Isla of Islay wyspa destylarni
Piątek, 6 sierpnia 2010 Kategoria W towarzystwie, Po Szkocji
Km: | 15.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:59 | km/h: | 15.76 |
Pr. maks.: | 43.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Isla of Islay
Dzień 2
Wczesna pobudka, śniadanko podczas którego lało;/ ubraliśmy się więc przeciwdeszczowo i ruszyliśmy do promu, na szczęście deszcz osłabł, a do promu było bliżej niż nam się wydawało;)
Gdy dojechaliśmy prom właśnie wpływał. Po niezbyt długim oczekiwaniu zapakowaliśmy się na statek i zaczęła się najciekawsza część wyprawy.
Przeprawa trwała dość długo (2 godz. 10 min), pogoda była kiepska, niskie, szare chmury z których co chwilę coś siąpiło, ale za to na promie można było się posilić i wzmocnić;) co też uczyniliśmy - już tu zaczęliśmy kosztować whisky;)
Na wyspę Islay dotarliśmy około południa i w pierwszej kolejności postanowiliśmy zatroszczyć się o nocleg. Zaklepaliśmy pokój i ruszyliśmy na podbój destylarni. W centrum miasteczka stoi taki oto znak i miałam dylemat gdzie się udać;) (obie miejscowości to marki whisky).
Jeżdżenia rowerem tego dnia było niewiele, ponieważ destylarnie położone są blisko siebie. Zwiedziliśmy „tylko” trzy położone najbliżej portu, ale chyba jednocześnie najciekawsze i produkujące najlepsze whiskacze;) Destylarnie położone są wzdłuż jednej drogi nad samym brzegiem morza. Tutejsze whisky słynną z bardzo dymnego i torfowego smaku i jak dla mnie są po prostu wyśmienite. Postanowiliśmy zacząć od destylarni najbardziej oddalonej, aby następnie kierować się w stronę miasteczka i noclegu;)
Pierwsza destylarnia to Ardbeg – najbardziej dymna i dla niektórych może nie do wypicia, ale ja bardzo ją lubię i polecam, warto choć raz spróbować, a efekt może być tylko dwojaki albo ją pokochacie albo znienawidzicie;)
Kolejna destylarnia to Lagavulin (nazwa kojarzy mi się z lekarstwem, syropem;) ) Tutaj chwilkę zabawiliśmy, skosztowaliśmy kieliszeczek i ruszyliśmy do kolejnej…
Następna i ostatnia na szlaku to Laphroaig.
Tutaj zdecydowaliśmy się na zwiedzanie destylarni i muszę przyznać, że było warto;) Zwiedzanie trwało około godziny, mogliśmy wszędzie wejść i wszędzie robić zdjęcia, a to głównie dlatego że w tym okresie destylarnia wstrzymuje produkcję.
Powody wstrzymywania produkcji są dwa: naprawa i konserwacja sprzętu i deficyt wody (!!!) w krainie gdzie codziennie pada, uwierzycie? Po zwiedzaniu była degustacja, a następnie smakowaliśmy na własną rękę Po tych kilku szklaneczkach jechało się bardzo przyjemnie;) dobrze że ruch mają tam niewielki;)
Po zakwaterowaniu się ruszyliśmy zwiedzić miasteczko i poszukać czegoś do zjedzenia. Okazało się , że miasteczko składa się z dwóch ulic, dwóch sklepów, hotelu z knajpą, indyjskiej restauracji, mobilnego banku i zabitego dechami posterunku policji;) A wszystko wygląda jakby czas zatrzymał się tam jakieś 30 lat temu. Nikomu się nie śpieszy, wszyscy się znają, jak na każdej prowincji;)
W związku z niewielkim wyborem, zdecydowaliśmy się na indyjskie żarcie, bardzo je lubię i nawet sama gotuję tego typu rzeczy, ale w tym wypadku knajpa nie wyglądała zachęcająco… Postanowiliśmy wziąć jedzenie na wynos i zjeść na plaży. Czekaliśmy dość długo (zdążyliśmy wypić po dwa piwa. PS. już nie poruszaliśmy się rowerami;)) ale jedzenie przeszło wszelkie oczekiwania… Jak mówiłam bardzo lubię tę kuchnię, próbowałam jej w kilku restauracjach w Edynburgu, ale nie można ich było porównywać z daniami z tej zapadłej knajpy na odległej wysepce! Jedzonko było po prostu fantastyczne, wyśmienite, wyborne, no aż brak mi słów;) Niestety siedząc na plaży zostaliśmy dotkliwie pokąsani przez takie malutkie muszki (podobne do owocówek) gorsze od komarów;/
I na tym zakończyliśmy ten jakże męczący i obfity w wydarzenia dzień.
Następnego dnia czekał nas powrót do domu.
Dzień 2
Wczesna pobudka, śniadanko podczas którego lało;/ ubraliśmy się więc przeciwdeszczowo i ruszyliśmy do promu, na szczęście deszcz osłabł, a do promu było bliżej niż nam się wydawało;)
Gdy dojechaliśmy prom właśnie wpływał. Po niezbyt długim oczekiwaniu zapakowaliśmy się na statek i zaczęła się najciekawsza część wyprawy.
