Nieprzewidziana prawie setka
Sobota, 16 kwietnia 2011 Kategoria Długodystansowo, Po Szkocji
Km: | 96.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:08 | km/h: | 18.80 |
Pr. maks.: | 48.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nieprzewidziana prawie setka;)
Sobota zapowiadała się pogodnie, w związku z czym planowałam jakąś dłuższą wycieczkę rowerową, nie przypuszczałam jednak, że uda mi się wykręcić prawie 100km;)
Ale po kolei… Od rana zastanawiałam się dokąd pojechać, przeglądałam mapy, trochę klikałam w neciku. W końcu postanowiłam pojechać pociągiem do Stirling (miasto na zachód od Edynburga, położone u „szczytu” zatoki Forth) i pojechać drugą stroną zatoki, po super ścieżce rowerowej, którą kiedyś, kiedyś przypadkiem odkryłam. Jednak jak się okazało nie dane było mi tam dojechać… Sprawdziłam pociągi, ceny, itp. OK, zaczęłam się pakować, ale jeszcze przed schowaniem aparatu, sprawdziłam baterię… niestety wskaźnik pokazywał, że jest prawie pusta, a przecież bez aparatu nie można jechać. Podłączyłam baterię do ładowania i czekałam. W międzyczasie przeglądałam mapy, książki i przewodniki dzięki czemu pojawił się alternatywny pomysł na trasę. Zakładał on jazdę na wchód od Edynburga, powłóczenie się po tamtejszych bocznych drogach i powrót pociągiem z North Berwick. Oczywiście brałam pod uwagę wiatr, który miał wiać z zachodu z prędkością 18km/h, ale jeszcze zanim wyszłam z domu wzrastał stopniowo do 22, a następnie do 24km/h, a faktycznie dmuchało pewnie mocniej. Dlatego właśnie planowałam jechać na wschód;)
Gdy w końcu bateria się naładowała, zebrałam się i ruszyłam w drogę. Szybko dojechałam na dworzec, aby zdąrzyć na pociąg i już kupowałam bilet, d gdy przyszło do płacenia okazało się że nie mam karty, ani żadnej gotówki;/ Musiałam więc wrócić po pieniądze, a pociąg w tym czasie odjechał. Następny miał być za pół godziny. Jednak doszłam do wniosku że pół godziny czekania, następnie 45 minut jazdy, to w sumie zrobi się późno, tak więc postanowiłam skorzystać z planu „B” i pojechać na wschód od Edynburga.
Pojechałam tradycyjną trasą; najpierw ścieżką rowerową na obrzeża Edynburga, następnie zbaczając z utartego szlaku, odkryłam fajną ścieżkę wzdłuż jakiejś niewielkiej rzeczki, która wyprowadziła mnie na sam brzeg zatoki w Musselburgu. 15km od domu poczułam głód, zrobiłam więc popas skonsumowałam jedyną jaką miałam kanapkę, zrobiłam kilka fotek i ruszyłam dalej.
Znaną trasą dojechałam do Longniddry, zatrzymując się na brzegu zatoki, aby zrobić zdjęcie zapór przeciwczołgowych z czasów II wojny światowej.
Odkryłam ciekawą bramę wjazdową do jakiejś posiadłości. Niby stoi otworem, ale wchodzić tam nie wolno, a już tym bardziej jeździć rowerem! Cóż nie chcą nas tu to nie, jedziemy dalej;)
W czasie tego krótkiego postoju rzuciłam jeszcze okiem na mapę, pogodę i czasomierz – przekalkulowałam, bo w mej głowie pojawił się nowy pomysł… przedłużę sobie nieco wycieczkę i pojadę do Dunbar, miasta położonego już nad Morzem Północnym. Jednak tym, co mnie głównie ciągnęło w tamtą stronę, była chęć zobaczenia elektrowni atomowej, położonej nieco na południe od wspomnianego miasta, nad samym brzegiem morza.
Jak postanowiłam tak też zrobiłam i ruszyłam w drogę…
Najpierw czekał mnie przejazd ścieżką rowerową powstałą w miejscu dawnej linii kolejowej Longniddry – Haddington. Ścieżka wije się malowniczo przez około 7,5km pośród pól, na których wschodzi zboże, a na niektórych kwietnie już rzepak. Ścieżka wysypana jest czerwonym, ubitym żwirem. Jedzie się przyjemnie, lekko, choć trzeba pokonać pewne wzniesienie.
