ememkablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(55)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ememka.bikestats.pl

linki

Do pracy

Poniedziałek, 1 sierpnia 2016 Kategoria Do pracy
Km: 9.70 Km teren: 0.00 Czas: 00:31 km/h: 18.77
Pr. maks.: 37.50 Temperatura: 22.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Praca. ladna pogoda, bez zbednych ekscesow ;) 

Hebrydy Zewnętrzne Dzień 4

Poniedziałek, 20 czerwca 2016 Kategoria Po Szkocji, W towarzystwie
Km: 58.20 Km teren: 0.00 Czas: 03:55 km/h: 14.86
Pr. maks.: 49.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Po nocy spędzonej w schronisku (spało się bardzo dobrze) opornie szło nam zbieranie się i ruszenie ponownie w drogę. 
Najpierw rano postanowiliśmy pójść do sklepu, aby kupić niezbędne składniki do jajecznicy z jaj od wolno biegających kur z gospodarstwa obok schroniska, którą chcieliśmy sobie przygotować. Poszliśmy do sklepu na pieszo tuż przed 8, ale okazało się że sklep czynny jest zamknięty. Nie było żadnej kartki z godzinami otwarcia. Chwile postaliśmy i poczekaliśmy, pod sklep podjechali inni rowerzyści, którzy nocowali z nami w schronisku, im się bardzo spieszyło, ponieważ musieli złapać prom, który odpływał za kilkanaście minut. Na szczęście pod sklep podjechała pani sklepowa i panowie poprosili ja, aby coś im sprzedała. Ona zaczęła się wykręcać, że zamknięte, że musi towar wstawić do sklepu (pieczywo), no to panowie wzięli się za te skrzynki raz, dwa i towar był w sklepie, a my mogliśmy zrobić szybkie zakupy i mogliśmy wracać do schroniska na śniadanie.
Po drodze do sklepu mieliśmy takie widoki:





A tu stacja benzynowa przy sklepie



Wszystko pięknie, zadowoleni wracamy do schroniska. I dosłownie na 200 metrów przed budynkiem złapał nas deszcz - krótki, ale bardzo intensywny, normalne oberwanie chmury, gdy wychodziliśmy było ładnie i nie wzięliśmy kurtek. Gdy weszliśmy do schroniska byliśmy totalnie przemoczeni ;/ Od nowa mogliśmy się suszyć. Gdy ciuchy schły przygotowałam bardzo smaczne i pożywne śniadanko. 
Po śniadaniu i innych ceremoniach ostatecznie udało nam się ruszyć o 10.30!





Ledwo wyjechaliśmy z wioski i znowu złapał nas deszcz - miałam dość, byłam zła i miałam ochotę zawrócić do schroniska, gdzie było tak przyjemnie, sucho i ciepło. Rower był obwieszony wilgotnymi ciuchami, które miały doschnąć, a tu pada, na dodatek przed nami podjazd i wszystko było źle;/



Na szczęście po niezbyt długiej chwili - po przejechaniu na druga stronę góry pogoda zmieniła się diametralnie - przestało padać, chmury się rozproszyły, a naszym oczom okazały się piękne widoki - cudowne, piaszczyste, białe plaże z których słynie wyspa Harris. 









Było tak pięknie, że co chwile zatrzymywaliśmy się, aby zrobić zdjęcie. 
Po pięknych widoczkach plaż, kilku zjazdach i całkiem przyjemnej drodze po płaskim zaczął się dość długi podjazd. Podjazd wydawał się groźny, ale poszło nam z nim całkiem sprawnie, był długi, ale łagodny i bez problemu go pokonaliśmy (byłam tak dumna z K.). Widoki piękne, skaliste góry, torfowiska, jeziorka, rzeczka - sielanka. Na szczycie przełęczy, pośrodku niczego natrafiłam na kościołek wielkości szopy ukryty w zaroślach.







Tu zaczął się zjazd do Tarbert, było ostro z górki, szybko i tak pięknie! W sama porę dojechaliśmy do Tarbert, bo gdy tylko zaparkowaliśmy rowery, zaczęło padać. Postanowiliśmy zjeść tu lunch i chwilę odpocząć i uczcić pokonane górki. Wyjeżdżając z miasta weszliśmy do sklepu z tradycyjnymi materiałami - tweedami z Harris. Cudowne są te tkaniny i nie tylko w męskich szaro-burych kolorach, ale także w bardziej kobiecych, kolorowych odcieniach - cudowne! Szkoda tylko, że tak niesamowicie drogie!



