ememkablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(55)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ememka.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2012

Dystans całkowity:552.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:33:23
Średnia prędkość:16.54 km/h
Maksymalna prędkość:55.00 km/h
Suma podjazdów:300 m
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:27.60 km i 1h 40m
Więcej statystyk

Do i z pracy i odebrac kolezanke

Poniedziałek, 11 czerwca 2012 Kategoria Do pracy
Km: 13.40 Km teren: 0.00 Czas: 00:52 km/h: 15.46
Pr. maks.: 34.50 Temperatura: 12.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Praca. Po pracy natomiast popedzilam na dworzec, aby odebrac kolezanke, ktore przyjechala z PL do EDI szukac innego zycia i pracy;) Pozniej spacerek z dworca, dlatego srednia taka niska;)

Car Boot Sale

Niedziela, 10 czerwca 2012 Kategoria Po miescie, W towarzystwie
Km: 9.80 Km teren: 0.00 Czas: 00:40 km/h: 14.70
Pr. maks.: 36.50 Temperatura: 11.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Od dluzszego czasu nie bylam na edynburskim pchlim targu i postanowilam wybrac sie tam w te niedziele. Oczywiscie pojechac rowerem, jednak calkowicie rozkopane centrum nie ulatwia poruszania sie;/
Wrocilam nieco okrezna droga, ale przejechalam przez zieloniutki park, gdzie panuje cisza i spokoj;) Ludzi niewiele, poniewaz jest chlodno, pochmurno i z nieba cos siapi;/

Na ryneczku tym razem udalo mi sie wyhaczyc takie oto cudenka w niesamowicie niskiej cenie:)










Wiecej szczegolow na blogu Urokliwe detale.

Zakupy

Sobota, 9 czerwca 2012 Kategoria Do pracy
Km: 4.10 Km teren: 0.00 Czas: 00:16 km/h: 15.37
Pr. maks.: 27.90 Temperatura: 15.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Krotka przejazdzka na ryneczek i do sklepu po niezbedne zakupy. Powrot do domu i porzadki. Pogoda bez zmian, nadal szaro, chlodno i wilgotno;/ czy juz nie zobacze slonca?

Do i z pracy

Piątek, 8 czerwca 2012 Kategoria Do pracy
Km: 10.40 Km teren: 0.00 Czas: 00:31 km/h: 20.13
Pr. maks.: 36.50 Temperatura: 12.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Praca. W ten piatek wyjatkowo musialam posiedziec dluzej w pracy mam -5 godzin i trzeba to troche odrobic;/ ale siedzienie do pozna w pracy w piatek to koszmar. czlowiek i tak nic nie robi, myslami jest gdzie indziej, a kiblowac trzeba;/ no coz taki lajf... Pogoda i tak nie zachecala do opuszczenia cieplego i suchego budynku. W drodze zmoklam, a w zwiazku z brakiem blotnikow, slad blota mialam na calej dlugosci plecow ;/

Do i z pracy

Czwartek, 7 czerwca 2012 Kategoria Do pracy
Km: 10.40 Km teren: 0.00 Czas: 00:31 km/h: 20.13
Pr. maks.: 32.50 Temperatura: 13.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Praca. Dni sa pochmurne i ponure. poznym popoludniej jest chlodniej niz rano gdy wychodze z domu, na dodatek albo siapi, albo pada, slonca nie widzialam juz od kilku dni :(

Do i z pracy

Środa, 6 czerwca 2012 Kategoria Do pracy
Km: 10.50 Km teren: 0.00 Czas: 00:31 km/h: 20.32
Pr. maks.: 33.00 Temperatura: 13.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Praca po wyjazdowym dlugim weekendzie:)

