Wpisy archiwalne w kategorii
Okolice Edi
Dystans całkowity: | 2029.25 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 125:16 |
Średnia prędkość: | 16.20 km/h |
Maksymalna prędkość: | 54.00 km/h |
Suma podjazdów: | 2752 m |
Liczba aktywności: | 41 |
Średnio na aktywność: | 49.49 km i 3h 03m |
Więcej statystyk |
Do North Queensferry
Sobota, 17 kwietnia 2010 Kategoria Fotograficznie, Okolice Edi, Samotnie
Km: | 41.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:33 | km/h: | 16.08 |
Pr. maks.: | 41.50 | Temperatura: | 12.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 490m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Postanowiłam pojechać do North Queensferry, malej wioski po drugiej stronie zatoki, nad którą leży Edynburg i porobić zdjęcia wspaniałych mostów: kolejowego i drogowego. Pogoda była nienajgorsza, gdyby nie straszny wiatr, który nieomalże zdmuchnął mnie z mostu. Większa część drogi to ścieżka rowerowa całkowicie wyłączona z ruchu, częściowo prowadzi bocznymi, osiedlowymi, spokojnymi uliczkami. Jednym słowem trasa bardzo przyjemna :)
Najbardziej niesamowitą częścią wycieczki było przejechanie przez wielki wiszący most Forth Road Bridge
Z North Queensferry miałam taki oto widok na Forth Rail Bridge
MAPA
Najbardziej niesamowitą częścią wycieczki było przejechanie przez wielki wiszący most Forth Road Bridge
Forth Road Bridge© ememka
Z North Queensferry miałam taki oto widok na Forth Rail Bridge
Forth Rail Bridge© ememka
MAPA
Na focenie do Prestongrange
Sobota, 10 kwietnia 2010 Kategoria Okolice Edi, W towarzystwie, Fotograficznie
Km: | 38.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:15 | km/h: | 16.89 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 15.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pierwszy na prawde cieply weekend w tym roku. Rowerkiem udalam sie na spotkanie grupy fotograficznej, do polozonego kilkanascie kilometrow na wschod od Edynburga, skansenu przemyslowego. Statystkiki przyblizone, bo niestety licznik odmowil wspolpracy! wielka szkoda bo jechalam w towarzystwie i mozna by sie pochwalic osiagnieciami;) licznik naprawil sie w drodze powrotnej;) Kilka zdjec dodam pozniej;)
East Fortune
Niedziela, 8 listopada 2009 Kategoria Okolice Edi
Km: | 33.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:18 | km/h: | 14.57 |
Pr. maks.: | 43.50 | Temperatura: | 8.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
East Fortune
Obudziłam się w miarę wcześnie – około 10, a właściwie obudziła mnie piękna pogoda, tak więc zebrałam się szybko i postanowiłam pojechać na wschód – pociągiem do North Berwick i pojeździć po tamtej okolicy;) Miałam zamiar znaleźć stary szpital, ostatecznie udało mi się go znaleźć, ale nie tam gdzie znajdował się wg googlemaps. Przeprowadziłam wizję lokalną i wiem co i jak, gdy będę chciała tam wejść, teren przedstawia się naprawdę niesamowicie i jest ogromny;)
Na terenie starego lotniska odkryłam jakiś rynek, na którym można było kupić dosłownie wszystko od warzyw i mięsa przez ciuchy i artykuły przemysłowe po starocie. Następnie udałam się do Muzeum Lotnictwa. Najciekawszym eksponatem jest Concorde, a poza nim cała masa mniejszych i większych samolotów, cywilnych i wojskowych, ale to już dla zapaleńców;) Później nieco żałowałam, że weszłam do tego muzeum, bo nie pojeździłam zbyt wiele, ale coś za coś. Gdy wyszłam z muzeum, słońce już zaczęło zachodzić i postanowiłam kierować się w stronę dworca, aby wrócić do Edynburga. W pociągu wielu kolarzy, którzy podobnie jak ja nie lubią powrotów rowerem;)
Obudziłam się w miarę wcześnie – około 10, a właściwie obudziła mnie piękna pogoda, tak więc zebrałam się szybko i postanowiłam pojechać na wschód – pociągiem do North Berwick i pojeździć po tamtej okolicy;) Miałam zamiar znaleźć stary szpital, ostatecznie udało mi się go znaleźć, ale nie tam gdzie znajdował się wg googlemaps. Przeprowadziłam wizję lokalną i wiem co i jak, gdy będę chciała tam wejść, teren przedstawia się naprawdę niesamowicie i jest ogromny;)
Na terenie starego lotniska odkryłam jakiś rynek, na którym można było kupić dosłownie wszystko od warzyw i mięsa przez ciuchy i artykuły przemysłowe po starocie. Następnie udałam się do Muzeum Lotnictwa. Najciekawszym eksponatem jest Concorde, a poza nim cała masa mniejszych i większych samolotów, cywilnych i wojskowych, ale to już dla zapaleńców;) Później nieco żałowałam, że weszłam do tego muzeum, bo nie pojeździłam zbyt wiele, ale coś za coś. Gdy wyszłam z muzeum, słońce już zaczęło zachodzić i postanowiłam kierować się w stronę dworca, aby wrócić do Edynburga. W pociągu wielu kolarzy, którzy podobnie jak ja nie lubią powrotów rowerem;)
Drogowskaz retro© ememka
Concorde© ememka
Zachód słońca nad "East Coast Railway"© ememka
W poszukiwaniu opuszczonego szpitala
Sobota, 31 października 2009 Kategoria Okolice Edi
Km: | 60.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:49 | km/h: | 15.85 |
Pr. maks.: | 50.00 | Temperatura: | 15.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Niestety szpitala nie udało mi się odnaleźć, widać szukałam w złym miejscu. Ale po kolei poszukiwanie miejsc opuszczonych to moje nowe hobby i doszłam do wniosku, że rowerowe wycieczki świetnie się do tego nadają. Dziś pogoda dopisała wspaniale, być może po raz ostatni w tym roku, było bezchmurnie i ciepło 15st. Postanowiłam udać się na zachód od Edynburga i poszukać czegoś co zaliczałoby się do moich nowych zainteresowań. Ale zanim o tym muszę wspomnieć o mojej pierwszej od bardzo dawna wywrotce;/ Tak to jest jak się jeździ chodnikiem, a nie jak normalny człowiek ulicą;/ Ludzie oczywiści chodzą środkiem chodnika i nie wiadomo z której strony ich wyminąć. Zazwyczaj jest tak że jak dzwonie i zamierzam wyminąć z lewej to schodzą akurat na lewą, jak zamierzam mijać z prawej schodzą na prawą;/ Tym razem postanowiłam nie dzwonić i pomyślałam sobie, że ominę od lewej po trawniku, niestety nie dało się zauważyć że na granicy chodnika i trawnika jest malutki krawężniczek, którego spod trawy nie widać, jednak kolo go poczuło nie mogło na niego wjechać ślizgało się, zachwiało się no i straciłam równowagę;/ Jako że rzecz dziął się przed przystankiem to jeszcze musiałam tak wycyrklować żeby nie zaryć głową w wiatę. Spadłam, ale całkiem z gracją. W sumie nic mi się nie stało, getry mają małą dziurkę na kolanie, ale da się przeżyć. Trochę się tym zajściem zdenerwowałam, ale machnęłam ręką i pojechałam dalej
