Wpisy archiwalne w kategorii
W towarzystwie
Dystans całkowity: | 2468.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 163:45 |
Średnia prędkość: | 15.07 km/h |
Maksymalna prędkość: | 54.00 km/h |
Suma podjazdów: | 4520 m |
Suma kalorii: | 780 kcal |
Liczba aktywności: | 62 |
Średnio na aktywność: | 39.81 km i 2h 38m |
Więcej statystyk |
Przez wyspe Mull
Sobota, 2 czerwca 2012 Kategoria Długodystansowo, W towarzystwie, Po Szkocji
Km: | 81.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:25 | km/h: | 18.52 |
Pr. maks.: | 45.50 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Revolution | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wstaliśmy rano, zjedliśmy, zwinęliśmy obóz i podjechaliśmy do centrum informacji turystycznej, aby zaopatrzyć się w mapę okolicy i zdecydować, co robić dalej, gdzie jechać. Po spojrzeniu na mapę, zdecydowałam że, jeśli nie na uda nam się dostać na Mull to możemy objechać jedno z tutejszych jezior. Nadal jednak nie rezygnowaliśmy z dostania się do pociągu do Oban. Pokręciliśmy się po Tyndrum, poczekaliśmy chwilę na pociąg, ale sytuacja niestety wyglądała tak samo jak dnia poprzedniego, tym razem konduktor powiedział że ma już 9 rowerów (zamiast przepisowych 6) i żaden więcej już się nie zmieści;/ Dobra odpuściliśmy i postanowiliśmy jechać w stronę jeziora Awe.

Po 25km i bardzo przyjemnej drodze, w przeważającej części w dół, dojechaliśmy do kolejnej wioski, gdzie również znajdowała się stacja kolejowa, do następnego pociągu było jakieś 30-45 minut, postanowiliśmy poczekać i ponownie spróbować szczęścia, jeśli się nie uda wprowadzamy w czyn plan B, jeśli natomiast uda się do niego wcisnąć jedziemy wg planu na Mull. Pociąg przyjechał i mimo że było w nim już 6 rowerów wepchneliśmy się, ale chyba tylko, dlatego że to wejście nie było pilnowane przez konduktora;) I w ten sposób przejechaliśmy pozostały odcinek drogi na bilecie z dnia poprzedniego, na szczęscie konduktorowi udało się wytłumaczyć naszą sytuację i nie musieliśmy dopłacać;)
Po dojechaniu do Oban przeskoczyliśmy szybciutko na prom i po 45 minutach (czas potrzebny na rozejrzenie się po promie i skonsumowanie jednego lokalnego piwa) wylądowaliśmy na wyspie Mull. Pogoda niesamowita, błękitne niebo i żar lejący się z nieba.



Ponieważ czas wycieczki nieco nam się skrócił (postanowiliśmy wracać w poniedziałek, aby uniknąć nieprzyjemności związanych z koleją), mieliśmy dylemat, którą część wyspy zwiedzić: północną z miasteczkiem Tobermory i destylarnią whisky czy południową z wysepką Iona i klasztorem. Ostatecznie postanowiliśmy jechać na Ionę, nie zwiedzając nic po drodze, bo nie było na to czasu chcieliśmy do wieczora dotrzeć na skraj wysypy, aby następnego dnia rano przeprawić się na Ionę i zwiedzić klasztor.
Drogi na wyspie są dobrej jakości, ale to głównie wąskie „single track”, czyli droga o szerokości jednego pasa, na których mieści się tylko jeden samochód, co jakiś czas znajdują się tzw. „passing places”, czyli miejsca do mijania, dzięki którym możliwy jest ruch. A ruch niestety jak na taką drogę był dość spory, jeździło sporo samochodów i autobusów najprawdopodobniej dowożących turystów na Ionę. Jednak mimo tego jechało się bardzo przyjemnie.
Nasza trasa początkowo prowadziła nieco w głąb wyspy, a po chwili zaczęła się piąć pod górę. Nie było łatwo, za to było gorąco, ale jakoś daliśmy rade;) na końcu tego podjazdu zrobiliśmy postój, zjedliśmy kilka kanapek, odpoczęliśmy i ruszyliśmy w dalszą drogę. Po jeszcze jednym niewielkim podjeździe zaczął się bardzo fajny, długi i przyjemny zjazd.


Podziwialiśmy wznoszące się dookoła szczyty, najwyższy z nich, na tej małej wysepce, ma prawie 1000 metrów wysokości. W końcu dojechaliśmy do rozjazdu i miejsca gdzie zaczyna się zatoka, mająca towarzyszyć nam juz do końca wycieczki. Nieco zrelaksowani zjazdem zatrzymaliśmy się tu na chwilę, aby popstrykać trochę zdjęć.
Pokrzepieni zjazdem i myślą że teraz będziemy jechać już drogą prowadząca wzdłuż brzegu, a więc bez podjazdów i ruszyliśmy dalej. I faktycznie początkowo jechało się bardzo przyjemnie, słonko przyświecało, drogowskazy pokazywały, co prawda nieco więcej kilometrów niż przewidywałam, ale jechało się dobrze wiec nie zwracaliśmy na to uwagi.