Ścieżka kończy się prawie w centrum Haddington. Przejeżdżając przez nie i rozglądając się uważnie dookoła, nagle zauważyłam niewielki park, czy raczej skwer, w centrum którego stało ogromne drzewo – jakaś sekwoja czy coś. Oczywiście zatrzymałam się i uwieczniłam je na zdjęciach.
Dalej kierowałam się ścieżką rowerową „76”, która kawałeczek prowadzi nad rzeczką, a następnie wraca na drogę. Drogi stopniowo zmieniały się z główniejszych, szerokich, z wymalowanymi pasami, do coraz bardziej „którośtamrzędnych”, wąskich właściwie na jeden samochód.
Po pewnym czasie okazało się, że jestem na drodze, która niegdyś jechałam do East Linton i która przebiega w pobliżu ruin pewnego zamku. Tym razem jednak nie zamierzałam jechać do ruin, lecz wybrałam bardziej wymagającą drogę – pod górę;) Droga przebiega u stóp góry, dawnego, wygasłego stożka wulkanicznego (jest tu w tym regionie całkiem sporo).
Na szczycie tego skalistego pagóra, mieli niegdyś fort Rzymianie – tak, tak, zawędrowali aż tu do Szkocji! żądni poznania świata i powiększenia swego imperium! Na górze tej odkryto również dużo wcześniejsze ślady osadnictwa – z epoki Brązu, czyli około 1500 lat przed naszą erą. Na szczyt tej góry się jednak nie wybierałam, lecz przejechałam u jej podnóża i kierowałam się dalej na wschód, ku morzu.
Szlak przecinała mi autostrada, po której rowerami jeździć nie wolno, w związku z czym musiałam starannie wybierać miejsce jej przekroczenia, a jednocześnie znaleźć najkrótszą i najprostszą drogę do celu podróży. Znalazłam drogę, która prowadziła w pożądanym kierunku, równolegle do autostrady, wywnioskowałam, że to pewnie droga techniczna, jednak tablica, przymocowana do otwartej na oścież bramy głosiła, że to droga dojazdowa na farmę, pole, droga prywatna. Postanowiłam jednak nią pojechać, a w razie gdyby okazała się bez wylotu, po prostu przerzucić rower przez płot, a potem samej przez niego przeleźć;) Droga była szeroka, równa i w ogóle nie uczęszczana, chyba po prostu stanowiła ścieżką pieszo - rowerową;) Przejechałam nią spory kawałek, po lekkiej pochyłości, wiatr wiał w plecy, więc prędkość była więcej niż zadowalająca;)
Gdy ta droga się skończyła po jednej stronie autostrady, po drugiej zaczęła się ścieżka rowerowa. Doprowadziła mnie ona do kamieniołomu, kampingu, latarni morskiej, a w oddali – elektrowni atomowej. Do samej elektrowni niestety nie dojechałam, choć prowadzi pod nią od strony morza ścieżka piesza, a od strony lądu zwykła droga. Zadziwiło mnie jak blisko można do niej podejść, szlak pieszy, miejsce piknikowe, a w odległości może nieco kilometra znajduje się kamping;) (to taka promocja energii atomowej, jako całkiem bezpiecznej, że pod samą elektrownią można urządzić sobie piknik). A do elektrowni nie dojechałam, ponieważ zbyt dużo czasu spędziłam pod wspomnianą latarnią morską, rozkoszując się widokiem i zapachem otwartego morza, wdychając jod.
Poza tym zrobiło się późno i trzeba było rozpocząć odwrót. Jednak z miejsca w którym się znajdowałam elektrownia była dobrze widoczna. Widok, mimo wszystko mnie rozczarował. Z zewnątrz nic szczególnego nie widać, tylko coś jak ogromne połączone kontenery.