Powrót

Poniedziałek, 4 czerwca 2012 Kategoria W towarzystwie
Km: 12.50 Km teren: 0.00 Czas: 01:00 km/h: 12.50
Pr. maks.: 31.50 Temperatura: 11.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Pobudka o 6, szybkie zwiniecie namiotu, bez śniadania. Ruszyliśmy w stronę promu, ponieważ dokładnie nie wiedzieliśmy ile mamy do przejechania (5km czy 5mil), a woleliśmy mieć zapas, a nie czekać później parę godzin na kolejny prom. Jak się okazało musięliśmy przejechać tylko 5 km, które pokonaliśmy w kilkanaście minut;) Ponieważ do promu mięliśmy sporo czasu skorzystaliśmy z szaletu, a następnie przy stolikach ustawionych przy jakiejś knajpce, zamkniętej o tej porze spożyliśmy śniadanie.
Na prom wjechaliśmy, jako pierwsi z para innych sakwiarzy. Na promie wypiliśmy gorąca herbatę, zrobiliśmy kilka pożegnalnych fotek wyspy Mull i ani się obejrzeliśmy jak dobijaliśmy do Oban. Na wyspę postanowiłam jeszcze wrócić, aby odwiedzić Tobermory i tamtejsza destylarnie oraz objechać północną cześć wyspy. Poza tym zostało nam tutaj do zobaczenia kilka zamków, których nie zwiedzaliśmy z powodu braku czasu. Na zwiedzenie wyspy zabrakło nam jednego dnia, ale taka niestety niemiła niespodziankę zrobił nam ScotRail. Gdy tylko zeszliśmy z promu od razu udałam się na dworzec dowiedzieć się się jak wygląda sytuacja z zarezerwowaniem miejsca na rower w pociągu do Glasgow. Jak się okazało nie było z tym problemu, pociąg był w ogóle większy niż tym, którym jechaliśmy w te stronę, miał 4 wagony, a nie 2 i 12 (!) miejsc na rowery! W sumie jechały w nim tylko dwa nasze;/ Ponieważ do pociągu mięliśmy sporo czasu powłóczyliśmy się nieco po Oban, weszliśmy do destylarni skosztować lokalnych wyrobów, kupiliśmy miejscowe piwo i skosztowaliśmy świeżutkich owoców morza w budce kolo portu. Fanatyczne kanapki z wędzonym łososięm, krabem i krewetkami za cenę bardziej niż przystępna! Cos wspaniałego!

Destylarnia whisky w Oban © ememka


Panorama Oban © ememka


Podroż do Glasgow upłynęła nam w milej, spokojnej wręcz sięlankowej atmosferze. Przesiadka w Glasgow to szczyt marzeń – polaczenie było rewelacyjne, gdy wjechaliśmy na stacje pociąg edynburski stal i czekał, także tylko musięliśmy przejść szerokość peronu i się do niego załadować;) i tak w ciągu 4 godzin od wyruszenia z Oban dotarliśmy do domu.
Wróciliśmy w poniedziałek, aby nie utknąć w Oban we wtorek, bo przecież w środę niestety trzeba było pojawić się się w pracy. Wtorek upłynął za to bardzo milo i spokojnie w domu na odpoczynku i sprzątaniu, ogarnianiu mieszkania i przesuwaniu mebli

Wyspa Iona i przez Mull

Niedziela, 3 czerwca 2012 Kategoria Długodystansowo, Fotograficznie, W towarzystwie, Po Szkocji
Km: 80.20 Km teren: 0.00 Czas: 05:14 km/h: 15.32
Pr. maks.: 41.50 Temperatura: 15.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Pobudka o 7.30 pakowanie, skromne śniadanko, próba zagotowania wody przy dość silnym wietrze na suchym paliwie graniczyła z cudem.
Zjechaliśmy do wioski i czekaliśmy na prom, który miał o 8.45 zabrać nas na wyspę Iona. W międzyczasie skorzystaliśmy z otwartego całą dobę szaletu oraz kontaktu, gdzie podładowałam baterię do aparatu.