A wracając do tematu i celu wycieczki. Miałam zamiar znaleźć jakiś opuszczony szpital jednak zamiast niego natknęłam się jedynie na opuszczoną farmę, ale i tak było ciekawie. Była tam pusta wielka stodoła i obora i jakieś zabudowania gospodarcze oraz dom. Dom jednak zabity na głucho ale do pozostałych można było bez problemu wejść – i dobrze bo w czasie zwiedzania i robienia zdjęć zaczęło padać, a właściwie lać – przyszła jakaś paskudna chmura i lunęło - całkiem jak wiosną, taki krótki ulewny, intensywny deszczyk. Chmurka szybko przeszła, jednak ulice zostały bardzo mokre, co wyraźnie poczuła moja pupa i buzia, ponieważ nadal nie mam błotników, ale jestem coraz bliższa ich zakupu;) Poza farmą znalazłam wielki opuszczony budynek, zabity dechami, w którym niegdyś znajdowała się jakaś świetlica czy dom kultury. Jedyną dostępną częścią były toalety;) Świetna sprawa. No a na zakończenie, już w Edynburgu hotel, częściowo niestety już rozebrany.
Poniżej kilka fotek:
MAPA
A wracając do tematu i celu wycieczki. Miałam zamiar znaleźć jakiś opuszczony szpital jednak zamiast niego natknęłam się jedynie na opuszczoną farmę, ale i tak było ciekawie. Była tam pusta wielka stodoła i obora i jakieś zabudowania gospodarcze oraz dom. Dom jednak zabity na głucho ale do pozostałych można było bez problemu wejść – i dobrze bo w czasie zwiedzania i robienia zdjęć zaczęło padać, a właściwie lać – przyszła jakaś paskudna chmura i lunęło - całkiem jak wiosną, taki krótki ulewny, intensywny deszczyk. Chmurka szybko przeszła, jednak ulice zostały bardzo mokre, co wyraźnie poczuła moja pupa i buzia, ponieważ nadal nie mam błotników, ale jestem coraz bliższa ich zakupu;) Poza farmą znalazłam wielki opuszczony budynek, zabity dechami, w którym niegdyś znajdowała się jakaś świetlica czy dom kultury. Jedyną dostępną częścią były toalety;) Świetna sprawa. No a na zakończenie, już w Edynburgu hotel, częściowo niestety już rozebrany.
Poniżej kilka fotek:
Opuszczona farma© ememka
Opuszczony dom kultury© ememka
Kibel© ememka
opuszczony hotel© ememka
MAPA
Focenie w Prestongrange
Sobota, 10 października 2009 Kategoria Okolice Edi
Km: | 36.20 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:20 | km/h: | 15.51 |
Pr. maks.: | 38.00 | Temperatura: | 15.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Na dziś miałam zaplanowaną niezbyt długą wycieczkę, chciałam dojechać do pewnego miejsca i tam zatrzymać się na robienie zdjęć. Ale oczywiście pogoda miała inne plany… gdy wstałam było ładnie, słonecznie, jednak podczas śniadania zachmurzyło się, a jeszcze nieco później zrobiło się całkiem ponuro. Stwierdziłam więc, że nie ma sensu jechać i że porobię coś w domu. Usiadłam do kompa, ale po pewnym czasie zobaczyłam, że słonko przebija się przez chmury, a po jeszcze kilku minutach wypogodziło się zupełnie. Ok, w takim razie stwierdziłam że jednak pojadę, bo może to ostatni taki ładny weekend tej jesieni;) Zaczęłam się pakować, zebrałam całe niezbędne wyposażenie (a przynajmniej tak mi się wydawało) w tym statyw, spust wężykowy i takie tam inne bajery. Wyruszyłam z domu o 12.20,a na miejsce dotarłam o 13.10, także jak na mnie to nienajgorszy czas, w tamtą stronę wykręciłam średnią 21,8km/h, ale należy podkreślić, że miałam motywacje, śpieszyło mi się, no i było z górki;), dodam że w drodze powrotnej średnia spadła do 15,4km/h, ale nie miałam już ani motywacji ani siły;/
Wycieczka, jeżeli chodzi o rowerowanie całkiem udana, częściowo pojechałam nieco inną trasą, a więc zawsze jakieś urozmaicenie. Jednak co do fotografowania, to niewypał;/ ponieważ, jak się okazało już na miejscu, gdy chciałam przymocować aparat do statywu stwierdziłam, że nie zabrałam części którą wkręca się w aparat i przypina do statywu;/ no więc z super fotek nici, są tylko takie zwykłe, robione z ręki, a to już nie to samo, szczególnie gdy używa się długiego obiektywu;)
No ale mimo wszystko coś mi się udało zrobić i kilka dołączam
Wycieczka, jeżeli chodzi o rowerowanie całkiem udana, częściowo pojechałam nieco inną trasą, a więc zawsze jakieś urozmaicenie. Jednak co do fotografowania, to niewypał;/ ponieważ, jak się okazało już na miejscu, gdy chciałam przymocować aparat do statywu stwierdziłam, że nie zabrałam części którą wkręca się w aparat i przypina do statywu;/ no więc z super fotek nici, są tylko takie zwykłe, robione z ręki, a to już nie to samo, szczególnie gdy używa się długiego obiektywu;)
No ale mimo wszystko coś mi się udało zrobić i kilka dołączam
Śruba© ememka
STOP© ememka
Beam engine© ememka
Falkirk - Edynburg - wzdłuż kanału
Niedziela, 13 września 2009 Kategoria Okolice Edi, W towarzystwie
Km: | 63.40 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:49 | km/h: | 13.16 |
Pr. maks.: | 34.50 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś udało się zrealizować od dawna planowaną wycieczkę, a mianowicie przejechanie wzdłuż Union Canal. Pojechaliśmy pociągiem do Falkirk (miejscowości na zachód od Edynburga) słynnego ze znajdującego się tam Koła Milenijnego służącego do przenoszenia barek pomiędzy dwoma kanałami, między którymi różnica poziomów wynosi 35 metrów.