Po jakimś czasie droga zaczęła jednak falować, wjeżdżać na jakieś wyższe brzegi, klify, stało się to męczące i upierdliwe, poza tym już zmęczenie zaczęło dawać się nam we znaki. Te niedogodności rekompensowały jednak zmieniające się, co chwilę krajobrazy, dziwaczne zarysy wysp wyłaniających się na horyzoncie, słońce odbijające się w wodzie i niesamowity odcień zieleni.
Na tzw. „oparach” dojechaliśmy do jakiejś wioski, w której zobaczyłam parasole ogródka wystawionego przed hotelem/pubem – tu się zatrzymujemy na browarka – zadecydowałam, sprzeciwu ze strony towarzysza nie było;)

Posiedzieliśmy na słoneczku, wypiliśmy po piwku, zjedliśmy trochę frytek i ruszyliśmy na ostatni etap trasy. Tuż za tym postojem mieliśmy kolejny podjazd, niezbyt długi, ale stromy, który podłamał nasze morale. Końcówkę pokonałam na siłę, choć nie zrobiłam tego dnia wielu kilometrów, ale byłam jakoś zmęczona po dniu pracy i podróży, bardzo chciałam już dojechać do końca i spokojnie usiąść i odpocząć. Ostatecznie dojechałam do małej, portowej wioski Fionaport. Okolica bardzo ładna, łyse, popękane kamienie wystają spod zielonej trawy.
Chwilę rozglądaliśmy się za miejscem na nocleg, ostatecznie znalazłam je 500 metrów od wioski, w zacisznym zagłębieniu na niewielkim wzgórzu. Miejsce było bardzo dobrze osłonięte od wiatru i z pięknym widokiem na zachodzące słońce.



/

W drodze© ememka
Po 25km i bardzo przyjemnej drodze, w przeważającej części w dół, dojechaliśmy do kolejnej wioski, gdzie również znajdowała się stacja kolejowa, do następnego pociągu było jakieś 30-45 minut, postanowiliśmy poczekać i ponownie spróbować szczęścia, jeśli się nie uda wprowadzamy w czyn plan B, jeśli natomiast uda się do niego wcisnąć jedziemy wg planu na Mull. Pociąg przyjechał i mimo że było w nim już 6 rowerów wepchneliśmy się, ale chyba tylko, dlatego że to wejście nie było pilnowane przez konduktora;) I w ten sposób przejechaliśmy pozostały odcinek drogi na bilecie z dnia poprzedniego, na szczęscie konduktorowi udało się wytłumaczyć naszą sytuację i nie musieliśmy dopłacać;)
Po dojechaniu do Oban przeskoczyliśmy szybciutko na prom i po 45 minutach (czas potrzebny na rozejrzenie się po promie i skonsumowanie jednego lokalnego piwa) wylądowaliśmy na wyspie Mull. Pogoda niesamowita, błękitne niebo i żar lejący się z nieba.

Widoczek z promu© ememka

Na promie© ememka

Latarnia morska© ememka
Ponieważ czas wycieczki nieco nam się skrócił (postanowiliśmy wracać w poniedziałek, aby uniknąć nieprzyjemności związanych z koleją), mieliśmy dylemat, którą część wyspy zwiedzić: północną z miasteczkiem Tobermory i destylarnią whisky czy południową z wysepką Iona i klasztorem. Ostatecznie postanowiliśmy jechać na Ionę, nie zwiedzając nic po drodze, bo nie było na to czasu chcieliśmy do wieczora dotrzeć na skraj wysypy, aby następnego dnia rano przeprawić się na Ionę i zwiedzić klasztor.
Drogi na wyspie są dobrej jakości, ale to głównie wąskie „single track”, czyli droga o szerokości jednego pasa, na których mieści się tylko jeden samochód, co jakiś czas znajdują się tzw. „passing places”, czyli miejsca do mijania, dzięki którym możliwy jest ruch. A ruch niestety jak na taką drogę był dość spory, jeździło sporo samochodów i autobusów najprawdopodobniej dowożących turystów na Ionę. Jednak mimo tego jechało się bardzo przyjemnie.
Nasza trasa początkowo prowadziła nieco w głąb wyspy, a po chwili zaczęła się piąć pod górę. Nie było łatwo, za to było gorąco, ale jakoś daliśmy rade;) na końcu tego podjazdu zrobiliśmy postój, zjedliśmy kilka kanapek, odpoczęliśmy i ruszyliśmy w dalszą drogę. Po jeszcze jednym niewielkim podjeździe zaczął się bardzo fajny, długi i przyjemny zjazd.