Plany założenia elektrowni zostały przedstawione w 1974 roku. Już w 1978 odbył się marsz protestacyjny, grupujący 4000 osób, które przemaszerowały z Dunbar na teren budowy elektrowni. Mimo tego budowa rozpoczęła się w 1980 roku, a ukończona została w 1988. Moc elektrowni 1,3MW. Planowo ma ona działać do 2023 roku. Elektrownia ta miała dość pechową historię: w 1999 zaledwie kilometr od niej, w morzu, rozbił się samolot RAF, w maju 2002 nastąpiło uszkodzenie gazowego systemu chłodzącego, a w sierpniu tego samego roku zaobserwowano wibracje reaktora, w związku z czym został on zamknięty. W 2005 nastąpił nieplanowany wzrost mocy drugiego reaktora. W 2006 nastąpiło zamknięcie obu reaktorów na 70 minut związane z zablokowaniem głównego systemu chłodzenia przez wodorosty.
Zastanawiałam się nad złapaniem pociągu w Dunbar, jednak na to wydawało mi się za wcześnie i za mało kilometrów. Postanowiłam dojechać do North Berwick i tam dopiero wsiąść w pociąg. Miałam więc przed sobą kolejne 20km dość ciężkiej drogi - pod wiatr, który szybko wycisnął ze mnie resztkę sił, pod słońce i pod górki;/
Początkowo jechałam prosto na zachód, ścieżką rowerową biegnącą równolegle do autostrady A1. Następnie bardzo mało uczęszczaną choć szeroką drogą i ponownie ścieżką rowerową wzdłuż drogi A199.
Tutejsze ścieżki są naprawdę rewelacyjne – bardzo lubię nimi jeździć. Po dość długim odcinku przebytym tą trasą odbiłam na północ kierując się na North Berwick. Skręciłam w małą drogę prowadzącą do farmy i sklepu przy niej.
Z mapy wynikało, że jest ona przejezdna. Jednak tuż za farma ponownie napotkałam się na otwartą co prawda bramę, lecz tablica na niej ostrzegała ponownie, że jest to droga bez wylotu i jest to tylko dojazd an pola. Jednak nauczona doświadczeniem, że nie należy zbytnio przejmować się takimi znakami, ruszyłam dalej. W końcu, pomyślałam, jestem tylko rowerem, a jak z niego zsiądę tylko pieszym, a nie samochodem, więc na pewno uda mi się jakoś przejść, a gdyby ktoś się czepiał, to powiem, że mam za sobą długą trasę, jestem zmęczona i pragnę jak najszybciej i najkrótszą drogą dostać się do North Berwick;) Przejechałam kawałeczek, a już w oddali widzę mieni się jakaś czerwona tablica. Podjechałam bliżej, a drogę przecięła mi całkiem pokaźna rzeczka i taki znak:
Napis głosi: Uwaga niebezpieczny bród! Właściciele (brodu) nie biorą żadnej odpowiedzialności za nikogo kto przekracza bród. Każdy kto to robi (przekracza bród), robi to całkowicie na własne ryzyko.
Nie przypuszczałam, że w tym wydawałoby się cywilizowanym, wysoko rozwiniętym kraju trafię na coś takiego Było to naprawdę ciekawe i bardzo urokliwe miejsce – świetne na piknik;)
Na jednej, szczególnie stromej, wymiękłam i popchałam rower, ale pozostałe dzielnie zaliczałam i nie było to nawet takie trudne;)
Trafiłam na świeżo wyremontowany odcinek dogi, jazda po takim nowiutkim, równiutkim asfalcie to czysta przyjemność Uprzątnięte znaki przedstawiały dość komiczny obraz:
Choć muszę przyznać, że z podobnym ustawieniem drogowskazów, spotkałam się kiedyś w Livingston, jadąc samochodem, na jednym końcu drogi znak pokazywał, że do Edynburga powinnam jechać tam skąd przyjechałam, zawróciłam, na drugim końcu znajdował się identyczny drogowskaz, że do Edynburga to właśnie tam skąd jadę;/ Dodam, że na tym odcinku drogi pomiędzy znakami nie było żadnego skrzyżowania! ;) Przeżyłam wtedy lekką traumę, bo bałam się, że nigdy nie uda mi się wyjechać z tego miasteczka;/
Po pokonaniu ostatniego podjazdu przede mną rozpostarł się taki oto widok na Bass Rock – skalistą wulkaniczną wysepkę, siedlisko ogromnej ilości ptaków (dlatego jest biała – od nagromadzonego tam ptasiego guano). Obecnie jest niezamieszkana, jednak niegdyś znajdował się na niej klasztor, później powstał tam zamek, a w następnym okresie znajdowało się tam więzienie. W 1902 roku na wyspie została wybudowana latarnia morska.