Po obejrzeniu obracającego się koła ruszyliśmy w drogę. Przed nami 33mile pedałowania wzdłuż kanału.
Ścieżka biegnąca nad samym brzegiem kanału jest równa i dobrze utrzymana choć żwirowa. Jedzie się bardzo wygodnie i przyjemnie bo jest równo, nie ma żadnych podjazdów, więc pedałuje się lekko.
Tempo również mieliśmy spacerowe, bo stwierdziliśmy, że nigdzie się nam nie śpieszy. Faktycznie nie śpieszyło się nam, jednak jak się okazało do Edynburga dojechaliśmy po ciemku. Po drodze zatrzymaliśmy się na z góry zaplanowany piknik, mieliśmy jednorazowy grill, kiełbaskę z Polski i piwko. Zaczęliśmy jednak dość późno, gdy słońce już zachodziło i jednocześnie zrobiło się bardzo zimno. W trakcie jedzenia postawiliśmy grill pod stołem, żeby grzał nam nóżki - pomysł był rewelacyjny niestety dni o tej porze roku skracają się bardzo szybko i tak jak wspomniałam ostatni odcinek trasy pokonaliśmy w ciemnościach Jednak jazda po ciemku miała również swoje uroki, co prawda jechaliśmy jeszcze wolniej, żeby wcelować w ścieżkę, ale za to doznaliśmy dreszczyku emocji z takiej właśnie jazdy.
Jedynym nieprzyjemnym akcentem tej jazdy był szczur, który wbiegł nam pod koła już w Edynburgu;/ Tak się zakręcił, bo nie ma wiedział w którą stronę uciekać, że w końcu wskoczył do kanału i tak się później zastanawialiśmy czy się utopił czy też szczury potrafią pływać?
Pomimo dość późnej godziny postanowiliśmy pojechać do końca kanału, nieco za naszym zjazdem do domu. Przy końcu kanału, lub początku jak kto woli znajduje się fajny pub, do którego zawsze miałam ochotę zajrzeć, ale jakoś się nie składało, tym razem postanowiłam jednak skorzystać z okazji i uczcić w nim udaną wycieczkę i pokonanie trasy wzdłuż kanału. W czasie powrotu do domu zaczęło coś siąpić;/ ale pogoda w ciągu dnia zdecydowanie dopisała
Falkirk Wheel© ememka
Fakirk Wheel© ememka
Falkirk Wheel© ememka
Sluzy na Union Canal© ememka
Po obejrzeniu obracającego się koła ruszyliśmy w drogę. Przed nami 33mile pedałowania wzdłuż kanału.
Drogowskaz© ememka
Ścieżka biegnąca nad samym brzegiem kanału jest równa i dobrze utrzymana choć żwirowa. Jedzie się bardzo wygodnie i przyjemnie bo jest równo, nie ma żadnych podjazdów, więc pedałuje się lekko.
Widoczek znad kanału© ememka
Tempo również mieliśmy spacerowe, bo stwierdziliśmy, że nigdzie się nam nie śpieszy. Faktycznie nie śpieszyło się nam, jednak jak się okazało do Edynburga dojechaliśmy po ciemku. Po drodze zatrzymaliśmy się na z góry zaplanowany piknik, mieliśmy jednorazowy grill, kiełbaskę z Polski i piwko. Zaczęliśmy jednak dość późno, gdy słońce już zachodziło i jednocześnie zrobiło się bardzo zimno. W trakcie jedzenia postawiliśmy grill pod stołem, żeby grzał nam nóżki - pomysł był rewelacyjny niestety dni o tej porze roku skracają się bardzo szybko i tak jak wspomniałam ostatni odcinek trasy pokonaliśmy w ciemnościach Jednak jazda po ciemku miała również swoje uroki, co prawda jechaliśmy jeszcze wolniej, żeby wcelować w ścieżkę, ale za to doznaliśmy dreszczyku emocji z takiej właśnie jazdy.
Obwodnica nocą© ememka
Jedynym nieprzyjemnym akcentem tej jazdy był szczur, który wbiegł nam pod koła już w Edynburgu;/ Tak się zakręcił, bo nie ma wiedział w którą stronę uciekać, że w końcu wskoczył do kanału i tak się później zastanawialiśmy czy się utopił czy też szczury potrafią pływać?
Pomimo dość późnej godziny postanowiliśmy pojechać do końca kanału, nieco za naszym zjazdem do domu. Przy końcu kanału, lub początku jak kto woli znajduje się fajny pub, do którego zawsze miałam ochotę zajrzeć, ale jakoś się nie składało, tym razem postanowiłam jednak skorzystać z okazji i uczcić w nim udaną wycieczkę i pokonanie trasy wzdłuż kanału. W czasie powrotu do domu zaczęło coś siąpić;/ ale pogoda w ciągu dnia zdecydowanie dopisała
Do East Linton
Sobota, 8 sierpnia 2009 Kategoria Okolice Edi
Km: | 73.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:12 | km/h: | 17.45 |
Pr. maks.: | 40.50 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś w końcu udało mi się wybrać na dłuższą wycieczkę. Moim celem była miejscowość East Linton, w której mieści się XVI-wieczny młyn. Miasteczko to jak głosi nazwa położone jest na wschód od Edynburga. Jednak zanim tam dotarłam odwiedziłam wiele ciekawych miejsc.