Widoczki na Mull© ememka

Widoczek z wyspy Mull© ememka
Podziwialiśmy wznoszące się dookoła szczyty, najwyższy z nich, na tej małej wysepce, ma prawie 1000 metrów wysokości. W końcu dojechaliśmy do rozjazdu i miejsca gdzie zaczyna się zatoka, mająca towarzyszyć nam juz do końca wycieczki. Nieco zrelaksowani zjazdem zatrzymaliśmy się tu na chwilę, aby popstrykać trochę zdjęć.
Pokrzepieni zjazdem i myślą że teraz będziemy jechać już drogą prowadząca wzdłuż brzegu, a więc bez podjazdów i ruszyliśmy dalej. I faktycznie początkowo jechało się bardzo przyjemnie, słonko przyświecało, drogowskazy pokazywały, co prawda nieco więcej kilometrów niż przewidywałam, ale jechało się dobrze wiec nie zwracaliśmy na to uwagi.

Porzucona łódź© ememka
Po jakimś czasie droga zaczęła jednak falować, wjeżdżać na jakieś wyższe brzegi, klify, stało się to męczące i upierdliwe, poza tym już zmęczenie zaczęło dawać się nam we znaki. Te niedogodności rekompensowały jednak zmieniające się, co chwilę krajobrazy, dziwaczne zarysy wysp wyłaniających się na horyzoncie, słońce odbijające się w wodzie i niesamowity odcień zieleni.
Na tzw. „oparach” dojechaliśmy do jakiejś wioski, w której zobaczyłam parasole ogródka wystawionego przed hotelem/pubem – tu się zatrzymujemy na browarka – zadecydowałam, sprzeciwu ze strony towarzysza nie było;)

Przerwa w podróży© ememka
Posiedzieliśmy na słoneczku, wypiliśmy po piwku, zjedliśmy trochę frytek i ruszyliśmy na ostatni etap trasy. Tuż za tym postojem mieliśmy kolejny podjazd, niezbyt długi, ale stromy, który podłamał nasze morale. Końcówkę pokonałam na siłę, choć nie zrobiłam tego dnia wielu kilometrów, ale byłam jakoś zmęczona po dniu pracy i podróży, bardzo chciałam już dojechać do końca i spokojnie usiąść i odpocząć. Ostatecznie dojechałam do małej, portowej wioski Fionaport. Okolica bardzo ładna, łyse, popękane kamienie wystają spod zielonej trawy.
Chwilę rozglądaliśmy się za miejscem na nocleg, ostatecznie znalazłam je 500 metrów od wioski, w zacisznym zagłębieniu na niewielkim wzgórzu. Miejsce było bardzo dobrze osłonięte od wiatru i z pięknym widokiem na zachodzące słońce.

Nocleg na dziko© ememka

Wspaniała miejscówka© ememka

Zachód słońca© ememka
/
Wycieczka zlotowa
Sobota, 19 maja 2012 Kategoria Polska, W towarzystwie
Km: | 45.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:40 | km/h: | 12.27 |
Pr. maks.: | 46.00 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Giant | Aktywność: Jazda na rowerze |
W sobote wybralismy sie duza zlotowa grupa na przejazdzke po okolicy. Dzien byl pogodny i bardzo goracy, a ja jak na zlosc zapomnialam czapki z daszkiem, ale tak to jest jak wszsytko robi sie na ostatnia chwile. Dojechalismy bocznymi drogami do Miedzylesia, tam grupa sie podzielila, jedni pojechali i w sumie zrobili dluzsza trase, drudzy zostali na zakupy i jedzenie i ostatecznie zrobili krotsza trase, choc bardzo ladna widokowo. Mialam pojechac krotsza i bardziej plaska trasa, ale zostalam zagadana i ani sie obejrzalam a juz pedalowalam pod gorke niewielka serpentynka. Cisne i depcze, powolutku jakies 9km/h, na najnizszym przelozeniu, a tu wyprzedza mnie ktos z zawrotna szybkoscia – kolega cisnie pod gorke jakies 30km/h wow!!! ;)
Ostatecznie udalo mi sie pokonac ten podjazd, zjazd natomiast byl swietny – dlugi, lekko nachylony, srednia dzieki temu znacznie podskoczyla;)
Do Miedzygorza jechalismy droga ktora idzie prosto pod gorke, przecinajac poziomice pod katem prostym, niby niezbyt ostry, ale dosc dlugi.
Do schroniska wraz z kilkoma innymi osobami zdecydowalismy sie isc szlakiem pieszym, chcialam koniecznie zobaczyc jak on wyglada, poza tym ta droga miala byc o wiele krotsza. Byla z nami osoba, ktora tedy szla i zapewniala, ze nie jest tak strasznie. I faktycznie znaczny odcinek szerokiej sciezki dalo sie przejechac, dopiero pozniej na pewnym odcinku zrobilo sie stromo i pojawily sie glazy – trzeba bylo pchac ostro pod gorke. Faktycznie z zaladowanym rowerem moglo to byc trudne zadanie, ale napewno nie niewykonalne (byli tacy ktorzy pokonali te trase z sakwami, na dodatek w nocy).
Po dotarci do obozu, bylo zdjecie grupowe, ognisko, piwko, kielbaski, siedzenie i fadanie do poznej nocy.
Oto kilka zdjec z tego dnia:





