Wyspa Iona i przez Mull
Niedziela, 3 czerwca 2012 Kategoria Długodystansowo, Fotograficznie, W towarzystwie, Po Szkocji
Km: | 80.20 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:14 | km/h: | 15.32 |
Pr. maks.: | 41.50 | Temperatura: | 15.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Revolution | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pobudka o 7.30 pakowanie, skromne śniadanko, próba zagotowania wody przy dość silnym wietrze na suchym paliwie graniczyła z cudem.
Zjechaliśmy do wioski i czekaliśmy na prom, który miał o 8.45 zabrać nas na wyspę Iona. W międzyczasie skorzystaliśmy z otwartego całą dobę szaletu oraz kontaktu, gdzie podładowałam baterię do aparatu.
http://www.youtube.com/enhance?feature=vm&v=B6yx2tuA69c
Zwiedziliśmy, powylegiwaliśmy się na słonku czekając na prom i ruszyliśmy w drogę powrotną. Częściowo trasa prowadziła tą samą drogą, co dzień wcześniej (na wyspie nie ma zbyt wielu dróg), jechaliśmy jednak wolniej, często zatrzymując się, aby uwiecznić widoczki.
Po kilku kilometrach jazdy odezwał się brak porządnego śniadania i czułam jak mnie ssie pusty żołądek, na dodatek nie miałam siły pedałować, w jeździe nie pomagał także przeciwny wiatr. Krótki postój na uzupełnienie „paliwa” i ruszyliśmy dalej. Dotoczyliśmy się do rozjazdu i skręciliśmy na jeszcze węższa (tak to możliwe) drogę widokową prowadzącą do Salen. Ta droga była fantastyczna, najpierw lekko falując prowadziła przeciwległym brzegiem zatoki, wzdłuż której jechaliśmy wcześniej, a ponieważ wykonaliśmy zwrot o 180st – wiatr zaczął pomagać i momentalnie jazda z mocnego naciskania na pedały i walki, zamieniła się w delikatne kręcenie i spokojne toczenie się. Następnie ładny zjazd, zakręt i solidny podjazd, jak się później okazało na szczęście jedyny tego dnia;) po drugiej stronie tego wzniesienia rozpościerały się niesamowite widoki na klify i skaliste wybrzeże. Droga wiła się wzdłuż brzegu wciśnięta miedzy wody zatoki, a pionowo wznoszące się góry.
Minęliśmy fragment brzegu usianego ogromnymi głazami, które niegdyś odpadły od pionowo wznoszących się ścian. Miejsce bardzo urokliwe, a zarazem nieco straszne.
Przejeżdżaliśmy też obok zarośli i karłowatych drzewek, które zapewne miały ambicje być lasem, jednak silne wiatry, jakie muszą tu wiać zniekształciły je i skarliły, przez co wyglądają strasznie i złowrogo, jak poskręcany reumatyzmem starzec.
Następnie droga prowadziła płaskim i szerokim brzegiem zatoki, aby po pewnym czasie i niewielkim podjeździe doprowadzić nas do wioski Salen. Tu postanowiliśmy się pożywić w pubie i pojechać w stronę promu, aby złapać pierwsza przeprawę następnego dnia rano, a następnie starać się o rezerwacje miejsc w pociągu do Glasgow.
Pod pubem atakowały nas meszki, w drodze do promu, gdy tylko się na chwilę zatrzymaliśmy meszki nas oblepiały. Momentami podczas jazdy przejeżdżałam przez taka chmarę, ze czułam jak oblepiają mi twarz, całe ich roje zostawały mi na rękach. Na nocleg zjechaliśmy na parking/miejsce widokowe nad cieśnina oddzielająca wyspę Mull od lądowej części Szkocji. Tu o dziwo nie było meszek, choć przejechaliśmy zaledwie kilka kilometrów od miejsca gdzie były ich całe masy. Udało nam się spokojnie rozbić i posiedzieć w otwartym namiocie. Meszki pojawiły się dopiero później w niewielkich ilościach. Nie mam pojęcia od czego zależy ich występowanie.