Wyruszyłam z domu i znaną już trasą musiałam wydostać się z miasta. I tak tradycyjnie jechałam ścieżką Innocent Railway, najpierw przez tunel
a potem już zarośniętą drzewami i krzakami ściężką
a następnie jej przedłużeniem aż do Musselburga. Jeszcze przed Musselburgiem całkiem przypadkiem trafiłam na ścieżkę biegnącą w miejscu dawnej linii kolejowej, jedynym śladem istnienia torów jest charakterystyczna kładka.
Z Musselburga kierowałam się dalej na wschód, lecz drogą wzdłuż torów kolejowych, a nie jak zwykle, gdy tamtędy jeżdżę, nad samą zatoką. Ale dzięki temu trafiłam na XVII-wieczny gołębnik.
Nieco dalej dostrzegłam drogowskaz do kościółka i postanowiłam się zatrzymać i go zwiedzić. Kościółek – zabytek cieszy się chyba niezbyt wielka popularnością, ponieważ byłam jedyną zwiedzającą osobą. Jednak później tego dnia miał się tam ponoć odbywać ślub. Muszę przyznać, że ciekawe wnętrze na taką uroczystość, kościółek jest kamienny, bardzo surowy i prosty w wystroju. Na co dzień nie pełni on jednak swojej funkcji – jest po prostu zabytkiem.
Z kościółka pomknęłam dalej do jednego z celów mojej podróży – miasteczka Longniddry, gdzie zaczyna się ścieżka rowerowa powstała w miejscu dawnej linii kolejowej i biegnie do Haddington (jakieś 6,5km).
W Haddington przypadkiem natknęłam się na ruiny kościółka i jakąś lokalną imprezę w stylu odpustu;)
Następnie jakimiś bocznymi drogami pomknęłam dalej i niedługo potem moim oczom ukazała się spora góra wyrastająca dość nagle ze względnie płaskiego terenu. Okazało się że to Traprain Law – dawny stożek wulkaniczny, na którym ponoć znajdował się rzymski fort.
Ja jednak się tam nie udałam, może innym razem, odbiłam w lewo i po pewnym czasie, jadąc wąską drogą na której ledwo mieścił się samochód (mimo że była dwukierunkowa)
dojechałam do ruin uroczego zamku położonego nad rzeką.
Tu chwilę pozwiedzałam i zrobiłam sobie popas i ruszyłam dalej.
Przez pola i łąki w końcu dojechałam do celu mojej wycieczki – East Linton i znajdującego się tam młyna.
W drodze powrotnej odwiedziłam jeszcze muzeum lotnictwa, ale bez dokładnego zwiedzania, tylko objechałam i zobaczyłam jak to wygląda i czy warto się tam wybrać.
Kierowałam się w stronę Edynburga, ale postanowiłam że gdzieś po drodze wsiądę do pociągu. I tak dotoczyłam się do Longniddry odwiedziłam fajny sklepik z pierdółkami i wstąpiłam na piwko do zajazdu, ponieważ strasznie chciało mi się pić, gdyż zabrakło mi wody Po piwku pojechałam na stację, nieomalże od razu przyjechał pociąg i wróciłam do Edynburga. W centrum straszny ruch i tłok, bo zaczął się festiwal;/
Na koniec jeszcze mapka
Wyruszyłam z domu i znaną już trasą musiałam wydostać się z miasta. I tak tradycyjnie jechałam ścieżką Innocent Railway, najpierw przez tunel
a potem już zarośniętą drzewami i krzakami ściężką
Innocent Railway Path© ememka
a następnie jej przedłużeniem aż do Musselburga. Jeszcze przed Musselburgiem całkiem przypadkiem trafiłam na ścieżkę biegnącą w miejscu dawnej linii kolejowej, jedynym śladem istnienia torów jest charakterystyczna kładka.
Ślad po linii kolejowej© ememka
Z Musselburga kierowałam się dalej na wschód, lecz drogą wzdłuż torów kolejowych, a nie jak zwykle, gdy tamtędy jeżdżę, nad samą zatoką. Ale dzięki temu trafiłam na XVII-wieczny gołębnik.
Gołłębnik© ememka
Nieco dalej dostrzegłam drogowskaz do kościółka i postanowiłam się zatrzymać i go zwiedzić. Kościółek – zabytek cieszy się chyba niezbyt wielka popularnością, ponieważ byłam jedyną zwiedzającą osobą. Jednak później tego dnia miał się tam ponoć odbywać ślub. Muszę przyznać, że ciekawe wnętrze na taką uroczystość, kościółek jest kamienny, bardzo surowy i prosty w wystroju. Na co dzień nie pełni on jednak swojej funkcji – jest po prostu zabytkiem.
Kośćiółek© ememka
Z kościółka pomknęłam dalej do jednego z celów mojej podróży – miasteczka Longniddry, gdzie zaczyna się ścieżka rowerowa powstała w miejscu dawnej linii kolejowej i biegnie do Haddington (jakieś 6,5km).
Ścieżka rowerowa Longinddry - Haddington© ememka
ścieżka rowerowa© ememka
W Haddington przypadkiem natknęłam się na ruiny kościółka i jakąś lokalną imprezę w stylu odpustu;)
Ruiny kościółka© ememka
Następnie jakimiś bocznymi drogami pomknęłam dalej i niedługo potem moim oczom ukazała się spora góra wyrastająca dość nagle ze względnie płaskiego terenu. Okazało się że to Traprain Law – dawny stożek wulkaniczny, na którym ponoć znajdował się rzymski fort.
Pagór wulkaniczny© ememka
Ja jednak się tam nie udałam, może innym razem, odbiłam w lewo i po pewnym czasie, jadąc wąską drogą na której ledwo mieścił się samochód (mimo że była dwukierunkowa)
Droga do zamku© ememka
dojechałam do ruin uroczego zamku położonego nad rzeką.
Ruiny zamku Hailes© ememka
Ruiny zamku© ememka
Tu chwilę pozwiedzałam i zrobiłam sobie popas i ruszyłam dalej.
Popas© ememka
Przez pola i łąki w końcu dojechałam do celu mojej wycieczki – East Linton i znajdującego się tam młyna.
XVI-wieczny młyn© ememka
W drodze powrotnej odwiedziłam jeszcze muzeum lotnictwa, ale bez dokładnego zwiedzania, tylko objechałam i zobaczyłam jak to wygląda i czy warto się tam wybrać.
