Vmax 48km/h
Sobota
Sobota, 23 sierpnia 2008 Kategoria Okolice Edi
Km: | 63.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:08 | km/h: | 15.24 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Vmax 48km/h
Sobota - od rana było pięknie i słonecznie, ale jak w końcu zebrałam się to zdąrzyło się zachmurzyć, na dodatel pogodynka mówiła że ma padać;/ ale wkurzyłam się i powiedziałam sobie, a co tam, najwyżej mnie zmoczy, a jak mam tu czekać na ładną pogodę to mogę się nie doczekać;/ postanowiłam pojechać, ale przy pakowaniu i przygotowywaniu okazało się że nie mam arkusza mapy tego miejsca w które akurat chciałam się wybrać;/ musiałam pojechać do centrum po mapkę;/ tłok straszny, ledwo można było rowerem przejechać, na dodatek w sklepie okazało się że mapki która jest mi potrzebna nie ma, akurat tego arkusza;/ wszsytkie inne owszem, ale tego nie! wkurzyłam się, podjechałam do następnego sklepu, ale przy nim nie było uchwytów do przypięcia roweru więc powiedziałam trudno, tu nie będę robić zakupów, pojechałam na główną ulicę do Centrum Informacji Turystycznej, bo wiedziałam, że tam taka mapka może byc, ale oczywiście tego arkusza nie było, ale za to upatrzyłam sobie inna mapę, taką typowo rowerową, z zakupem której nosiłam się już od jakiegoś czasu, no a tu nadażyła się okazja więc kupiłam, a raczej miałam taki zamiar, mapa kosztowała £4.95, chciałam zapłacić kartą, ale okazalo się, że karta można płacić powyżej £5 ;/ tak więc w akcie desperacji postanowiłam zakupić jeszcze dwie mapki:) w końcu szczęśliwa że już się nie zgubie wsiadłam na mój pojazd i popedałowałam tym razem na południe. Ciężko było na prawdę;/ cały czas pod górke, na dodatek jakaś słaba byłam, w czasie tej wycieczki miałam poważne chwile zwątpienia czy uda mi się wrócić do domu o własnych siłach. Było kilka takich miejsc, gdzie musiałam zsiąść z roweru i go pchać, bo podjechanie było po prostu niemożliwe:/ i myśle że nawet doświaczeni kolarze mieli by z tym problem. No ale teraz jak wyglądała moja sobotnia wycieczka;)
Po dość długiej i uciążliwej jeździe udało mi się wyjechać z Edynburga, wspiąć na lekkie wzniesienie i za plecami ukazał mi się taki oto widoczek
Celem mojej wycieczki był Crichton Castle
następnie moja trasa prowadziła na drugą stronę uroczej dolinki nad którą stały ruiny, tylko najpierw trzeba było zjechać na dno dolinki (och jakie to było przyjemne:) wąska, kręta droga, wiatr we włosach, łzy w oczach i niesamowity pęd, gdybym tylko miała lepsze hamulce pewnie bardziej bym się rozpędziła:)) no ale każdy zjazd się kończy i zaczyna się katorga podjazdu, no itu po raz pierwszy musiałam zsiąść z roweru i go poprowadzić, bo nie miałam siły jechać:( ale za to z drugiej strony dolinki rozpościerał się świetny widok na ruiny;)
nawet rower sie zapatrzył robiąc sobie przerwę po tym podjeździe, czy tez podejściu ;)
Nieco dalej natknęłam się na kolejny zamek w tym jednak odbywały się śluby i wesela, więc długo tam nie zabawiłam, mój strój chyba niezbyt pasował do otocznia;)
W drodze powrotnej natknęłam się na Muzeum Górnictwa, gdzie wybrałam się następnego dnia ale już nie rowerem. Przed muzeum stoi taki oto potwór
Niestety zdjęć z tego dnia tylko tyle ponieważ po piątkowej wycieczce padły baterie.
