Do Dunfermline i do domu
Poniedziałek, 13 sierpnia 2012 Kategoria Długodystansowo, Po Szkocji, W towarzystwie
Km: | 44.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:08 | km/h: | 14.04 |
Pr. maks.: | 50.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 440m | Sprzęt: Giant | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ruszylismy dosc wczesnie.
Czekala nas przeprawa przez gory, no dobra wzgorza;) Po przejechaniu kilku kilometrow, zrobieniu niewielkich zakupow w malym miasteczku zaczal sie podjazd, przez kilka ladnych kilometrow droga piela sie do gory i do gory, chwilami jechalam chwilami pchalam, mialam jakas taka slabosc w nogach;( na dodatek pogoda sie pogorszyla, zachmurzylo sie, temperatura spadla, a ostatecznie, juz na zjezdzie, zaczelo podac. Meczace wspinanie sie pod gorke wynagradzaly oczywiscie widoczki, byly by jeszcze lepsze gdyby nie nisko wiszace chmury, w ktore w najwyzszych partiach nawet wjechalismy.
Potem zaczal sie cudowny, dlugi i szybki zjazd;) To chyba najfajniesza czesc wycieczki. Pedzac z gorki zatrzymalismy sie przy rzeczce gdzie bylo rozbitych kilka namiotow (czemu nam nie udalo sie znalezc takiej fajnej mijscowki? :( a takze w oddali widzielismy wode przelewajaca sie z zapory - swietny widok;)
Na kolejnym odcinku drogi, znowu pofalowanym, gora - dol, gora - dol, doszlam do perfekcji w podjezdzaniupod te upierdliwe gorki:)
Ostatecznie skonczyly sie one w miejscowosci Selina, gdzie wbilismy sie na sciezke rowerowa powstala w miejscu dawnej linii kolejowej biegnacej po polnocnej stronie zatoki od miasteczka Alloa az do Dunfermline. Sciezka jest bardzo fajna, gladka, rowna, asfaltowa, lecz na odcinku, ktorym jechalismy, minimalnie, ale nieustannie wznosi sie lekko do gory. Bylam lekko zmeczona i predkosc mialam taka jakbym podjezdzalam pod normalna stroma gorke. Lecz nagle niezauwazalnie wyplaszczylo sie, lub nawet zaczelo byc lekko z gorki, bo niezmieniajac sily pedalowania zaczelam jechac dwa razy szybciej:)
Sciezka sie skonczyla, wyladowalismy w centrum miasta, jeszcze tylko kilka zakretow, karkolomny zjazd i dojezdzamy na stacje. Patrze, ze na peronie stoi sporo ludzi, podejrzewam ze pewnie zaraz bezdie pociag. Ruszamy wiec szybkim kroczkiem w dol przejsciem podziemnym (na szczescie bez schodow), wtaczamy sie na peron, okazuje sie ze pociag bedzie za minutke:) (na szczescie byl o te minutke spozniony, bo inaczej moglby nam uciec sprzed nosa;) ). Pol godziny pozniej bylismy w Edi, jeszcze tylko drobne zakupy piwko i pizza i relaksujemy sie w domu.
Posdsumowujac, wycieczke uwazam za bardzo udana, pogoda dopisala i mimo pewnych zawirowan z namiotem udalo nam sie zobaczyc to co planowalismy, a nawet ciut wiecej;) Rowery spisaly sie dobrze, nie zlapalismy zadnej gumy, z mojego roweru (Revolution) ostatniego dnia dwa razy spadl lancuch, na najmniejszym przelozeniu co chyba swiadczy o jego zuzyciu;/ trzeba to sprawdzic. Natomiast ja na Giancie cala trase przejechalam na najwiekszym przednim przelozeniu, poniewaz nie zdazylam tego naprawic przed weekendem;) Dlatego tez jestem dodatkowo dumna z mocy swoich nog;)
Wrocilismy nieco zmeczeni i troche obolali, ale to takie przyjemne pamiatki pokonanej drogi.