Na dojeździe do North Berwick byłam już naprawdę zmęczona i bardzo głodna. Na szczęście przypomniało mi się, że niedaleko jest Tesco, podjechałam tam kupić coś do jedzenia. Wybór padł na sałatkę z klusek i kurczaka w sosie musztardowym;) muszę przyznać, że bardzo mi to smakowało. Podjechałam na stację, a tam już stał pociąg na odjazd czekałam tylko 5 minut więc szybciutko wróciłam do domu. W czasie jazdy (30min) posiliłam się wspomnianymi kluseczkami i wzmocniłam piwkiem;)
/
Sobota zapowiadała się pogodnie, w związku z czym planowałam jakąś dłuższą wycieczkę rowerową, nie przypuszczałam jednak, że uda mi się wykręcić prawie 100km;)
Ale po kolei… Od rana zastanawiałam się dokąd pojechać, przeglądałam mapy, trochę klikałam w neciku. W końcu postanowiłam pojechać pociągiem do Stirling (miasto na zachód od Edynburga, położone u „szczytu” zatoki Forth) i pojechać drugą stroną zatoki, po super ścieżce rowerowej, którą kiedyś, kiedyś przypadkiem odkryłam. Jednak jak się okazało nie dane było mi tam dojechać… Sprawdziłam pociągi, ceny, itp. OK, zaczęłam się pakować, ale jeszcze przed schowaniem aparatu, sprawdziłam baterię… niestety wskaźnik pokazywał, że jest prawie pusta, a przecież bez aparatu nie można jechać. Podłączyłam baterię do ładowania i czekałam. W międzyczasie przeglądałam mapy, książki i przewodniki dzięki czemu pojawił się alternatywny pomysł na trasę. Zakładał on jazdę na wchód od Edynburga, powłóczenie się po tamtejszych bocznych drogach i powrót pociągiem z North Berwick. Oczywiście brałam pod uwagę wiatr, który miał wiać z zachodu z prędkością 18km/h, ale jeszcze zanim wyszłam z domu wzrastał stopniowo do 22, a następnie do 24km/h, a faktycznie dmuchało pewnie mocniej. Dlatego właśnie planowałam jechać na wschód;)
Gdy w końcu bateria się naładowała, zebrałam się i ruszyłam w drogę. Szybko dojechałam na dworzec, aby zdąrzyć na pociąg i już kupowałam bilet, d gdy przyszło do płacenia okazało się że nie mam karty, ani żadnej gotówki;/ Musiałam więc wrócić po pieniądze, a pociąg w tym czasie odjechał. Następny miał być za pół godziny. Jednak doszłam do wniosku że pół godziny czekania, następnie 45 minut jazdy, to w sumie zrobi się późno, tak więc postanowiłam skorzystać z planu „B” i pojechać na wschód od Edynburga.
Pojechałam tradycyjną trasą; najpierw ścieżką rowerową na obrzeża Edynburga, następnie zbaczając z utartego szlaku, odkryłam fajną ścieżkę wzdłuż jakiejś niewielkiej rzeczki, która wyprowadziła mnie na sam brzeg zatoki w Musselburgu. 15km od domu poczułam głód, zrobiłam więc popas skonsumowałam jedyną jaką miałam kanapkę, zrobiłam kilka fotek i ruszyłam dalej.
Coastal trial© ememka
Znaną trasą dojechałam do Longniddry, zatrzymując się na brzegu zatoki, aby zrobić zdjęcie zapór przeciwczołgowych z czasów II wojny światowej.
Zapory przeciwczolgowe© ememka
Odkryłam ciekawą bramę wjazdową do jakiejś posiadłości. Niby stoi otworem, ale wchodzić tam nie wolno, a już tym bardziej jeździć rowerem! Cóż nie chcą nas tu to nie, jedziemy dalej;)
Brama wjazdowa© ememka
W czasie tego krótkiego postoju rzuciłam jeszcze okiem na mapę, pogodę i czasomierz – przekalkulowałam, bo w mej głowie pojawił się nowy pomysł… przedłużę sobie nieco wycieczkę i pojadę do Dunbar, miasta położonego już nad Morzem Północnym. Jednak tym, co mnie głównie ciągnęło w tamtą stronę, była chęć zobaczenia elektrowni atomowej, położonej nieco na południe od wspomnianego miasta, nad samym brzegiem morza.