http://www.youtube.com/enhance?feature=vm&v=B6yx2tuA69c

Zachodnie wybrzeże Szkocji © ememka


Ruiny opactwa © ememka


Opactwo Iona © ememka


Podcienia dziedzinca © ememka


Opactwo iona © ememka


Wnętrze kościoła © ememka


Opctwo Iona © ememka


Błękitne wody © ememka


Zwiedziliśmy, powylegiwaliśmy się na słonku czekając na prom i ruszyliśmy w drogę powrotną. Częściowo trasa prowadziła tą samą drogą, co dzień wcześniej (na wyspie nie ma zbyt wielu dróg), jechaliśmy jednak wolniej, często zatrzymując się, aby uwiecznić widoczki.




Po kilku kilometrach jazdy odezwał się brak porządnego śniadania i czułam jak mnie ssie pusty żołądek, na dodatek nie miałam siły pedałować, w jeździe nie pomagał także przeciwny wiatr. Krótki postój na uzupełnienie „paliwa” i ruszyliśmy dalej. Dotoczyliśmy się do rozjazdu i skręciliśmy na jeszcze węższa (tak to możliwe) drogę widokową prowadzącą do Salen. Ta droga była fantastyczna, najpierw lekko falując prowadziła przeciwległym brzegiem zatoki, wzdłuż której jechaliśmy wcześniej, a ponieważ wykonaliśmy zwrot o 180st – wiatr zaczął pomagać i momentalnie jazda z mocnego naciskania na pedały i walki, zamieniła się w delikatne kręcenie i spokojne toczenie się. Następnie ładny zjazd, zakręt i solidny podjazd, jak się później okazało na szczęście jedyny tego dnia;) po drugiej stronie tego wzniesienia rozpościerały się niesamowite widoki na klify i skaliste wybrzeże. Droga wiła się wzdłuż brzegu wciśnięta miedzy wody zatoki, a pionowo wznoszące się góry.

Wijąca siędroga © ememka




Minęliśmy fragment brzegu usianego ogromnymi głazami, które niegdyś odpadły od pionowo wznoszących się ścian. Miejsce bardzo urokliwe, a zarazem nieco straszne.

Wielkie głązy © ememka


Leniwe owce © ememka


Przejeżdżaliśmy też obok zarośli i karłowatych drzewek, które zapewne miały ambicje być lasem, jednak silne wiatry, jakie muszą tu wiać zniekształciły je i skarliły, przez co wyglądają strasznie i złowrogo, jak poskręcany reumatyzmem starzec.

Karłowate drzewa © ememka




Następnie droga prowadziła płaskim i szerokim brzegiem zatoki, aby po pewnym czasie i niewielkim podjeździe doprowadzić nas do wioski Salen. Tu postanowiliśmy się pożywić w pubie i pojechać w stronę promu, aby złapać pierwsza przeprawę następnego dnia rano, a następnie starać się o rezerwacje miejsc w pociągu do Glasgow.
Pod pubem atakowały nas meszki, w drodze do promu, gdy tylko się na chwilę zatrzymaliśmy meszki nas oblepiały. Momentami podczas jazdy przejeżdżałam przez taka chmarę, ze czułam jak oblepiają mi twarz, całe ich roje zostawały mi na rękach. Na nocleg zjechaliśmy na parking/miejsce widokowe nad cieśnina oddzielająca wyspę Mull od lądowej części Szkocji. Tu o dziwo nie było meszek, choć przejechaliśmy zaledwie kilka kilometrów od miejsca gdzie były ich całe masy. Udało nam się spokojnie rozbić i posiedzieć w otwartym namiocie. Meszki pojawiły się dopiero później w niewielkich ilościach. Nie mam pojęcia od czego zależy ich występowanie.