ogę jeszcze napisać, że w drodze powrotnej oczywiście troszkę pobłądziłam, ale w końcu udało mi się pojechać tak jak chciałam;) oczywiście wybrałam sobie uroczą trasę przez kolejną dolinkę z której trzeba było jakoś się wydostać, ale niestety na pieszo, nie byłam w stanie tam pedałować i myślę że wielu by nie dało rady, niestety nie było znaku o wielkości spadku, ale myślę, że sporo ponad 20%, może uda mi się to policzyć, to dopiszę:) Jak tylko przekroczyłam obwodnicę i dojechałam do ulicy, która prowadzi prosto do domku było fantastycznie;) bo cały czas z górki:)
Sobota - od rana było pięknie i słonecznie, ale jak w końcu zebrałam się to zdąrzyło się zachmurzyć, na dodatel pogodynka mówiła że ma padać;/ ale wkurzyłam się i powiedziałam sobie, a co tam, najwyżej mnie zmoczy, a jak mam tu czekać na ładną pogodę to mogę się nie doczekać;/ postanowiłam pojechać, ale przy pakowaniu i przygotowywaniu okazało się że nie mam arkusza mapy tego miejsca w które akurat chciałam się wybrać;/ musiałam pojechać do centrum po mapkę;/ tłok straszny, ledwo można było rowerem przejechać, na dodatek w sklepie okazało się że mapki która jest mi potrzebna nie ma, akurat tego arkusza;/ wszsytkie inne owszem, ale tego nie! wkurzyłam się, podjechałam do następnego sklepu, ale przy nim nie było uchwytów do przypięcia roweru więc powiedziałam trudno, tu nie będę robić zakupów, pojechałam na główną ulicę do Centrum Informacji Turystycznej, bo wiedziałam, że tam taka mapka może byc, ale oczywiście tego arkusza nie było, ale za to upatrzyłam sobie inna mapę, taką typowo rowerową, z zakupem której nosiłam się już od jakiegoś czasu, no a tu nadażyła się okazja więc kupiłam, a raczej miałam taki zamiar, mapa kosztowała £4.95, chciałam zapłacić kartą, ale okazalo się, że karta można płacić powyżej £5 ;/ tak więc w akcie desperacji postanowiłam zakupić jeszcze dwie mapki:) w końcu szczęśliwa że już się nie zgubie wsiadłam na mój pojazd i popedałowałam tym razem na południe. Ciężko było na prawdę;/ cały czas pod górke, na dodatek jakaś słaba byłam, w czasie tej wycieczki miałam poważne chwile zwątpienia czy uda mi się wrócić do domu o własnych siłach. Było kilka takich miejsc, gdzie musiałam zsiąść z roweru i go pchać, bo podjechanie było po prostu niemożliwe:/ i myśle że nawet doświaczeni kolarze mieli by z tym problem. No ale teraz jak wyglądała moja sobotnia wycieczka;)
Po dość długiej i uciążliwej jeździe udało mi się wyjechać z Edynburga, wspiąć na lekkie wzniesienie i za plecami ukazał mi się taki oto widoczek
Celem mojej wycieczki był Crichton Castle
następnie moja trasa prowadziła na drugą stronę uroczej dolinki nad którą stały ruiny, tylko najpierw trzeba było zjechać na dno dolinki (och jakie to było przyjemne:) wąska, kręta droga, wiatr we włosach, łzy w oczach i niesamowity pęd, gdybym tylko miała lepsze hamulce pewnie bardziej bym się rozpędziła:)) no ale każdy zjazd się kończy i zaczyna się katorga podjazdu, no itu po raz pierwszy musiałam zsiąść z roweru i go poprowadzić, bo nie miałam siły jechać:( ale za to z drugiej strony dolinki rozpościerał się świetny widok na ruiny;)
nawet rower sie zapatrzył robiąc sobie przerwę po tym podjeździe, czy tez podejściu ;)
Nieco dalej natknęłam się na kolejny zamek w tym jednak odbywały się śluby i wesela, więc długo tam nie zabawiłam, mój strój chyba niezbyt pasował do otocznia;)
W drodze powrotnej natknęłam się na Muzeum Górnictwa, gdzie wybrałam się następnego dnia ale już nie rowerem. Przed muzeum stoi taki oto potwór
Niestety zdjęć z tego dnia tylko tyle ponieważ po piątkowej wycieczce padły baterie.
ogę jeszcze napisać, że w drodze powrotnej oczywiście troszkę pobłądziłam, ale w końcu udało mi się pojechać tak jak chciałam;) oczywiście wybrałam sobie uroczą trasę przez kolejną dolinkę z której trzeba było jakoś się wydostać, ale niestety na pieszo, nie byłam w stanie tam pedałować i myślę że wielu by nie dało rady, niestety nie było znaku o wielkości spadku, ale myślę, że sporo ponad 20%, może uda mi się to policzyć, to dopiszę:) Jak tylko przekroczyłam obwodnicę i dojechałam do ulicy, która prowadzi prosto do domku było fantastycznie;) bo cały czas z górki:)