Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2010
Dystans całkowity: | 274.90 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 17:33 |
Średnia prędkość: | 15.66 km/h |
Maksymalna prędkość: | 47.50 km/h |
Liczba aktywności: | 17 |
Średnio na aktywność: | 16.17 km i 1h 01m |
Więcej statystyk |
Do i z pracy
Czwartek, 12 sierpnia 2010 Kategoria Do pracy
Km: | 10.20 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:34 | km/h: | 18.00 |
Pr. maks.: | 30.50 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Praca, praca, praca, do domu udalo mi sie dotrzec w przerwie miedzy przelotnymi ulewami;)
Do i z pracy
Środa, 11 sierpnia 2010 Kategoria Do pracy, Po miescie
Km: | 11.40 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:37 | km/h: | 18.49 |
Pr. maks.: | 35.00 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ponownie praca, rano chlodno i wiatr straszny w twarz, ale wracalo sie juz lepiej;)
PS Pracuje nad dodaniem wpisow z mojej ostatniej krotkiej wyprawy rowerowej, moze uda mi sie dodac dzis, ale to duzo pracy i pochlania mnostwo czasu;)
PS Pracuje nad dodaniem wpisow z mojej ostatniej krotkiej wyprawy rowerowej, moze uda mi sie dodac dzis, ale to duzo pracy i pochlania mnostwo czasu;)
Do i z pracy
Wtorek, 10 sierpnia 2010 Kategoria Do pracy, Po miescie
Km: | 11.70 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:37 | km/h: | 18.97 |
Pr. maks.: | 33.50 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
W tygodniu nie ma czasu ani sily aby gdzies dalej pedalowac:( Takze tylko praca, a wieczorem do pubu w celu odebrania zdjecia z wystawy no i pieniazkow za sprzedaz:)))
Do i z pracy
Poniedziałek, 9 sierpnia 2010 Kategoria Do pracy, Po miescie
Km: | 11.70 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:37 | km/h: | 18.97 |
Pr. maks.: | 31.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po urlopie, czesciowo rowerowym, do pracy.
Isla of Islay powrót
Sobota, 7 sierpnia 2010 Kategoria W towarzystwie, Po Szkocji
Km: | 37.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:38 | km/h: | 14.16 |
Pr. maks.: | 47.50 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzień 3
Tego dnia czekał nas powrót d Edynburga. Rano pobudka, szybkie śniadanko, jeszcze kilka fotek i ładujemy się na prom, pogoda zapowiada się wspaniale;)
Ponieważ mieliśmy nocleg bez śniadania trzeba było posilić się na promie;)
Ponieważ wiedzieliśmy jaka ciężka przeprawa czeka nas przez półwysep Kintyre postanowiliśmy troszkę oszukać i przejechać ten odcinek autobusem, który na nasze szczęście zabierał rowery, byliśmy jedynymi pasażerami i szybciutko znaleźliśmy się przy promie na Arran. Dzięki temu, że zaoszczędziliśmy nieco czasu mogliśmy zwiedzić ruiny pobliskiego zameczku.
Kolejna przeprawa promem, i kanapka w wypróbowanej już knajpce ;)
Krótki przystanek pod zamkiem Lochranza i jeszcze kilka fotek.
Postój w destylarni Arran na jedną szklaneczkę whisky;)
I w drogę… czekał nas podjazd pod góry na wyspie Arran, o dziwo udało mi się pokonać nieomalże cały podjazd;)
Następnie czekała długa i spokojna jazda w dół.