Widok z namiotu © ememka


/

Przez wyspe Mull

Sobota, 2 czerwca 2012 Kategoria Długodystansowo, W towarzystwie, Po Szkocji
Km: 81.80 Km teren: 0.00 Czas: 04:25 km/h: 18.52
Pr. maks.: 45.50 Temperatura: 19.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Wstaliśmy rano, zjedliśmy, zwinęliśmy obóz i podjechaliśmy do centrum informacji turystycznej, aby zaopatrzyć się w mapę okolicy i zdecydować, co robić dalej, gdzie jechać. Po spojrzeniu na mapę, zdecydowałam że, jeśli nie na uda nam się dostać na Mull to możemy objechać jedno z tutejszych jezior. Nadal jednak nie rezygnowaliśmy z dostania się do pociągu do Oban. Pokręciliśmy się po Tyndrum, poczekaliśmy chwilę na pociąg, ale sytuacja niestety wyglądała tak samo jak dnia poprzedniego, tym razem konduktor powiedział że ma już 9 rowerów (zamiast przepisowych 6) i żaden więcej już się nie zmieści;/ Dobra odpuściliśmy i postanowiliśmy jechać w stronę jeziora Awe.

W drodze © ememka


Po 25km i bardzo przyjemnej drodze, w przeważającej części w dół, dojechaliśmy do kolejnej wioski, gdzie również znajdowała się stacja kolejowa, do następnego pociągu było jakieś 30-45 minut, postanowiliśmy poczekać i ponownie spróbować szczęścia, jeśli się nie uda wprowadzamy w czyn plan B, jeśli natomiast uda się do niego wcisnąć jedziemy wg planu na Mull. Pociąg przyjechał i mimo że było w nim już 6 rowerów wepchneliśmy się, ale chyba tylko, dlatego że to wejście nie było pilnowane przez konduktora;) I w ten sposób przejechaliśmy pozostały odcinek drogi na bilecie z dnia poprzedniego, na szczęscie konduktorowi udało się wytłumaczyć naszą sytuację i nie musieliśmy dopłacać;)
Po dojechaniu do Oban przeskoczyliśmy szybciutko na prom i po 45 minutach (czas potrzebny na rozejrzenie się po promie i skonsumowanie jednego lokalnego piwa) wylądowaliśmy na wyspie Mull. Pogoda niesamowita, błękitne niebo i żar lejący się z nieba.

Widoczek z promu © ememka


Na promie © ememka


Latarnia morska © ememka


Ponieważ czas wycieczki nieco nam się skrócił (postanowiliśmy wracać w poniedziałek, aby uniknąć nieprzyjemności związanych z koleją), mieliśmy dylemat, którą część wyspy zwiedzić: północną z miasteczkiem Tobermory i destylarnią whisky czy południową z wysepką Iona i klasztorem. Ostatecznie postanowiliśmy jechać na Ionę, nie zwiedzając nic po drodze, bo nie było na to czasu chcieliśmy do wieczora dotrzeć na skraj wysypy, aby następnego dnia rano przeprawić się na Ionę i zwiedzić klasztor.

Drogi na wyspie są dobrej jakości, ale to głównie wąskie „single track”, czyli droga o szerokości jednego pasa, na których mieści się tylko jeden samochód, co jakiś czas znajdują się tzw. „passing places”, czyli miejsca do mijania, dzięki którym możliwy jest ruch. A ruch niestety jak na taką drogę był dość spory, jeździło sporo samochodów i autobusów najprawdopodobniej dowożących turystów na Ionę. Jednak mimo tego jechało się bardzo przyjemnie.
Nasza trasa początkowo prowadziła nieco w głąb wyspy, a po chwili zaczęła się piąć pod górę. Nie było łatwo, za to było gorąco, ale jakoś daliśmy rade;) na końcu tego podjazdu zrobiliśmy postój, zjedliśmy kilka kanapek, odpoczęliśmy i ruszyliśmy w dalszą drogę. Po jeszcze jednym niewielkim podjeździe zaczął się bardzo fajny, długi i przyjemny zjazd.