Ostatecznie udalo mi sie pokonac ten podjazd, zjazd natomiast byl swietny – dlugi, lekko nachylony, srednia dzieki temu znacznie podskoczyla;)
Do Miedzygorza jechalismy droga ktora idzie prosto pod gorke, przecinajac poziomice pod katem prostym, niby niezbyt ostry, ale dosc dlugi.
Do schroniska wraz z kilkoma innymi osobami zdecydowalismy sie isc szlakiem pieszym, chcialam koniecznie zobaczyc jak on wyglada, poza tym ta droga miala byc o wiele krotsza. Byla z nami osoba, ktora tedy szla i zapewniala, ze nie jest tak strasznie. I faktycznie znaczny odcinek szerokiej sciezki dalo sie przejechac, dopiero pozniej na pewnym odcinku zrobilo sie stromo i pojawily sie glazy – trzeba bylo pchac ostro pod gorke. Faktycznie z zaladowanym rowerem moglo to byc trudne zadanie, ale napewno nie niewykonalne (byli tacy ktorzy pokonali te trase z sakwami, na dodatek w nocy).
Po dotarci do obozu, bylo zdjecie grupowe, ognisko, piwko, kielbaski, siedzenie i fadanie do poznej nocy.
Oto kilka zdjec z tego dnia:
Zlot rowerowy
Piątek, 18 maja 2012 Kategoria Długodystansowo, W towarzystwie, Polska
Km: | 120.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 09:00 | km/h: | 13.33 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Giant | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wiosenny przyjazd do Polski zaplanowalam tak, abym mogla wybrac sie na zlot forum rowerowego - poznac sie z ludzmi osobiscie, pojezdzic razem, posiedziec przy ognisku, napic sie piwa;) Wszystko udalo sie zaplanowac I zorganizowac I ostatecznie udalo mi sie dotrzec na zlot ;) jednak dojechanie nan wcale nie bylo latwe…
Zlot mial miejsce w Miedzygorzu. Postanowilam pojechac pociagiem do Strzelina i stamtad ruszyc rowerem na miejsce. W pociagu spotkalam Macka z forum, razem ruszylismy z Lodzi pociagiem o 5.15. W Ostrowcu dolaczyla do nas Magfa, a we Wroclawiu Pawel. Taka druzyna ruszylismy ze Strzelina. Jechalo sie dosc dobrze choc chwilami przeszkadzal wiatr. Przeszkadzaly rowniez pedzace z przeciwka ciezarowki wywolujace silny podmuch, ktory nieomalze zdmuchiwal z drogi. Jednak gdy zjechalismy na boczna droge jazda stala sie bardzo przyjemna.
W Kamiencu Zabkowickim, postanowilam odlaczyc sie od grupy, ktora zamierzala jechac przez Ladek Zdroj, przez solidne podjazdy i serpentyny, ja wypatrzylam sobie boczna droge biegnaca dolina Nysy Klodzkiej i niej zamierzalam sie trzymac do samej Bystrzycy. Doszlam do wniosku, ze droga ta nie bedzie tak mocno piela sie pod gorke, gorek mam dosc na codzien;)