Słonko mocno przygrzewało tego dnia i dało nam się we znaki, zupełnie nie byliśmy na to przygotowani, za to wzięliśmy trochę ciepłych rzeczy (opaski na głowy, getry) po zjeździe byliśmy zmęczeni i spragnieni, i z wytęsknieniem wypatrywaliśmy jakiejś przydrożnej karczmy;) Ku naszej wielkiej radości szybko dojechaliśmy do hotelu z barem i stolikami ustawionymi nad samym brzegiem morza na skalistym wybrzeżu, bardzo ładne miejsce;) Butelkę wody mineralnej wypiłam przy barze w czasie gdy kelnerka nalewała piwo;) zrobiliśmy sobie tu dłuższy postój, gdyż do portu mieliśmy jakieś 10 kilometrów, a godzina była wczesna. Po tym krótkim popasie popedałowaliśmy do Brodick na prom,
następnie złapaliśmy pociąg do Glasgow, który już czekał na peronie, po przejściu z jednego dworca na drugi kolejny pociąg do Edynburga i tak około 23 zakończyła się bardzo udana wyprawa na Isla iof Islay;)
Tego dnia czekał nas powrót d Edynburga. Rano pobudka, szybkie śniadanko, jeszcze kilka fotek i ładujemy się na prom, pogoda zapowiada się wspaniale;)
Ponieważ mieliśmy nocleg bez śniadania trzeba było posilić się na promie;)
"Śniadanko" na promie© ememka
Whisky© ememka
Ponieważ wiedzieliśmy jaka ciężka przeprawa czeka nas przez półwysep Kintyre postanowiliśmy troszkę oszukać i przejechać ten odcinek autobusem, który na nasze szczęście zabierał rowery, byliśmy jedynymi pasażerami i szybciutko znaleźliśmy się przy promie na Arran. Dzięki temu, że zaoszczędziliśmy nieco czasu mogliśmy zwiedzić ruiny pobliskiego zameczku.
Skipness Castle© ememka
Północne morza także są piękne© ememka
Kolejna przeprawa promem, i kanapka w wypróbowanej już knajpce ;)
Krótki przystanek pod zamkiem Lochranza i jeszcze kilka fotek.
Postój w destylarni Arran na jedną szklaneczkę whisky;)
I w drogę… czekał nas podjazd pod góry na wyspie Arran, o dziwo udało mi się pokonać nieomalże cały podjazd;)
Północne morza także są piękne© ememka
Następnie czekała długa i spokojna jazda w dół.
Przyjemny zjazd© ememka
Słonko mocno przygrzewało tego dnia i dało nam się we znaki, zupełnie nie byliśmy na to przygotowani, za to wzięliśmy trochę ciepłych rzeczy (opaski na głowy, getry) po zjeździe byliśmy zmęczeni i spragnieni, i z wytęsknieniem wypatrywaliśmy jakiejś przydrożnej karczmy;) Ku naszej wielkiej radości szybko dojechaliśmy do hotelu z barem i stolikami ustawionymi nad samym brzegiem morza na skalistym wybrzeżu, bardzo ładne miejsce;) Butelkę wody mineralnej wypiłam przy barze w czasie gdy kelnerka nalewała piwo;) zrobiliśmy sobie tu dłuższy postój, gdyż do portu mieliśmy jakieś 10 kilometrów, a godzina była wczesna. Po tym krótkim popasie popedałowaliśmy do Brodick na prom,
Prom na Arran© ememka
W stronę "stałego" lądu© ememka
następnie złapaliśmy pociąg do Glasgow, który już czekał na peronie, po przejściu z jednego dworca na drugi kolejny pociąg do Edynburga i tak około 23 zakończyła się bardzo udana wyprawa na Isla iof Islay;)
Zachód słońca© ememka
Isla of Islay wyspa destylarni
Piątek, 6 sierpnia 2010 Kategoria W towarzystwie, Po Szkocji
Km: | 15.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:59 | km/h: | 15.76 |
Pr. maks.: | 43.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Isla of Islay
Dzień 2
Wczesna pobudka, śniadanko podczas którego lało;/ ubraliśmy się więc przeciwdeszczowo i ruszyliśmy do promu, na szczęście deszcz osłabł, a do promu było bliżej niż nam się wydawało;)
Gdy dojechaliśmy prom właśnie wpływał. Po niezbyt długim oczekiwaniu zapakowaliśmy się na statek i zaczęła się najciekawsza część wyprawy.
