdy pojechal w swoja strone. Ja wrocilam do domu rowerem, pokonujac dodatekowe 15km.
Wiecej zdjec
/
Byla to spokojna jazda z wieloma postojami na robienie zdjec. Start w South Queensferry, miasteczku polozonym, jak wskazuje nazwa, na poludniowym brzegu zatoki. Trasa wycieczki prowadzila przez most na druga strone zatoki i nastepnie jej polnocnym brzegiem na zachod do wioski Culross, gdzie mielismy lunch i powrot ta sama droga. Pogoda dopisala niesamowicie, bylo cieplo, slonecznie, bezwietrzenie, prawdziwy wiosenny dzien. Udalo mi sie takze znalezc kilka oznak nadchodzacej wiosny;)
Na miejsce spotkania postanowilam dojechac rowerem, przeciez nie bede ten kawalek wlec sie pociagiem w koncu to tylko 15km, ktorych pokonanie zajelo mi 45 minut. Dojazd prowadzil znana mi doskonale, (a i Wam rowniez, z moich wczesniejszych opisow) sciezka rowerowa wspaniale prowadzaca z centrum miasta wprost na mosty.
Na parkingu pod Tesco spotkalam sie z pozostalymi uczestnikami wycieczki, bylo nas w sumie 12 osob. Czemu miejsce spotkania wyznaczono na parkingu, ano poniewaz czesc osob przywiozla swoje dwa kolka czterema kolkami;)
Tu krotka angdotka - jedna z uczestniczek, dziewczyna w moim wieku, rowniez zapakowala rower do samochodu i pojawila sie na parkingu nieco przed czasem. Poniewaz nie ma bagaznika na rower, aby zmiescic go do auta musiala zdjac kolo. Na parkingu przywitala sie ze wszystkimi, radosna i zadowolona z tak pieknej aury. No ale czas wypakwoac rower i go poskladac, sparawa banalnie prosta, owszem gdyby nie brak zasadniczej czesci - a mianowicie wzmiankowanego kola;)
Ale dziewczyna nie tracila werwy i zapalu i nie zamierzala zmarnowac tak pieknego dnia z powodu glupiego kola, zapakowala rower z powrotem do auta i pognala do domu po te jakze kluczowy element swoejgo pojazdu, po czym wrocila i zlapala nas po drugiej stronie zatoki, tuz za mostem. Takze jak widac nie ujechalismy daleko.
A my jechalismy bardzo powolnym, spacerowo - niedzielnym tempem, chwiliami mi to przeszkadzalo, ale jechalo z nami kilku niezbyt zaprawiopnych w bojach cyklistow, ktorzy mimo tak malej predkosci i tak malo co ducha nie wyzioneli.
Gdy juz w koncu udalo nam sie ruszyc z miejsca spotakania (okolo 10.30), przejechalismy zaledwie kawaleczek i zatrzymalismy sie na punkcie widokowym na mosty.
Jako ze ten widok znam bardzo dobrze, zaczelam rozgladac sie za innymi widokami i wpadl mi w oko ten oto cudowny rower - ostre kolo, to moja nowa milosc.
Nastepnie ruszylismy na most, tu juz nie moglam sie powstrzymac i cyknelam kilka fotek
Sciezka rowerowa na moscie
Widok na most kolejowy
Za mostem skrecilismy na zachod i kierowalismy sie w strone Culorss sciezka rowerowa nr 76. Czesto zatrzymujac sie i czekajac na maruderow.
Ominelismy jednostke wojskowa i baze morska
A tu zgadka:
Na ponizszym zdjeciu znajdz lodz podwodna;)
Sciezka pieknie wije sie bocznymi drogami i waskimi szlakami, czesto zbiegajac nad sama zatoke. A mijane przez nas wioski sa bardzo urokliwe, czyste, zadbane, jak z obrazka.
A takze piekne rowery, w tym oczywiscie moj;)
Udalo mi sie takze znalezc oznaki wiosny
W Culross zatrzymujemy sie na zasluzony lunch i piwko.
Po lunchu chwila na zwiedzanie miasteczka, a to trzeba przyznac jest bardzo urokliwe:
W drodze powrotnej zatrzymujemy sie zadziej, a i tempo jest zdecydowanie szybsze;)
Miala na to pewnie wplyw takze pogoda, poniewaz nieco sie zachmurzylo i nie bylo juz tak jasno i pogodnie.