Ponieważ Tarbert to porcik położony w przesmyku miedzy górami, zaraz za miastem czekał nas kolejny podjazd i to nie jeden.





Warto było podjechać pod te góry, aby móc podziwiać te wszystkie piękne widoki. Zjazd z przełęczy był karkołomny i zaczął się nagle - najpierw mozoliliśmy się z podjazdem, a tu nagle, bez ostrzeżenia droga zaczęła ostro opadać w dól ciasnymi serpentynami. Mocno trzymałam ręce na hamulcach, aby nie rozpędzić się zbyt mocno, dodatkowo temu zjazdowi towarzyszył silny, boczny wiatr i bałam się zęby mnie nie przewrócił. Zjazd był trochę straszny, ale widoki wspaniale!
Tu zaczęliśmy rozglądać się za miejscem na rozbicie namiotu, ale z jednej strony góra, a z drugiej ostry spadek do jeziora, nie mogliśmy znaleźć nic odpowiedniego. Obeszłam jakieś pole, pastwisko, ruiny domu, ale tam teren był podmokły i rosły duże kępy sztywnej trawy, miejsce fajne, ale niezbyt wygodne. Na dodatek przechodziłam obok takich strasznie wyglądających baranów i muszę przyznać, że miałam pietra. Zdjęcie zrobiłam im gdy byłam już po drugiej stronie ogrodzenia ;)



Ostatecznie znaleźliśmy miejsce przy drodze dojazdowej do domów położonych niżej nad jeziorem. Miejsce w sumie bardzo fajne, mimo że blisko drogi, ale ruch był niewielki, a widok przepiękny ;) To miejsce było położone nieco w dole, dzięki czemu osłonięte od wiatru, który w nocy mocno wial. Z tego miejsca mogliśmy też obserwować parę pięknych orłów;)



Hebrydy Zewnętrzne Dzień 3

Niedziela, 19 czerwca 2016 Kategoria Po Szkocji, W towarzystwie
Km: 53.60 Km teren: 0.00 Czas: 03:09 km/h: 17.02
Pr. maks.: 46.00 Temperatura: 13.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Jak wspomniałam, już poprzedniego wieczoru widziałam, że nadchodzi załamanie pogody. Rano zastała nas mżawka (która przerodziła się w ulewny deszcz) i dość silny wiatr, na szczęście w dużej mierze wiejący nam w plecy. Widoczność była bardzo słaba, z widoczków nici, a turkusowa woda przeobraziła się w szarobure bajoro. 

 
Benbecula znana była ze swoich przepraw (brodów), które były bardzo problematyczne. Na południu wyspy w 1942 wybudowano most łączący ja z South Uist. Most zburzono w latach 70 i w 1982 zastąpiono go istniejąca do dziś groblą. Bardziej problematyczna była przeprawa na północ, bród nie wysychał dostatecznie podczas odpływu, aby móc przeprawić się przez niego na pieszo czy jakimś pojazdem, jednak wody było za mało, aby mógł tam kursować prom. Dlatego też w 1960 roku powstała 5-cio milowa wąska grobla łącząca Benbecule z North Uist, biegnąca przez skrawek wysepki Grimsay. 
Na North Uist są dwie główne drogi, jedna biegnie wzdłuż zachodniego wybrzeża, a druga prowadzi przez środek wyspy pośród wielu jeziorek do Lochamddy na prom do Uig na wyspie Skye. Ze względu na słabą pogodę zdecydowaliśmy się pojechać drogą do Lochmaddy, a następnie na Bernaray na prom na Harris. Początkowo nie sadziłam, że tego dnia uda się nam przeprawić, ale wiatr bardzo nam pomagał, jechało się lekko i szybko, choć mokro, do przystani dojechaliśmy na tyle wcześnie że jeszcze musieliśmy czekać. 


Droga do Lochmaddy była całkiem niezła - szeroka i lekko pofalowana, ruch praktycznie żaden, dość silny wiatr wiał z boku. Pod koniec tej drogi byliśmy jednak tak zmęczeni i zmoknięci, postanowiliśmy podjechać do centrum wioski i tam znaleźć jakiś sklep czy pub, aby się ogrzać i coś zjeść. Trafiliśmy do fajnego pubu w hotelu w Lochmaddy, pewnie jedynego takiego miejsca w tej wiosce.