Przeprawa trwała dość długo (2 godz. 10 min), pogoda była kiepska, niskie, szare chmury z których co chwilę coś siąpiło, ale za to na promie można było się posilić i wzmocnić;) co też uczyniliśmy - już tu zaczęliśmy kosztować whisky;)
Na wyspę Islay dotarliśmy około południa i w pierwszej kolejności postanowiliśmy zatroszczyć się o nocleg. Zaklepaliśmy pokój i ruszyliśmy na podbój destylarni. W centrum miasteczka stoi taki oto znak i miałam dylemat gdzie się udać;) (obie miejscowości to marki whisky).
Jeżdżenia rowerem tego dnia było niewiele, ponieważ destylarnie położone są blisko siebie. Zwiedziliśmy „tylko” trzy położone najbliżej portu, ale chyba jednocześnie najciekawsze i produkujące najlepsze whiskacze;) Destylarnie położone są wzdłuż jednej drogi nad samym brzegiem morza. Tutejsze whisky słynną z bardzo dymnego i torfowego smaku i jak dla mnie są po prostu wyśmienite. Postanowiliśmy zacząć od destylarni najbardziej oddalonej, aby następnie kierować się w stronę miasteczka i noclegu;)
Pierwsza destylarnia to Ardbeg – najbardziej dymna i dla niektórych może nie do wypicia, ale ja bardzo ją lubię i polecam, warto choć raz spróbować, a efekt może być tylko dwojaki albo ją pokochacie albo znienawidzicie;)
Kolejna destylarnia to Lagavulin (nazwa kojarzy mi się z lekarstwem, syropem;) ) Tutaj chwilkę zabawiliśmy, skosztowaliśmy kieliszeczek i ruszyliśmy do kolejnej…
Następna i ostatnia na szlaku to Laphroaig.
Tutaj zdecydowaliśmy się na zwiedzanie destylarni i muszę przyznać, że było warto;) Zwiedzanie trwało około godziny, mogliśmy wszędzie wejść i wszędzie robić zdjęcia, a to głównie dlatego że w tym okresie destylarnia wstrzymuje produkcję.
Powody wstrzymywania produkcji są dwa: naprawa i konserwacja sprzętu i deficyt wody (!!!) w krainie gdzie codziennie pada, uwierzycie? Po zwiedzaniu była degustacja, a następnie smakowaliśmy na własną rękę Po tych kilku szklaneczkach jechało się bardzo przyjemnie;) dobrze że ruch mają tam niewielki;)
Po zakwaterowaniu się ruszyliśmy zwiedzić miasteczko i poszukać czegoś do zjedzenia. Okazało się , że miasteczko składa się z dwóch ulic, dwóch sklepów, hotelu z knajpą, indyjskiej restauracji, mobilnego banku i zabitego dechami posterunku policji;) A wszystko wygląda jakby czas zatrzymał się tam jakieś 30 lat temu. Nikomu się nie śpieszy, wszyscy się znają, jak na każdej prowincji;)
W związku z niewielkim wyborem, zdecydowaliśmy się na indyjskie żarcie, bardzo je lubię i nawet sama gotuję tego typu rzeczy, ale w tym wypadku knajpa nie wyglądała zachęcająco… Postanowiliśmy wziąć jedzenie na wynos i zjeść na plaży. Czekaliśmy dość długo (zdążyliśmy wypić po dwa piwa. PS. już nie poruszaliśmy się rowerami;)) ale jedzenie przeszło wszelkie oczekiwania… Jak mówiłam bardzo lubię tę kuchnię, próbowałam jej w kilku restauracjach w Edynburgu, ale nie można ich było porównywać z daniami z tej zapadłej knajpy na odległej wysepce! Jedzonko było po prostu fantastyczne, wyśmienite, wyborne, no aż brak mi słów;) Niestety siedząc na plaży zostaliśmy dotkliwie pokąsani przez takie malutkie muszki (podobne do owocówek) gorsze od komarów;/
I na tym zakończyliśmy ten jakże męczący i obfity w wydarzenia dzień.
Następnego dnia czekał nas powrót do domu.
