Hebrydy Zewnętrzne Dzień 4
Poniedziałek, 20 czerwca 2016 Kategoria Po Szkocji, W towarzystwie
Km: | 58.20 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:55 | km/h: | 14.86 |
Pr. maks.: | 49.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Revolution | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po nocy spędzonej w schronisku (spało się bardzo dobrze) opornie szło nam zbieranie się i ruszenie ponownie w drogę.
Najpierw rano postanowiliśmy pójść do sklepu, aby kupić niezbędne składniki do jajecznicy z jaj od wolno biegających kur z gospodarstwa obok schroniska, którą chcieliśmy sobie przygotować. Poszliśmy do sklepu na pieszo tuż przed 8, ale okazało się że sklep czynny jest zamknięty. Nie było żadnej kartki z godzinami otwarcia. Chwile postaliśmy i poczekaliśmy, pod sklep podjechali inni rowerzyści, którzy nocowali z nami w schronisku, im się bardzo spieszyło, ponieważ musieli złapać prom, który odpływał za kilkanaście minut. Na szczęście pod sklep podjechała pani sklepowa i panowie poprosili ja, aby coś im sprzedała. Ona zaczęła się wykręcać, że zamknięte, że musi towar wstawić do sklepu (pieczywo), no to panowie wzięli się za te skrzynki raz, dwa i towar był w sklepie, a my mogliśmy zrobić szybkie zakupy i mogliśmy wracać do schroniska na śniadanie.
Po drodze do sklepu mieliśmy takie widoki:
A tu stacja benzynowa przy sklepie
Wszystko pięknie, zadowoleni wracamy do schroniska. I dosłownie na 200 metrów przed budynkiem złapał nas deszcz - krótki, ale bardzo intensywny, normalne oberwanie chmury, gdy wychodziliśmy było ładnie i nie wzięliśmy kurtek. Gdy weszliśmy do schroniska byliśmy totalnie przemoczeni ;/ Od nowa mogliśmy się suszyć. Gdy ciuchy schły przygotowałam bardzo smaczne i pożywne śniadanko.
Po śniadaniu i innych ceremoniach ostatecznie udało nam się ruszyć o 10.30!
Ledwo wyjechaliśmy z wioski i znowu złapał nas deszcz - miałam dość, byłam zła i miałam ochotę zawrócić do schroniska, gdzie było tak przyjemnie, sucho i ciepło. Rower był obwieszony wilgotnymi ciuchami, które miały doschnąć, a tu pada, na dodatek przed nami podjazd i wszystko było źle;/
Na szczęście po niezbyt długiej chwili - po przejechaniu na druga stronę góry pogoda zmieniła się diametralnie - przestało padać, chmury się rozproszyły, a naszym oczom okazały się piękne widoki - cudowne, piaszczyste, białe plaże z których słynie wyspa Harris.
Było tak pięknie, że co chwile zatrzymywaliśmy się, aby zrobić zdjęcie.
Po pięknych widoczkach plaż, kilku zjazdach i całkiem przyjemnej drodze po płaskim zaczął się dość długi podjazd. Podjazd wydawał się groźny, ale poszło nam z nim całkiem sprawnie, był długi, ale łagodny i bez problemu go pokonaliśmy (byłam tak dumna z K.). Widoki piękne, skaliste góry, torfowiska, jeziorka, rzeczka - sielanka. Na szczycie przełęczy, pośrodku niczego natrafiłam na kościołek wielkości szopy ukryty w zaroślach.
Tu zaczął się zjazd do Tarbert, było ostro z górki, szybko i tak pięknie! W sama porę dojechaliśmy do Tarbert, bo gdy tylko zaparkowaliśmy rowery, zaczęło padać. Postanowiliśmy zjeść tu lunch i chwilę odpocząć i uczcić pokonane górki. Wyjeżdżając z miasta weszliśmy do sklepu z tradycyjnymi materiałami - tweedami z Harris. Cudowne są te tkaniny i nie tylko w męskich szaro-burych kolorach, ale także w bardziej kobiecych, kolorowych odcieniach - cudowne! Szkoda tylko, że tak niesamowicie drogie!
Ponieważ Tarbert to porcik położony w przesmyku miedzy górami, zaraz za miastem czekał nas kolejny podjazd i to nie jeden.
Warto było podjechać pod te góry, aby móc podziwiać te wszystkie piękne widoki. Zjazd z przełęczy był karkołomny i zaczął się nagle - najpierw mozoliliśmy się z podjazdem, a tu nagle, bez ostrzeżenia droga zaczęła ostro opadać w dól ciasnymi serpentynami. Mocno trzymałam ręce na hamulcach, aby nie rozpędzić się zbyt mocno, dodatkowo temu zjazdowi towarzyszył silny, boczny wiatr i bałam się zęby mnie nie przewrócił. Zjazd był trochę straszny, ale widoki wspaniale!