Muzeum Lotnictwa© ememka
Kierowałam się w stronę Edynburga, ale postanowiłam że gdzieś po drodze wsiądę do pociągu. I tak dotoczyłam się do Longniddry odwiedziłam fajny sklepik z pierdółkami i wstąpiłam na piwko do zajazdu, ponieważ strasznie chciało mi się pić, gdyż zabrakło mi wody Po piwku pojechałam na stację, nieomalże od razu przyjechał pociąg i wróciłam do Edynburga. W centrum straszny ruch i tłok, bo zaczął się festiwal;/
Na koniec jeszcze mapka
Do pracy i do domu przez Ratho;)
Czwartek, 6 sierpnia 2009 Kategoria Do pracy, Okolice Edi
Km: | 26.70 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:26 | km/h: | 18.63 |
Pr. maks.: | 44.50 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzień zapowiadał się normalnie, pogoda dopisywała - bezchmurne niebo i strasznie zła byłam, że musze siedzieć w pracy kiedy za oknem tak pięknie, co jest tu rzeczą żadko spotykaną. Więc wymyśliłam sobie, że przejadę się gdzieś po pracy. Jak pomyślałam tak też zrobiłam. Po pracy skierowałam się na zachód, przejechałam obwodnice i już byłam na wsi pośród pól, łąk i zieleni - cisza spokój, słonko przygrzewało w buzię i było bardzo przyjemnie. Dojechałam do małej miejscowości Ratho i tu zjechałam nad kanał i wzdłuż niego dojechałam prawie pod dom;) Wody w kanale bardzo dużo, aż ma się wrażenie że się przeleje;) Wycieczka krótka i sponrtaniczna, ale była super, wróciłam do domu bardzo zadowolona :)
"/
"/
Bo'ness & Blackness
Niedziela, 2 sierpnia 2009 Kategoria Okolice Edi
Km: | 27.40 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:03 | km/h: | 13.37 |
Pr. maks.: | 50.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś po raz kolejny udało się pojeździć w towarzystwie. Postanowiliśmy wybrać się na zamek Blackness. Pojechaliśmy pociągiem do Linlithgow, a stamtąd w pierwszej kolejności do Bo’ness. Podjazd był straszny, było stromo na długim odcinku – zmachaliśmy się okrutnie. Później było już tylko bardzo przyjemnie - wspaniały zjazd z licznymi serpentynami – prawie jak w górach, a my tylko zjeżdżaliśmy nad zatokę. W Bo’ness znajduje się stacja kolejki parowej i akurat udało się nam trafić na wyjazd pociągu i sapanie i gwizdanie lokomotywy.
Następnie kierowaliśmy się w stronę zamku. Znaleźliśmy ścieżkę biegnącą tuż nad zatoką, dzięki której znacznie skróciliśmy trasę, ale za to miejscami musieliśmy prowadzić rowery, bo dróżka prowadziła po kamieniach, falochronie, korzeniach, a czasami było tak wąsko że bałam się jechać.
W końcu jednak dojechaliśmy do zamku Blackness (Ciemność) tu się zatrzymaliśmy, zwiedzaliśmy, łaziliśmy po ruinach.
Z Blackness kierowaliśmy się w stronę Linlithgow, jednak inną trasą – wzdłuż kanału. Najpierw musieliśmy pokonać ostry podjazd, później jeszcze przejechać nad autostradą, jeszcze kawałeczek wzdłuż kanału i w końcu dojechaliśmy do zjazdu, ale zanim wjechaliśmy na ścieżkę wzdłuż kanału, zatrzymaliśmy się na popas w pubie, skonsumowaliśmy piwko – Best i ruszyliśmy w stronę dworca, jadąc ścieżką wzdłuż kanału.
Na ścieżce spotkaliśmy gigantycznego ślimaka.
Na kanale w Linlithgow znajduje się przystań barek, cyknęłam znowu kilka fotek i ruszyliśmy na dworzec. Akurat gdy dojeżdżaliśmy uciekł nam pociąg, następny miał być za 30 min, stwierdziliśmy więc że w tym czasie zdążymy wypić jeszcze jedno piwko w przydworcowym pubie;) pociąg był nieco spóźniony, ale później już bez przeszkód wróciliśmy do domu.
[url=/widget?width=640&height=480&extended=true&maptype=0&unit=km&redirect=no[/url]
Lokomotywa© ememka
Następnie kierowaliśmy się w stronę zamku. Znaleźliśmy ścieżkę biegnącą tuż nad zatoką, dzięki której znacznie skróciliśmy trasę, ale za to miejscami musieliśmy prowadzić rowery, bo dróżka prowadziła po kamieniach, falochronie, korzeniach, a czasami było tak wąsko że bałam się jechać.
Ścieżka© ememka
Ścieżynka© ememka
W końcu jednak dojechaliśmy do zamku Blackness (Ciemność) tu się zatrzymaliśmy, zwiedzaliśmy, łaziliśmy po ruinach.
Zamek Blackness© ememka
Blackness Castle© ememka
Z Blackness kierowaliśmy się w stronę Linlithgow, jednak inną trasą – wzdłuż kanału. Najpierw musieliśmy pokonać ostry podjazd, później jeszcze przejechać nad autostradą, jeszcze kawałeczek wzdłuż kanału i w końcu dojechaliśmy do zjazdu, ale zanim wjechaliśmy na ścieżkę wzdłuż kanału, zatrzymaliśmy się na popas w pubie, skonsumowaliśmy piwko – Best i ruszyliśmy w stronę dworca, jadąc ścieżką wzdłuż kanału.
Ścieżka rowerowa nad kanałem© ememka
Na ścieżce spotkaliśmy gigantycznego ślimaka.
Ślimak ślimak pokaż rogi© ememka
Na kanale w Linlithgow znajduje się przystań barek, cyknęłam znowu kilka fotek i ruszyliśmy na dworzec. Akurat gdy dojeżdżaliśmy uciekł nam pociąg, następny miał być za 30 min, stwierdziliśmy więc że w tym czasie zdążymy wypić jeszcze jedno piwko w przydworcowym pubie;) pociąg był nieco spóźniony, ale później już bez przeszkód wróciliśmy do domu.