(Zdjecie jest niestety tylko jedno, poniewaz nie mialam czasu, a potem takze sily, aby zrobic ich wiecej)
Nie do konca moje przewidywania sie sprawdzily, na dodatek na podstawie mapki z atlasu samochodowego dosc ciezko jedzie sie nieznanymi bocznymi drogami, dlatgo dwa razy pogubilam droge i zajelo mi troche czasu nim na nia spowrotem wrocilam;) trasa byla spokojna i bardzo malownicza, wila sie dolina rzeki, nieco wsipnajac sie na jej strome brzegi. Bylo cieplo i pogodnie i jechalo sie dobrze. Tak dotoczylam sie do Klodzka przez ktore udalo mi sie w miare bezproblemowo przejechac i nawet trafilam na te droge wyjazdowa ktora chcialam(!) ;)
Z Klodzka bardzo boczna droga jechalam w strone Bystrzycy mijajac rozne wioski. Pogoda nieco sie zmienila, a ja zaczelam czuc zmeczenie. Postanowilam zatrzymac sie, posilic i chwile odpoczac. Dzieki temu, patrzac na mape zauwazylam, ze znow minelam moj zjazd (droga byla tak mala i waska, ze mijajac ja pomyslalam ze to dojazd do kilku domow widocznych w oddali, jak sie jednak okazalo byla to normalna droga, ktora powinnam jechac). Zawrocilam, nadrobilam kawalek drogi i od tej pory juz nie bladzilam. Droga falujac, biegla dolinka coraz wezszej rzeczki. W okoklicach Bystrzycy czulam sie juz naprawde zmeczona, bolalo mnie siedzisko i ogolnie mialam dosc, a jak sie okazalo przede mna byl jeszcze kawal drogi i to jej najtrudniejszy i najciezszy odcinek.
Tuz przed Bystrzyca odbilam na glowna droge „33” i jechalam nia odcinek do Wilkanowa, gdzie odbilam w strone Miedzygorza. Na tej glownej drodze jest dosc szerokie pobocze, wiec powolutku sie nim toczylam, a przez krotki odcinek nawet pchalam rower, poneiwaz nie mialam sil pedalowac pod gorke.
Droga dojazdowa do miedzygorza nie byla zla, czesciowo prowadzial po plaskim, byl na niej w sumie jeden solidny podjazd i pewnie gdyby nie zmeczenie z calego dnia, dalabym rade podjechac, tu jednak musialam odpuscic i troszke pomoc sobie idac na pieszo. Tylek bolal mnie juz solidnie i nie mialam sily krecic nogami. Gdy dojechalam do Miedzygorza poczulam duza ulge, poniewaz moja podroz miala sie juz prawie ku koncowi. Teraz tylko mialam odnalezc schronisko, gdzie mial sie odbyc zlot;) Nie przewidzialam jednak ze to bedzie najtrudniejsza czesc trasy. Nie do konca wiedzialam gdzie to schronisko sie znajduje, na jakiejs mapie w Miedzygorzu byla mapka pieszych szlakow, ale niewiele mozna bylo z niej wywnioskowac. Zapytalam jakichs miejscowych roboli jak sie tam dostac, pokierowali mnie na jakas droge mowiac ze tam jest jakies 5 kilometrow i ze ludzie chodza tam szlakiem, ktorym jest o wiele krocej. Gdy jednak chcialam skierowac sie na ten krotszy szlak wysmiali mnie i stwierdzili ze z rowerem z sakwami to tam sie raczej nie da. No nic postanowilam pojechac badz co badz droga. Droga piela sie ostro pod gorke i na dodatek lezalo na niej mnostwo ostrych i luznych kamieni co kompletnie uniemozliwialo jazde. Pielam sie mozolnie pod gore, pchajac ciezki rower. Wszystko bylo w miare Ok dopoki prowadzila jedna droga, przy rozwidleniu mialam pewien problem, ale wydawalo mi sie ze zobaczylam slady roweru i skrecilam w lewo tak jak one prowadzily, po jakims czasie zobaczylam jednak ze ta droga prowadzi szlak rowerowy i nieco stracilam nadzieje czy jade dobra droga. A na drodze zywego ducha, nie ma mapy, nie wiem nawet gdzie jestem. Po pewnym czasie zobaczylam jednak jakichs ludzi, zapytalam o droge do schroniska, nie bardzo wiedzieli gdzie to jest, na szczescie po chwili zobaczylam sakwiarzy z forum tez jadacych do schroniska, na dodatek na droge wyszedl ktos od nas, aby sprowadzic nas do schroniska.
Uff... dojechalam!
W bolach co prawda, ostatecznie od Strzelina zrobilam 120km, (o wiele wiecej niz pokazywalo mi google przy planowaniu trasy). Bylam strasznie zmeczona, wykonczylo mnie to 5 kilometrowe pchanie rowerow pod gore. W zwiazku z tym niezbyt dlugo wytrwalam przy ognisku. A dzialo sie wiele!
/
Zlot mial miejsce w Miedzygorzu. Postanowilam pojechac pociagiem do Strzelina i stamtad ruszyc rowerem na miejsce. W pociagu spotkalam Macka z forum, razem ruszylismy z Lodzi pociagiem o 5.15. W Ostrowcu dolaczyla do nas Magfa, a we Wroclawiu Pawel. Taka druzyna ruszylismy ze Strzelina. Jechalo sie dosc dobrze choc chwilami przeszkadzal wiatr. Przeszkadzaly rowniez pedzace z przeciwka ciezarowki wywolujace silny podmuch, ktory nieomalze zdmuchiwal z drogi. Jednak gdy zjechalismy na boczna droge jazda stala sie bardzo przyjemna.
W Kamiencu Zabkowickim, postanowilam odlaczyc sie od grupy, ktora zamierzala jechac przez Ladek Zdroj, przez solidne podjazdy i serpentyny, ja wypatrzylam sobie boczna droge biegnaca dolina Nysy Klodzkiej i niej zamierzalam sie trzymac do samej Bystrzycy. Doszlam do wniosku, ze droga ta nie bedzie tak mocno piela sie pod gorke, gorek mam dosc na codzien;)
(Zdjecie jest niestety tylko jedno, poniewaz nie mialam czasu, a potem takze sily, aby zrobic ich wiecej)
Nie do konca moje przewidywania sie sprawdzily, na dodatek na podstawie mapki z atlasu samochodowego dosc ciezko jedzie sie nieznanymi bocznymi drogami, dlatgo dwa razy pogubilam droge i zajelo mi troche czasu nim na nia spowrotem wrocilam;) trasa byla spokojna i bardzo malownicza, wila sie dolina rzeki, nieco wsipnajac sie na jej strome brzegi. Bylo cieplo i pogodnie i jechalo sie dobrze. Tak dotoczylam sie do Klodzka przez ktore udalo mi sie w miare bezproblemowo przejechac i nawet trafilam na te droge wyjazdowa ktora chcialam(!) ;)
Z Klodzka bardzo boczna droga jechalam w strone Bystrzycy mijajac rozne wioski. Pogoda nieco sie zmienila, a ja zaczelam czuc zmeczenie. Postanowilam zatrzymac sie, posilic i chwile odpoczac. Dzieki temu, patrzac na mape zauwazylam, ze znow minelam moj zjazd (droga byla tak mala i waska, ze mijajac ja pomyslalam ze to dojazd do kilku domow widocznych w oddali, jak sie jednak okazalo byla to normalna droga, ktora powinnam jechac). Zawrocilam, nadrobilam kawalek drogi i od tej pory juz nie bladzilam. Droga falujac, biegla dolinka coraz wezszej rzeczki. W okoklicach Bystrzycy czulam sie juz naprawde zmeczona, bolalo mnie siedzisko i ogolnie mialam dosc, a jak sie okazalo przede mna byl jeszcze kawal drogi i to jej najtrudniejszy i najciezszy odcinek.
Tuz przed Bystrzyca odbilam na glowna droge „33” i jechalam nia odcinek do Wilkanowa, gdzie odbilam w strone Miedzygorza. Na tej glownej drodze jest dosc szerokie pobocze, wiec powolutku sie nim toczylam, a przez krotki odcinek nawet pchalam rower, poneiwaz nie mialam sil pedalowac pod gorke.