Tu zaczęliśmy rozglądać się za miejscem na rozbicie namiotu, ale z jednej strony góra, a z drugiej ostry spadek do jeziora, nie mogliśmy znaleźć nic odpowiedniego. Obeszłam jakieś pole, pastwisko, ruiny domu, ale tam teren był podmokły i rosły duże kępy sztywnej trawy, miejsce fajne, ale niezbyt wygodne. Na dodatek przechodziłam obok takich strasznie wyglądających baranów i muszę przyznać, że miałam pietra. Zdjęcie zrobiłam im gdy byłam już po drugiej stronie ogrodzenia ;)
Ostatecznie znaleźliśmy miejsce przy drodze dojazdowej do domów położonych niżej nad jeziorem. Miejsce w sumie bardzo fajne, mimo że blisko drogi, ale ruch był niewielki, a widok przepiękny ;) To miejsce było położone nieco w dole, dzięki czemu osłonięte od wiatru, który w nocy mocno wial. Z tego miejsca mogliśmy też obserwować parę pięknych orłów;)
Najpierw rano postanowiliśmy pójść do sklepu, aby kupić niezbędne składniki do jajecznicy z jaj od wolno biegających kur z gospodarstwa obok schroniska, którą chcieliśmy sobie przygotować. Poszliśmy do sklepu na pieszo tuż przed 8, ale okazało się że sklep czynny jest zamknięty. Nie było żadnej kartki z godzinami otwarcia. Chwile postaliśmy i poczekaliśmy, pod sklep podjechali inni rowerzyści, którzy nocowali z nami w schronisku, im się bardzo spieszyło, ponieważ musieli złapać prom, który odpływał za kilkanaście minut. Na szczęście pod sklep podjechała pani sklepowa i panowie poprosili ja, aby coś im sprzedała. Ona zaczęła się wykręcać, że zamknięte, że musi towar wstawić do sklepu (pieczywo), no to panowie wzięli się za te skrzynki raz, dwa i towar był w sklepie, a my mogliśmy zrobić szybkie zakupy i mogliśmy wracać do schroniska na śniadanie.
Po drodze do sklepu mieliśmy takie widoki:
A tu stacja benzynowa przy sklepie
Wszystko pięknie, zadowoleni wracamy do schroniska. I dosłownie na 200 metrów przed budynkiem złapał nas deszcz - krótki, ale bardzo intensywny, normalne oberwanie chmury, gdy wychodziliśmy było ładnie i nie wzięliśmy kurtek. Gdy weszliśmy do schroniska byliśmy totalnie przemoczeni ;/ Od nowa mogliśmy się suszyć. Gdy ciuchy schły przygotowałam bardzo smaczne i pożywne śniadanko.
Po śniadaniu i innych ceremoniach ostatecznie udało nam się ruszyć o 10.30!
Ledwo wyjechaliśmy z wioski i znowu złapał nas deszcz - miałam dość, byłam zła i miałam ochotę zawrócić do schroniska, gdzie było tak przyjemnie, sucho i ciepło. Rower był obwieszony wilgotnymi ciuchami, które miały doschnąć, a tu pada, na dodatek przed nami podjazd i wszystko było źle;/
Na szczęście po niezbyt długiej chwili - po przejechaniu na druga stronę góry pogoda zmieniła się diametralnie - przestało padać, chmury się rozproszyły, a naszym oczom okazały się piękne widoki - cudowne, piaszczyste, białe plaże z których słynie wyspa Harris.
Było tak pięknie, że co chwile zatrzymywaliśmy się, aby zrobić zdjęcie.
Po pięknych widoczkach plaż, kilku zjazdach i całkiem przyjemnej drodze po płaskim zaczął się dość długi podjazd. Podjazd wydawał się groźny, ale poszło nam z nim całkiem sprawnie, był długi, ale łagodny i bez problemu go pokonaliśmy (byłam tak dumna z K.). Widoki piękne, skaliste góry, torfowiska, jeziorka, rzeczka - sielanka. Na szczycie przełęczy, pośrodku niczego natrafiłam na kościołek wielkości szopy ukryty w zaroślach.
Tu zaczął się zjazd do Tarbert, było ostro z górki, szybko i tak pięknie! W sama porę dojechaliśmy do Tarbert, bo gdy tylko zaparkowaliśmy rowery, zaczęło padać. Postanowiliśmy zjeść tu lunch i chwilę odpocząć i uczcić pokonane górki. Wyjeżdżając z miasta weszliśmy do sklepu z tradycyjnymi materiałami - tweedami z Harris. Cudowne są te tkaniny i nie tylko w męskich szaro-burych kolorach, ale także w bardziej kobiecych, kolorowych odcieniach - cudowne! Szkoda tylko, że tak niesamowicie drogie!