[url=/widget?width=640&height=480&extended=true&maptype=0&unit=km&redirect=no[/url]
Penicuick po raz drugi
Sobota, 4 lipca 2009 Kategoria Okolice Edi
Km: | 61.70 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:36 | km/h: | 17.14 |
Pr. maks.: | 40.50 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś, korzystając z niespotykanie ładnej pogody (jak na tutejsze warunki), postanowiłam wybrać się na nieco dłuższą wycieczkę. Po raz dugi zaryzykowałam wyprawę do Penicuick, ale tym razem udało się bez przykrych niespodzianek. Dla przypomnienia - poprzednim razem gdy chciała wybrać się w to miejsce na wjeździe na ścieżkę złapałam gumę i potem maszerowałam jakieś 10km pchając mój pojazd. Dziś jednak bogowie byli przychylni Pogoda dopisała, problemów ze sprzętem nie było;) Droga do Penicuick – małego miasteczka na południe od Edunburga nie jest zbyt ciekawa, po prostu trzeba wydostać się z miasta, a następnie jechać dość ruchliwą trasą, ale dalsza ścieżka wynagradza te niedogodności.
W Penicuick zjeżdżam do doliny rzeczki Esk, gdzie prowadzi trasa rowerowa „73”. Dolina rzeczki Esk jest bardzo stroma, co jest bardzo charakterystyczne dla tutejszych rzek. Ścieżka powstała w miejscu dawnej linii kolejowej Edinburgh – Peebles. Zjawisko to bardzo tutaj popularne. W kraju gdzie narodziła się kolej, linii kolejowych było mnóstwo, wiele z nich zamknięto jednak w połowie XX wieku, obecnie część z nich została przekształcona w szlaki pieszo – rowerowe. Trasy te są wspaniałe, równe, zniwelowane, często biegną dolinką, wykopem lub nasypem, otoczone lasami, krzakami, wolne od ruchu samochodowego, są oazą spokoju i ostoją dla zwierząt, głównie ptaków. Często są wilgotne i zacienione, przez co często błotniste, ale to tylko dodaje im uroku.
Tak więc dziś moja trasa prowadziła kilkoma takimi dawnymi liniami kolejowymi, ślady jakie po nich pozostały do dziś to jedynie perony. Jeżdżąc tymi trasami i dobrze się rozglądając można odnaleźć cała masę dawnych kamiennych lub ceglanych peronów, charakterystycznie zakończonych spadkiem, często są one ukryte, zarośnięte gąszczem krzaków lub drzewek.
Na pierwszym odcinku trasy Penicuick – Dalkieth poza pozostałościami dawnych peronów znajdują się również dwa tunele i wiadukt oraz charakterystyczny mostek kolejowy.
Ścieżka początkowo mokra i błotnista, po wczorajszym najprawdopodobniej deszczu, po pewnym czasie przechodzi w wyśmienita, luksusową wręcz asfaltóweczkę po której wspaniale się pedałuje.
Ale zanim to nastąpiło zahaczyłam o Roswell...
I tak nie wiadomo kiedy trasa się kończy i wjeżdżam do miasteczka Dalkieth, gdzie ta trasa się kończy, ale zaczyna kolejna. Ciekawym miejscem jest tutaj wiadukt Glenesk wybudowany w 1830 przez firmę kolejową Edinburgh – Dalkieth, a następnie odrestaurowany w 1992 przez lokalne władze. Most robi wrażenie, gdyż został przerzucony przez bardzo głęboką i stromą dolinkę rzeczki Esk. Gdy spojrzałam w dół aż zakręciło mi się w głowie, naprawdę bardzo tu wysoko, most znajduje się ponad czubkami starych i potężnych drzew.
W okolicach Dalkeith już od XIII wieku wydobywano węgiel, na początku wieku XIX wydobycie tego surowca „szło pełną parą”, jednak dużych trudności nastręczał jego transport na rynek do Edynburga. Drogi miły słabą nawierzchnię, a opłaty drogowe = myto bardzo podrażały sprawę, dlatego też węgiel z okolic Dalkeith był droższy niż ten transportowany droga morską z Anglii czy z północy Szkocji, otwarcie w 1822 Kanału Unii przyczyniło się do transportowania tańszego węgla z zachodu Szkocji. Wszystko to sprawiło, że właściciele kopalń węgla w okolicach Dalkeith postanowili działać i wybudować linię kolejową z centrum Edynburga do Dalkeith. Linia o długości 8,5 mili została uruchomiona w 1831. Pociągi złożone zazwyczaj z dwóch wagonów były ciągnięte przez konie i transportowały około 300 ton węgla na dzień. Wkrótce na tym odcinku został uruchomiony ruch pasażerski i wkrótce wynosił 200 000-300 000 pasażerów rocznie, co stanowiło więcej pasażerów na milę niż na linii Liverpool – Manchester. W połowie XIX wieku powstały nowe przedsiębiorstwa kolejowe wykorzystujące kolej parową. Jedno z nich – British Railway Company przejęła linie Edynburg – Dalkeith, zastąpiła konie parowozami i zmieniła rozstaw torów z tzw. szkockiego 4 stóp 6 cali (1372mm) na standardowy 4 stopy 8,5 cala (1435mm), budowle drewniane zastąpiono kamiennymi, w tym wspomniany wiadukt Glenesk.
Oczywiście w plątaninie ścieżek i drogowskazów nieco się pogubiłam, ale dzięki temu odnalazłam tablicę informacyjną o opisanym wyżej wiadukcie oraz o liniach kolejowych, które obsługiwał. Następnie musiałam się kawałeczek cofnąć, aby odnaleźć kolejną ścieżkę, która poprowadziła mnie następnym fragmentem dawnej linii kolejowej w stronę zatoki do miasteczka Musselburgh. W Musselburgu zrobiłam sobie krótką przerwę, zajęłam ławeczkę z widokiem na zatokę, chwile odetchnęłam, posiliłam się i stwierdziłam, że trochę mało będzie tych kilometrów, więc zamiast jechać najprostszą trasą do domu – ścieżką Innocent Railway (kolejna trasa rowerowa powstała w miejscu dawnej linii kolejowej), postanowiłam pojechać nieco dookoła, objechać trochę Edynburg, znanymi mi już co prawda ścieżkami, ale stwierdziłam, że jeśli pojadę tamtędy to ładnie domknę moje dzisiejsze kółko;) Jak się później okazało, część tych ścieżek również powstała na miejscu niegdysiejszej linii kolejowej, o czym dobitnie świadczyły perony. Mimo, że wcześniej tędy jeździłam, jakoś nie zwróciłam na nie uwagi, możliwe że wyczuliłam się na tym punkcie ostatnio, ponieważ kolej, a szczególnie kolej parowa, jak i dawne linie kolejowe zaczęły mnie ostatnio bardzo interesować. Gdy kilka dnie temu studiowałam mapę topograficzną okolic Edynburga wypatrzyłam więcej takich dawnych linii kolejowych, charakterystycznie wyróżniających się na mapie wkopami lub nasypami, specyficznym łukiem zakrętu, czy w końcu zakończeniem w miejscu obecnie istniejących torów. Bardzo mnie one zainteresowały i w planach mam dalszą ich eksplorację.
