W Pentlandy
Piątek, 17 lutego 2012 Kategoria Do pracy, Okolice Edi, Po miescie, Samotnie
Km: | 27.60 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:43 | km/h: | 16.08 |
Pr. maks.: | 41.50 | Temperatura: | 8.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 190m | Sprzęt: Revolution | Aktywność: Jazda na rowerze |
Jak co piątek po pracy postanowiłam się gdzieś przejechać. Tym razem w przeciwną stronę niż to miało miejsce tydzień temu. Zaplanowałam sobie taką trasę, że o mało co ducha nie wyzionełam. Ale jak wymyśliłam tak zrobiłam.
Kilka naciśnięć na pedały i już jestem za miastem. W pierwzsej kolejności przejeżdzam obwodnicę, następnie kanał i jużjestem właściwie na wsi.
Następnie kierowałam się na południe, ostro pod górkę chcąc wrócić do domu okrężną drogą przez Wzgórza Pentland. Było naprawdę ciężko i choć kilometraż nie jest zawrotny to jednak trasa była wymagająca.
Na początek podjazd taką oto uliczką. Jak jest stroma widać po domach i ich dachach.
Jednak to była dopiero przygrywka, napradę stromo miało byś dopiero za jakiś czas.
Po pokonaniu tego podjazdu, zatrzymałam się i przysiadłam na ławeczce, aby chwilę odpocząć i złapać oddech. Tuż obok znajdowała się tabliczka z informacją o istniejącym niegdyś w tym miejscu punkcie pobierania opłat za podróżowanie drogą prowadzącą do Edynburga, (coś jak obecne bramki na autostradach;))
Ruszyłam dalej, początkowo krótki zjazd w dolinę rzeczki Leith...
...a potem było piekło - długi i ciężki podjazd.
tę część mam już za sobą,
a przede mną dalsza część tego morderczego podjazdu
Namęczyłam się i nasapałam, podjazdy pokonywałam na kilka razy, ale podjechałam! :) Z każdym postojem podziwiałam widoki, które stawały się coraz piękniejsze i obszerniejsze, widać było całe miasto i szerokie okolice.
Ostatecznie jednak moja mozolna wspinaczka została sowicie wynagrodzona wspaniałym zjazdem prawie do samgo domu, jakieś 7km;)
Po drzewie widać jak tu wieje.
Na trasie było też trochę terenu, choć ten rower nie nadaje się na błotniste i kamieniste polne drogi, zdecydowanie preferuje równiutki asfalcik;) Na szczęście ten wyboisty i kamienisty odcinek nie był zbyt długi.
Jak już mówiłam, przejeżdżając obwodnicę miasta przekracza się granicę i momentalnie przenosimy się na wieś - pola, łąki i wszędobylskie owce.
Przejeżdzając przez góry mijałam dwa zbiorniki retencyjne, w których woda jest tak czysta (przynajmniej optycznie) i ma tak niesamowity, szmaragdowy kolor, że ma się do niej ochotę wskoczyć:) Swoją drogą jeziorka, mimo że sztuczne są bardzo urokliwe.
Z tego miejsca rozpościerał się fantastyczny widok na najbardziej charakterystyczną górę w okolicy, a położoną w centrum Edynburga - Górę Artura, o kształcie leżącego lwa.
i zbliżenie, czyż nie przypomina lwa?
Na zakonczenie kilka optymistycznych fotek, potwierdzających że wiosna jest tuż, tuż.
Te ostatnie kolczaste krzaki, mają cudowne żółte kwiatki pachnące jak ciasteczka kokosowe - uwielbiam je.
Podczas dość karkołomnego zjazdu o mały włos nie rozjechałam ślicznego dalmatyńczyka, który wyskoczył z przydrożnych chaszczy.
Już nieco bliżej domu zauważyłam na ulicy jakieś zamieszanie, był dym i policja. W pierwsej chwili myślałam, że to pali się samochód, ale przejeżdżając obok tego zdarzenia, doszłam do wnioku, że to chyba jakiś bezdomny chciał się podpalić!