Dzień 2
Wczesna pobudka, śniadanko podczas którego lało;/ ubraliśmy się więc przeciwdeszczowo i ruszyliśmy do promu, na szczęście deszcz osłabł, a do promu było bliżej niż nam się wydawało;)
Gdy dojechaliśmy prom właśnie wpływał. Po niezbyt długim oczekiwaniu zapakowaliśmy się na statek i zaczęła się najciekawsza część wyprawy.
Prom na Isla of Islay© ememka
Przeprawa trwała dość długo (2 godz. 10 min), pogoda była kiepska, niskie, szare chmury z których co chwilę coś siąpiło, ale za to na promie można było się posilić i wzmocnić;) co też uczyniliśmy - już tu zaczęliśmy kosztować whisky;)
Na wyspę Islay dotarliśmy około południa i w pierwszej kolejności postanowiliśmy zatroszczyć się o nocleg. Zaklepaliśmy pokój i ruszyliśmy na podbój destylarni. W centrum miasteczka stoi taki oto znak i miałam dylemat gdzie się udać;) (obie miejscowości to marki whisky).
Na rozdrożu© ememka
Jeżdżenia rowerem tego dnia było niewiele, ponieważ destylarnie położone są blisko siebie. Zwiedziliśmy „tylko” trzy położone najbliżej portu, ale chyba jednocześnie najciekawsze i produkujące najlepsze whiskacze;) Destylarnie położone są wzdłuż jednej drogi nad samym brzegiem morza. Tutejsze whisky słynną z bardzo dymnego i torfowego smaku i jak dla mnie są po prostu wyśmienite. Postanowiliśmy zacząć od destylarni najbardziej oddalonej, aby następnie kierować się w stronę miasteczka i noclegu;)
Pierwsza destylarnia to Ardbeg – najbardziej dymna i dla niektórych może nie do wypicia, ale ja bardzo ją lubię i polecam, warto choć raz spróbować, a efekt może być tylko dwojaki albo ją pokochacie albo znienawidzicie;)
Destylarnia Ardbeg© ememka
Beczułki© ememka
Destylarnia Arbeg© ememka
Z destylarnią w tle© ememka
Destylarnia© ememka
Kolejna destylarnia to Lagavulin (nazwa kojarzy mi się z lekarstwem, syropem;) ) Tutaj chwilkę zabawiliśmy, skosztowaliśmy kieliszeczek i ruszyliśmy do kolejnej…
Osada Lagavulin© ememka
Kosztowanie whisky© ememka
Następna i ostatnia na szlaku to Laphroaig.
Destylarnia Laphroaig© ememka
Tutaj zdecydowaliśmy się na zwiedzanie destylarni i muszę przyznać, że było warto;) Zwiedzanie trwało około godziny, mogliśmy wszędzie wejść i wszędzie robić zdjęcia, a to głównie dlatego że w tym okresie destylarnia wstrzymuje produkcję.
Kadzie© ememka
Powody wstrzymywania produkcji są dwa: naprawa i konserwacja sprzętu i deficyt wody (!!!) w krainie gdzie codziennie pada, uwierzycie? Po zwiedzaniu była degustacja, a następnie smakowaliśmy na własną rękę Po tych kilku szklaneczkach jechało się bardzo przyjemnie;) dobrze że ruch mają tam niewielki;)
Po zakwaterowaniu się ruszyliśmy zwiedzić miasteczko i poszukać czegoś do zjedzenia. Okazało się , że miasteczko składa się z dwóch ulic, dwóch sklepów, hotelu z knajpą, indyjskiej restauracji, mobilnego banku i zabitego dechami posterunku policji;) A wszystko wygląda jakby czas zatrzymał się tam jakieś 30 lat temu. Nikomu się nie śpieszy, wszyscy się znają, jak na każdej prowincji;)
Bank obwoźny© ememka
W związku z niewielkim wyborem, zdecydowaliśmy się na indyjskie żarcie, bardzo je lubię i nawet sama gotuję tego typu rzeczy, ale w tym wypadku knajpa nie wyglądała zachęcająco… Postanowiliśmy wziąć jedzenie na wynos i zjeść na plaży. Czekaliśmy dość długo (zdążyliśmy wypić po dwa piwa. PS. już nie poruszaliśmy się rowerami;)) ale jedzenie przeszło wszelkie oczekiwania… Jak mówiłam bardzo lubię tę kuchnię, próbowałam jej w kilku restauracjach w Edynburgu, ale nie można ich było porównywać z daniami z tej zapadłej knajpy na odległej wysepce! Jedzonko było po prostu fantastyczne, wyśmienite, wyborne, no aż brak mi słów;) Niestety siedząc na plaży zostaliśmy dotkliwie pokąsani przez takie malutkie muszki (podobne do owocówek) gorsze od komarów;/
I na tym zakończyliśmy ten jakże męczący i obfity w wydarzenia dzień.