Wracając jednak do mojej dzisiejszej wycieczki, z Mussleburga przyjechałam do Edynburga, przez znaną i sławną niegdyś dzielnicę Portobello, która stanowiła miejsce odpoczynku mieszkańców miasta. Trzeba przyznać, że pozostała taką do dziś, gdyż położona jest nad zatoką posiada plażę, promenadę, miejsca rozrywki, kilka pubów i restauracji. Dziś było tam mnóstwo ludzi, część z nich wylegiwała się na plaży, niektórzy nawet pluskali się w lodowatej zatoce Firth (zatoka Morza Północnego). Po ominięci tej „nadmorskiej” części miasta, popedałowałam w stronę dzielnicy Leith – niegdyś dzielnicy portowej, obecnie znajduje się tu terminal dla statków pasażerskich. Jednak jazda jedną z głównych ulic miasta nie należy do przyjemności, szczególnie po wciąż żywych wspomnieniach ze spokojnych, cichych ścieżek, rozbrzmiewających jedynie śpiewem ptaków położonych z dala od ruchu i hałasu miasta. Tak więc jak najszybciej odnalazłam ścieżkę rowerową i przejechałam nią połowę miasta, ponieważ jest ona całkowicie odcięta od ruchu ulicznego, jedzie się wspaniale, równym tempem, bez zbędnego zatrzymywania się na światłach i towarzystwa nieuważnych lub niecierpliwych kierowców.
Ścieżki te mimo swoich zalet (o których było wyżej) mają pewien mankament, a mianowicie, ponieważ leżą z dala od dróg, są zarośnięte, czy raczej obrośnięte, często w wykopach, nie widać z nich otaczającego świata, mimo że na nich nie da się zgubić to trudno się odnaleźć w okolicy. Szczególnie daje to o sobie znać w mieście, ponieważ ścieżki te biegną „bokami”, często na „tyłach” domów, nie widać z nich żadnych charakterystycznych punktów miasta, nie wiadomo jakiej jego części się jest. Pewnych wskazówek udzielają czasami mosty lub wiadukty przecinające ścieżkę i czasami tabliczka z nazwą ulicy która tamtędy przebiega, no i drogowskazy. Jest to bardzo zabawne, ponieważ jadąc taką ścieżka nie zdajemy sobie sprawy w jakim tempie i jakie odcinki pokonujemy, a tu okazuje się, że przemknęliśmy przez połowę miasta, omijając oczywiście wszystkie niedogodności ruchu drogowego Muszę przyznać, że takie ścieżki rowerowe to wspaniała sprawa!
Na zakończenie mapka mojej dzisiejszej trasy
<a style="color: #fff; text-decoration: none" href="http://www.bikely.com/maps/bike-path/Penicuick-Musselburgh">Penicuick - Musselburgh</a></span>
Ścieżka rowerowa w miejscu dawnej linii kolejowej© ememka
W Penicuick zjeżdżam do doliny rzeczki Esk, gdzie prowadzi trasa rowerowa „73”. Dolina rzeczki Esk jest bardzo stroma, co jest bardzo charakterystyczne dla tutejszych rzek. Ścieżka powstała w miejscu dawnej linii kolejowej Edinburgh – Peebles. Zjawisko to bardzo tutaj popularne. W kraju gdzie narodziła się kolej, linii kolejowych było mnóstwo, wiele z nich zamknięto jednak w połowie XX wieku, obecnie część z nich została przekształcona w szlaki pieszo – rowerowe. Trasy te są wspaniałe, równe, zniwelowane, często biegną dolinką, wykopem lub nasypem, otoczone lasami, krzakami, wolne od ruchu samochodowego, są oazą spokoju i ostoją dla zwierząt, głównie ptaków. Często są wilgotne i zacienione, przez co często błotniste, ale to tylko dodaje im uroku.
Błotko© ememka
Tak więc dziś moja trasa prowadziła kilkoma takimi dawnymi liniami kolejowymi, ślady jakie po nich pozostały do dziś to jedynie perony. Jeżdżąc tymi trasami i dobrze się rozglądając można odnaleźć cała masę dawnych kamiennych lub ceglanych peronów, charakterystycznie zakończonych spadkiem, często są one ukryte, zarośnięte gąszczem krzaków lub drzewek.
Peron na ścieżce rowerowej© ememka
Na pierwszym odcinku trasy Penicuick – Dalkieth poza pozostałościami dawnych peronów znajdują się również dwa tunele i wiadukt oraz charakterystyczny mostek kolejowy.
Mostek kolejowy na dawnej linii kolejowej© ememka
Ścieżka początkowo mokra i błotnista, po wczorajszym najprawdopodobniej deszczu, po pewnym czasie przechodzi w wyśmienita, luksusową wręcz asfaltóweczkę po której wspaniale się pedałuje.
Asfaltóweczka© ememka
Ale zanim to nastąpiło zahaczyłam o Roswell...
Roswell....© ememka
I tak nie wiadomo kiedy trasa się kończy i wjeżdżam do miasteczka Dalkieth, gdzie ta trasa się kończy, ale zaczyna kolejna. Ciekawym miejscem jest tutaj wiadukt Glenesk wybudowany w 1830 przez firmę kolejową Edinburgh – Dalkieth, a następnie odrestaurowany w 1992 przez lokalne władze. Most robi wrażenie, gdyż został przerzucony przez bardzo głęboką i stromą dolinkę rzeczki Esk. Gdy spojrzałam w dół aż zakręciło mi się w głowie, naprawdę bardzo tu wysoko, most znajduje się ponad czubkami starych i potężnych drzew.