/
PS. Przepraszam za brak polskich literek
Zwijanie obozu© ememka
Czekala nas przeprawa przez gory, no dobra wzgorza;) Po przejechaniu kilku kilometrow, zrobieniu niewielkich zakupow w malym miasteczku zaczal sie podjazd, przez kilka ladnych kilometrow droga piela sie do gory i do gory, chwilami jechalam chwilami pchalam, mialam jakas taka slabosc w nogach;( na dodatek pogoda sie pogorszyla, zachmurzylo sie, temperatura spadla, a ostatecznie, juz na zjezdzie, zaczelo podac. Meczace wspinanie sie pod gorke wynagradzaly oczywiscie widoczki, byly by jeszcze lepsze gdyby nie nisko wiszace chmury, w ktore w najwyzszych partiach nawet wjechalismy.
Zarośnięty słupek© ememka
Potem zaczal sie cudowny, dlugi i szybki zjazd;) To chyba najfajniesza czesc wycieczki. Pedzac z gorki zatrzymalismy sie przy rzeczce gdzie bylo rozbitych kilka namiotow (czemu nam nie udalo sie znalezc takiej fajnej mijscowki? :( a takze w oddali widzielismy wode przelewajaca sie z zapory - swietny widok;)
Na kolejnym odcinku drogi, znowu pofalowanym, gora - dol, gora - dol, doszlam do perfekcji w podjezdzaniupod te upierdliwe gorki:)
Ostatecznie skonczyly sie one w miejscowosci Selina, gdzie wbilismy sie na sciezke rowerowa powstala w miejscu dawnej linii kolejowej biegnacej po polnocnej stronie zatoki od miasteczka Alloa az do Dunfermline. Sciezka jest bardzo fajna, gladka, rowna, asfaltowa, lecz na odcinku, ktorym jechalismy, minimalnie, ale nieustannie wznosi sie lekko do gory. Bylam lekko zmeczona i predkosc mialam taka jakbym podjezdzalam pod normalna stroma gorke. Lecz nagle niezauwazalnie wyplaszczylo sie, lub nawet zaczelo byc lekko z gorki, bo niezmieniajac sily pedalowania zaczelam jechac dwa razy szybciej:)
Ścieżka rowerowa po północnej stronie zatoki Forth© ememka
Sciezka sie skonczyla, wyladowalismy w centrum miasta, jeszcze tylko kilka zakretow, karkolomny zjazd i dojezdzamy na stacje. Patrze, ze na peronie stoi sporo ludzi, podejrzewam ze pewnie zaraz bezdie pociag. Ruszamy wiec szybkim kroczkiem w dol przejsciem podziemnym (na szczescie bez schodow), wtaczamy sie na peron, okazuje sie ze pociag bedzie za minutke:) (na szczescie byl o te minutke spozniony, bo inaczej moglby nam uciec sprzed nosa;) ). Pol godziny pozniej bylismy w Edi, jeszcze tylko drobne zakupy piwko i pizza i relaksujemy sie w domu.
Posdsumowujac, wycieczke uwazam za bardzo udana, pogoda dopisala i mimo pewnych zawirowan z namiotem udalo nam sie zobaczyc to co planowalismy, a nawet ciut wiecej;) Rowery spisaly sie dobrze, nie zlapalismy zadnej gumy, z mojego roweru (Revolution) ostatniego dnia dwa razy spadl lancuch, na najmniejszym przelozeniu co chyba swiadczy o jego zuzyciu;/ trzeba to sprawdzic. Natomiast ja na Giancie cala trase przejechalam na najwiekszym przednim przelozeniu, poniewaz nie zdazylam tego naprawic przed weekendem;) Dlatego tez jestem dodatkowo dumna z mocy swoich nog;)
Wrocilismy nieco zmeczeni i troche obolali, ale to takie przyjemne pamiatki pokonanej drogi.
/
PS. Przepraszam za brak polskich literek
komentarze
Witaj, mam podobnie jak Ty, wjeżdżam na wzgórza a mnie się wydaje że to góra, która nigdy się nie kończy, a gdy już jestem na szczycie, jestem dumna z siebie :). Zjazdy po takim podjeździe są cudowne i widoki również. Czekam na Twoje dalsze wycieczki. Wiatru w plecy :).
Inka - 10:16 wtorek, 21 sierpnia 2012 | linkuj
Komentuj