Następnego dnia czekał nas powrót do domu.
Wyprawa na Isla of Islay
Czwartek, 5 sierpnia 2010 Kategoria W towarzystwie, Po Szkocji
Km: | 41.40 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:21 | km/h: | 12.36 |
Pr. maks.: | 46.50 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wyprawa na Isla of Islay [wym. ajl of ajla]
Dzień 1
W końcu udało mi się wybrać na z dawna planowaną wycieczkę czy może wręcz wyprawę na Isla of Islay położoną na zachodnim wybrzeżu Szkocji. Wyspa ta słynie ze znajdujących się tu destylarni whisky.
Podróż przebirgała następująco:
- pociąg Edinburgh – Glasgow Queen Street
- pociąg Glasgow Central – Ardrossan
- prom na wyspę Arran Ardrossan – Brodick
- przeprawa przez Arran z Brodick do Lochranza
- prom Lochranza - Claonaig
- przeprawa przez półwysep Kintyre
- nocleg
- prom na Isla of Islay
-zwiedzanie destylarni
- nocleg
- powrót tą sama trasą
A teraz po kolei i ze szczegółami.
Wycieczka zaczęła się od podróży pociągiem, najpierw do Glasgow (około godziny), następnie z Glasgow do Ardrossan (około 1 godziny), skąd odpływa prom na wyspę Arran (50 min).
Należy tu wspomnieć o bardzo dobrym zgraniu poszczególnych środków transportu – pociąg wjeżdża na stację, prom wpływa do portu, jest dość czasu, aby kupić bilet i zapakować się na statek;) Mówiąc szczerze był to pierwszy raz kiedy płynęłam promem i może nie był wielki (110 samochodów, 1000 pasażerów), ale zrobił na mnie niesamowite wrażenie;)
Wyspa Arran przywitała nas deszczykiem, ale wkrótce wypogodziło się i zrobiło bardzo ciepło. Jechaliśmy niespiesznie podziwiając widoki. Początkowo jechało się bardzo przyjemnie, wzdłuż brzegu, lekki wiaterek w twarz działał orzeźwiająco. Pierwszy postój zrobiliśmy przy sklepiku z lokalnymi serkami (pyszne, a wybór ogromny), gdzie przez szybę można było obserwować część procesu produkcji, w tym przypadku zalewanie serka stearyna – ręczna robota, pewnie dlatego serki są takie drogie:( Obok znajdował się sklep z miejscowymi wyrobami kosmetycznymi, głównie różnego rodzaju mydłami i innymi pachnidłami.
Ruszyliśmy dalej, bo w niedalekiej odległości znajdował się lokalny browar. Piwko zanim się kupi można popróbować, które smakuje, a które nie;) Jest to bardzo pomysłowe rozwiązanie, gdyż lepiej spróbować łyczek, niż kupić całą butlę czegoś co nie nadaje się do picia;) Po skosztowaniu kilku rodzajów zdecydowałam się na zwykłe jasne (Blonde). Wypiliśmy, posililiśmy się serkiem i ruszyliśmy dalej, a prawdziwa jazda miała się dopiero zacząć.
Okazało się, że trzeba przeprawić się przez górki, które sięgały w najwyższym miejscu 800 metrów. Oczywiście droga biegła nieco niżej, ale podjazd był długi i stromy. Jakoś nie miałam siły pedałować i część trasy pchałam mój pojazd. Po mozolnej wspinaczce, która nie miała być ostatnią tego dnia, czekał bardzo przyjemny zjazd, choć nie tak długi.