W okolicach Dalkeith już od XIII wieku wydobywano węgiel, na początku wieku XIX wydobycie tego surowca „szło pełną parą”, jednak dużych trudności nastręczał jego transport na rynek do Edynburga. Drogi miły słabą nawierzchnię, a opłaty drogowe = myto bardzo podrażały sprawę, dlatego też węgiel z okolic Dalkeith był droższy niż ten transportowany droga morską z Anglii czy z północy Szkocji, otwarcie w 1822 Kanału Unii przyczyniło się do transportowania tańszego węgla z zachodu Szkocji. Wszystko to sprawiło, że właściciele kopalń węgla w okolicach Dalkeith postanowili działać i wybudować linię kolejową z centrum Edynburga do Dalkeith. Linia o długości 8,5 mili została uruchomiona w 1831. Pociągi złożone zazwyczaj z dwóch wagonów były ciągnięte przez konie i transportowały około 300 ton węgla na dzień. Wkrótce na tym odcinku został uruchomiony ruch pasażerski i wkrótce wynosił 200 000-300 000 pasażerów rocznie, co stanowiło więcej pasażerów na milę niż na linii Liverpool – Manchester. W połowie XIX wieku powstały nowe przedsiębiorstwa kolejowe wykorzystujące kolej parową. Jedno z nich – British Railway Company przejęła linie Edynburg – Dalkeith, zastąpiła konie parowozami i zmieniła rozstaw torów z tzw. szkockiego 4 stóp 6 cali (1372mm) na standardowy 4 stopy 8,5 cala (1435mm), budowle drewniane zastąpiono kamiennymi, w tym wspomniany wiadukt Glenesk.
Oczywiście w plątaninie ścieżek i drogowskazów nieco się pogubiłam, ale dzięki temu odnalazłam tablicę informacyjną o opisanym wyżej wiadukcie oraz o liniach kolejowych, które obsługiwał. Następnie musiałam się kawałeczek cofnąć, aby odnaleźć kolejną ścieżkę, która poprowadziła mnie następnym fragmentem dawnej linii kolejowej w stronę zatoki do miasteczka Musselburgh. W Musselburgu zrobiłam sobie krótką przerwę, zajęłam ławeczkę z widokiem na zatokę, chwile odetchnęłam, posiliłam się i stwierdziłam, że trochę mało będzie tych kilometrów, więc zamiast jechać najprostszą trasą do domu – ścieżką Innocent Railway (kolejna trasa rowerowa powstała w miejscu dawnej linii kolejowej), postanowiłam pojechać nieco dookoła, objechać trochę Edynburg, znanymi mi już co prawda ścieżkami, ale stwierdziłam, że jeśli pojadę tamtędy to ładnie domknę moje dzisiejsze kółko;) Jak się później okazało, część tych ścieżek również powstała na miejscu niegdysiejszej linii kolejowej, o czym dobitnie świadczyły perony. Mimo, że wcześniej tędy jeździłam, jakoś nie zwróciłam na nie uwagi, możliwe że wyczuliłam się na tym punkcie ostatnio, ponieważ kolej, a szczególnie kolej parowa, jak i dawne linie kolejowe zaczęły mnie ostatnio bardzo interesować. Gdy kilka dnie temu studiowałam mapę topograficzną okolic Edynburga wypatrzyłam więcej takich dawnych linii kolejowych, charakterystycznie wyróżniających się na mapie wkopami lub nasypami, specyficznym łukiem zakrętu, czy w końcu zakończeniem w miejscu obecnie istniejących torów. Bardzo mnie one zainteresowały i w planach mam dalszą ich eksplorację.
Wracając jednak do mojej dzisiejszej wycieczki, z Mussleburga przyjechałam do Edynburga, przez znaną i sławną niegdyś dzielnicę Portobello, która stanowiła miejsce odpoczynku mieszkańców miasta. Trzeba przyznać, że pozostała taką do dziś, gdyż położona jest nad zatoką posiada plażę, promenadę, miejsca rozrywki, kilka pubów i restauracji. Dziś było tam mnóstwo ludzi, część z nich wylegiwała się na plaży, niektórzy nawet pluskali się w lodowatej zatoce Firth (zatoka Morza Północnego). Po ominięci tej „nadmorskiej” części miasta, popedałowałam w stronę dzielnicy Leith – niegdyś dzielnicy portowej, obecnie znajduje się tu terminal dla statków pasażerskich. Jednak jazda jedną z głównych ulic miasta nie należy do przyjemności, szczególnie po wciąż żywych wspomnieniach ze spokojnych, cichych ścieżek, rozbrzmiewających jedynie śpiewem ptaków położonych z dala od ruchu i hałasu miasta. Tak więc jak najszybciej odnalazłam ścieżkę rowerową i przejechałam nią połowę miasta, ponieważ jest ona całkowicie odcięta od ruchu ulicznego, jedzie się wspaniale, równym tempem, bez zbędnego zatrzymywania się na światłach i towarzystwa nieuważnych lub niecierpliwych kierowców.
Ścieżki te mimo swoich zalet (o których było wyżej) mają pewien mankament, a mianowicie, ponieważ leżą z dala od dróg, są zarośnięte, czy raczej obrośnięte, często w wykopach, nie widać z nich otaczającego świata, mimo że na nich nie da się zgubić to trudno się odnaleźć w okolicy. Szczególnie daje to o sobie znać w mieście, ponieważ ścieżki te biegną „bokami”, często na „tyłach” domów, nie widać z nich żadnych charakterystycznych punktów miasta, nie wiadomo jakiej jego części się jest. Pewnych wskazówek udzielają czasami mosty lub wiadukty przecinające ścieżkę i czasami tabliczka z nazwą ulicy która tamtędy przebiega, no i drogowskazy. Jest to bardzo zabawne, ponieważ jadąc taką ścieżka nie zdajemy sobie sprawy w jakim tempie i jakie odcinki pokonujemy, a tu okazuje się, że przemknęliśmy przez połowę miasta, omijając oczywiście wszystkie niedogodności ruchu drogowego Muszę przyznać, że takie ścieżki rowerowe to wspaniała sprawa!
Na zakończenie mapka mojej dzisiejszej trasy
<a style="color: #fff; text-decoration: none" href="http://www.bikely.com/maps/bike-path/Penicuick-Musselburgh">Penicuick - Musselburgh</a></span>