Później pojechałam do sklepu zrobić zakupy na wieczór;)
/
Kilka naciśnięć na pedały i już jestem za miastem. W pierwzsej kolejności przejeżdzam obwodnicę, następnie kanał i jużjestem właściwie na wsi.
Kanał© ememka
Następnie kierowałam się na południe, ostro pod górkę chcąc wrócić do domu okrężną drogą przez Wzgórza Pentland. Było naprawdę ciężko i choć kilometraż nie jest zawrotny to jednak trasa była wymagająca.
Na początek podjazd taką oto uliczką. Jak jest stroma widać po domach i ich dachach.
Stroma uliczka© ememka
Jednak to była dopiero przygrywka, napradę stromo miało byś dopiero za jakiś czas.
Po pokonaniu tego podjazdu, zatrzymałam się i przysiadłam na ławeczce, aby chwilę odpocząć i złapać oddech. Tuż obok znajdowała się tabliczka z informacją o istniejącym niegdyś w tym miejscu punkcie pobierania opłat za podróżowanie drogą prowadzącą do Edynburga, (coś jak obecne bramki na autostradach;))
Miejsce pobieranie myta© ememka
Ruszyłam dalej, początkowo krótki zjazd w dolinę rzeczki Leith...
Water of Leith© ememka
...a potem było piekło - długi i ciężki podjazd.
Ostro w dół© ememka
tę część mam już za sobą,
a przede mną dalsza część tego morderczego podjazdu
Podjazd© ememka
Namęczyłam się i nasapałam, podjazdy pokonywałam na kilka razy, ale podjechałam! :) Z każdym postojem podziwiałam widoki, które stawały się coraz piękniejsze i obszerniejsze, widać było całe miasto i szerokie okolice.
Ostatecznie jednak moja mozolna wspinaczka została sowicie wynagrodzona wspaniałym zjazdem prawie do samgo domu, jakieś 7km;)
Wietrzna okolica© ememka
Po drzewie widać jak tu wieje.
Drzewo© ememka
Na trasie było też trochę terenu, choć ten rower nie nadaje się na błotniste i kamieniste polne drogi, zdecydowanie preferuje równiutki asfalcik;) Na szczęście ten wyboisty i kamienisty odcinek nie był zbyt długi.
Jak już mówiłam, przejeżdżając obwodnicę miasta przekracza się granicę i momentalnie przenosimy się na wieś - pola, łąki i wszędobylskie owce.
Owieczki© ememka
Przejeżdzając przez góry mijałam dwa zbiorniki retencyjne, w których woda jest tak czysta (przynajmniej optycznie) i ma tak niesamowity, szmaragdowy kolor, że ma się do niej ochotę wskoczyć:) Swoją drogą jeziorka, mimo że sztuczne są bardzo urokliwe.
Jeziorko© ememka
Jezioro© ememka
Z tego miejsca rozpościerał się fantastyczny widok na najbardziej charakterystyczną górę w okolicy, a położoną w centrum Edynburga - Górę Artura, o kształcie leżącego lwa.
Widok na Artura© ememka
i zbliżenie, czyż nie przypomina lwa?
Arthur's SEat© ememka
Na zakonczenie kilka optymistycznych fotek, potwierdzających że wiosna jest tuż, tuż.
Żółte kwiatki© ememka
Przebiśniegi© ememka
Kokosowe kwiatki© ememka
Te ostatnie kolczaste krzaki, mają cudowne żółte kwiatki pachnące jak ciasteczka kokosowe - uwielbiam je.
Podczas dość karkołomnego zjazdu o mały włos nie rozjechałam ślicznego dalmatyńczyka, który wyskoczył z przydrożnych chaszczy.
Już nieco bliżej domu zauważyłam na ulicy jakieś zamieszanie, był dym i policja. W pierwsej chwili myślałam, że to pali się samochód, ale przejeżdżając obok tego zdarzenia, doszłam do wnioku, że to chyba jakiś bezdomny chciał się podpalić!
Później pojechałam do sklepu zrobić zakupy na wieczór;)
/