Prom na Isla of Islay© ememka
Przeprawa trwała dość długo (2 godz. 10 min), pogoda była kiepska, niskie, szare chmury z których co chwilę coś siąpiło, ale za to na promie można było się posilić i wzmocnić;) co też uczyniliśmy - już tu zaczęliśmy kosztować whisky;)
Na wyspę Islay dotarliśmy około południa i w pierwszej kolejności postanowiliśmy zatroszczyć się o nocleg. Zaklepaliśmy pokój i ruszyliśmy na podbój destylarni. W centrum miasteczka stoi taki oto znak i miałam dylemat gdzie się udać;) (obie miejscowości to marki whisky).
Na rozdrożu© ememka
Jeżdżenia rowerem tego dnia było niewiele, ponieważ destylarnie położone są blisko siebie. Zwiedziliśmy „tylko” trzy położone najbliżej portu, ale chyba jednocześnie najciekawsze i produkujące najlepsze whiskacze;) Destylarnie położone są wzdłuż jednej drogi nad samym brzegiem morza. Tutejsze whisky słynną z bardzo dymnego i torfowego smaku i jak dla mnie są po prostu wyśmienite. Postanowiliśmy zacząć od destylarni najbardziej oddalonej, aby następnie kierować się w stronę miasteczka i noclegu;)
Pierwsza destylarnia to Ardbeg – najbardziej dymna i dla niektórych może nie do wypicia, ale ja bardzo ją lubię i polecam, warto choć raz spróbować, a efekt może być tylko dwojaki albo ją pokochacie albo znienawidzicie;)
Destylarnia Ardbeg© ememka
Beczułki© ememka
Destylarnia Arbeg© ememka
Z destylarnią w tle© ememka
Destylarnia© ememka
Kolejna destylarnia to Lagavulin (nazwa kojarzy mi się z lekarstwem, syropem;) ) Tutaj chwilkę zabawiliśmy, skosztowaliśmy kieliszeczek i ruszyliśmy do kolejnej…
Osada Lagavulin© ememka
Kosztowanie whisky© ememka
Następna i ostatnia na szlaku to Laphroaig.
Destylarnia Laphroaig© ememka
Tutaj zdecydowaliśmy się na zwiedzanie destylarni i muszę przyznać, że było warto;) Zwiedzanie trwało około godziny, mogliśmy wszędzie wejść i wszędzie robić zdjęcia, a to głównie dlatego że w tym okresie destylarnia wstrzymuje produkcję.
Kadzie© ememka
Powody wstrzymywania produkcji są dwa: naprawa i konserwacja sprzętu i deficyt wody (!!!) w krainie gdzie codziennie pada, uwierzycie? Po zwiedzaniu była degustacja, a następnie smakowaliśmy na własną rękę Po tych kilku szklaneczkach jechało się bardzo przyjemnie;) dobrze że ruch mają tam niewielki;)
Po zakwaterowaniu się ruszyliśmy zwiedzić miasteczko i poszukać czegoś do zjedzenia. Okazało się , że miasteczko składa się z dwóch ulic, dwóch sklepów, hotelu z knajpą, indyjskiej restauracji, mobilnego banku i zabitego dechami posterunku policji;) A wszystko wygląda jakby czas zatrzymał się tam jakieś 30 lat temu. Nikomu się nie śpieszy, wszyscy się znają, jak na każdej prowincji;)
Bank obwoźny© ememka
W związku z niewielkim wyborem, zdecydowaliśmy się na indyjskie żarcie, bardzo je lubię i nawet sama gotuję tego typu rzeczy, ale w tym wypadku knajpa nie wyglądała zachęcająco… Postanowiliśmy wziąć jedzenie na wynos i zjeść na plaży. Czekaliśmy dość długo (zdążyliśmy wypić po dwa piwa. PS. już nie poruszaliśmy się rowerami;)) ale jedzenie przeszło wszelkie oczekiwania… Jak mówiłam bardzo lubię tę kuchnię, próbowałam jej w kilku restauracjach w Edynburgu, ale nie można ich było porównywać z daniami z tej zapadłej knajpy na odległej wysepce! Jedzonko było po prostu fantastyczne, wyśmienite, wyborne, no aż brak mi słów;) Niestety siedząc na plaży zostaliśmy dotkliwie pokąsani przez takie malutkie muszki (podobne do owocówek) gorsze od komarów;/
I na tym zakończyliśmy ten jakże męczący i obfity w wydarzenia dzień.
Następnego dnia czekał nas powrót do domu.
komentarze
Bardzo fajny powrót;) Filmik i zdjęcia rewelka:)
Pozdrowionka sikorski33 - 08:22 sobota, 26 lutego 2011 | linkuj
Pozdrowionka sikorski33 - 08:22 sobota, 26 lutego 2011 | linkuj
Jasna Bowmore to moja ulubiona whisky. Dobra jest też Caol Ila, a od spróbowania Ardbega byłem tuż tuż. Innym razem :)
Strasznie zazdroszczę takiej wycieczki ale cieszę się Waszym szczęściem :D
siwiutki - 09:32 środa, 25 sierpnia 2010 | linkuj
Strasznie zazdroszczę takiej wycieczki ale cieszę się Waszym szczęściem :D
siwiutki - 09:32 środa, 25 sierpnia 2010 | linkuj
Fajna ta destylarnia w środku :)
Bank mobilny też niezły :) psyche - 08:12 piątek, 13 sierpnia 2010 | linkuj
Bank mobilny też niezły :) psyche - 08:12 piątek, 13 sierpnia 2010 | linkuj
Chyba dziś nie usnę... Ardbeg... Kiedyś w końcu też tam dojadę...
djk71 - 21:26 czwartek, 12 sierpnia 2010 | linkuj
Komentuj