Przejezdzajac ponownie przez most jedziemy jego druga strona (zachodnia), skad widac prace nad drugim mostem majacym zawisnac nad zatoka juz w 2016 roku.
Tuz za mostem rozdzielilismy sie i kazdy pojechal w swoja strone. Ja wrocilam do domu rowerem, pokonujac dodatekowe 15km.
Wiecej zdjec
/
Wyspa Iona i przez Mull
Niedziela, 3 czerwca 2012 Kategoria Długodystansowo, Fotograficznie, W towarzystwie, Po Szkocji
Km: | 80.20 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:14 | km/h: | 15.32 |
Pr. maks.: | 41.50 | Temperatura: | 15.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Revolution | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pobudka o 7.30 pakowanie, skromne śniadanko, próba zagotowania wody przy dość silnym wietrze na suchym paliwie graniczyła z cudem.
Zjechaliśmy do wioski i czekaliśmy na prom, który miał o 8.45 zabrać nas na wyspę Iona. W międzyczasie skorzystaliśmy z otwartego całą dobę szaletu oraz kontaktu, gdzie podładowałam baterię do aparatu.
http://www.youtube.com/enhance?feature=vm&v=B6yx2tuA69c
Zwiedziliśmy, powylegiwaliśmy się na słonku czekając na prom i ruszyliśmy w drogę powrotną. Częściowo trasa prowadziła tą samą drogą, co dzień wcześniej (na wyspie nie ma zbyt wielu dróg), jechaliśmy jednak wolniej, często zatrzymując się, aby uwiecznić widoczki.
Po kilku kilometrach jazdy odezwał się brak porządnego śniadania i czułam jak mnie ssie pusty żołądek, na dodatek nie miałam siły pedałować, w jeździe nie pomagał także przeciwny wiatr. Krótki postój na uzupełnienie „paliwa” i ruszyliśmy dalej. Dotoczyliśmy się do rozjazdu i skręciliśmy na jeszcze węższa (tak to możliwe) drogę widokową prowadzącą do Salen. Ta droga była fantastyczna, najpierw lekko falując prowadziła przeciwległym brzegiem zatoki, wzdłuż której jechaliśmy wcześniej, a ponieważ wykonaliśmy zwrot o 180st – wiatr zaczął pomagać i momentalnie jazda z mocnego naciskania na pedały i walki, zamieniła się w delikatne kręcenie i spokojne toczenie się. Następnie ładny zjazd, zakręt i solidny podjazd, jak się później okazało na szczęście jedyny tego dnia;) po drugiej stronie tego wzniesienia rozpościerały się niesamowite widoki na klify i skaliste wybrzeże. Droga wiła się wzdłuż brzegu wciśnięta miedzy wody zatoki, a pionowo wznoszące się góry.
Minęliśmy fragment brzegu usianego ogromnymi głazami, które niegdyś odpadły od pionowo wznoszących się ścian. Miejsce bardzo urokliwe, a zarazem nieco straszne.
Przejeżdżaliśmy też obok zarośli i karłowatych drzewek, które zapewne miały ambicje być lasem, jednak silne wiatry, jakie muszą tu wiać zniekształciły je i skarliły, przez co wyglądają strasznie i złowrogo, jak poskręcany reumatyzmem starzec.
Następnie droga prowadziła płaskim i szerokim brzegiem zatoki, aby po pewnym czasie i niewielkim podjeździe doprowadzić nas do wioski Salen. Tu postanowiliśmy się pożywić w pubie i pojechać w stronę promu, aby złapać pierwsza przeprawę następnego dnia rano, a następnie starać się o rezerwacje miejsc w pociągu do Glasgow.
Pod pubem atakowały nas meszki, w drodze do promu, gdy tylko się na chwilę zatrzymaliśmy meszki nas oblepiały. Momentami podczas jazdy przejeżdżałam przez taka chmarę, ze czułam jak oblepiają mi twarz, całe ich roje zostawały mi na rękach. Na nocleg zjechaliśmy na parking/miejsce widokowe nad cieśnina oddzielająca wyspę Mull od lądowej części Szkocji. Tu o dziwo nie było meszek, choć przejechaliśmy zaledwie kilka kilometrów od miejsca gdzie były ich całe masy. Udało nam się spokojnie rozbić i posiedzieć w otwartym namiocie. Meszki pojawiły się dopiero później w niewielkich ilościach. Nie mam pojęcia od czego zależy ich występowanie.