Ogrzaliśmy się, odpoczęliśmy, wypiliśmy piwko i zjedliśmy Steak Pie - bardzo dobry. Sprawdziliśmy godziny promów i dystans jaki nas od niego dzielił i okazało się, że mamy duże szanse, aby na niego zdążyć. Zebraliśmy się i ruszyliśmy, po chwili  naszym oczom ukazały się bardzo ładne górzyste tereny, żałowałam tylko że nie ma słońca, bo te góry gdyby były oświetlone wyglądałyby przepięknie. Jechaliśmy szybko, bo wiatr mocno pomagał, było super gdy wiał w plecy, nieco gorzej, gdy droga skręciła i wiał w twarz lub z boku. Mimo tego przejechaliśmy odcinek z Lochamddy do Bernaray o wiele szybciej niż zakładaliśmy i jeszcze mieliśmy prawie godzinę do promu. 









Ponownie byliśmy zmoknięci i zmarznięci, ale na promie chwile odpoczęliśmy i ogrzaliśmy się czekoladą na gorąco - to na prawdę pomogło. Przeprawa trwała godzinę, a trasa promu biegła pomiędzy licznymi skalistymi wysepkami czy po prostu skałami, gdy popatrzyłam na mapkę trochę się przestraszyłam, ale doszłam do wniosku, że kapitan pewnie zna te wody doskonale i nic się nie stanie. W czasie przeprawy pogoda znacznie się pogorszyła, gdy wylądowaliśmy na Harris lało. Zdecydowaliśmy, że poszukamy noclegu pod dachem, aby się wysuszyć. Zostawiłam wszystkie rzeczy i K. w poczekalni i ruszyłam w poszukiwaniu noclegowni. Niedaleko znalazłam schronisko i choć z pewną nieśmiałością, to zdecydowaliśmy się tam przenocować. Oboje mieliśmy pewne obawy przed nocowaniem w takim miejscu, ponieważ wolimy komfort - własny pokój, własną łazienkę i cenimy sobie spokój i prywatność. Jednak pobytem w tym hostelu byłam mile zaskoczona, ludzie byli mili i przyjaźni, spokojni i pomocni. Atmosfera na prawdę wspaniała. Ciesze się, że odkryliśmy ten rodzaj noclegów, bo od tego czasu zamierzamy częściej z nich korzystać. Jest to fajna okazja do poznania ciekawych ludzi, posłuchania o ich podróżach i przygodach, ktoś zagra na gitarze i robi się tak swojsko - bardzo mi się to spodobało:) Schronisko ma też te zaletę, że ściany się nie ruszają i nie pada na głowę, można się wysuszyć, wykapać i spokojnie coś ugotować, a przede wszystkim wyspać w wygodnym łóżku.




Hebrydy Zewnętrzne Dzień 2

Sobota, 18 czerwca 2016 Kategoria Fotograficznie, Po Szkocji, W towarzystwie
Km: 57.70 Km teren: 0.00 Czas: 03:40 km/h: 15.74
Pr. maks.: 44.00 Temperatura: 20.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Obudziliśmy się wcześnie, ale jeszcze trochę podogorywaliśmy, wstaliśmy jednak około 7, na piasku było jednak trochę twardo. Otworzyłam namiot i przywitał mnie taki widok:

W takich pięknych okolicznościach zjedliśmy śniadanie i spakowaliśmy się po czym poszliśmy na plażę zamoczyć nogi - woda była strasznie zimna, ale palec u nogi zamoczyłam w Atlantyku.




Ruszyliśmy w stronę promu, ale jeszcze po drodze zatrzymaliśmy się przy jedynym w swoim rodzaju lotnisku na plaży. Niestety w danej chwili nie było żadnego samolotu, było za wcześnie. 



Po drodze na prom były oczywiście ładne widoczki. Czekając na prom K. ładował sprzęty, ja umyłam głowę i porobiłam coś przy rowerach (nasmarowałam łańcuchy, dopompowalam koła), proste rzeczy na które jakoś nie było czasu przed wyjazdem. Prom kosztował £5.90 i płynął 40 minut. Podczas przeprawy widzieliśmy mnóstwo wylegujących się na skałach fok.


Wyspa Eriskay przywitała nas przepiękną plażą i turkusową wodą. Tu postanowiliśmy zrobić sobie krotki popas, aby mieć sile na dalsze pedałowanie. 

Podjazd z promu był dość stromy, ale za to z góry był wspaniały widok na plażę i zatoczkę.