Widoczki na Mull © ememka


Widoczek z wyspy Mull © ememka


Podziwialiśmy wznoszące się dookoła szczyty, najwyższy z nich, na tej małej wysepce, ma prawie 1000 metrów wysokości. W końcu dojechaliśmy do rozjazdu i miejsca gdzie zaczyna się zatoka, mająca towarzyszyć nam juz do końca wycieczki. Nieco zrelaksowani zjazdem zatrzymaliśmy się tu na chwilę, aby popstrykać trochę zdjęć.
Pokrzepieni zjazdem i myślą że teraz będziemy jechać już drogą prowadząca wzdłuż brzegu, a więc bez podjazdów i ruszyliśmy dalej. I faktycznie początkowo jechało się bardzo przyjemnie, słonko przyświecało, drogowskazy pokazywały, co prawda nieco więcej kilometrów niż przewidywałam, ale jechało się dobrze wiec nie zwracaliśmy na to uwagi.

Porzucona łódź © ememka


Po jakimś czasie droga zaczęła jednak falować, wjeżdżać na jakieś wyższe brzegi, klify, stało się to męczące i upierdliwe, poza tym już zmęczenie zaczęło dawać się nam we znaki. Te niedogodności rekompensowały jednak zmieniające się, co chwilę krajobrazy, dziwaczne zarysy wysp wyłaniających się na horyzoncie, słońce odbijające się w wodzie i niesamowity odcień zieleni.
Na tzw. „oparach” dojechaliśmy do jakiejś wioski, w której zobaczyłam parasole ogródka wystawionego przed hotelem/pubem – tu się zatrzymujemy na browarka – zadecydowałam, sprzeciwu ze strony towarzysza nie było;)

Przerwa w podróży © ememka


Posiedzieliśmy na słoneczku, wypiliśmy po piwku, zjedliśmy trochę frytek i ruszyliśmy na ostatni etap trasy. Tuż za tym postojem mieliśmy kolejny podjazd, niezbyt długi, ale stromy, który podłamał nasze morale. Końcówkę pokonałam na siłę, choć nie zrobiłam tego dnia wielu kilometrów, ale byłam jakoś zmęczona po dniu pracy i podróży, bardzo chciałam już dojechać do końca i spokojnie usiąść i odpocząć. Ostatecznie dojechałam do małej, portowej wioski Fionaport. Okolica bardzo ładna, łyse, popękane kamienie wystają spod zielonej trawy.
Chwilę rozglądaliśmy się za miejscem na nocleg, ostatecznie znalazłam je 500 metrów od wioski, w zacisznym zagłębieniu na niewielkim wzgórzu. Miejsce było bardzo dobrze osłonięte od wiatru i z pięknym widokiem na zachodzące słońce.

Nocleg na dziko © ememka


Wspaniała miejscówka © ememka


Zachód słońca © ememka


/

Praca i perypetie wyjazdowe

Piątek, 1 czerwca 2012 Kategoria Do pracy
Km: 24.20 Km teren: 0.00 Czas: 01:35 km/h: 15.28
Pr. maks.: 33.00 Temperatura: 15.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Revolution Aktywność: Jazda na rowerze
Praca i wyjazd

cdn...


Bardzo spontaniczna i nieco słabo zaplanowana wycieczka na jedną z wysp Hybrydów Wewnętrznych – Wyspę Mull.
Początkowo miałam jechać sama, jednak w ostatniej chwili towarzysz również zdecydował się jechać;) To kolejna rzecz, która sprawiła pewną niespodziankę, ponieważ namiot, który posiadam jest niewystarczający dla dwóch osób, a pan drugiego nie chciał kupić; / no trudno jakoś daliśmy radę, gniotąc się nieco w tym małym namiociku;) Na szczęście noce były pogodne i nie padało;) w przeciwnym razie w środku mogłoby być nieco mokro.