Jak postanowiłam tak też zrobiłam i ruszyłam w drogę…
Najpierw czekał mnie przejazd ścieżką rowerową powstałą w miejscu dawnej linii kolejowej Longniddry – Haddington. Ścieżka wije się malowniczo przez około 7,5km pośród pól, na których wschodzi zboże, a na niektórych kwietnie już rzepak. Ścieżka wysypana jest czerwonym, ubitym żwirem. Jedzie się przyjemnie, lekko, choć trzeba pokonać pewne wzniesienie.
Mostek na ścieżką rowerową© ememka
Scieżka rowerowa© ememka
Ścieżka kończy się prawie w centrum Haddington. Przejeżdżając przez nie i rozglądając się uważnie dookoła, nagle zauważyłam niewielki park, czy raczej skwer, w centrum którego stało ogromne drzewo – jakaś sekwoja czy coś. Oczywiście zatrzymałam się i uwieczniłam je na zdjęciach.
Ogromne drzewo© ememka
Pień drzewa© ememka
Drzewo i ja© ememka
Stary drogowskaz© ememka
Dalej kierowałam się ścieżką rowerową „76”, która kawałeczek prowadzi nad rzeczką, a następnie wraca na drogę. Drogi stopniowo zmieniały się z główniejszych, szerokich, z wymalowanymi pasami, do coraz bardziej „którośtamrzędnych”, wąskich właściwie na jeden samochód.
Most© ememka
Lustro© ememka
Ja w lustrze© ememka
Po pewnym czasie okazało się, że jestem na drodze, która niegdyś jechałam do East Linton i która przebiega w pobliżu ruin pewnego zamku. Tym razem jednak nie zamierzałam jechać do ruin, lecz wybrałam bardziej wymagającą drogę – pod górę;) Droga przebiega u stóp góry, dawnego, wygasłego stożka wulkanicznego (jest tu w tym regionie całkiem sporo).
Pod górę© ememka
Na szczycie tego skalistego pagóra, mieli niegdyś fort Rzymianie – tak, tak, zawędrowali aż tu do Szkocji! żądni poznania świata i powiększenia swego imperium! Na górze tej odkryto również dużo wcześniejsze ślady osadnictwa – z epoki Brązu, czyli około 1500 lat przed naszą erą. Na szczyt tej góry się jednak nie wybierałam, lecz przejechałam u jej podnóża i kierowałam się dalej na wschód, ku morzu.
Pole rzepaku© ememka
Drogowskaz retro© ememka
Szlak przecinała mi autostrada, po której rowerami jeździć nie wolno, w związku z czym musiałam starannie wybierać miejsce jej przekroczenia, a jednocześnie znaleźć najkrótszą i najprostszą drogę do celu podróży. Znalazłam drogę, która prowadziła w pożądanym kierunku, równolegle do autostrady, wywnioskowałam, że to pewnie droga techniczna, jednak tablica, przymocowana do otwartej na oścież bramy głosiła, że to droga dojazdowa na farmę, pole, droga prywatna. Postanowiłam jednak nią pojechać, a w razie gdyby okazała się bez wylotu, po prostu przerzucić rower przez płot, a potem samej przez niego przeleźć;) Droga była szeroka, równa i w ogóle nie uczęszczana, chyba po prostu stanowiła ścieżką pieszo - rowerową;) Przejechałam nią spory kawałek, po lekkiej pochyłości, wiatr wiał w plecy, więc prędkość była więcej niż zadowalająca;)
Drogowskaz© ememka
Gdy ta droga się skończyła po jednej stronie autostrady, po drugiej zaczęła się ścieżka rowerowa. Doprowadziła mnie ona do kamieniołomu, kampingu, latarni morskiej, a w oddali – elektrowni atomowej. Do samej elektrowni niestety nie dojechałam, choć prowadzi pod nią od strony morza ścieżka piesza, a od strony lądu zwykła droga. Zadziwiło mnie jak blisko można do niej podejść, szlak pieszy, miejsce piknikowe, a w odległości może nieco kilometra znajduje się kamping;) (to taka promocja energii atomowej, jako całkiem bezpiecznej, że pod samą elektrownią można urządzić sobie piknik). A do elektrowni nie dojechałam, ponieważ zbyt dużo czasu spędziłam pod wspomnianą latarnią morską, rozkoszując się widokiem i zapachem otwartego morza, wdychając jod.