Następnie podjechaliśmy do pubu nazwanego Politician na cześć statku który rozbił się u brzegów wyspy w lutym 1941 roku. Statek  byl w drodze do Nowego Jorku, a na pokladzie mial ladunek 260 tysiecy butelek whisky. Po uratowaniu zalogi statku mieszkancy wyspy szybko zabrali sie za ratowanie ladunku, przed przybyciem wladz udalo sie im odzyskac okolo 24.000 butelek. Gdy przybyly wladze przeszukaly cala wyspe i kilka osob aresztowano za keadziez. Na podstawie tych wydarzen powstala powiesc i film. W kilku miejscach (przewodniki) pub ten był zachwalany, ze posiada wiele pamiątek z tego wraku, niestety okazało się, ze pub jest bardzo slaby, mocno przeciętny, nieciekawy, nudny, a wybór piw bardzo kiepski. Za to widoki z ogródka wspaniale!  Z pubu ruszyliśmy dalej. Eriskay to bardzo mała wyspa i po chwili jechaliśmy już 1,5 kilometrową (1650m) groblą na kolejna wyspę - South Uist. Grobla powstala w 2001 roku w miejscu promu, aby ulatwic dostepnosc na wyspe, poniewaz liczba ludnosci ja zamieszkujaca spadla z 421 w 1931 do 133 w 2001. Grobla zostala wybodowana kosztem 9.4 miliona funtow, a do jej powstania zuzyto 700.000 ton kaminia. 



Ruszyliśmy w dalszą drogę po Południowym Uist, tu chyba podobało mi się najbardziej - piękna słoneczna pogoda, turkusowa woda i zielone, kwitnące łąki - po prostu sielanka :) Poludniowa cześć tej wyspy jest bardzo ładna, wręcz sielankowa - wąska, kręta droga biegnie wzdłuż wybrzeża, a następnie pośród łąk (machair). Po pewnym czasie, gdy droga odbija nieco w głąb lądu, krajobraz staje się monotonny - po prawej pagóry, a po lewej łąki z nielicznie rozsianymi zabudowaniami i pastwiskami, małe jeziorka gdzieniegdzie porośnięte lilią wodną. 


Po przejechaniu kolejnej grobli znaleźliśmy się na kolejnej wyspie - Benbecula. Tu powoli zaczęliśmy rozglądać się za miejscem na nocleg. Jechaliśmy droga wzdłuż wybrzeża i mieliśmy nadzieje na podobne miejsce jak dzień wcześniej. Najpierw trafiliśmy na fajne miejsce, ale strasznie tam śmierdziało gnijącymi glonami wyrzuconymi na brzeg. Nie dało się tam wytrzymać, ruszyliśmy dalej z nadzieja, ze trafimy na bardziej przychylne miejsce. I nie pomyliliśmy się - po kilku kilometrach wypatrzyłam ściekę prowadząca w kierunku plaży i idealne miejsce na rozbicie namiotu. 



Pod koniec dnia pogoda zaczęła się zmieniać i czekał nas deszczowy dzień.

Na Hebrydy Zewnetrzne

Piątek, 17 czerwca 2016 Kategoria Fotograficznie, Po Szkocji, W towarzystwie
Km: 18.66 Km teren: 0.00 Czas: 01:35 km/h: 11.79
Pr. maks.: 36.00 Temperatura: 18.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Pobudka 5.05. Pakowanie, zbieranie się i na dworzec. Bilety miałam kupione i miejsca na rowery zarezerwowane już od dawna.
Pociąg do Glasgow 6.34, jechał nieco okrężną trasą w Glasgow ze względu na remont dworca Queen Street, ale zdążyliśmy na pociąg do Oban 8.21. Na dworcu spotkaliśmy się z bardzo miłą obsługą, która pomogła nam zapakować rowery i bagaże do pociągu. Podróż upłynęła nam bardzo milo i przyjemnie, relaksowaliśmy się i podziwialiśmy widoczki. 




W Oban mieliśmy jakieś 2 godziny do promu. W międzyczasie zrobiłam jeszcze niezbędne zakupy na podróż, w tym spray Avon, który ponoć dobrze odstrasza meszki i jakieś piwko na drogę. Zanim wsiedliśmy na prom kopiliśmy jeszcze pyszne kanapki z owocami morza (krabem, krewetkami i wędzonym łososiem dla K., ja kupiłam sobie jeszcze sałatkę z krewetek - była pyszna) w malej budce tuż przy wejściu do budynku terminala promowego. Polecam to miejsce każdemu, kto zawita do Oban. Ryby i owoce są świeżutkie, prosto z morza, a kraby i homary jeszcze się ruszają. Próbowałam też gotowanych na miejscu małży, było to moje już któreś podejście do tego skorupiaka, początkowo było OK, zanim dogryzłam się do wnętrza - wyplułam, ble. Zdecydowanie to nie mój smak, nie wiem jak ludzie mogą się tym zajadać :/