Droga dojazdowa do miedzygorza nie byla zla, czesciowo prowadzial po plaskim, byl na niej w sumie jeden solidny podjazd i pewnie gdyby nie zmeczenie z calego dnia, dalabym rade podjechac, tu jednak musialam odpuscic i troszke pomoc sobie idac na pieszo. Tylek bolal mnie juz solidnie i nie mialam sily krecic nogami. Gdy dojechalam do Miedzygorza poczulam duza ulge, poniewaz moja podroz miala sie juz prawie ku koncowi. Teraz tylko mialam odnalezc schronisko, gdzie mial sie odbyc zlot;) Nie przewidzialam jednak ze to bedzie najtrudniejsza czesc trasy. Nie do konca wiedzialam gdzie to schronisko sie znajduje, na jakiejs mapie w Miedzygorzu byla mapka pieszych szlakow, ale niewiele mozna bylo z niej wywnioskowac. Zapytalam jakichs miejscowych roboli jak sie tam dostac, pokierowali mnie na jakas droge mowiac ze tam jest jakies 5 kilometrow i ze ludzie chodza tam szlakiem, ktorym jest o wiele krocej. Gdy jednak chcialam skierowac sie na ten krotszy szlak wysmiali mnie i stwierdzili ze z rowerem z sakwami to tam sie raczej nie da. No nic postanowilam pojechac badz co badz droga. Droga piela sie ostro pod gorke i na dodatek lezalo na niej mnostwo ostrych i luznych kamieni co kompletnie uniemozliwialo jazde. Pielam sie mozolnie pod gore, pchajac ciezki rower. Wszystko bylo w miare Ok dopoki prowadzila jedna droga, przy rozwidleniu mialam pewien problem, ale wydawalo mi sie ze zobaczylam slady roweru i skrecilam w lewo tak jak one prowadzily, po jakims czasie zobaczylam jednak ze ta droga prowadzi szlak rowerowy i nieco stracilam nadzieje czy jade dobra droga. A na drodze zywego ducha, nie ma mapy, nie wiem nawet gdzie jestem. Po pewnym czasie zobaczylam jednak jakichs ludzi, zapytalam o droge do schroniska, nie bardzo wiedzieli gdzie to jest, na szczescie po chwili zobaczylam sakwiarzy z forum tez jadacych do schroniska, na dodatek na droge wyszedl ktos od nas, aby sprowadzic nas do schroniska.
Uff... dojechalam!
W bolach co prawda, ostatecznie od Strzelina zrobilam 120km, (o wiele wiecej niz pokazywalo mi google przy planowaniu trasy). Bylam strasznie zmeczona, wykonczylo mnie to 5 kilometrowe pchanie rowerow pod gore. W zwiazku z tym niezbyt dlugo wytrwalam przy ognisku. A dzialo sie wiele!
/
Leniwa niedziela
Niedziela, 25 marca 2012 Kategoria Po miescie, W towarzystwie
Km: | 37.40 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:25 | km/h: | 15.48 |
Pr. maks.: | 45.00 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Revolution | Aktywność: Jazda na rowerze |
W niedziele nie chciałam jechać na żadną dalszą wycieczkę, bo czułam się jeszcze słaba po zeszłotygodniowym przeziębieniu. Choć pogoda była bardzo ładna, jakoś nie mogłam wygrzebać się z domu, ani zdecydować gdzie pojechać. Ostatecznie zdecydowałam się pojechać na zakupy do odległego sklepu craftowego, (rękodzielniczego), mam bowiem zamiar porobić trochę drobiazgów, które mam nadzieję wkrótce pojawia się na blogu.
Po drodze zahaczyłam o sklep rowerowy i kupiłam rękawiczki ponieważ moje stare mają już kilka sezonów i to widać;) Kierując się na ścieżkę pod Górą Artura, przejechaliśmy (wspomniałam ze jeździłam dziś w towarzystwie) bardzo fajną, klimatyczną uliczką, która przypomina mi nieco Paryż, a sama dzielnica nosi nazwę Marchmont;) dalej już tradycyjnie ścieżką Innocent Railway.
Po zakupach zastanawialiśmy się gdzie pojechać dalej. Ostatecznie zdecydowaliśmy się pojechać do Musselburga i urządzić sobie mini piknik na plaży. Była fantastyczna pogoda – słonecznie, ciepło i bezwietrznie (!), zatoka była jak lustro, czasami na jeziorze bywają większe fale, coś niesamowitego!
Obmyślając, jaką trasą wrócić do domu, doszliśmy do wniosku, że nie chcemy wracać po śladach, ani przez centrum. Zdecydowaliśmy pojechać wzdłuż zatoki, a następnie „północną” ścieżką rowerową w okolice domu. Najpierw jechaliśmy promenadą w Portobello, bardzo zatłoczoną – wszyscy gdy tylko poczuli słoneczko i ciepełko wylegli na powietrze. Następnie wjechaliśmy na ścieżkę rowerowa, jednak okazało się że nie da się nią przejechać ze względu na jakąś budowę. Musieliśmy zawrócić, ale dzięki temu odkryłam nową, rewelacyjną ścieżkę rowerowa - kolejny odcinek dawnej linii kolejowej.
Później kawałek ulicami, gdzie jakiś dzieciak omal mnie nie zabił butelka z Fanta, z której robił bombę; / przez park i znowu kawałek uliczkami i ostatecznie ścieżką rowerową prawie pod dom. I tak minęła niedziela – spokojnie i sielankowo.
Zdjęć niestety nie ma ponieważ zapomniałam aparatu;(
PS. Ponieważ ostatnio często wspominam o tutejszych ścieżkach rowerowych powstałych w miejscach dawnych linii kolejowych, przyszedł mi do głowy pomysł przygotowania posta i mapki szczegółowo omawiającej ten temat. Bylibyście zainteresowani poczytaniem czegoś więcej na ten temat?
Po drodze zahaczyłam o sklep rowerowy i kupiłam rękawiczki ponieważ moje stare mają już kilka sezonów i to widać;) Kierując się na ścieżkę pod Górą Artura, przejechaliśmy (wspomniałam ze jeździłam dziś w towarzystwie) bardzo fajną, klimatyczną uliczką, która przypomina mi nieco Paryż, a sama dzielnica nosi nazwę Marchmont;) dalej już tradycyjnie ścieżką Innocent Railway.
Po zakupach zastanawialiśmy się gdzie pojechać dalej. Ostatecznie zdecydowaliśmy się pojechać do Musselburga i urządzić sobie mini piknik na plaży. Była fantastyczna pogoda – słonecznie, ciepło i bezwietrznie (!), zatoka była jak lustro, czasami na jeziorze bywają większe fale, coś niesamowitego!
Obmyślając, jaką trasą wrócić do domu, doszliśmy do wniosku, że nie chcemy wracać po śladach, ani przez centrum. Zdecydowaliśmy pojechać wzdłuż zatoki, a następnie „północną” ścieżką rowerową w okolice domu. Najpierw jechaliśmy promenadą w Portobello, bardzo zatłoczoną – wszyscy gdy tylko poczuli słoneczko i ciepełko wylegli na powietrze. Następnie wjechaliśmy na ścieżkę rowerowa, jednak okazało się że nie da się nią przejechać ze względu na jakąś budowę. Musieliśmy zawrócić, ale dzięki temu odkryłam nową, rewelacyjną ścieżkę rowerowa - kolejny odcinek dawnej linii kolejowej.
Później kawałek ulicami, gdzie jakiś dzieciak omal mnie nie zabił butelka z Fanta, z której robił bombę; / przez park i znowu kawałek uliczkami i ostatecznie ścieżką rowerową prawie pod dom. I tak minęła niedziela – spokojnie i sielankowo.
Zdjęć niestety nie ma ponieważ zapomniałam aparatu;(
PS. Ponieważ ostatnio często wspominam o tutejszych ścieżkach rowerowych powstałych w miejscach dawnych linii kolejowych, przyszedł mi do głowy pomysł przygotowania posta i mapki szczegółowo omawiającej ten temat. Bylibyście zainteresowani poczytaniem czegoś więcej na ten temat?
szwedanie sie po sklepach
Sobota, 24 marca 2012 Kategoria Po miescie, W towarzystwie
Km: | 5.60 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:25 | km/h: | 13.44 |
Pr. maks.: | 28.50 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Revolution | Aktywność: Jazda na rowerze |
Tego dnia bylo mgliscie, woda stala w powietrzu, wiec ograniczylam sie tylko do pojechania na Car Boot Sale, na ktorym niestety nic nie kupilam oraz do sklepu po drobne zakupy jedzeniowe i piciowe;) W drodze powrotnej do domu, zahaczylam o jeden second hand, gdzie mialam upatrzony fajny lampion ;)

