Do i z pracy z podniesionym ciśnieniem
Czwartek, 23 lutego 2012 Kategoria Do pracy
Km: | 10.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:32 | km/h: | 19.31 |
Pr. maks.: | 38.50 | Temperatura: | 11.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Revolution | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzień zapowiadał się spokojny, udało mi się wyjść z pracy, gdy było jeszcze w miarę widno. Jadę sobie spokojnie i radośnie, myśląc jaki piękny dzień, pewnie nic się już nie wydarzy, dojade do domu...
Aż tu nagle pędzę małą, osiedlową uliczką, a tu jakiś babsztyl wyłazi zza jakiegoś wysokiego samochodu, patrząc oczywiście w przeciwną stronę! Jak nie rzucę jej wiązanki - trochę się wystraszyła, ale szkoda że zawału nie dostała, głupia jedna, na przyszłość może by się nauczyła co to jest ulica. No nic podniosła mi ciśnienie, trochę sobie pomamrotałam, ale jadę dalej. Nie ujechałam 200 metrów - skrzyżowanie, duże i rozległe na osiedlowych uliczkach, ruchu niby nie ma, ale jakiś samochód stoi zaparkowany nieomalże na środku tegoż skrzyżowania - no nic myślę sobie, jakiś dupek;/ Ale spoko minę go z lewej bo jest dużo miejsca od chodnika... Dojeżdżam, a drzwi się otwierają - no myślałam że mnie szlag trafi najjaśniejszy! Poleciała wiązanka prosto w te otwarte drzwi - i muszę przyznać że zadziwiam samą siebie, bo udaje mi się wyzwać tubylców w ich rodzimym narzeczu. Do tej pory w strasujących chwilach miałam z tym problem i przechodziłam na polszczyznę kuchenną, a tu proszę, rozwijam się;) No ale wracając do tego samochodu - koleś się jakoś dziwnie popatrzył, mocno zdziwiony, że o co mi w ogóle chodzi? no to jeszcze przez ramię rzuciłam "międzynarodowy znak pokoju" i pojechałam dalej, powoli się uspokajając.
Także jak widzicie nigdy nie wiadomo co może rowerzystę spotkać na odcinku 200 metrów! A trasa zapowiadała się tak spokojnie i sielankowo.
Aż tu nagle pędzę małą, osiedlową uliczką, a tu jakiś babsztyl wyłazi zza jakiegoś wysokiego samochodu, patrząc oczywiście w przeciwną stronę! Jak nie rzucę jej wiązanki - trochę się wystraszyła, ale szkoda że zawału nie dostała, głupia jedna, na przyszłość może by się nauczyła co to jest ulica. No nic podniosła mi ciśnienie, trochę sobie pomamrotałam, ale jadę dalej. Nie ujechałam 200 metrów - skrzyżowanie, duże i rozległe na osiedlowych uliczkach, ruchu niby nie ma, ale jakiś samochód stoi zaparkowany nieomalże na środku tegoż skrzyżowania - no nic myślę sobie, jakiś dupek;/ Ale spoko minę go z lewej bo jest dużo miejsca od chodnika... Dojeżdżam, a drzwi się otwierają - no myślałam że mnie szlag trafi najjaśniejszy! Poleciała wiązanka prosto w te otwarte drzwi - i muszę przyznać że zadziwiam samą siebie, bo udaje mi się wyzwać tubylców w ich rodzimym narzeczu. Do tej pory w strasujących chwilach miałam z tym problem i przechodziłam na polszczyznę kuchenną, a tu proszę, rozwijam się;) No ale wracając do tego samochodu - koleś się jakoś dziwnie popatrzył, mocno zdziwiony, że o co mi w ogóle chodzi? no to jeszcze przez ramię rzuciłam "międzynarodowy znak pokoju" i pojechałam dalej, powoli się uspokajając.
Także jak widzicie nigdy nie wiadomo co może rowerzystę spotkać na odcinku 200 metrów! A trasa zapowiadała się tak spokojnie i sielankowo.