Motywujące było to, że po drugiej stronie górek czekała nas pierwsza na szlaku destylarnia whisky. Oczywiście zatrzymaliśmy się i pokosztowaliśmy: ) 10 letnia whisky z wyspy Arran jest bardzo smaczna, lekko słodka o owocowym bukiecie Chwilka odpoczynku i ruszyliśmy dalej.
Zatrzymaliśmy się kawałeczek dalej zwiedzić malutki, ale bardzo sympatyczny zameczek, położony nad samym brzegiem zatoki.
Nieco dalej znajdowała się przystań promowa, prom odpłynął chwilę wcześniej, ale nie przejmowaliśmy się, bo za niecałą godzinę miał wrócić, w międzyczasie postanowiliśmy coś przekąsić, ponieważ od śniadania, spożytego w pociągu, a które składało się z kanapek kupionych na wynos w Glasgow i sera do piwa nic nie jedliśmy, a było już późne popołudnie. Na szczęście obok portu była budka z kanapkami, nie byliśmy pewni co tam serwują, ale nie było wielkiego wyboru. Zamówiliśmy różne kanapki, a gdy je dostaliśmy byliśmy mile zaskoczeni ich wielkością no i oczywiście smakiem;) Ja miałam wielkiego tosta przypieczonego równiutko na złoto z żółtym serem, śliwkami i musem jabłkowym… mmm pychotka Było tak dobre, a my tak głodni, że zamówiliśmy drugą porcję;)
Prom z Lochranzy do Claonaig płynął 30 min i po tym czasie wylądowaliśmy na wyciągniętym półwyspie Kintyre, z jego przeciwnej strony odpływał prom na Isla of Islay. Odległość między portami to jakieś 5 mil (8km), ale ponownie trzeba było wspiąć się na wszechobecne tu pagórki i pokonać dość ostre podjazdy (14%). Ponownie miejscami trzeba było pchać rowery, bo stromizna nas pokonała. Jakże jednak miło następnie wsiąść, wrzucić największe przełożenie i pobijać rekordy prędkości;) Było naprawdę stromo i gdybym nie przyhamowywała, myślę że prędkość sięgnęła by 60km/h, bo hamując miałam 46,5km/h ;) świetna sprawa, choć oczy łzawią od takiego pędu powietrza.
Po przedarciu się przez półwysep zaczęliśmy rozglądać się za noclegiem, ponieważ było już dość późno (około 19), widzieliśmy jedno B&B (pokoje gościnne ze śniadaniem), ale niestety nie było wolnych pokoi. Trochę się zaniepokoiliśmy czy uda się coś znaleźć bo okolica okazała się bardzo odludna, wręcz dzika, same lasy i łąki. Kierowaliśmy się w stronę większego miasteczka, ale ono było oddalone o jakieś 8km, a my byliśmy zmęczeni, ponadto rano trzeba było dojechać na prom. Nie mając jednak wielkiego wyboru, posuwaliśmy się powoli do przodu rozglądając się za czymś gdzie można by przenocować, po niezbyt długim odcinku zobaczyliśmy tabliczkę „B&B”, skręciliśmy w polną drogę dojazdową, mając nadzieję, że będą wolne miejsca, dojeżdżając do dużego domu i rozglądając się po przyległościach, ogrodzie i po tym jak wszystko było zadbane i wypieszczone, zaczęłam obawiać się, że to miejsce może być drogie, ale cóż nie zaszkodzi zapytać. Otworzyła starsza pani, jak zwykle tutaj osoba bardzo miła i przyjazna, pokazała nam uroczy, narożny pokój z dwoma oknami na ogród i zatokę. Z pewnym niepokojem zapytałam o cenę, a ta o dziwo okazała się całkiem przystępna (ponowne miłe zaskoczenie), biorąc pod uwagę lokalizację, wygląd tego domu i jego otoczenia oraz szczyt sezonu 32 funty za osobę wydały się ceną do przełknięcia;)
Byliśmy zmęczeni, to był długi dzień, miałam wielką ochotę na jakieś zimne piwko, ale na tym odludziu między lasami i jeziorami należało o tym zapomnieć i poczekać do następnego dnia, kiedy to czekało nas smakowanie jednych z najlepszych szkockich whisky!