Jazda rekreacyjna w towarzystwie.
Jazda rekreacyjna w towarzystwie.
Na Pchli Targ
Niedziela, 4 marca 2012 Kategoria Po miescie, W towarzystwie
Km: | 10.20 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:38 | km/h: | 16.11 |
Pr. maks.: | 35.50 | Temperatura: | 8.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Revolution | Aktywność: Jazda na rowerze |
Spokojnie, rekreacyjnie, w towarzystwie po miescie. Tempo spacerowe, przejechalismy przez miasto na Pchli Targ czy jak kto woli Car Boot Sale:) Wyhaczylam bardzo fajne gliniane naczynie do founde za... uwaga 1F ;) No i to tyle, ale polazilam, poogladalam, choc irytuje mnie masa ludzi ktora zbiera sie zawsze tam gdzie stane;/ Powrot do domu przez "starowke" czyli Royal Mile i obok zamku.
Glenkinchie Destillary
Sobota, 15 października 2011 Kategoria Długodystansowo, Fotograficznie, Okolice Edi, W towarzystwie, Po Szkocji
Km: | 66.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:11 | km/h: | 15.78 |
Pr. maks.: | 54.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Jesienna wycieczka do podedynburskiej destylarni whisky.
Trasa prowadziła głównie ścieżkami rowerowymi, poprowadzonymi w miejscach dawnych linii kolejowych lub bocznymi drogami. Najgorszy był powrót, ponieważ chcąc wrócić jak najszybciej do domu, gdyż trochę zbyt długo zabawiliśmy w destylarni, musieliśmy wracać głównymi, dość ruchliwymi drogami.
Ponieważ trasa prowadziła przez pola i łąki, po drodze zbieraliśmy skarby jesieni - jeżyny, dziką różę, czarny bez. Poszukiwałam także jarzębiny, ale na całej trasie nie udało mi się wypatrzeń ani jednej:( Z zebranych owoców mam zamiar przygotować przetwory.