/
Zjechaliśmy do wioski i czekaliśmy na prom, który miał o 8.45 zabrać nas na wyspę Iona. W międzyczasie skorzystaliśmy z otwartego całą dobę szaletu oraz kontaktu, gdzie podładowałam baterię do aparatu.
http://www.youtube.com/enhance?feature=vm&v=B6yx2tuA69c
Zachodnie wybrzeże Szkocji© ememka
Ruiny opactwa© ememka
Opactwo Iona© ememka
Podcienia dziedzinca© ememka
Opactwo iona© ememka
Wnętrze kościoła© ememka
Opctwo Iona© ememka
Błękitne wody© ememka
Zwiedziliśmy, powylegiwaliśmy się na słonku czekając na prom i ruszyliśmy w drogę powrotną. Częściowo trasa prowadziła tą samą drogą, co dzień wcześniej (na wyspie nie ma zbyt wielu dróg), jechaliśmy jednak wolniej, często zatrzymując się, aby uwiecznić widoczki.
Po kilku kilometrach jazdy odezwał się brak porządnego śniadania i czułam jak mnie ssie pusty żołądek, na dodatek nie miałam siły pedałować, w jeździe nie pomagał także przeciwny wiatr. Krótki postój na uzupełnienie „paliwa” i ruszyliśmy dalej. Dotoczyliśmy się do rozjazdu i skręciliśmy na jeszcze węższa (tak to możliwe) drogę widokową prowadzącą do Salen. Ta droga była fantastyczna, najpierw lekko falując prowadziła przeciwległym brzegiem zatoki, wzdłuż której jechaliśmy wcześniej, a ponieważ wykonaliśmy zwrot o 180st – wiatr zaczął pomagać i momentalnie jazda z mocnego naciskania na pedały i walki, zamieniła się w delikatne kręcenie i spokojne toczenie się. Następnie ładny zjazd, zakręt i solidny podjazd, jak się później okazało na szczęście jedyny tego dnia;) po drugiej stronie tego wzniesienia rozpościerały się niesamowite widoki na klify i skaliste wybrzeże. Droga wiła się wzdłuż brzegu wciśnięta miedzy wody zatoki, a pionowo wznoszące się góry.
Wijąca siędroga© ememka
Minęliśmy fragment brzegu usianego ogromnymi głazami, które niegdyś odpadły od pionowo wznoszących się ścian. Miejsce bardzo urokliwe, a zarazem nieco straszne.
Wielkie głązy© ememka
Leniwe owce© ememka
Przejeżdżaliśmy też obok zarośli i karłowatych drzewek, które zapewne miały ambicje być lasem, jednak silne wiatry, jakie muszą tu wiać zniekształciły je i skarliły, przez co wyglądają strasznie i złowrogo, jak poskręcany reumatyzmem starzec.
Karłowate drzewa© ememka
Następnie droga prowadziła płaskim i szerokim brzegiem zatoki, aby po pewnym czasie i niewielkim podjeździe doprowadzić nas do wioski Salen. Tu postanowiliśmy się pożywić w pubie i pojechać w stronę promu, aby złapać pierwsza przeprawę następnego dnia rano, a następnie starać się o rezerwacje miejsc w pociągu do Glasgow.
Pod pubem atakowały nas meszki, w drodze do promu, gdy tylko się na chwilę zatrzymaliśmy meszki nas oblepiały. Momentami podczas jazdy przejeżdżałam przez taka chmarę, ze czułam jak oblepiają mi twarz, całe ich roje zostawały mi na rękach. Na nocleg zjechaliśmy na parking/miejsce widokowe nad cieśnina oddzielająca wyspę Mull od lądowej części Szkocji. Tu o dziwo nie było meszek, choć przejechaliśmy zaledwie kilka kilometrów od miejsca gdzie były ich całe masy. Udało nam się spokojnie rozbić i posiedzieć w otwartym namiocie. Meszki pojawiły się dopiero później w niewielkich ilościach. Nie mam pojęcia od czego zależy ich występowanie.
Widok z namiotu© ememka
/