Ponieważ Tarbert to porcik położony w przesmyku miedzy górami, zaraz za miastem czekał nas kolejny podjazd i to nie jeden.
Warto było podjechać pod te góry, aby móc podziwiać te wszystkie piękne widoki. Zjazd z przełęczy był karkołomny i zaczął się nagle - najpierw mozoliliśmy się z podjazdem, a tu nagle, bez ostrzeżenia droga zaczęła ostro opadać w dól ciasnymi serpentynami. Mocno trzymałam ręce na hamulcach, aby nie rozpędzić się zbyt mocno, dodatkowo temu zjazdowi towarzyszył silny, boczny wiatr i bałam się zęby mnie nie przewrócił. Zjazd był trochę straszny, ale widoki wspaniale!
Tu zaczęliśmy rozglądać się za miejscem na rozbicie namiotu, ale z jednej strony góra, a z drugiej ostry spadek do jeziora, nie mogliśmy znaleźć nic odpowiedniego. Obeszłam jakieś pole, pastwisko, ruiny domu, ale tam teren był podmokły i rosły duże kępy sztywnej trawy, miejsce fajne, ale niezbyt wygodne. Na dodatek przechodziłam obok takich strasznie wyglądających baranów i muszę przyznać, że miałam pietra. Zdjęcie zrobiłam im gdy byłam już po drugiej stronie ogrodzenia ;)
Ostatecznie znaleźliśmy miejsce przy drodze dojazdowej do domów położonych niżej nad jeziorem. Miejsce w sumie bardzo fajne, mimo że blisko drogi, ale ruch był niewielki, a widok przepiękny ;) To miejsce było położone nieco w dole, dzięki czemu osłonięte od wiatru, który w nocy mocno wial. Z tego miejsca mogliśmy też obserwować parę pięknych orłów;)
komentarze
Halo BIKEstats.pl! :D
Pokażcie, że potraficie pomóc! :-)
O, jak dawno mnie tu nie było. Ale jak miło wrócić na strony serwisu, który tak uwielbiam! :-)
Dziś piszę trochę jako żebrak (ale ekskluzywny, bo żebrzę w szczytnym celu), no i występuję w roli spamera (by dotrzeć do maks. liczby osób na BS).
Proszę Cię o wsparcie pewnej rowerowej akcji!
Szczegóły na:
100 km rowerem dla serca Ignasia
W ramach zbiórki pieniążków na operację serduszka jeszcze nienarodzonego Ignasia przejeżdżam w niedzielę 4. września traskę ponad 100 km. Udział w tym wydarzeniu zadeklarowali jeszcze JPbike oraz Mors!
Jak możesz pomóc?
1. Proszę odwiedź stronę z wydarzeniem
2. Wesprzyj zbiórkę jakąkolwiek kwotą - każda złotówka ma znaczenie!
3. Podaj temat dalej
4. Zachęć swoich znajomych do wsparcia Ignasia
Już teraz pięknie Ci dziękuję!
Warto jest pomagać!
Do zobaczenia na trasie! :-)
Pozdrawiam! Mlynarz - 23:17 piątek, 2 września 2016 | linkuj
Komentuj
Pokażcie, że potraficie pomóc! :-)
O, jak dawno mnie tu nie było. Ale jak miło wrócić na strony serwisu, który tak uwielbiam! :-)
Dziś piszę trochę jako żebrak (ale ekskluzywny, bo żebrzę w szczytnym celu), no i występuję w roli spamera (by dotrzeć do maks. liczby osób na BS).
Proszę Cię o wsparcie pewnej rowerowej akcji!
Szczegóły na:
100 km rowerem dla serca Ignasia
W ramach zbiórki pieniążków na operację serduszka jeszcze nienarodzonego Ignasia przejeżdżam w niedzielę 4. września traskę ponad 100 km. Udział w tym wydarzeniu zadeklarowali jeszcze JPbike oraz Mors!
Jak możesz pomóc?
1. Proszę odwiedź stronę z wydarzeniem
2. Wesprzyj zbiórkę jakąkolwiek kwotą - każda złotówka ma znaczenie!
3. Podaj temat dalej
4. Zachęć swoich znajomych do wsparcia Ignasia
Już teraz pięknie Ci dziękuję!
Warto jest pomagać!
Do zobaczenia na trasie! :-)
Pozdrawiam! Mlynarz - 23:17 piątek, 2 września 2016 | linkuj