Trasa bardzo przyjemna i niezbyt wymagająca, choć było kilka podjazdów, a co za tym idzie i zjazdów, podczas których udało mi się pobić kolejny rekord prędkści:)
Trasa prowadziła głównie ścieżkami rowerowymi, poprowadzonymi w miejscach dawnych linii kolejowych lub bocznymi drogami. Najgorszy był powrót, ponieważ chcąc wrócić jak najszybciej do domu, gdyż trochę zbyt długo zabawiliśmy w destylarni, musieliśmy wracać głównymi, dość ruchliwymi drogami.
Ponieważ trasa prowadziła przez pola i łąki, po drodze zbieraliśmy skarby jesieni - jeżyny, dziką różę, czarny bez. Poszukiwałam także jarzębiny, ale na całej trasie nie udało mi się wypatrzeń ani jednej:( Z zebranych owoców mam zamiar przygotować przetwory.

Wjazd na ścieżkę rowerową© ememka

Tory kolejowe© ememka

Znak kolejowy© ememka

Tablica© ememka

Ścieżka rowerowa© ememka

Ścieżka rowerowa© ememka

Pozostałość linii kolejowej© ememka

Degustacja w destylarni© ememka

Destylarnia Whisky© ememka

Ścieżka do domu© ememka

Bardzo ponuro© ememka
Trasa bardzo przyjemna i niezbyt wymagająca, choć było kilka podjazdów, a co za tym idzie i zjazdów, podczas których udało mi się pobić kolejny rekord prędkści:)
DEMOLITION
Niedziela, 25 września 2011 Kategoria Fotograficznie, Po miescie, W towarzystwie
Km: | 11.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:44 | km/h: | 15.00 |
Pr. maks.: | 29.20 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś wybraliśmy się na dość sporą atrakcję, którą zafundowało miasto Edynburg - wyburzenie 3 wieżowców.
Później podjechałam jeszcze na targi kamieni i koralików;)
Później podjechałam jeszcze na targi kamieni i koralików;)
DOORS OPEN DAY
Sobota, 24 września 2011 Kategoria Fotograficznie, Po miescie, W towarzystwie
Km: | 31.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:05 | km/h: | 14.88 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po raz kolejny miasto otworzyło przed publicznością drzwi ciekawych i niedostepnych dla zwykłych śmiertelników budynków. Postanowiłam je obejrzec, a po miesice poruszac sie oczywiście rowerkiem :)
Zdjecia wkrotce...
Zdjecia wkrotce...
Car boot sale i kręcenie sie po mieście
Niedziela, 31 lipca 2011 Kategoria Po miescie, W towarzystwie
Km: | 13.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:52 | km/h: | 15.58 |
Pr. maks.: | 35.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Był plan, aby pojechać zwiedzić Hopetoun House, ale okazało sie że dziś odbywają się tam jakieś wyścigi, wejście jest droższe, no i pewnie masa ludzi;/ Postanowiliśmy odłożyć to na inny termin, a dziś pojechać na pchli targ;) Niestety był jakiś mniejszy niż ostatnio i nie udąło się znaleść nic ciekwego ;( Później kręciliśmy się nieco po mieście, głównie w celach zakupowych.