MAPA
Dzień 1
W końcu udało mi się wybrać na z dawna planowaną wycieczkę czy może wręcz wyprawę na Isla of Islay położoną na zachodnim wybrzeżu Szkocji. Wyspa ta słynie ze znajdujących się tu destylarni whisky.
Podróż przebirgała następująco:
- pociąg Edinburgh – Glasgow Queen Street
- pociąg Glasgow Central – Ardrossan
- prom na wyspę Arran Ardrossan – Brodick
- przeprawa przez Arran z Brodick do Lochranza
- prom Lochranza - Claonaig
- przeprawa przez półwysep Kintyre
- nocleg
- prom na Isla of Islay
-zwiedzanie destylarni
- nocleg
- powrót tą sama trasą
A teraz po kolei i ze szczegółami.
Wycieczka zaczęła się od podróży pociągiem, najpierw do Glasgow (około godziny), następnie z Glasgow do Ardrossan (około 1 godziny), skąd odpływa prom na wyspę Arran (50 min).
Glasgow Central© ememka
Należy tu wspomnieć o bardzo dobrym zgraniu poszczególnych środków transportu – pociąg wjeżdża na stację, prom wpływa do portu, jest dość czasu, aby kupić bilet i zapakować się na statek;) Mówiąc szczerze był to pierwszy raz kiedy płynęłam promem i może nie był wielki (110 samochodów, 1000 pasażerów), ale zrobił na mnie niesamowite wrażenie;)
Na promie© ememka
Wyspa Arran przywitała nas deszczykiem, ale wkrótce wypogodziło się i zrobiło bardzo ciepło. Jechaliśmy niespiesznie podziwiając widoki. Początkowo jechało się bardzo przyjemnie, wzdłuż brzegu, lekki wiaterek w twarz działał orzeźwiająco. Pierwszy postój zrobiliśmy przy sklepiku z lokalnymi serkami (pyszne, a wybór ogromny), gdzie przez szybę można było obserwować część procesu produkcji, w tym przypadku zalewanie serka stearyna – ręczna robota, pewnie dlatego serki są takie drogie:( Obok znajdował się sklep z miejscowymi wyrobami kosmetycznymi, głównie różnego rodzaju mydłami i innymi pachnidłami.
Ruszyliśmy dalej, bo w niedalekiej odległości znajdował się lokalny browar. Piwko zanim się kupi można popróbować, które smakuje, a które nie;) Jest to bardzo pomysłowe rozwiązanie, gdyż lepiej spróbować łyczek, niż kupić całą butlę czegoś co nie nadaje się do picia;) Po skosztowaniu kilku rodzajów zdecydowałam się na zwykłe jasne (Blonde). Wypiliśmy, posililiśmy się serkiem i ruszyliśmy dalej, a prawdziwa jazda miała się dopiero zacząć.
Serek z wyspy Arran© ememka
Relaksik© ememka
Widoczek na Arran© ememka
Głaz© ememka
Okazało się, że trzeba przeprawić się przez górki, które sięgały w najwyższym miejscu 800 metrów. Oczywiście droga biegła nieco niżej, ale podjazd był długi i stromy. Jakoś nie miałam siły pedałować i część trasy pchałam mój pojazd. Po mozolnej wspinaczce, która nie miała być ostatnią tego dnia, czekał bardzo przyjemny zjazd, choć nie tak długi.
Droga przez Arran© ememka
Motywujące było to, że po drugiej stronie górek czekała nas pierwsza na szlaku destylarnia whisky. Oczywiście zatrzymaliśmy się i pokosztowaliśmy: ) 10 letnia whisky z wyspy Arran jest bardzo smaczna, lekko słodka o owocowym bukiecie Chwilka odpoczynku i ruszyliśmy dalej.