Latarnia morska© ememka
Poza tym zrobiło się późno i trzeba było rozpocząć odwrót. Jednak z miejsca w którym się znajdowałam elektrownia była dobrze widoczna. Widok, mimo wszystko mnie rozczarował. Z zewnątrz nic szczególnego nie widać, tylko coś jak ogromne połączone kontenery.
Elektrownia atomowa© ememka
Plany założenia elektrowni zostały przedstawione w 1974 roku. Już w 1978 odbył się marsz protestacyjny, grupujący 4000 osób, które przemaszerowały z Dunbar na teren budowy elektrowni. Mimo tego budowa rozpoczęła się w 1980 roku, a ukończona została w 1988. Moc elektrowni 1,3MW. Planowo ma ona działać do 2023 roku. Elektrownia ta miała dość pechową historię: w 1999 zaledwie kilometr od niej, w morzu, rozbił się samolot RAF, w maju 2002 nastąpiło uszkodzenie gazowego systemu chłodzącego, a w sierpniu tego samego roku zaobserwowano wibracje reaktora, w związku z czym został on zamknięty. W 2005 nastąpił nieplanowany wzrost mocy drugiego reaktora. W 2006 nastąpiło zamknięcie obu reaktorów na 70 minut związane z zablokowaniem głównego systemu chłodzenia przez wodorosty.
Zastanawiałam się nad złapaniem pociągu w Dunbar, jednak na to wydawało mi się za wcześnie i za mało kilometrów. Postanowiłam dojechać do North Berwick i tam dopiero wsiąść w pociąg. Miałam więc przed sobą kolejne 20km dość ciężkiej drogi - pod wiatr, który szybko wycisnął ze mnie resztkę sił, pod słońce i pod górki;/
Początkowo jechałam prosto na zachód, ścieżką rowerową biegnącą równolegle do autostrady A1. Następnie bardzo mało uczęszczaną choć szeroką drogą i ponownie ścieżką rowerową wzdłuż drogi A199.
Ku słońcu© ememka
Tutejsze ścieżki są naprawdę rewelacyjne – bardzo lubię nimi jeździć. Po dość długim odcinku przebytym tą trasą odbiłam na północ kierując się na North Berwick. Skręciłam w małą drogę prowadzącą do farmy i sklepu przy niej.
Aleja kwitnących drzew owocowych© ememka
Tunel© ememka
Z mapy wynikało, że jest ona przejezdna. Jednak tuż za farma ponownie napotkałam się na otwartą co prawda bramę, lecz tablica na niej ostrzegała ponownie, że jest to droga bez wylotu i jest to tylko dojazd an pola. Jednak nauczona doświadczeniem, że nie należy zbytnio przejmować się takimi znakami, ruszyłam dalej. W końcu, pomyślałam, jestem tylko rowerem, a jak z niego zsiądę tylko pieszym, a nie samochodem, więc na pewno uda mi się jakoś przejść, a gdyby ktoś się czepiał, to powiem, że mam za sobą długą trasę, jestem zmęczona i pragnę jak najszybciej i najkrótszą drogą dostać się do North Berwick;) Przejechałam kawałeczek, a już w oddali widzę mieni się jakaś czerwona tablica. Podjechałam bliżej, a drogę przecięła mi całkiem pokaźna rzeczka i taki znak:
Niebezpieczny bród© ememka
Napis głosi: Uwaga niebezpieczny bród! Właściciele (brodu) nie biorą żadnej odpowiedzialności za nikogo kto przekracza bród. Każdy kto to robi (przekracza bród), robi to całkowicie na własne ryzyko.
