ememkablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(55)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ememka.bikestats.pl

linki

Wyprawa na Isla of Islay

Czwartek, 5 sierpnia 2010 Kategoria W towarzystwie, Po Szkocji
Km: 41.40 Km teren: 0.00 Czas: 03:21 km/h: 12.36
Pr. maks.: 46.50 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Aktywność: Jazda na rowerze
Wyprawa na Isla of Islay [wym. ajl of ajla]
Dzień 1

W końcu udało mi się wybrać na z dawna planowaną wycieczkę czy może wręcz wyprawę na Isla of Islay położoną na zachodnim wybrzeżu Szkocji. Wyspa ta słynie ze znajdujących się tu destylarni whisky.
Podróż przebirgała następująco:
- pociąg Edinburgh – Glasgow Queen Street
- pociąg Glasgow Central – Ardrossan
- prom na wyspę Arran Ardrossan – Brodick
- przeprawa przez Arran z Brodick do Lochranza
- prom Lochranza - Claonaig
- przeprawa przez półwysep Kintyre
- nocleg
- prom na Isla of Islay
-zwiedzanie destylarni
- nocleg
- powrót tą sama trasą

A teraz po kolei i ze szczegółami.
Wycieczka zaczęła się od podróży pociągiem, najpierw do Glasgow (około godziny), następnie z Glasgow do Ardrossan (około 1 godziny), skąd odpływa prom na wyspę Arran (50 min).
Glasgow Central © ememka

Należy tu wspomnieć o bardzo dobrym zgraniu poszczególnych środków transportu – pociąg wjeżdża na stację, prom wpływa do portu, jest dość czasu, aby kupić bilet i zapakować się na statek;) Mówiąc szczerze był to pierwszy raz kiedy płynęłam promem i może nie był wielki (110 samochodów, 1000 pasażerów), ale zrobił na mnie niesamowite wrażenie;)
Na promie © ememka

Wyspa Arran przywitała nas deszczykiem, ale wkrótce wypogodziło się i zrobiło bardzo ciepło. Jechaliśmy niespiesznie podziwiając widoki. Początkowo jechało się bardzo przyjemnie, wzdłuż brzegu, lekki wiaterek w twarz działał orzeźwiająco. Pierwszy postój zrobiliśmy przy sklepiku z lokalnymi serkami (pyszne, a wybór ogromny), gdzie przez szybę można było obserwować część procesu produkcji, w tym przypadku zalewanie serka stearyna – ręczna robota, pewnie dlatego serki są takie drogie:( Obok znajdował się sklep z miejscowymi wyrobami kosmetycznymi, głównie różnego rodzaju mydłami i innymi pachnidłami.
Ruszyliśmy dalej, bo w niedalekiej odległości znajdował się lokalny browar. Piwko zanim się kupi można popróbować, które smakuje, a które nie;) Jest to bardzo pomysłowe rozwiązanie, gdyż lepiej spróbować łyczek, niż kupić całą butlę czegoś co nie nadaje się do picia;) Po skosztowaniu kilku rodzajów zdecydowałam się na zwykłe jasne (Blonde). Wypiliśmy, posililiśmy się serkiem i ruszyliśmy dalej, a prawdziwa jazda miała się dopiero zacząć.
Serek z wyspy Arran © ememka

Relaksik © ememka

Widoczek na Arran © ememka

Głaz © ememka

Okazało się, że trzeba przeprawić się przez górki, które sięgały w najwyższym miejscu 800 metrów. Oczywiście droga biegła nieco niżej, ale podjazd był długi i stromy. Jakoś nie miałam siły pedałować i część trasy pchałam mój pojazd. Po mozolnej wspinaczce, która nie miała być ostatnią tego dnia, czekał bardzo przyjemny zjazd, choć nie tak długi.
Droga przez Arran © ememka

Motywujące było to, że po drugiej stronie górek czekała nas pierwsza na szlaku destylarnia whisky. Oczywiście zatrzymaliśmy się i pokosztowaliśmy: ) 10 letnia whisky z wyspy Arran jest bardzo smaczna, lekko słodka o owocowym bukiecie Chwilka odpoczynku i ruszyliśmy dalej.
Zatrzymaliśmy się kawałeczek dalej zwiedzić malutki, ale bardzo sympatyczny zameczek, położony nad samym brzegiem zatoki.
Zamek w Lochranza © ememka