Ale zacznijmy od początku...
Jak już napisałam wszystko działo się bardzo szybko i było załatwiane na wariackich papierach, a to, dlatego że dopiero, co wróciłam z PL i na śmierć zapomniałam, że to zaraz po powrocie mamy długi weekend i nic wcześniej nie zaplanowałam. W sumie decyzja zapadła w czwartek, żeby w piątek popołudniu ruszać. Tak też zrobiliśmy, ja poszłam jeszcze na parę godzin do pracy, wróciłam, szybko się zapakowałam i ruszyliśmy na dworzec...

Rower gotowy na wycieczkę © ememka


I tu zaczęła się cała przygoda, była godzina 16.30, szczyt, ludzie wracają z pracy, a na dworcu niesamowty kocioł. Nie wiem, czemu, wszystko było wywrócone do góry nogami, pociąg, który powinien odjechać z peronu 4, przyjechał na peron 2 na dodatek spóźniony 15 minut, wiec ludzi była cała masa, co więcej, jak się po chwili dowiedziałam, połowa pociągów do Glasgow została odwołana i zamiast jeździć, co 15 minut jeżdżą, co pół godziny! Oczywiście do tego spóźnionego nie udało nam się wcisnąć, nawet nie wszyscy ludzie się nim zabrali;/ A tu już zerkamy na czas, bo w Glasgow mięliśmy mieć przesiadkę na pociąg do Oban, celu naszej podróży kolejowej, skąd wypływa prom na wyspę Mull. Czasu coraz mniej. Gadam z jakimś człowiekiem z kolei, który usiłuje ogarnąć to zamieszanie i służy za informacje, od niego właśnie dowiedziałam się, że następnego pociągu nie ma, a kolejny będzie napewno spóźniony i że w związku z tym nie zdążymy na pociąg do Oban! Ale uprzejmy pan podpowiedział, że jest jeszcze inny pociąg do Glasgow, stoi na peronie 0, jedzie nieco inną trasą, przez co podróż trwa równe 60 minut, ale jeżeli nim pojedziemy będziemy mieć w Glasgow 10 minut na przesiadkę;) Dobra decydujemy się nim jechać, ale okazuje się że na peron 0 nie ma windy, a na dodatek schodami przewala się masa ludzi chwila zwątpienia czy zdążymy i czy uda nam się w ogóle zejść na peron, ja sama roweru nie zniosę, bo jest zbyt ciężki, znosimy je wiec razem na raty, pędzimy po peronie i w ostatniej chwili ładujemy się do pociągu. Uff... No wycieczka ładnie się zaczyna, a ja czuje że to nie koniec przygód na dzień dzisiejszy...

Niecierpliwie czekamy na dojazd do Glasgow, wjeżdżamy na szczęście na ten sam dworzec, ale na tzw. „low level”, będziemy musieli się z niego wydostać na wyższy poziom, skąd jedzie nasz kolejny pociąg. Zanim jeszcze pociąg zatrzymał się na stacji, już upatrzyłam gdzie są windy, pędzimy, zajmujemy windę, olewając matki z dziećmi w wózkach, wjeżdżamy na górę, pytamy, z którego peronu odjeżdża pociąg do Oban i gnamy na peron 4. Widzimy przedział dla rowerów i się tam pakujemy, stawiamy rowery, już całkiem zadowoleni, że udało się nam złapać jednak ten pociąg, ale po chwili okazuje się że ten wagon, w którym się ulokowaliśmy i w którym jest miejsce na rowery, jedzie do Fort William (pociąg do połowy drogi jedzie razem, a później się rozdziela). No to wysiadamy idziemy na przód składu i chcemy wsiąść do części, która jedzie do Oban, ale tu wychyla się jakiś kolejowy „faszysta” i pyta czy mamy rezerwacje na rowery (???) Jaka rezerwacje? Mówię że nie mamy nic takiego, że nie wiedziałam, że trzeba rezerwować miejsce na rower, ale że mamy normalne bilety na ten pociąg. On na to, że w pociągu jest tylko 6 (!) miejsc na rowery i że wszystkie są zajęte i że nie może nas zabrać, że jak chcemy to możemy wsiąść do wagonu do Fort William dojechać do Craiglarich (miejsca gdzie pociągi się rozdzielają) i stamtąd rowerami dojechać sobie do Oban. (no, co za cham, poza tym mieliśmy bilety do Oban!), ale nic ładujemy się z powrotem do wagonu na końcu składu, żeby, chociaż wsiąść i ruszyć, bo to ostatni pociąg dziś, potem będziemy się zastanawiać, co robić dalej;)