/
Zjechaliśmy do wioski i czekaliśmy na prom, który miał o 8.45 zabrać nas na wyspę Iona. W międzyczasie skorzystaliśmy z otwartego całą dobę szaletu oraz kontaktu, gdzie podładowałam baterię do aparatu.
http://www.youtube.com/enhance?feature=vm&v=B6yx2tuA69c
Zachodnie wybrzeże Szkocji© ememka
Ruiny opactwa© ememka
Opactwo Iona© ememka
Podcienia dziedzinca© ememka
Opactwo iona© ememka
Wnętrze kościoła© ememka
Opctwo Iona© ememka
Błękitne wody© ememka
Zwiedziliśmy, powylegiwaliśmy się na słonku czekając na prom i ruszyliśmy w drogę powrotną. Częściowo trasa prowadziła tą samą drogą, co dzień wcześniej (na wyspie nie ma zbyt wielu dróg), jechaliśmy jednak wolniej, często zatrzymując się, aby uwiecznić widoczki.
Po kilku kilometrach jazdy odezwał się brak porządnego śniadania i czułam jak mnie ssie pusty żołądek, na dodatek nie miałam siły pedałować, w jeździe nie pomagał także przeciwny wiatr. Krótki postój na uzupełnienie „paliwa” i ruszyliśmy dalej. Dotoczyliśmy się do rozjazdu i skręciliśmy na jeszcze węższa (tak to możliwe) drogę widokową prowadzącą do Salen. Ta droga była fantastyczna, najpierw lekko falując prowadziła przeciwległym brzegiem zatoki, wzdłuż której jechaliśmy wcześniej, a ponieważ wykonaliśmy zwrot o 180st – wiatr zaczął pomagać i momentalnie jazda z mocnego naciskania na pedały i walki, zamieniła się w delikatne kręcenie i spokojne toczenie się. Następnie ładny zjazd, zakręt i solidny podjazd, jak się później okazało na szczęście jedyny tego dnia;) po drugiej stronie tego wzniesienia rozpościerały się niesamowite widoki na klify i skaliste wybrzeże. Droga wiła się wzdłuż brzegu wciśnięta miedzy wody zatoki, a pionowo wznoszące się góry.
Wijąca siędroga© ememka
Minęliśmy fragment brzegu usianego ogromnymi głazami, które niegdyś odpadły od pionowo wznoszących się ścian. Miejsce bardzo urokliwe, a zarazem nieco straszne.
Wielkie głązy© ememka
Leniwe owce© ememka
Przejeżdżaliśmy też obok zarośli i karłowatych drzewek, które zapewne miały ambicje być lasem, jednak silne wiatry, jakie muszą tu wiać zniekształciły je i skarliły, przez co wyglądają strasznie i złowrogo, jak poskręcany reumatyzmem starzec.
Karłowate drzewa© ememka
Następnie droga prowadziła płaskim i szerokim brzegiem zatoki, aby po pewnym czasie i niewielkim podjeździe doprowadzić nas do wioski Salen. Tu postanowiliśmy się pożywić w pubie i pojechać w stronę promu, aby złapać pierwsza przeprawę następnego dnia rano, a następnie starać się o rezerwacje miejsc w pociągu do Glasgow.
Pod pubem atakowały nas meszki, w drodze do promu, gdy tylko się na chwilę zatrzymaliśmy meszki nas oblepiały. Momentami podczas jazdy przejeżdżałam przez taka chmarę, ze czułam jak oblepiają mi twarz, całe ich roje zostawały mi na rękach. Na nocleg zjechaliśmy na parking/miejsce widokowe nad cieśnina oddzielająca wyspę Mull od lądowej części Szkocji. Tu o dziwo nie było meszek, choć przejechaliśmy zaledwie kilka kilometrów od miejsca gdzie były ich całe masy. Udało nam się spokojnie rozbić i posiedzieć w otwartym namiocie. Meszki pojawiły się dopiero później w niewielkich ilościach. Nie mam pojęcia od czego zależy ich występowanie.
Widok z namiotu© ememka
/
komentarze
Jak na Szkocję to bardzo płaski teren :)
Świetna wycieczka i piękne tereny :) rowerzystka - 18:00 wtorek, 12 czerwca 2012 | linkuj
Komentuj
Świetna wycieczka i piękne tereny :) rowerzystka - 18:00 wtorek, 12 czerwca 2012 | linkuj