Nieco dalej znajdowała się przystań promowa, prom odpłynął chwilę wcześniej, ale nie przejmowaliśmy się, bo za niecałą godzinę miał wrócić, w międzyczasie postanowiliśmy coś przekąsić, ponieważ od śniadania, spożytego w pociągu, a które składało się z kanapek kupionych na wynos w Glasgow i sera do piwa nic nie jedliśmy, a było już późne popołudnie. Na szczęście obok portu była budka z kanapkami, nie byliśmy pewni co tam serwują, ale nie było wielkiego wyboru. Zamówiliśmy różne kanapki, a gdy je dostaliśmy byliśmy mile zaskoczeni ich wielkością no i oczywiście smakiem;) Ja miałam wielkiego tosta przypieczonego równiutko na złoto z żółtym serem, śliwkami i musem jabłkowym… mmm pychotka Było tak dobre, a my tak głodni, że zamówiliśmy drugą porcję;)
Tościk © ememka

Tościk mniam mniam © ememka

Prom z Lochranzy do Claonaig płynął 30 min i po tym czasie wylądowaliśmy na wyciągniętym półwyspie Kintyre, z jego przeciwnej strony odpływał prom na Isla of Islay. Odległość między portami to jakieś 5 mil (8km), ale ponownie trzeba było wspiąć się na wszechobecne tu pagórki i pokonać dość ostre podjazdy (14%). Ponownie miejscami trzeba było pchać rowery, bo stromizna nas pokonała. Jakże jednak miło następnie wsiąść, wrzucić największe przełożenie i pobijać rekordy prędkości;) Było naprawdę stromo i gdybym nie przyhamowywała, myślę że prędkość sięgnęła by 60km/h, bo hamując miałam 46,5km/h ;) świetna sprawa, choć oczy łzawią od takiego pędu powietrza.
Po przedarciu się przez półwysep zaczęliśmy rozglądać się za noclegiem, ponieważ było już dość późno (około 19), widzieliśmy jedno B&B (pokoje gościnne ze śniadaniem), ale niestety nie było wolnych pokoi. Trochę się zaniepokoiliśmy czy uda się coś znaleźć bo okolica okazała się bardzo odludna, wręcz dzika, same lasy i łąki. Kierowaliśmy się w stronę większego miasteczka, ale ono było oddalone o jakieś 8km, a my byliśmy zmęczeni, ponadto rano trzeba było dojechać na prom. Nie mając jednak wielkiego wyboru, posuwaliśmy się powoli do przodu rozglądając się za czymś gdzie można by przenocować, po niezbyt długim odcinku zobaczyliśmy tabliczkę „B&B”, skręciliśmy w polną drogę dojazdową, mając nadzieję, że będą wolne miejsca, dojeżdżając do dużego domu i rozglądając się po przyległościach, ogrodzie i po tym jak wszystko było zadbane i wypieszczone, zaczęłam obawiać się, że to miejsce może być drogie, ale cóż nie zaszkodzi zapytać. Otworzyła starsza pani, jak zwykle tutaj osoba bardzo miła i przyjazna, pokazała nam uroczy, narożny pokój z dwoma oknami na ogród i zatokę. Z pewnym niepokojem zapytałam o cenę, a ta o dziwo okazała się całkiem przystępna (ponowne miłe zaskoczenie), biorąc pod uwagę lokalizację, wygląd tego domu i jego otoczenia oraz szczyt sezonu 32 funty za osobę wydały się ceną do przełknięcia;)
Byliśmy zmęczeni, to był długi dzień, miałam wielką ochotę na jakieś zimne piwko, ale na tym odludziu między lasami i jeziorami należało o tym zapomnieć i poczekać do następnego dnia, kiedy to czekało nas smakowanie jednych z najlepszych szkockich whisky!

MAPA

komentarze
Tak pod tym względem (browarki, whisky) kraina jest wspaniała;) gorzej z pogodą, co widać na zdjęciach z następnego dnia;)
ememka
- 20:43 czwartek, 12 sierpnia 2010 | linkuj
Ha! Na widok jedzenia dostałam ślinotoku...;) Serek wygląda rewelacyjnie!...
Wycieczki zazdroszczę, ja chwilowo nie mam szans nigdzie dalej się wybrać, ale może przyszła sobota będzie łaskawa dla mnie...
Idę coś zjeść, bo przecież!...;)))
psyche
- 20:16 czwartek, 12 sierpnia 2010 | linkuj
Destylarnia whisky, browar... Oj trzeba tam kiedys pojechac...
Pozdrawiam
benasek
- 20:12 czwartek, 12 sierpnia 2010 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa temum
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

kategorie bloga

Moje rowery

Giant 2573 km
Revolution 6341 km
Mieszczuch 839 km

szukaj

archiwum