Zatrzymaliśmy się kawałeczek dalej zwiedzić malutki, ale bardzo sympatyczny zameczek, położony nad samym brzegiem zatoki.
Zamek w Lochranza© ememka
Nieco dalej znajdowała się przystań promowa, prom odpłynął chwilę wcześniej, ale nie przejmowaliśmy się, bo za niecałą godzinę miał wrócić, w międzyczasie postanowiliśmy coś przekąsić, ponieważ od śniadania, spożytego w pociągu, a które składało się z kanapek kupionych na wynos w Glasgow i sera do piwa nic nie jedliśmy, a było już późne popołudnie. Na szczęście obok portu była budka z kanapkami, nie byliśmy pewni co tam serwują, ale nie było wielkiego wyboru. Zamówiliśmy różne kanapki, a gdy je dostaliśmy byliśmy mile zaskoczeni ich wielkością no i oczywiście smakiem;) Ja miałam wielkiego tosta przypieczonego równiutko na złoto z żółtym serem, śliwkami i musem jabłkowym… mmm pychotka Było tak dobre, a my tak głodni, że zamówiliśmy drugą porcję;)
Tościk© ememka
Tościk mniam mniam© ememka
Prom z Lochranzy do Claonaig płynął 30 min i po tym czasie wylądowaliśmy na wyciągniętym półwyspie Kintyre, z jego przeciwnej strony odpływał prom na Isla of Islay. Odległość między portami to jakieś 5 mil (8km), ale ponownie trzeba było wspiąć się na wszechobecne tu pagórki i pokonać dość ostre podjazdy (14%). Ponownie miejscami trzeba było pchać rowery, bo stromizna nas pokonała. Jakże jednak miło następnie wsiąść, wrzucić największe przełożenie i pobijać rekordy prędkości;) Było naprawdę stromo i gdybym nie przyhamowywała, myślę że prędkość sięgnęła by 60km/h, bo hamując miałam 46,5km/h ;) świetna sprawa, choć oczy łzawią od takiego pędu powietrza.
Po przedarciu się przez półwysep zaczęliśmy rozglądać się za noclegiem, ponieważ było już dość późno (około 19), widzieliśmy jedno B&B (pokoje gościnne ze śniadaniem), ale niestety nie było wolnych pokoi. Trochę się zaniepokoiliśmy czy uda się coś znaleźć bo okolica okazała się bardzo odludna, wręcz dzika, same lasy i łąki. Kierowaliśmy się w stronę większego miasteczka, ale ono było oddalone o jakieś 8km, a my byliśmy zmęczeni, ponadto rano trzeba było dojechać na prom. Nie mając jednak wielkiego wyboru, posuwaliśmy się powoli do przodu rozglądając się za czymś gdzie można by przenocować, po niezbyt długim odcinku zobaczyliśmy tabliczkę „B&B”, skręciliśmy w polną drogę dojazdową, mając nadzieję, że będą wolne miejsca, dojeżdżając do dużego domu i rozglądając się po przyległościach, ogrodzie i po tym jak wszystko było zadbane i wypieszczone, zaczęłam obawiać się, że to miejsce może być drogie, ale cóż nie zaszkodzi zapytać. Otworzyła starsza pani, jak zwykle tutaj osoba bardzo miła i przyjazna, pokazała nam uroczy, narożny pokój z dwoma oknami na ogród i zatokę. Z pewnym niepokojem zapytałam o cenę, a ta o dziwo okazała się całkiem przystępna (ponowne miłe zaskoczenie), biorąc pod uwagę lokalizację, wygląd tego domu i jego otoczenia oraz szczyt sezonu 32 funty za osobę wydały się ceną do przełknięcia;)
Byliśmy zmęczeni, to był długi dzień, miałam wielką ochotę na jakieś zimne piwko, ale na tym odludziu między lasami i jeziorami należało o tym zapomnieć i poczekać do następnego dnia, kiedy to czekało nas smakowanie jednych z najlepszych szkockich whisky!
MAPA