I tak niezbyt spokojnie mija nam podróż, ale za to widoki są wspaniałe, pociąg jedzie wzdłuż jezior, zboczami gór, linia kolejowa wije się niesamowicie.

W Craiglarich wysiadamy i ponownie próbujemy wbić się do części pociągu jadącej do Oban, żywiąc nadzieję, że zmieniła się obsługa i może „faszysty” nie ma, niestety płonne nasze nadzieje  ten sam cieć stoi i mówi ze nas nie weźmie, że ma tylko 6 miejsc i że nie może wziąć więcej rowerów, o wstawieniu rowerów do korytarza, albo na sam tył pociągu nie ma w ogóle mowy, tylko 6 rowerów i koniec, bo to jest Health&Safety; i on na to nic nie poradzi (kuźwa jak słyszę Health&Safety; to dostaje gęsięj skórki!). Ostatecznie zostaliśmy na peronie, a pociąg zniknął za zakrętem. Konduktor czy kto to tam był został tak wyzywany, że uszy powinny mu odpaść!

Zostaliśmy, w Craiglarich, wiosce w Highlandach, w której właściwie nic nie ma, na dodatek zaatakowały nas meszki. Nie bardzo wiedzieliśmy, co robić, utrudnieniem był fakt, że nie miałam żadnej mapy tej okolicy - wzięłam tylko mapkę wyspy Mull. Na szczęście w tej wiosce było schronisko, gdzie znalazłam jakąś mapę, patrząc na nią postanowiłam pojechać do następnej wioski Tyndrum oddalonej o jakieś 10km. Z wcześniejszych wycieczek po Szkocji, pamiętałam że jest to duży węzeł turystyczny, znajduje się tam stacja benzynowa, sklep i jakieś knajpy, a jak się później okazało również kemping. Jest to ostatnia miejscowość przed Glen Coe – najpiękniejszą doliną Szkocji i tutaj właśnie główna droga rozwidla się, jedna prowadzi do Fort William przez Glen Coe, a druga do Oban. Niestety w Szkocji nie ma zbyt wielu dróg, a przez góry prowadzi tylko ta jedna, dość ruchliwa, szczególnie na początku długiego weekendu. Jazda tą trasą nie należy więc do przyjemności, ponadto nie mieliśmy oświetlenia, ponieważ nie planowaliśmy wieczornej jazdy, poza tym sakwy i torba na kierownicy uniemożliwiają przypięcie lampek do istniejących uchwytów. Robiło się późno, najpierw jechaliśmy pod słońce, a następnie w powoli zapadającym zmroku. W Tyndrum nieco zmęczeni i zirytowani zaopatrzyliśmy się w piwko i zaczęliśmy szukać miejsca na nocleg, niestety w najbliższej okolicy nie znaleźliśmy nic odpowiedniego i ostatecznie jakiś człowiek polecił nam kemping, z którego skorzystaliśmy.

Rozbiliśmy się, zjedliśmy kolacje, popijaliśmy piwkiem, oganialiśmy się od meszek, które niestety nie pozwoliły nam posiedzieć na powietrzu i upajać się miłym, ciepłym i bezwietrznym wieczorem. Zaszyliśmy się w namiocie i zmęczeni przygodami tego dnia poszliśmy spać, pozostawiając decyzję, co robić dalej, do następnego dnia.

kategorie bloga

Moje rowery

Giant 2573 km
Revolution 6341 km
Mieszczuch 839 km

szukaj

archiwum