Podczas przeprawy promem na wyspę Barra do Castlebay mieliśmy piękną i słoneczną pogodę i większą część trasy spędziliśmy na otwartym pokładzie wygrzewając się na słonku i podziwiając szkockie wybrzeże. Gdy prom wypłynął na otwarte morze zaczęło trochę bujać, ale na szczęście obyło się bez przygód. Po 4.5 godzinach ukazały się nam Hebrydy Zewnętrzne - najbardziej na zachód wysunięty szkocki archipelag składający się z około 200 wysepek, przy czym tylko 14 z nich jest zamieszkanych.





Po zejściu na ląd w Castlebay ruszyliśmy zachodnią drogą rozglądając się za miejscem na nocleg. Było jednak tak pięknie, a odpowiedniego miejsca na rozbicie namiotu jakoś nie mogliśmy namierzyć i tak sobie jechaliśmy i ani się spostrzegliśmy jak dojechaliśmy do przeciwległego krańca wyspy. Tu odbiliśmy w stronę lotniska Barra - jest to jedyne na świecie lotnisko z rozkładowymi (regularnymi) lotami, którego pas startowy usytuowany jest na plaży. Godziny odlotów i przylotów uzależnione są od pływów, ponieważ samolot może lądować tylko podczas odpływu, gdy woda odkrywa wielkie poklacie płytkiej zatoki pokrytej muszelkami. 







Na przeciwko zabudowań lotniska wypatrzyłam ścieżkę wiodącą na plażę, stwierdziłam że będzie to świetne miejsce na rozbicie namiotu i nocleg. Faktycznie spało nam się bardzo dobrze, namiot stał na wydmie, a z niego mieliśmy wspaniały widok na cudowną i zupełnie pustą plażę. Wieczór był piękny, pogodny, ale troszkę chłodny, było 13 stopni. O godzinie 22.30 stałam przed namiotem, podziwiałam to wspaniale miejsce, a nadal było jeszcze zupełnie widno. Cudownie!


Barra to mała, ale bardzo urokliwa wyspa, z pięknymi, białymi plażami i zielonymi, skalistymi pagórami. Szkoda tylko że woda w oceanie jest taka zimna, bo te cudowne plaże bardzo kusiły aby się wykąpać. Odważyłam się jedynie następnego dnia rano zamoczyć nogi i muszę przyznać, że woda była lodowata. 

Do pracy + zakupy

Czwartek, 16 czerwca 2016 Kategoria Do pracy, Towarowo
Km: 12.20 Km teren: 0.00 Czas: 00:39 km/h: 18.77
Pr. maks.: 32.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Ostatnie, przedwyjazdowe zakupy ;) 

Do pracy + zakupy i tramwaj

Środa, 15 czerwca 2016 Kategoria Do pracy
Km: 8.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:26 km/h: 18.46
Pr. maks.: 28.50 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Praca. Po pracy musialam podjechac do tesco, a pogoda paskudna, pada, a ja nie mialam nic przeciwdeszczowego, nawet czapki z daszkiem. Postanowilam wyprobowac tramwaj i podjechac nim do domu, bo ponoc mozna przewozic nim rowery. Owszem mozna, ale poza godzinami szczytu, a ludzi bylo calkiem sporo, na szczescie udalo mi sie do niego wsiasc i podjechac do domu, w miedzyczasie oczywiscie przestalo padac ;)

Do pracy

Wtorek, 14 czerwca 2016 Kategoria Do pracy
Km: 9.40 Km teren: 0.00 Czas: 00:30 km/h: 18.80
Pr. maks.: 30.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Praca.

Do pracy

Piątek, 10 czerwca 2016 Kategoria Do pracy
Km: 9.70 Km teren: 0.00 Czas: 00:33 km/h: 17.64
Pr. maks.: 30.50 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Praca.

Do pracy + zakupy

Czwartek, 9 czerwca 2016 Kategoria Do pracy, Towarowo
Km: 11.87 Km teren: 0.00 Czas: 00:39 km/h: 18.26
Pr. maks.: 31.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Praca i zakupy. Trzeba bylo kupic whisky dla gosci :)

kategorie bloga

Moje rowery

Giant 2573 km
Revolution 6341 km
Mieszczuch 839 km

szukaj

archiwum