Nie przypuszczałam, że w tym wydawałoby się cywilizowanym, wysoko rozwiniętym kraju trafię na coś takiego Było to naprawdę ciekawe i bardzo urokliwe miejsce – świetne na piknik;)
Bród© ememka
Rzeka Tyne© ememka
tablica ostrzegawcza© ememka
Na jednej, szczególnie stromej, wymiękłam i popchałam rower, ale pozostałe dzielnie zaliczałam i nie było to nawet takie trudne;)
Trafiłam na świeżo wyremontowany odcinek dogi, jazda po takim nowiutkim, równiutkim asfalcie to czysta przyjemność Uprzątnięte znaki przedstawiały dość komiczny obraz:
Objazd© ememka
Choć muszę przyznać, że z podobnym ustawieniem drogowskazów, spotkałam się kiedyś w Livingston, jadąc samochodem, na jednym końcu drogi znak pokazywał, że do Edynburga powinnam jechać tam skąd przyjechałam, zawróciłam, na drugim końcu znajdował się identyczny drogowskaz, że do Edynburga to właśnie tam skąd jadę;/ Dodam, że na tym odcinku drogi pomiędzy znakami nie było żadnego skrzyżowania! ;) Przeżyłam wtedy lekką traumę, bo bałam się, że nigdy nie uda mi się wyjechać z tego miasteczka;/
Po pokonaniu ostatniego podjazdu przede mną rozpostarł się taki oto widok na Bass Rock – skalistą wulkaniczną wysepkę, siedlisko ogromnej ilości ptaków (dlatego jest biała – od nagromadzonego tam ptasiego guano). Obecnie jest niezamieszkana, jednak niegdyś znajdował się na niej klasztor, później powstał tam zamek, a w następnym okresie znajdowało się tam więzienie. W 1902 roku na wyspie została wybudowana latarnia morska.
Bass Rock© ememka
Bass Rock© ememka
Tantallon castle© ememka
Na dojeździe do North Berwick byłam już naprawdę zmęczona i bardzo głodna. Na szczęście przypomniało mi się, że niedaleko jest Tesco, podjechałam tam kupić coś do jedzenia. Wybór padł na sałatkę z klusek i kurczaka w sosie musztardowym;) muszę przyznać, że bardzo mi to smakowało. Podjechałam na stację, a tam już stał pociąg na odjazd czekałam tylko 5 minut więc szybciutko wróciłam do domu. W czasie jazdy (30min) posiliłam się wspomnianymi kluseczkami i wzmocniłam piwkiem;)
/
komentarze
Wielce sympatyczna trasa i ilez ciekawostek po drodze. Czytając relację miaęem wrażenie, że jadę w ślad za Tobą.
Pozdrowerek :-) staahoo - 17:29 wtorek, 10 maja 2011 | linkuj
Pozdrowerek :-) staahoo - 17:29 wtorek, 10 maja 2011 | linkuj
Ale tam musi być super ! :D A ten basowy kamień robi wrażenie ! No i inny klimat niż w Polsce :], ale ona też ma swoje uroki ;]. Pozdrawiam !
sikor4fun-remove - 22:02 piątek, 29 kwietnia 2011 | linkuj
Piękna fotorelacja ;)
od razu widać, jak bardzo Polskie tereny różnią się od tamtejszych..no i Bass Rock..niesamowita;] uluru - 19:50 środa, 27 kwietnia 2011 | linkuj
od razu widać, jak bardzo Polskie tereny różnią się od tamtejszych..no i Bass Rock..niesamowita;] uluru - 19:50 środa, 27 kwietnia 2011 | linkuj
Traska marzenie; urokliwe ścieżki, sielskie krajobrazy, ruchu samochodowego nie widać, wiele ciekawych obiektów, pofocić jest co:) Czego chcieć więcej na rowerowy weekend:)
sandman - 19:09 niedziela, 24 kwietnia 2011 | linkuj
Też uważam, że bez aparatu nie można ruszać na wycieczkę rowerową, szczególnie na taką ciekawą jak ta. Mogliśmy dzięki temu zobaczyć Bass Rock (wygląda pięknie), elektrownie atomową (strach się bać przy tylu awariach) i wiele innych ciekawych miejsc.
Pozdrawiam. czecho - 21:31 sobota, 23 kwietnia 2011 | linkuj
Komentuj
Pozdrawiam. czecho - 21:31 sobota, 23 kwietnia 2011 | linkuj